Harry Potter - Book And Scroll

2.5.14

48. Przygotowania

    "Dla Gavina grób był tylko oznaczeniem miejsca,
w którym rozkłada się czyjeś ciało.
Okropna myśl. A jednak ludzie uporczywie odwiedzali
zmarłych i przynosili im kwiaty, jakby po cichu liczyli,
że jeszcze wrócą do życia."
- J.K Rowling, "Trafny Wybór"

    Był z nią. Leżeli na kocu przy plaży, a wiatr rozwiewał im włosy. Byli sami, ale nikt inny nie był im teraz potrzebny. Delikatnie gładził jej dłoń swoimi palcami.
    Tak bardzo pięknie. W powietrzu czuł zapach wiosny. Pojechali do Calais na wakacje, chyba najlepsze w jego życiu. I ostatnie.
    Spojrzał w dół i tam napotkał te wielkie, karmelowe oczy, w których tak uwielbiał się zatapiać. Dosłownie - nawet w tym momencie czuł, że tonie. Titanic to przy tym amatorska parodia.
    Delikatnie ją pocałował, a ona po chwili wtuliła się w jego ramię. To mogło trwać bez końca. Kto by przypuszczał, że nie będzie...
- Kocham cię - wymruczała, a on uśmiechnął się dobrodusznie.
- Ja ciebie też. Bardzo. - Pocałował ją w czoło.
- Obiecaj mi, że zawsze będziemy razem - powiedziała, bawiąc się jego włosami. - Tak naprawdę.
- Masz moje słowo i jeszcze więcej. Nigdy cię nie opuszczę. Tylko ciebie chcę. Tylko...

***


    Jack Singer obudził się zlany potem. Ciężko oddychał. Musiał mrugnąć parę razy, aby pozbyć się obrazu snu spod powiek. Spokojnie, to tylko sen. Potrząsnął głową, aby wyrzucić przykre wspomnienia z głowy. Nie pomogło.
    Zerwał się z łóżka i poszedł do łazienki. Zimny, wręcz lodowaty prysznic spowodował, że się trząsł, ale przynajmniej oczyścił umysł. Kropelki wody spływały w dół po mokrych kosmykach włosów. Mroczny Znak mocno odcinał się na bladej skórze. Ubrał się i wyszedł przez jasne drzwi na korytarz.
    Rozejrzał się, a gdy nikogo nie zauważył, skręcił w lewo, szukając dobrze znanego sobie pomieszczenia. Po drodze minęły go dwie kobiety, do których lekko się uśmiechnął, a one podekscytowane zaczęły wymieniać między sobą jakieś uwagi. Nic nowego
    Po szybko zjedzonym śniadaniu przeszedł do najważniejszego pomieszczenia w całym budynku.
- Jack, miło cię widzieć.
- Ciebie też, ciociu Bello. - Uśmiechnął się czarująco, po czym ukłonił, aby dodać: - Witam, Czarny Panie.
    Voldemort wykrzywił dziwnie twarz, rzucił porozumiewawcze spojrzenie Lestrange i wyszedł przez wielkie drzwi.
- Coś się stało?
- Skąd! - Kobieta zaprzeczyła, odsłaniając swoje... oryginalne zęby. - Ma kolejne przemówienie do wampirów. - Widział szaleństwo w jej oczach, gdy przybliżyła głowę w jego kierunku. Przesłodzonym głosem, który zabrzmiał strasznie, zapytała: - Jackie, co byś chciał?
- Ja... Przyszedłem, bo...
    Nie dokończył, ponieważ duże drzwi ponownie się otworzyły. Oboje od razu znacząco odsunęli się od siebie. Ich relacja w żadnym stopniu nie była... poważna. Lubili natomiast się nawzajem przekomarzać, co często prowadziło do sytuacji niejednoznacznych dla innych osób.
    Barnabas wszedł pewnie do pomieszczenia, poprawiając łańcuszek przy kamizelce. Jako przywódca wampirów nie może wyglądać niechlujnie, zwłaszcza, że tego bardzo nie lubił.
- Gdzie Czarny Pan? - zapytał na wstępie. Omiótł szybko wzrokiem pomieszczenie i zatrzymał go na dwóch postaciach patrzących na niego z lekkim zdziwieniem.
- Ma przemówienie do twoich... pobratymców – odparła przesłodzonym głosem Bellatrix. - A co, wampirek chciał się pobawić...? - Zbliżyła się na tyle, że palcami kreśliła kółka na jego lewym ramieniu. - Obawiam się, że to dość mało prawdopodobne, zwłaszcza dzisiaj i...
- Bello, przestań mnie kokietować.
    Jack wybuchnął śmiechem, który próbował zdusić, a kobieta spojrzała mu w oczy.
- Przykro mi, kochanie, ale dzisiaj już nikt tak nie mówi. Idź może po słownik, do dziewczyny, muzeum srebra...
- Przestań! - warknął, odsłaniając zęby. Chciał ją podnieść i zatopić kły w jej szyi, ale nie odważył się. Jeszcze nie. - Nie pozwolę, aby nałożnica Belzebuba mnie obrażała!
- Mam iść po błoto? Czy wolicie kisiel? - zapytał Jack. Teraz uśmieszek zadowolenia nie schodził mu z twarzy.
- Najlepiej idź po Toma, słonko. - Bella mrugnęła do nosferatu i przyciągnęła jego głowę do siebie. Teraz jej usta znajdowały się przy prawym uchu Collinsa. - A ty sobie zapamiętaj, że jeśli Czarnego Pana tu nie ma, to masz wyjść. Nie obchodzi mnie, co mu powiesz. Jak myślisz, komu uwierzy? Jesteś pyłem na wietrze, Barnabasku. Zawsze może cię zastąpić ktoś inny...
- Nieprawda. - Wampir odepchnął Lestrange i pokazał kły. - Z jakiegoś powodu to akurat mojej krwi potrzebuje. - Zwrócił się teraz do chłopaka. - Wybieram się ponownie na szkolenie, idziesz ze mną, Singer?
    Jack ożywił się jeszcze bardziej i z entuzjazmem pokiwał głową. Po chwili zniknął z pola widzenia Belli, która zaniosła się szaleńczym śmiechem, wyobrażając sobie głowę krwiopijcy na rożnie i w ogniu.
    Tymczasem dwójka ciemnowłosych zeszła wąskimi schodkami do piwnic. Nie były ciemne, tak jak większość. Te były odnowione, niemal sterylne. Gdy przechodzili obok poszczególnych sal, zaglądali przez przeszklone drzwi, aby zobaczyć grupki Śmierciożerców ćwiczące zwykłe zaklęcia. Jak dobrze, że ściany były dźwiękoszczelne.
    Dotarli do drzwi z numerem 13, które jako jedyne nie były ze szkła. Podobnie jak w przypadku Gringotta, tym razem Barnabas wyciągnął dłoń z długim paznokciem i przejechał nim przy framudze. Przejście się otworzyło i razem wkroczyli do przyciemnionego pomieszczenia, w którym już czekała na nich około setka wampirów. Na widok Collinsa, wszystkie rozmowy ucichły.
    Nosferatu uśmiechnął się i wszedł na małe podwyższenie, a za nim Jack, którego sam widok już przeraził. Oczywiście nie dawał tego po sobie poznać, ale... Jeśli to była tylko mała część rekrutów, to jaka musiała być cała armia? Dumbledore ma przechlapane. Dosłownie.
- Witam, towarzysze. - W jednym momencie wszyscy się lekko ukłonili, aby przywitać dowódcę. - Świetnie. Dzisiaj będziemy kontynuować poznawanie technik z poprzedniego spotkania. Ten oto młody człowiek – na sali dało się słyszeć pomruki dotyczące jego bladości i uwag o możliwym smaku jego krwi – jest obserwatorem, a nie posiłkiem. Proszę was o niezwracanie na niego uwagi. - Jęki zawodu dotarły do jego uszu. - Spokojnie. Już jutro wielki dzień, pamiętajcie. Gwarantuję, że wasz głód zostanie zaspokojony.
    Singer mimo wszystko przełknął ślinę i nieświadomie pogładził dłonią miejsce, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Ta zemsta na pewno będzie należała do udanych.

***
    Hermiona lubiła słuchać monologów Carmen, które zwykle nudziły innych, ona natomiast nie mogła się nadziwić, jak jeden człowiek, w takim wieku, potrafi mieć tak wyostrzony zmysł obserwacji. Mało tego – potem to wszystko łączy w całość! I choć sam proces wydawał się trochę zbyt przekombinowany, efekty ją zawsze powalały.
    Jedyne, co Hermiona wiedziała o swojej współlokatorce było to, co widziała w myślodsiewni z kilkoma szczegółami od samej zainteresowanej. Ponadto pochodziła z Francji, lecz nie słyszała u niej nawet odrobiny akcentu ani żadnych wtrąceń w tym języku, co wydawało jej się dziwne.
    Jeszcze dziwniejszym było to, że w przeddzień balu, czyli już po zakończeniu pierwszego semestru Carmen zaczęła opowiadać. Sama z siebie, tak po prostu. No dobrze, coś mogło to wywołać albo raczej ktoś. Kilku ktosi...?
- ...być może wyjątkowy dar spostrzegawczości mam po babce, siostrze Verneta, francuskiego malarza. Talent objawia się w najdziwniejszych formach. - Zawinęła kosmyk brązowych włosów za ucho i uważnie studiowała jakiś kawałek pergaminu. - Na przykład moja siostra, Melody...
- Twoja... siostra? - Hermiona nagle poderwała się z łóżka, wpatrując się z takim zdziwieniem w dziewczynę, jakby co najmniej zobaczyła ją i Snape'a znowu razem w bibliotece. - N-nie... nie wiedziałam, że masz... Siostrę.
- Mam. - Uśmiechnęła się pod nosem, gdy oglądała kartkę pod światło. - I mogę cię zapewnić, że ma znacznie mniejszy dar obserwacji i dedukcji niż ja.
- Tak, wiem, że jesteś skromna... - Hermiona przewróciła oczami, na co Car wybuchła gromkim śmiechem. Po chwili uspokoiła się, spoważniała i odwróciła w jej stronę. Jej oczy znowu sprawiały wrażenie zagubionych gdzieś w przestrzeni.
- Nie mogę się zgodzić z tymi, którzy uważają skromność za cnotę. Logik powinien patrzeć realistycznie - lekko gestykulowała prawą ręką – i niedocenianie lub przecenianie kogoś to odstępstwo od prawdy. Moje słowa o siostrze i mnie są szczerą prawdą.
- Nie wątpię w twoje słowa... Ale dlaczego nigdy o niej nie słyszałam?
- Tak wyszło. Poza tym, gdybyś zastosowała moje myślenie, wiedziałabyś, że do czegoś zmierzam.
- To znaczy? - Hermiona uniosła brew.
- To znaczy, że najprawdopodobniej ją niedługo poznasz.
    Granger zabrakło tchu. Jednocześnie rozmyślała nad tym, co to oznacza. Przyjedzie tutaj, do Hogwartu? Już jedna Brown to było dużo, a dwie... Ostatnio nie skończyło się to zbyt dobrze dla Lavender.
- Nie, nie przyjedzie tutaj. Gdybyś nie domyśliła się, ta kartka to list od moich rodziców. Zapraszają was na ferie i...
Oni? Czyli nie chcesz, żebym pojechała? - zapytała chytrze Hermiona, a Car... zrobiła się trochę czerwona. Starając się nie dać nic po sobie poznać, odwróciła wzrok i z powrotem skupiła się na liście.
- Chcę – wydusiła w końcu z siebie.
- To świetnie! Brawo, Car, robisz się coraz bardziej ludzka – powiedziała z entuzjazmem dziewczyna i na chwilę przytuliła brunetkę, która dawała całą sobą znać, że ma to gdzieś i żeby się odczepiła. Tak naprawdę w sercu Carmen zapłonęło coś w rodzaju wesołego płomyczka – w końcu nie będzie sama.
- Zdefiniuj ludzka – odparła i uśmiechnęła się sarkastycznie. Hermiona przewróciła oczami.
- Wy naprawdę do siebie pasujecie. Oboje jesteście wredni, ironiczni, niezrozumiani, zamknięci, inni, dziwni...
- Dziękuję.
- Wiesz, że nie skończyłam?
- Tak, ale najprawdopodobniej zmarnowałabyś mnóstwo czasu.
- Unikasz tematu.
- Wcale nie.
- To przez jutro, prawda? Przecież nie będziecie mogli się razem pokazać.
- I co w związku z tym?
- Nie udawaj. Przecież ci zależy i dobrze o tym wiesz. Poza tym jestem pewna, że on też...
- Hermiono! - dobiegł je głos Harry'ego z dołu. - Zejdziesz na chwilę?
- Już idę! - odkrzyknęła i rzuciła Carmen ostre spojrzenie. - Nie rezygnuj z tego, pamiętaj.
    Brown nie odpowiedziała. Jeszcze raz zerknęła na list i uśmiechnęła się.


Córciu,
Wiem, jak się uczysz, więc nie będę pytać.
Trzymasz się jakoś? Wytrzymujesz? Ostatnio pisałaś, że nie jest tak źle, ale z Tobą to nigdy nie wiadomo.
W każdym razie możecie do nas przyjechać na parę dni w czasie ferii. To znaczy ty i ze dwie osoby. Może nawet na Sylwestra? To zależy od rodziców tych twoich przyjaciół (Potter się nie liczy, i tak przyjedzie, bo tata chce go poznać). Kto jeszcze? Pewnie Hermiona (plotki się szybko roznoszą, oni naprawdę są parą?). W takim razie będziemy czekać.
Może nawet przyfiukamy się po Was, dyrektor zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie, w końcu Ci pomógł. Chętnie bym zobaczyła ten zamek, jest ogromny, prawda? Nie bój się, nie weźmiemy Melody, bo jeszcze by wysadziła budynek.
Powodzenia na tym balu, może w końcu będę miała jakiegoś porządnego prawie-zięcia?
Buziaki,
Mama.
PS Sherlock się stęsknił.
Harry Potter - Book And Scroll