"Pytasz, co w moim
życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i
miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się
czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości
i dwie śmierci moje.
Przez niebo
rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher
międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w
ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy,
wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się
miele, dno życia się wierci,
By prawdy się
najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I
nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od
miłości, a miłość od śmierci."
- Jan Lechoń, "Pytasz,
co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną"
Zrobiło się już bardzo późno, Ron
poszedł do dormitorium, stwierdzając, że bez sensu jest czekać,
skoro można spać. Hermiona została sama i wpatrywała się przez
okno w ciemne niebo. Martwiła się. To było przerażające, co
spotkało Harry'ego. Równie dobrze ten promień mógł trafić w nią
i w sumie byłoby wtedy lepiej. Nie cierpiałaby tak. Owszem, pewnie
fizyczny ból byłby duży, ale byłaby spokojna o swojego chłopaka.
Teraz się bała.
A co, jeśli tego nie wytrzyma? Chciała
być przy nim, cały czas. Jednak nie była pewna, czy przetrwa tydzień bez prawdziwego Harry'ego. Gdy zamiast jego śmiechu
usłyszy te wszystkie straszne rzeczy, gdy najgorsze rzeczy będą z
niego wychodzić, ona mogła po prostu się załamać. Pęknąć, jak
bańka mydlana.
Westchnęła i ukryła twarz w
dłoniach. Jakim cudem przez dwa i pół miesiąca można sobie tak
bardzo skomplikować życie? To było bez sensu! Szczypała się w
rękę, próbowała przebudzić, bo to wszystko wydawało jej się
tylko iluzją. Snem, niczym więcej. To było zbyt surrealistyczne,
dziwne, niecodzienne. Ale może właśnie na tym polegało całe jej
życie? W końcu od kiedy tylko dostała sowę z informacją, że
jest czarownicą, wszystko wywróciło się do góry nogami. I
widocznie takie pozostało, od pierwszej klasy do teraz. Wszystko
było niezwykłe, a najbardziej sam fakt, że przyjaźniła się ze
słynnym Wybrańcem. Do teraz nie wierzyła do końca, że był jej.
Otrząsnęła się, gdy drzwi Skrzydła
Szpitalnego otworzyły się i głośno trzasnęły. Szybkim krokiem
wyszedł przez nie Snape, powiewając czarnymi szatami, wyraźnie
zmęczony. Chyba jej nie zauważył i całe szczęście, bo pewnie
odjąłby punkty za przebywanie po ciszy nocnej poza swoim łóżkiem.
Poczekała, aż zniknie za rogiem i wślizgnęła się do
pomieszczenia.
W powietrzu unosił się dziwny zapach,
jakby mieszanka potu, cynamonu i starego drewna. Aż uniosła brwi ze
zdziwienia, bo o ile mogła zrozumieć pierwszy "składnik",
to reszta była po prostu... nie na miejscu, tak jej się w każdym
razie wydawało.
Rozejrzała się uważnie, ale nigdzie
nie dostrzegła pani Pomfrey, więc weszła za parawan, który
szczelnie zasłaniał łóżko Harry'ego. W tym samym momencie chmury
odsłoniły jasny Księżyc, którego światło oświetliło twarz
chłopaka. Hermiona prawie się przewróciła, gdy na niego
spojrzała. Był blady, śmiertelnie blady, aż zastanawiała się,
czy w jego ciele znajduje się choć kropla krwi. Oczy miał
zamknięte, spał. Widocznie był bardzo zmęczony, na to również
wskazywał jego wygląd. Na czole perliły się krople potu, a wargi
miał wysuszone jak stary pergamin w książkach, które tak często
czytała. Delikatnie ujęła jego rękę, a wtedy przez twarz
przebiegł mu grymas bólu. Przestraszyła się i lekko cofnęła,
ale nie puściła dłoni. Wtedy też dostrzegła kątem oka na szafce
obok butelkę Szkiele-Wzro. Czyżby coś sobie złamał? Teraz już
była przerażona.
Delikatnie odgarnęła mu włosy z
czoła i pogładziła bezwiednie palcem czerwoną bliznę. To przez
nią to wszystko. Zacisnęła zęby na myśl o Voldemorcie.
Nienawidziła go. W zasadzie to teraz nie mogła się doczekać,
kiedy Harry go pokona. Bo jak dla niej było oczywiste, że da radę.
Może naczytała się zbyt wiele mugolskich książek, ale wierzyła,
że dobro zawsze zwycięży. Kiedyś. W końcu. Te wszystkie
nieszczęścia są tylko drogą do lepszej przyszłości.
Wzdrygnęła się, gdy usłyszała
jakiś odgłos z głębi pomieszczenia. Brzmiał jak brzdęk butelki,
więc z żalem stwierdziła, że powinna już iść. W końcu od rana
znowu są lekcje, musi złapać choć trochę snu. Wstała i jeszcze
musnęła lekko usta Harry'ego swoimi.
- Muszę już iść. Ale wrócę,
obiecuję – wyszeptała i zniknęła za parawanem, po czym udała
się do wieży Gryffindoru.
Szybko wśliznęła się do łóżka i
próbowała zasnąć. Fakt, że łóżko Lavender zniknęło,
dodatkowo utrudniał jej niespokojny sen, w który zapadła.
***
Na śniadaniu panował ponury nastrój,
nawet, a właściwie zwłaszcza wśród Gryfonów. Niestety, ludzie
mają w zwyczaju przypisywać zmarłym same dobre cechy, również,
gdy ich nie posiadali za życia. Tego dnia Hermiona dowiedziała się,
że Lavender była dobrą przyjaciółką, uczennicą na poziomie i
każdego potrafiła rozbawić, nie urażając przy tym nikogo.
Prychnęła tylko, ale wciąż nie dawał jej spokoju ten krzyżyk na
nadgarstku Brown. Czuła, że gdzieś już go widziała, lecz za nic
w świecie nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Jakby powiedziała
jej mama: gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele. Może
kogoś zapyta? Tylko kogo, bo na pewno nie...
Mimowolnie spojrzała w stronę stołu
nauczycielskiego. Ten cholerny wampir znowu się do niej szczerzył!
Pokazywał te śnieżnobiałe, równe kły, wpatrywał się w nią
tymi cudownymi, brązowymi, sarnimi oczami i wyglądał jak zbity
pies, a jednocześnie emanował wręcz dumą. Nie. Stop. Przestań o
nim myśleć! Już przecież ustaliła, że koniec z Barna...
profesorem Collinsem! Koniec i kropka.
Na poparcie swoich słów (poprawka:
myśli) odwróciła się do niego plecami i wgryzła w kanapkę. W
tym samym momencie usłyszała głos dyrektora. Mimo to nadal nie
miała zbytniej ochoty wracać do poprzedniej pozycji.
- Ze smutkiem muszę was
poinformować, że wasza koleżanka, Lavender Brown, zginęła
podczas wczorajszego ataku Śmierciożerców, choć pewnie już to wiecie. - Głos Dumbledore'a
był spokojny, a błękitne oczy wyrażały smutek. - Jest ona
jedyną ofiarą po naszej stronie, jednak uszanujcie jej
poświęcenie. Wojna znowu zaczyna zbierać swoje śmiertelne żniwo,
ale nie zapominajmy o niej i o innych, którzy poświęcili za was,
za przyszły pokój i wolność, swoje życie. Dlatego z przykrością
muszę na razie zawiesić wszystkie mecze quidditcha i treningi. -
Uczniowie wydali zbiorowy jęk zawodu. - Błonia otaczające Hogwart
nie są już tak bezpieczne, jak sam zamek. Na lekcje zielarstwa i
opieki nad magicznymi stworzeniami będą was odprowadzać
nauczyciele. To tyle, wracajcie do śniadania.
W całym przemówieniu dyrektora
wyraźnie wyczuwało się smutek, nie był to już ten wesoły
staruszek, co zawsze. Kochał swoich uczniów i śmierć
któregokolwiek z nich, nawet kogoś takiego jak Lavender, mocno nim
wstrząsała.
Hermiona dokończyła śniadanie i
razem z Ronem udała się na lekcje. Najpierw musieli przebrnąć
przez eliksiry, co nie napawało ich zbytnim optymizmem. Snape
widocznie też nie miał zbyt dobrego nastroju, bo przez godzinę
Gryffindor stracił czterdzieści punktów.
Z lochów wyszli zrezygnowani i całkiem
zniechęceni do dalszej części dnia. W sali do obrony przed czarną
magią Hermiona usiadła z Ronem. Dopiero teraz ze zdziwieniem
stwierdzili, że nie ma Carmen. Nie było jej też godzinę
wcześniej, mimo że spała w dormitorium.
Granger wzruszyła ramionami –
widocznie zaspała lub zwyczajnie nie chciało jej się iść na
lekcje. Przyzwyczaiła się już do jej dziwactw, teraz prawie nic
nie robiło na niej wrażenia, choć pewnie Car miała jeszcze parę
denerwujących rzeczy w zanadrzu.
Westchnęła i w tym samym momencie do
sali wszedł profesor Collins. Jak zwykle ubrany staromodnie, jego
oczy błyszczały entuzjazmem. Miał dobrą noc. Czarny Pan pozwolił
mu dobić trójkę Śmierciożerców, którzy podczas wczorajszego
ataku odnieśli rany i nie stawili się na czas. I, wbrew pozorom,
mieli całkiem dobrą krew. Barnabas lekko oblizał kły na tę myśl,
lecz zaraz się otrząsnął. No tak, lekcja.
Spojrzał na Hermionę, która
odwróciła głowę, ale i tak nie udało jej się ukryć rumieńca na
twarzy. Uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Dzisiaj mam dla was już od
jakiegoś czasu obiecaną niespodziankę, młodzieży! - zagrzmiał
radośnie, a zdezorientowani uczniowie spojrzeli na siebie ze
zdziwieniem. - Nie pamiętają państwo? - pokiwał z niesmakiem
głową. - Panno Granger, proszę im przypomnieć.
- Dżiny – powiedziała szybko
Hermiona. Jak oni mogli tego nie pamiętać? Taki ciekawy temat!
Nie, nie spojrzy mu w oczy. Nie da mu tej satysfakcji.
- Pięć punktów dla Gryffindoru! -
Gryfonom od razu zrobiło się przyjemniej. Może chociaż trochę
nadrobią punkty z eliksirów.
- A co konkretnie chce nam pan
pokazać? - zapytał jakiś głos z tyłu. Wampir uśmiechnął się
promiennie.
- Ależ to oczywiste, że dżina, prawdziwego!
Ciężko nad tym pracowałem, ale w końcu udało mi się jednego
sprowadzić aż z Libanu!
Teraz już wszyscy wpatrywali się w
niego jak w ósmy cud świata. Nawet Hermiona się przemogła – w
końcu takie dżiny nie chodzą sobie codziennie ulicą, prawda?
- Zanim jednak go zobaczycie,
musicie się czegoś dowiedzieć o tych stworzeniach. Kto kiedyś o
nim słyszał? - Uniosły się wszystkie ręce w górę. - A kto mi
może o nich dokładnie opowiedzieć? - Tym razem wiedziała
tylko Hermiona, Draco i jeszcze jeden Ślizgon. - Dobrze. A zatem
dżiny to coś pomiędzy duchem a demonem. Powstały z czystego
ognia, bez dymu i są bardzo potężne. Przeważnie można je
spotkać na pustyni. Są niewidzialne, ale mogą przybrać postać
człowieka lub zwierzęcia – ewentualnie jakiegoś monstrum, ale
nie tak, jak boginy. Po prostu wyglądają tak, jak je sobie
wyobrazimy. A raczej: im będą dziwniejsze, tym bardziej otwarty i bystry umysł posiadacie. Obecnie dżiny nie stoją za Tym, Którego Imienia Nie
Wolno Wymawiać, lecz też nam nie pomagają. Może to i dobrze, bo
zniszczenia, które by spowodowały, mogłyby zaszkodzić obydwu
stronom. Dżiny mają swoje rody, bardzo szanowane zresztą.
Natomiast pewnie najbardziej ciekawi was kwestia podporządkowania
sobie dżina. Nie radzę, wymaga to naprawdę ogromnych pokładów
magii i dogłębnej znajomości zaklęć, szczególnie tych
czarnomagicznych. Co nie zmienia faktu, że owszem, po wszystkim
mogą wam spełnić trzy życzenia, lecz należy starannie dobierać
słowa, bo biorą je na poważnie i dosłownie. Można je też
uwięzić w lampie lub butelce, tylko pytanie: po co? - Uśmiechnął
się znowu. - A jak się przed nimi bronić? Wystarczy żelazo albo
pierścionek ze złota, ewentualnie stali. Wilcze kły również wam
pomogą. Nie radzę jednak z nimi zadzierać. A teraz pokaż nam
się, mój przyjacielu!
Nosferatu machnął różdżką i
powietrze w klasie zawirowało, zabarwiając się na niebiesko. Po
chwili wiatr ustał i wszyscy wpatrywali się z szerokimi oczami w
miejsce na środku sali. Każdy widział kogoś innego, jednak
wrażenie było niesamowite. Hermiona aż przetarła oczy ze
zdziwienia. Obok nauczyciela stał wysoki mężczyzna, bardzo blady.
Jego włosy miały odcień ciemnego brązu, przedziałek dokładnie
pośrodku i sięgały gładko ogolonej brody. Oczy były skryte za wielkimi okularami
z ciemnymi szkłami i w białych oprawkach, przez co wyglądał
trochę jak mucha. Na głowie miał duży czarny cylinder z czerwonym
paskiem tuż nad rondem. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru,
taką samą kamizelkę ze złotym łańcuszkiem i czerwony frak ze
sztruksu. Całość spinała pod szyją wielka klamra w kształcie
ozdobnego W. Na dłoniach miał fioletowe rękawiczki, trzymał też
drewnianą laskę z misterną główką. Do tego nosił czarne,
wypolerowane lakierki.
Hermiona aż złapała się za głowę
– co ten jej mózg wymyślił? Nigdy nie widziała takiego
mężczyzny, a była pewna, że zapamiętałaby go. Na farbowaną
brodę Merlina, ten dzień naprawdę był dziwny i surrealistyczny!
Gdy się w miarę otrząsnęła z
szoku, dotarły do niej słowa Collinsa, a raczej ich szczątki.
- Napatrzcie się do woli, bardzo radzę
jednak go nie dotykać!
- Hermiono... kogo widzisz? -
zapytał Ron, szturchając ją w ramię.
- Ja... Eee... Snape'a – skłamała,
bo nie miała siły mu mówić o dziwnym jegomościu.
- Współczuję. Ja widzę Syriusza
– powiedział smutno. - Tylko nie mów Harry'emu – dodał.
- Na razie i tak nic nie słyszy, na
pewno jeszcze śpi – odparła.
- Jak myślisz, kiedy wyzdrowieje?
- Nie mam pojęcia. Ufam całkowicie
Carmen w tej kwestii. Poza tym...
Nie dokończyła, bo rozległ się
dzwonek. Nauczyciel znowu machnął różdżką i dziwny mężczyzna
zniknął, ku jej niezmiernej uciesze. Zaczęła się pakować, gdy
dobiegł ją głos Collinsa.
- Mogłaby pani na chwilę zostać,
panno Granger?
- O-oczywiście – wyjąkała i
pokazała Ronowi, aby na nią zaczekał przed klasą. Gdy wszyscy
już wyszli, zapytała: - O co chodzi, sir?
- Och, Hermiono... - zaśmiał się
krótko. - Chyba już ustaliliśmy, że możesz mówić mi po
imieniu? - Uniósł brew i odsłonił zęby. Dziewczyna zacisnęła
pięści. Specjalnie ją prowokuje! A gdy na lekcji oblizał te
kły... - W każdym razie zauważyłem, że nie ma pana Pottera.
Słyszałem, co się stało. Jaki jest jego stan?
- Możesz sam sprawdzić –
powiedziała, zanim ugryzła się w język.
- Wyborny pomysł, jednak nie mam
czasu, sama rozumiesz – odparł z błyskiem w oczach, podchodząc
do niej bliżej. - Więc jak?
- Stabilny. Na razie śpi –
oznajmiła, starając się nad sobą panować. Nie mogła się
odsunąć, bo stała tuż przed ławką.
- To chyba dobrze, prawda? Nie bądź
smutna, wydobrzeje. - Znowu te kły. Czy on chce ją oślepić?! - W
końcu nie nazywa się go Chłopcem, Który Przeżył bez powodu...
Teraz był tak blisko niej, że prawie
się stykali. Wyczuła jego zapach, który tak dobrze się jej
kojarzył i w końcu spojrzała w te wielkie oczy.
- Widzę, że coś się dzieje. Czy
chciałabyś mnie o coś zapytać, Hermiono? - zapytał, unosząc tę
swoją brew. Poczuła suchość w ustach i tym razem na ratunek
przyszła jej... Lavender. Kto by się spodziewał?
- Tak, właściwie... Wie pan może,
co oznacza czerwony krzyżyk na nadgarstku? - Zdziwił się, ale
wziął jej lewą w dłoń w swoje i wskazał odpowiednie miejsce.
- Tutaj? - O Godryku, jego palce
były takie przyjemne w dotyku, długie i...
- T-tak.
- Cóż... - Udawał, że się
zastanawia, bezwiednie bawiąc się jej dłonią. Przebiegł ją dreszcz. - Takie znaki
tworzy się w celu niektórych zaklęć i rytuałów wymagających
krwi. - Tym razem znowu oblizał kły, a Hermiona czuła, że się
rozpłynie. Nogi jej drżały, a serce biło jak po przebiegnięciu
maratonu. - Natomiast krzyżyk oznacza podwójne nacięcie, często
stosowane podczas prób zmiany osobowości człowieka, jednak ta
tradycja praktycznie już zanikła... Chyba nie wplątałaś się w
nic takiego? - zapytał takim tonem, jakby mówił coś
dwuznacznego, a Gryfonka lekko się zarumieniła. Przejechał opuszkiem palca po wnętrzu jej dłoni i to było tak nieziemsko przyjemne... Zrobiło jej się gorąco. Stanowczo ZA gorąco.
- Oczywiście, że nie. Czytałam po
prostu ostatnio jakąś książkę i...
- Rozumiem. Do zobaczenia –
rzucił. Spojrzał jej głęboko w oczy i... odsunął się,
uwalniając jej rękę spomiędzy swoich palców, na co Hermiona
cicho jęknęła. - Chyba powinnaś już iść, jeśli chcesz zdążyć
na następną lekcję. - Uśmiechnął się szelmowsko, ucałował w
dłoń i obrócił się, owijając peleryną.
- Do widzenia – mruknęła
dziewczyna i wyszła do Rona, który już tupał nogą
niecierpliwie.
- Czego on chciał?
- Nic takiego. Pożyczał mi książkę
– znowu skłamała.
Ruszyli na Transmutację. A skóra na
dłoni wciąż paliła.
***
Carmen leżała w dormitorium, cała
przykryta kołdrą i wtulona w poduszkę. Nie chciała iść na
lekcje. Jak ma po tym spotkaniu z Jackiem być niby spokojna na
eliksirach? Nie wspominając już o reszcie przedmiotów.
Na za dużo sobie wczoraj pozwoliła.
Nie powinna. Ale co mogła poradzić na to, że on wciąż coś dla
niej znaczył? Owszem, miała Severusa, ale to nie była miłość,
bardziej przywiązanie, potrzeba. Wtuliła twarz w poduszkę i usiłowała nie
myśleć. Dlaczego jej życie musi być tak skomplikowane?! Już
wcześniej marzyła, aby być zwykłą, normalną dziewczyną, ale
teraz to pragnienie stało się większe niż zazwyczaj. I bardziej
potrzebne. To wszystko teraz było surrealistyczne, wydawało się
być tylko iluzją. Znowu.
Westchnęła. Chciała zasnąć.
Chciała zapomnieć. Chciała skończyć z tym wszystkim i spojrzała
tęsknie na różdżkę leżącą na stoliku nocnym. Nie, nie może.
Nawarzyła Ognistej, to teraz musi ją wypić, choćby nie wiem jak
paliło. A to będzie bolało.
Dlaczego Jack wciąż tak na nią
działał? Nie powinien. A jednak. Musiała się przyznać sama przed
sobą, że mimo wcześniejszej pewności, iż gdy go spotka, będzie
wiedziała co dalej, grubo się myliła. Teraz wszystko się jeszcze
bardziej pokomplikowało. Jednego była pewna: nie przejdzie na
stronę Śmierciożerców.
Ale dlaczego Jack to zrobił?
Może pragnął władzy, bycia
wyjątkowym, zauważenia... Przecież wcześniej to wszystko miał! Ludzie podejmują dziwne decyzje – tak brzmiał na razie jej jedyny
wniosek z tych rozważań.
Zasnęła, nie mogąc już tego dłużej
znieść.
widzę, że słowo na dziś to surrealizm xD
OdpowiedzUsuńciekawy rozdział chociaż w porównaniu z ostatnimi mało się działo
Carmen i Jack? Po tym wszystkim, co jej zrobił coś między nimi się wydarzyło? a co ze Snape'em? Polubiłam ich jako parę i ich rozmowy.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny
z.
PS Powodzenia w szkole, na pewno nie będzie tak źle (chociaż ja patrze już na to z innej perspektywy, no i mam jeszcze miesiąc wakacji ^^)
Myślałam że Carmen będzie ze Snape'em. Rozdział super :-)
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Ehhh na prawdę rozdział cholernie surrealistyczny :D mało się w nim działo ale.... Podoba mi się :D ciekawa jestem jak to dalej pokierujesz:D Weny:D Pozdrawiam,Lili:)
OdpowiedzUsuńpanstwoweasley.blogspot.com
PS nie załamuj się jak zobaczyłam swój plan to padlam i się załamałam :)
Co się stało między Carmen a Jack'iem? A już myślałam, że się spóźni na opcm i zobaczy zajebiście pokręconego dżina... ale ten Hermiony też był interesujący.
OdpowiedzUsuńNo i brakowało mi sprzeczek ze Snape'em.
Ciekawa jestem co też może gadać Harry jak się obudzi.
W każdym razie nie mogę się już doczekać nowego rozdziału.
Pozdrawiam, życzę weny i miłego roku szkolnego (w moim wydaniu w to nie wierzę, ale mam nadzieję, że inni bardziej się cieszą z początku roku ;) )
~Julla
Barnabas <3 Uwielbiam go. I mam gdzieś, że zabiera Harry'emu dziewczynę. Jemu można wybaczyć <3 :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A mnie tam denerwuje Barnabas -.-.
OdpowiedzUsuńBiedny Harry.
Hermiono ocknij się ;p.
Yaaay! Willy Wonka!
I co Jack zrobił Carmen?
Hmmm.
Czekam na następny i pozdrawiam,
Honeyed Girl.
Rozdział bardzo przyjemny, dobrze się czyta :> Nie do końca ogarniam co się stało z Hermioną u Barnabasa, ogółem - nie lubię go, acz coś w nim mnie kręci . No cóż, czekam teraz tylko na to, co wypłynie z ust Harry'ego. Mam nadzieję,że będzie ostro. Co jeszcze.. Dawno nie widziałam mojego ukochanego, zamotanego Drinny :< Mam nadzieję, że niebawem napiszesz też coś o nich.
OdpowiedzUsuńI ostrzegam! Jeżeli nie chcesz mieć kilkunastu zagorzałych czytelników i kolejnych kilkunastu, którzy żyją tą historią - DODAWAJ REGULARNIE.
Nie wiem jak to możliwe, ale z każdym rozdziałem coraz bardziej się w to wkręcam :3 Pozdrawiam /accio.
Ten krzyżyk jak sądzę też nie jest twoim wymysłem, tylko jakiegoś pisarza/scenarzysty...?
OdpowiedzUsuńWilly Wonka? Chyba jednak dostaniesz pokój w Drewnicy (szpitalu psychiatrycznym w Ząbkach)...
Zostałaś polecona, jako blog godny uwagi. Mi również się on podoba( sama uwielbiam HP) i jestem pod ogromnym wrażeniem grafiki. Jeżeli zgadzasz się, abym umieściła link do twojego bloga na swojej liście Top blogów, proszę o odpowiedź na moim blogu: prawdziwa-magia.blog.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnes Lee
Tutaj ta piątka fanów, o których nawet wspomiałaś. :D Co do integrowania nas... W sumie coś w tym jest, bo w pewnym sensie tak to działa. ;) Co do rozdziału to był niesamowity x5. A lekcja z Barnabasem tak doszlifowana, że po prostu nie wierzymy. Ah, no i ten ekscytujący moment był po prostu idealny - chcemy takich więcej, bo nasz kochany wampir potrafi oczarować nie tylko Hermionę - if you know what we mean. :P No i bylibyśmy wdzięczni, gdybyś rozdziały mimo wszystko dodawała raz w tygodniu, bo integrowanie w niedzielne wieczory weszło już nam w nawyk.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Twój prywatny pięciopak. ;)
Ojej!!!! Hermiona i Barnabas <33 Koooocham, kocham, kocham, kocham! Ja już za to widzę swojego dżina: Gruby, ze stopami rozmiar 52, dużą głową, maleńkimi oczkami, czerwonymi ustami i świńskim nosem (takim ryjkiem), zielonymi uszami, strojem kapelusznika (tego, którym Johnny był) i wściekle różowymi włosami. Ta-dam! Oto mój dżin. I jak wypadłam? :D
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał (jak zwylke) mogę tylko napisać jakieś nudne rzeczy, że np. Harry powinien zdechnąć jak jakiś robak, zgnieciony butem tego mojego dżina, bo ja go nie lubię i już! Potter, ten wkurzający mnie Potter, uch!
No to ja lecę oglądać serial, bo może i Grę o Tron mam już za sobą, ale Przygody Merlina czekają :D
Boże jak ja nienawidzę Barnabasa !!
OdpowiedzUsuńTak mnie irytuje
Niedny Harry :(