Harry Potter - Book And Scroll

30.8.13

33. Surrealistycznie

"Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.

Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci."
- Jan Lechoń, "Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną"


    Zrobiło się już bardzo późno, Ron poszedł do dormitorium, stwierdzając, że bez sensu jest czekać, skoro można spać. Hermiona została sama i wpatrywała się przez okno w ciemne niebo. Martwiła się. To było przerażające, co spotkało Harry'ego. Równie dobrze ten promień mógł trafić w nią i w sumie byłoby wtedy lepiej. Nie cierpiałaby tak. Owszem, pewnie fizyczny ból byłby duży, ale byłaby spokojna o swojego chłopaka. Teraz się bała.
    A co, jeśli tego nie wytrzyma? Chciała być przy nim, cały czas. Jednak nie była pewna, czy przetrwa tydzień bez prawdziwego Harry'ego. Gdy zamiast jego śmiechu usłyszy te wszystkie straszne rzeczy, gdy najgorsze rzeczy będą z niego wychodzić, ona mogła po prostu się załamać. Pęknąć, jak bańka mydlana.
    Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach. Jakim cudem przez dwa i pół miesiąca można sobie tak bardzo skomplikować życie? To było bez sensu! Szczypała się w rękę, próbowała przebudzić, bo to wszystko wydawało jej się tylko iluzją. Snem, niczym więcej. To było zbyt surrealistyczne, dziwne, niecodzienne. Ale może właśnie na tym polegało całe jej życie? W końcu od kiedy tylko dostała sowę z informacją, że jest czarownicą, wszystko wywróciło się do góry nogami. I widocznie takie pozostało, od pierwszej klasy do teraz. Wszystko było niezwykłe, a najbardziej sam fakt, że przyjaźniła się ze słynnym Wybrańcem. Do teraz nie wierzyła do końca, że był jej.
    Otrząsnęła się, gdy drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i głośno trzasnęły. Szybkim krokiem wyszedł przez nie Snape, powiewając czarnymi szatami, wyraźnie zmęczony. Chyba jej nie zauważył i całe szczęście, bo pewnie odjąłby punkty za przebywanie po ciszy nocnej poza swoim łóżkiem. Poczekała, aż zniknie za rogiem i wślizgnęła się do pomieszczenia.
    W powietrzu unosił się dziwny zapach, jakby mieszanka potu, cynamonu i starego drewna. Aż uniosła brwi ze zdziwienia, bo o ile mogła zrozumieć pierwszy "składnik", to reszta była po prostu... nie na miejscu, tak jej się w każdym razie wydawało.
    Rozejrzała się uważnie, ale nigdzie nie dostrzegła pani Pomfrey, więc weszła za parawan, który szczelnie zasłaniał łóżko Harry'ego. W tym samym momencie chmury odsłoniły jasny Księżyc, którego światło oświetliło twarz chłopaka. Hermiona prawie się przewróciła, gdy na niego spojrzała. Był blady, śmiertelnie blady, aż zastanawiała się, czy w jego ciele znajduje się choć kropla krwi. Oczy miał zamknięte, spał. Widocznie był bardzo zmęczony, na to również wskazywał jego wygląd. Na czole perliły się krople potu, a wargi miał wysuszone jak stary pergamin w książkach, które tak często czytała. Delikatnie ujęła jego rękę, a wtedy przez twarz przebiegł mu grymas bólu. Przestraszyła się i lekko cofnęła, ale nie puściła dłoni. Wtedy też dostrzegła kątem oka na szafce obok butelkę Szkiele-Wzro. Czyżby coś sobie złamał? Teraz już była przerażona.
    Delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła i pogładziła bezwiednie palcem czerwoną bliznę. To przez nią to wszystko. Zacisnęła zęby na myśl o Voldemorcie. Nienawidziła go. W zasadzie to teraz nie mogła się doczekać, kiedy Harry go pokona. Bo jak dla niej było oczywiste, że da radę. Może naczytała się zbyt wiele mugolskich książek, ale wierzyła, że dobro zawsze zwycięży. Kiedyś. W końcu. Te wszystkie nieszczęścia są tylko drogą do lepszej przyszłości.
    Wzdrygnęła się, gdy usłyszała jakiś odgłos z głębi pomieszczenia. Brzmiał jak brzdęk butelki, więc z żalem stwierdziła, że powinna już iść. W końcu od rana znowu są lekcje, musi złapać choć trochę snu. Wstała i jeszcze musnęła lekko usta Harry'ego swoimi.
- Muszę już iść. Ale wrócę, obiecuję – wyszeptała i zniknęła za parawanem, po czym udała się do wieży Gryffindoru.
    Szybko wśliznęła się do łóżka i próbowała zasnąć. Fakt, że łóżko Lavender zniknęło, dodatkowo utrudniał jej niespokojny sen, w który zapadła.

***


    Na śniadaniu panował ponury nastrój, nawet, a właściwie zwłaszcza wśród Gryfonów. Niestety, ludzie mają w zwyczaju przypisywać zmarłym same dobre cechy, również, gdy ich nie posiadali za życia. Tego dnia Hermiona dowiedziała się, że Lavender była dobrą przyjaciółką, uczennicą na poziomie i każdego potrafiła rozbawić, nie urażając przy tym nikogo. Prychnęła tylko, ale wciąż nie dawał jej spokoju ten krzyżyk na nadgarstku Brown. Czuła, że gdzieś już go widziała, lecz za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Jakby powiedziała jej mama: gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele. Może kogoś zapyta? Tylko kogo, bo na pewno nie...
    Mimowolnie spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego. Ten cholerny wampir znowu się do niej szczerzył! Pokazywał te śnieżnobiałe, równe kły, wpatrywał się w nią tymi cudownymi, brązowymi, sarnimi oczami i wyglądał jak zbity pies, a jednocześnie emanował wręcz dumą. Nie. Stop. Przestań o nim myśleć! Już przecież ustaliła, że koniec z Barna... profesorem Collinsem! Koniec i kropka.
Na poparcie swoich słów (poprawka: myśli) odwróciła się do niego plecami i wgryzła w kanapkę. W tym samym momencie usłyszała głos dyrektora. Mimo to nadal nie miała zbytniej ochoty wracać do poprzedniej pozycji.
- Ze smutkiem muszę was poinformować, że wasza koleżanka, Lavender Brown, zginęła podczas wczorajszego ataku Śmierciożerców, choć pewnie już to wiecie. - Głos Dumbledore'a był spokojny, a błękitne oczy wyrażały smutek. - Jest ona jedyną ofiarą po naszej stronie, jednak uszanujcie jej poświęcenie. Wojna znowu zaczyna zbierać swoje śmiertelne żniwo, ale nie zapominajmy o niej i o innych, którzy poświęcili za was, za przyszły pokój i wolność, swoje życie. Dlatego z przykrością muszę na razie zawiesić wszystkie mecze quidditcha i treningi. - Uczniowie wydali zbiorowy jęk zawodu. - Błonia otaczające Hogwart nie są już tak bezpieczne, jak sam zamek. Na lekcje zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami będą was odprowadzać nauczyciele. To tyle, wracajcie do śniadania.
    W całym przemówieniu dyrektora wyraźnie wyczuwało się smutek, nie był to już ten wesoły staruszek, co zawsze. Kochał swoich uczniów i śmierć któregokolwiek z nich, nawet kogoś takiego jak Lavender, mocno nim wstrząsała.
    Hermiona dokończyła śniadanie i razem z Ronem udała się na lekcje. Najpierw musieli przebrnąć przez eliksiry, co nie napawało ich zbytnim optymizmem. Snape widocznie też nie miał zbyt dobrego nastroju, bo przez godzinę Gryffindor stracił czterdzieści punktów.
    Z lochów wyszli zrezygnowani i całkiem zniechęceni do dalszej części dnia. W sali do obrony przed czarną magią Hermiona usiadła z Ronem. Dopiero teraz ze zdziwieniem stwierdzili, że nie ma Carmen. Nie było jej też godzinę wcześniej, mimo że spała w dormitorium.
    Granger wzruszyła ramionami – widocznie zaspała lub zwyczajnie nie chciało jej się iść na lekcje. Przyzwyczaiła się już do jej dziwactw, teraz prawie nic nie robiło na niej wrażenia, choć pewnie Car miała jeszcze parę denerwujących rzeczy w zanadrzu.
    Westchnęła i w tym samym momencie do sali wszedł profesor Collins. Jak zwykle ubrany staromodnie, jego oczy błyszczały entuzjazmem. Miał dobrą noc. Czarny Pan pozwolił mu dobić trójkę Śmierciożerców, którzy podczas wczorajszego ataku odnieśli rany i nie stawili się na czas. I, wbrew pozorom, mieli całkiem dobrą krew. Barnabas lekko oblizał kły na tę myśl, lecz zaraz się otrząsnął. No tak, lekcja.
    Spojrzał na Hermionę, która odwróciła głowę, ale i tak nie udało jej się ukryć rumieńca na twarzy. Uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Dzisiaj mam dla was już od jakiegoś czasu obiecaną niespodziankę, młodzieży! - zagrzmiał radośnie, a zdezorientowani uczniowie spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. - Nie pamiętają państwo? - pokiwał z niesmakiem głową. - Panno Granger, proszę im przypomnieć.
- Dżiny – powiedziała szybko Hermiona. Jak oni mogli tego nie pamiętać? Taki ciekawy temat! Nie, nie spojrzy mu w oczy. Nie da mu tej satysfakcji.
- Pięć punktów dla Gryffindoru! - Gryfonom od razu zrobiło się przyjemniej. Może chociaż trochę nadrobią punkty z eliksirów.
- A co konkretnie chce nam pan pokazać? - zapytał jakiś głos z tyłu. Wampir uśmiechnął się promiennie.
- Ależ to oczywiste, że dżina, prawdziwego! Ciężko nad tym pracowałem, ale w końcu udało mi się jednego sprowadzić aż z Libanu!
    Teraz już wszyscy wpatrywali się w niego jak w ósmy cud świata. Nawet Hermiona się przemogła – w końcu takie dżiny nie chodzą sobie codziennie ulicą, prawda?
- Zanim jednak go zobaczycie, musicie się czegoś dowiedzieć o tych stworzeniach. Kto kiedyś o nim słyszał? - Uniosły się wszystkie ręce w górę. - A kto mi może o nich dokładnie opowiedzieć? - Tym razem wiedziała tylko Hermiona, Draco i jeszcze jeden Ślizgon. - Dobrze. A zatem dżiny to coś pomiędzy duchem a demonem. Powstały z czystego ognia, bez dymu i są bardzo potężne. Przeważnie można je spotkać na pustyni. Są niewidzialne, ale mogą przybrać postać człowieka lub zwierzęcia – ewentualnie jakiegoś monstrum, ale nie tak, jak boginy. Po prostu wyglądają tak, jak je sobie wyobrazimy. A raczej: im będą dziwniejsze, tym bardziej otwarty i bystry umysł posiadacie. Obecnie dżiny nie stoją za Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, lecz też nam nie pomagają. Może to i dobrze, bo zniszczenia, które by spowodowały, mogłyby zaszkodzić obydwu stronom. Dżiny mają swoje rody, bardzo szanowane zresztą. Natomiast pewnie najbardziej ciekawi was kwestia podporządkowania sobie dżina. Nie radzę, wymaga to naprawdę ogromnych pokładów magii i dogłębnej znajomości zaklęć, szczególnie tych czarnomagicznych. Co nie zmienia faktu, że owszem, po wszystkim mogą wam spełnić trzy życzenia, lecz należy starannie dobierać słowa, bo biorą je na poważnie i dosłownie. Można je też uwięzić w lampie lub butelce, tylko pytanie: po co? - Uśmiechnął się znowu. - A jak się przed nimi bronić? Wystarczy żelazo albo pierścionek ze złota, ewentualnie stali. Wilcze kły również wam pomogą. Nie radzę jednak z nimi zadzierać. A teraz pokaż nam się, mój przyjacielu!
    Nosferatu machnął różdżką i powietrze w klasie zawirowało, zabarwiając się na niebiesko. Po chwili wiatr ustał i wszyscy wpatrywali się z szerokimi oczami w miejsce na środku sali. Każdy widział kogoś innego, jednak wrażenie było niesamowite. Hermiona aż przetarła oczy ze zdziwienia. Obok nauczyciela stał wysoki mężczyzna, bardzo blady. Jego włosy miały odcień ciemnego brązu, przedziałek dokładnie pośrodku i sięgały gładko ogolonej brody. Oczy były skryte za wielkimi okularami z ciemnymi szkłami i w białych oprawkach, przez co wyglądał trochę jak mucha. Na głowie miał duży czarny cylinder z czerwonym paskiem tuż nad rondem. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru, taką samą kamizelkę ze złotym łańcuszkiem i czerwony frak ze sztruksu. Całość spinała pod szyją wielka klamra w kształcie ozdobnego W. Na dłoniach miał fioletowe rękawiczki, trzymał też drewnianą laskę z misterną główką. Do tego nosił czarne, wypolerowane lakierki.
    Hermiona aż złapała się za głowę – co ten jej mózg wymyślił? Nigdy nie widziała takiego mężczyzny, a była pewna, że zapamiętałaby go. Na farbowaną brodę Merlina, ten dzień naprawdę był dziwny i surrealistyczny!
    Gdy się w miarę otrząsnęła z szoku, dotarły do niej słowa Collinsa, a raczej ich szczątki.
- Napatrzcie się do woli, bardzo radzę jednak go nie dotykać!
- Hermiono... kogo widzisz? - zapytał Ron, szturchając ją w ramię.
- Ja... Eee... Snape'a – skłamała, bo nie miała siły mu mówić o dziwnym jegomościu.
- Współczuję. Ja widzę Syriusza – powiedział smutno. - Tylko nie mów Harry'emu – dodał.
- Na razie i tak nic nie słyszy, na pewno jeszcze śpi – odparła.
- Jak myślisz, kiedy wyzdrowieje?
- Nie mam pojęcia. Ufam całkowicie Carmen w tej kwestii. Poza tym...
    Nie dokończyła, bo rozległ się dzwonek. Nauczyciel znowu machnął różdżką i dziwny mężczyzna zniknął, ku jej niezmiernej uciesze. Zaczęła się pakować, gdy dobiegł ją głos Collinsa.
- Mogłaby pani na chwilę zostać, panno Granger?
- O-oczywiście – wyjąkała i pokazała Ronowi, aby na nią zaczekał przed klasą. Gdy wszyscy już wyszli, zapytała: - O co chodzi, sir?
- Och, Hermiono... - zaśmiał się krótko. - Chyba już ustaliliśmy, że możesz mówić mi po imieniu? - Uniósł brew i odsłonił zęby. Dziewczyna zacisnęła pięści. Specjalnie ją prowokuje! A gdy na lekcji oblizał te kły... - W każdym razie zauważyłem, że nie ma pana Pottera. Słyszałem, co się stało. Jaki jest jego stan?
- Możesz sam sprawdzić – powiedziała, zanim ugryzła się w język.
- Wyborny pomysł, jednak nie mam czasu, sama rozumiesz – odparł z błyskiem w oczach, podchodząc do niej bliżej. - Więc jak?
- Stabilny. Na razie śpi – oznajmiła, starając się nad sobą panować. Nie mogła się odsunąć, bo stała tuż przed ławką.
- To chyba dobrze, prawda? Nie bądź smutna, wydobrzeje. - Znowu te kły. Czy on chce ją oślepić?! - W końcu nie nazywa się go Chłopcem, Który Przeżył bez powodu...
    Teraz był tak blisko niej, że prawie się stykali. Wyczuła jego zapach, który tak dobrze się jej kojarzył i w końcu spojrzała w te wielkie oczy.
- Widzę, że coś się dzieje. Czy chciałabyś mnie o coś zapytać, Hermiono? - zapytał, unosząc tę swoją brew. Poczuła suchość w ustach i tym razem na ratunek przyszła jej... Lavender. Kto by się spodziewał?
- Tak, właściwie... Wie pan może, co oznacza czerwony krzyżyk na nadgarstku? - Zdziwił się, ale wziął jej lewą w dłoń w swoje i wskazał odpowiednie miejsce.
- Tutaj? - O Godryku, jego palce były takie przyjemne w dotyku, długie i...
- T-tak.
- Cóż... - Udawał, że się zastanawia, bezwiednie bawiąc się jej dłonią. Przebiegł ją dreszcz. - Takie znaki tworzy się w celu niektórych zaklęć i rytuałów wymagających krwi. - Tym razem znowu oblizał kły, a Hermiona czuła, że się rozpłynie. Nogi jej drżały, a serce biło jak po przebiegnięciu maratonu. - Natomiast krzyżyk oznacza podwójne nacięcie, często stosowane podczas prób zmiany osobowości człowieka, jednak ta tradycja praktycznie już zanikła... Chyba nie wplątałaś się w nic takiego? - zapytał takim tonem, jakby mówił coś dwuznacznego, a Gryfonka lekko się zarumieniła. Przejechał opuszkiem palca po wnętrzu jej dłoni i to było tak nieziemsko przyjemne... Zrobiło jej się gorąco. Stanowczo ZA gorąco.
- Oczywiście, że nie. Czytałam po prostu ostatnio jakąś książkę i...
- Rozumiem. Do zobaczenia – rzucił. Spojrzał jej głęboko w oczy i... odsunął się, uwalniając jej rękę spomiędzy swoich palców, na co Hermiona cicho jęknęła. - Chyba powinnaś już iść, jeśli chcesz zdążyć na następną lekcję. - Uśmiechnął się szelmowsko, ucałował w dłoń i obrócił się, owijając peleryną.
- Do widzenia – mruknęła dziewczyna i wyszła do Rona, który już tupał nogą niecierpliwie.
- Czego on chciał?
- Nic takiego. Pożyczał mi książkę – znowu skłamała.
    Ruszyli na Transmutację. A skóra na dłoni wciąż paliła.


***

    Carmen leżała w dormitorium, cała przykryta kołdrą i wtulona w poduszkę. Nie chciała iść na lekcje. Jak ma po tym spotkaniu z Jackiem być niby spokojna na eliksirach? Nie wspominając już o reszcie przedmiotów.
    Na za dużo sobie wczoraj pozwoliła. Nie powinna. Ale co mogła poradzić na to, że on wciąż coś dla niej znaczył? Owszem, miała Severusa, ale to nie była miłość, bardziej przywiązanie, potrzeba. Wtuliła twarz w poduszkę i usiłowała nie myśleć. Dlaczego jej życie musi być tak skomplikowane?! Już wcześniej marzyła, aby być zwykłą, normalną dziewczyną, ale teraz to pragnienie stało się większe niż zazwyczaj. I bardziej potrzebne. To wszystko teraz było surrealistyczne, wydawało się być tylko iluzją. Znowu.
    Westchnęła. Chciała zasnąć. Chciała zapomnieć. Chciała skończyć z tym wszystkim i spojrzała tęsknie na różdżkę leżącą na stoliku nocnym. Nie, nie może. Nawarzyła Ognistej, to teraz musi ją wypić, choćby nie wiem jak paliło. A to będzie bolało.
    Dlaczego Jack wciąż tak na nią działał? Nie powinien. A jednak. Musiała się przyznać sama przed sobą, że mimo wcześniejszej pewności, iż gdy go spotka, będzie wiedziała co dalej, grubo się myliła. Teraz wszystko się jeszcze bardziej pokomplikowało. Jednego była pewna: nie przejdzie na stronę Śmierciożerców.
    Ale dlaczego Jack to zrobił?
    Może pragnął władzy, bycia wyjątkowym, zauważenia... Przecież wcześniej to wszystko miał! Ludzie podejmują dziwne decyzje – tak brzmiał na razie jej jedyny wniosek z tych rozważań.
    Zasnęła, nie mogąc już tego dłużej znieść.

12 komentarzy:

  1. widzę, że słowo na dziś to surrealizm xD
    ciekawy rozdział chociaż w porównaniu z ostatnimi mało się działo
    Carmen i Jack? Po tym wszystkim, co jej zrobił coś między nimi się wydarzyło? a co ze Snape'em? Polubiłam ich jako parę i ich rozmowy.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny
    z.
    PS Powodzenia w szkole, na pewno nie będzie tak źle (chociaż ja patrze już na to z innej perspektywy, no i mam jeszcze miesiąc wakacji ^^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam że Carmen będzie ze Snape'em. Rozdział super :-)

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehhh na prawdę rozdział cholernie surrealistyczny :D mało się w nim działo ale.... Podoba mi się :D ciekawa jestem jak to dalej pokierujesz:D Weny:D Pozdrawiam,Lili:)
    panstwoweasley.blogspot.com
    PS nie załamuj się jak zobaczyłam swój plan to padlam i się załamałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co się stało między Carmen a Jack'iem? A już myślałam, że się spóźni na opcm i zobaczy zajebiście pokręconego dżina... ale ten Hermiony też był interesujący.
    No i brakowało mi sprzeczek ze Snape'em.
    Ciekawa jestem co też może gadać Harry jak się obudzi.
    W każdym razie nie mogę się już doczekać nowego rozdziału.

    Pozdrawiam, życzę weny i miłego roku szkolnego (w moim wydaniu w to nie wierzę, ale mam nadzieję, że inni bardziej się cieszą z początku roku ;) )
    ~Julla

    OdpowiedzUsuń
  5. Barnabas <3 Uwielbiam go. I mam gdzieś, że zabiera Harry'emu dziewczynę. Jemu można wybaczyć <3 :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie tam denerwuje Barnabas -.-.
    Biedny Harry.
    Hermiono ocknij się ;p.
    Yaaay! Willy Wonka!
    I co Jack zrobił Carmen?
    Hmmm.
    Czekam na następny i pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo przyjemny, dobrze się czyta :> Nie do końca ogarniam co się stało z Hermioną u Barnabasa, ogółem - nie lubię go, acz coś w nim mnie kręci . No cóż, czekam teraz tylko na to, co wypłynie z ust Harry'ego. Mam nadzieję,że będzie ostro. Co jeszcze.. Dawno nie widziałam mojego ukochanego, zamotanego Drinny :< Mam nadzieję, że niebawem napiszesz też coś o nich.
    I ostrzegam! Jeżeli nie chcesz mieć kilkunastu zagorzałych czytelników i kolejnych kilkunastu, którzy żyją tą historią - DODAWAJ REGULARNIE.
    Nie wiem jak to możliwe, ale z każdym rozdziałem coraz bardziej się w to wkręcam :3 Pozdrawiam /accio.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten krzyżyk jak sądzę też nie jest twoim wymysłem, tylko jakiegoś pisarza/scenarzysty...?
    Willy Wonka? Chyba jednak dostaniesz pokój w Drewnicy (szpitalu psychiatrycznym w Ząbkach)...

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś polecona, jako blog godny uwagi. Mi również się on podoba( sama uwielbiam HP) i jestem pod ogromnym wrażeniem grafiki. Jeżeli zgadzasz się, abym umieściła link do twojego bloga na swojej liście Top blogów, proszę o odpowiedź na moim blogu: prawdziwa-magia.blog.pl
    Pozdrawiam
    Agnes Lee

    OdpowiedzUsuń
  10. Tutaj ta piątka fanów, o których nawet wspomiałaś. :D Co do integrowania nas... W sumie coś w tym jest, bo w pewnym sensie tak to działa. ;) Co do rozdziału to był niesamowity x5. A lekcja z Barnabasem tak doszlifowana, że po prostu nie wierzymy. Ah, no i ten ekscytujący moment był po prostu idealny - chcemy takich więcej, bo nasz kochany wampir potrafi oczarować nie tylko Hermionę - if you know what we mean. :P No i bylibyśmy wdzięczni, gdybyś rozdziały mimo wszystko dodawała raz w tygodniu, bo integrowanie w niedzielne wieczory weszło już nam w nawyk.
    Pozdrawiamy!
    Twój prywatny pięciopak. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej!!!! Hermiona i Barnabas <33 Koooocham, kocham, kocham, kocham! Ja już za to widzę swojego dżina: Gruby, ze stopami rozmiar 52, dużą głową, maleńkimi oczkami, czerwonymi ustami i świńskim nosem (takim ryjkiem), zielonymi uszami, strojem kapelusznika (tego, którym Johnny był) i wściekle różowymi włosami. Ta-dam! Oto mój dżin. I jak wypadłam? :D
    Rozdział mi się podobał (jak zwylke) mogę tylko napisać jakieś nudne rzeczy, że np. Harry powinien zdechnąć jak jakiś robak, zgnieciony butem tego mojego dżina, bo ja go nie lubię i już! Potter, ten wkurzający mnie Potter, uch!
    No to ja lecę oglądać serial, bo może i Grę o Tron mam już za sobą, ale Przygody Merlina czekają :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże jak ja nienawidzę Barnabasa !!
    Tak mnie irytuje
    Niedny Harry :(

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter - Book And Scroll