"The warning to the people
The good and the evil
This is war
To the soldier, the civillian
The martyr, the victim
This is war
It's the moment of truth and the
moment to lie
The moment to live and the moment to
die
The moment to fight, the moment to
fight,
To fight, to fight, to fight!"
- 30 Seconds To Mars, "This is
War"
Hermiona jako jedna z ostatnich zajęła
swoje miejsce na wielkich trybunach rozmieszczonych dookoła boiska
do quidditcha. Usiadła obok Luny, która miała na sobie niebieskie
szaty Krukonów i czerwony kapelusz z godłem Gryffindoru. Chyba
stwierdziła, że musi kibicować obu domom jednocześnie. Brunetka
powstrzymywała się od śmiechu, ale i tak jej to za bardzo nie
wychodziło. Postanowiła skupić się na czymś innym.
Odchyliła głowę i spojrzała w
niebo. Pogoda była idealna – ciepło, ale nie gorąco. Słońce
skryło się za chmurami, lecz nie zapowiadało się na deszcz,
natomiast wiał lekki wietrzyk. Jedno było pewne: ten, kto dzisiaj
przegra, nie będzie mógł zwalić niczego na warunki atmosferyczne.
Dziewczyna rozejrzała się po
zgromadzonych – przyszli wszyscy Gryfoni i Krukoni, Puchonów było
mniej, za to zdziwiła ją ponadprzeciętna frekwencja u Ślizgonów.
Widocznie mieli nadzieję nasycić się (wątpliwą, ale zawsze
możliwą) porażką Domu Lwa.
Hermiona zauważyła przy stanowisku
komentatora wysokiego chłopaka, którego już znała. No jasne, to
był Puchon, Ernie Macmillan. W zeszłym roku był prefektem i
chodził na spotkania Gwardii Dumbledore'a. Chyba ją zauważył, bo
uśmiechnął się i pomachał do niej. Widać było, że cieszy się
ze swojej nowej funkcji.
Na sam koniec wzrok Hermiony zawędrował
do sektora dla nauczycieli. Wszyscy już tam byli, większość z
wesołymi minami, cieszący się z nadchodzącego meczu i emocji z
nim związanych. Nagle zakryła usta dłonią, by nie parsknąć
niekontrolowanym śmiechem. Zobaczyła profesora Collinsa! I nie
byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie jego oczywisty lęk przed
słońcem. Mimo pogody miał na głowie kapelusz z bardzo szerokim
rondem i dziwne okulary przeciwsłoneczne, które miały szkiełka
również po bokach. Widoku dopełniała parasolka, która teraz
leżała złożona na jego kolanach, ale gotowa w razie potrzeby do
użycia. W końcu nie wytrzymała i kilkoro uczniów spojrzało na
nią jak na wariatkę.
W pewnym momencie zabrzmiał gwizdek
pani Hooch i na zieloną murawę zaczęli wkraczać zawodnicy. Ernie
rozpoczął swoje zadanie:
- Na początek wchodzą zawodnicy
Gryffindoru. Po kolei: szukający i kapitan Harry Potter. Pałkarze
Fred i George Weasley. Albo odwrotnie, nadal ich nie rozróżniam.
Obrońca Ron Weasley. Ścigający Ginny Weasley, Jack Sloper i
Geoffrey Hooper. - Musiał robić długie przerwy, bo każdy
zawodnik był witany bardzo głośnymi brawami i okrzykami z trybun.
- Zawodnicy Ravenclawu: ścigający i kapitan Roger Davies.
Szukająca Cho Chang. Obrońca Grant Page. Pałkarze Jason Samuels i
Duncan Inglebee. Ścigający Jeremy Stretton i Randolph Burrow. -
Ich również powitały gromkie oklaski publiczności.
Zawodnicy ustawili się równo na
trawie, w pozycjach startowych na miotłach. Kapitanowie obu drużyn
podali sobie ręce, wraz z aprobatą pani Hooch. Ta machnęła
różdżką w stronę piłek, które szybko wydostały się ze
skrzyni i pomknęły w górę. Jednocześnie przeciągły gwizd dał
im znać, że gra się rozpoczęła.
- Ruszyli! Weasley ma kafla i mija
Daviesa. Samuels odbija w nią tłuczka, ale nic się nie dzieje.
Leci, leci i... Punkt dla Gryffindoru! Page nie podołał tym razem.
Ale teraz kafla ma Stretton, wpada na niego tłuczek Freda... Albo
George'a... Kafla łapie Sloper i podaje Hooperowi. Mija Chang i
strzela... Page obronił! Krukoni, nie dajcie się! Page wyrzuca
kafla, odbija go Inglebee pałką... Tak można? Teraz kafla ma
Davies. Kapitan Krukonów leci jak burza, nowa miotła robi swoje...
Weasley próbuje go zatrzymać, ale zostaje odepchnięta. Nic jej
nie jest. Tym razem sił próbuje Hooper i zabiera kafla! Ale trafia
go w rękę tłuczek od Inglebee, kafla przejmuje znowu Davies i...
Punkty dla Krukonów!
Mecz trwał już dobrą godzinę i
Gryfoni prowadzili sto dwadzieścia do sześćdziesięciu. Ron dawał
sobie całkiem radę, choć widać, że dużo mu pomagało zerkanie w
stronę Luny, która bardzo śmieszyła go w tym stroju i poprawiała
nastrój oraz motywowała.
Hermiona siedziała na trybunach i
naprawdę jej się nudziło, ale specjalnie powstrzymała się od
przemycenia książki na mecz. Jest tu dla Harry'ego i musi go
wspierać. Innych przyjaciół również. Wrzasnęła, gdy z
rozmyślań wyrwał ją... sam Harry, który nagle przeleciał tuż
nad publicznością (i nad nią), wręcz zahaczając o jej włosy.
Odwróciła się, ale już go nie było. Pewnie zobaczył znicz.
Sięgnęła ręką, aby poprawić
wątpliwej jakości fryzurę, lecz coś jej w tym przeszkodziło.
Parsknęła śmiechem, gdy zauważyła małą karteczkę, na której
było napisane You rock my world. Dobra, trzeba przyznać, że
ją zaskoczył. Nie spodziewała się po nim czegoś takiego. Gdy
tylko znowu pojawił się w zasięgu jej wzroku, pomachała mu. On
się uśmiechnął, a po chwili wahania przesłała mu też całusa.
Harry zrobił się koloru swojej szaty, zmierzwił włosy i szybko
odleciał. Niech już zakończy tę grę, Hermiona chciała jak
najszybciej go przytulić, dotknąć! To była dla niej nowość, że
tęskniła nawet za czyimś dotykiem, chociaż jeszcze niedawno
całowała go jak wariatka. Co się z nią działo? Tego nie
wiedziała, ale nie przeszkadzało jej to kompletnie. Nareszcie była
szczęśliwa, zakochana i...
- Co on znowu wymyślił? - dobiegł
ją głos. Irytujący i dobrze znany.
- Coś bardzo słodkiego, czyli nie
dla ciebie – odparła Hermiona, wpatrując się w czerwone punkty
przed nią.
- Coś ty dzisiaj taka zimna? -
zapytała z rozbawieniem Car.
- Ja? Zimna? Pomyliło ci się. A
zresztą: wydedukuj sobie.
- Nie, dzisiaj nie mam ochoty –
machnęła ręką Brown i usiadła obok dziewczyny. Ta druga
natomiast zrobiła wielkie oczy i spojrzała na nią z nieskrywanym
zdziwieniem.
- CO? Ty nie masz ochoty na tę
swoją dedukcję?
- Tak wyszło. – Uśmiechnęła się
Carmen i zabrała za jedzenie Kociołkowych Piegusków, które
przyniosła ze sobą. - Chcesz trochę? - zapytała pomiędzy
kęsami.
- Nie są zatrute? - Obawy Hermiony
wzrosły. Ona na dodatek była miła!
- Też je jem, prawda?
- A może wcześniej wzięłaś
antidotum?
Carmen pokręciła głową i
westchnęła.
- Za dużo kombinujesz. Trudno,
więcej dla mnie. Tylko skończmy już tę wymianę pytań. - Po
chwili Hermiona wzięła jednak jednego Pieguska.
- Dobra, spróbuję. Ale dostaniesz
Avadą, jeśli coś ci się stanie.
- Nie dałabyś rady – rzuciła z
przekąsem Brown.
- Nie bądź taka pewna. Masz
dzisiaj dzień dobroci?
- Powiedzmy... - odparła niechętnie
brunetka, zapychając się słodyczami.
- Carmen... Co się dzieje? Nie
wróciłaś na noc. Znowu.
- Mówiłam już, że ci kiedyś
powiem.
- Kiedyś, to znaczy kiedy? Widzę
przecież, że coś się dzieje. Jesteś jakaś... nieobecna. Gdybym
cię nie znała, to pomyślałabym, że się zakochałaś! -
wyrzuciła z siebie Granger, na co Car tylko prychnęła.
- Może ci się wydawać, że miłość
jest dla mnie zagadką, ale chemia jest niebywale prosta i bardzo
niszcząca. Ale pewne rzeczy... są znacznie głębsze, to twoje
serce i nigdy nie powinnaś pozwolić, żeby kierowało rozsądkiem.
Zawsze zakładałam, że miłość to groźna ułomność. I tak
pozostanie. A ludzie ciągle dają mi niezaprzeczalne dowody. Uważaj
lepiej.
- Niby dlaczego? Kocham Harry'ego, a
on kocha mnie. Co w tym takiego złego?
- Obejrzyj się – powiedziała
beznamiętnym głosem Carmen do Hermiony, która patrzyła jej teraz
prosto w oczy.
- Po co?
- Zobacz. Jest wojna, Hermiono. Jest
wojna i musisz o tym pamiętać.
Gryfonka obróciła się szybko w
stronę boiska i w tym samym momencie serce mocniej jej zabiło. Nie,
to niemożliwe.
Harry siedział na miotle, wymachując
zwycięsko pięścią. Wszyscy teraz na niego patrzyli, powoli zdając
sobie sprawę z tego, co było nad nim.
Mroczny Znak wyraźnie odcinał się na
zachmurzonym niebie.
***
Harry przetarł szybko okulary i
wzleciał nad stadion. Musi gdzieś tu być. Chciał teraz jak
najszybciej zakończyć grę i wrócić do Hermiony. Pierwszy raz tak
pragnął czyjegoś dotyku, obecności. Omiótł wzrokiem boisko i
trybuny – nic. Nagle coś śmignęło mu przed oczami. To coś było
złote. Uśmiechnął się i zanurkował za piłeczką. Dogonił ją
i teraz leciała w odległości metra od niego. Wyrównali lot na
równoległy do ziemi. Harry już sięgał po znicz, gdy nagle
pojawiła się przed nim ubrana na niebiesko postać – Cho również
chciała wygrać mecz i nie zamierzała pozwolić chłopakowi zabrać
jej znicz sprzed nosa. Harry dogonił ją i teraz ramię w ramię
gonili złotą smugę. Szybko jednak musieli skręcić w lewo, a
potem w prawo i zniżyć lot. Teraz witki z Błyskawicy prawie
muskały zieloną trawę. Oboje wyciągnęli dłonie, ale nagle znicz
wzleciał do góry tuż przed trybunami. Harry zrobił zwód i wzbił
się szybko w powietrze, nie zauważywszy upadającej Cho, w którą
trafił czerwony promień. Chwycił w garść znicz i wyciągnął do
góry rękę, aby pokazać go publiczności. Ernie zakrzyknął:
- Harry Potter złapał znicz!
Wygrali Gryf...
Ale nie dokończył z przerażenia.
Wybraniec nie wiedział, co się stało, więc w tłumie odszukał
znajomą twarz Hermiony. Ta wpatrywała się w niego z przerażeniem.
Uśmiech zszedł mu z twarzy. Obejrzał się, a gdy nic nie zobaczył,
spojrzał w górę.
W jego głowie pojawiła się tylko
jedna myśl.
O nie.
***
Uczniowie zaczęli panikować.
Większość nauczycieli natomiast nie mogła wyjść z szoku, nawet
obecni dwaj Śmierciożercy, którzy nie mieli pojęcia o planowanym
ataku, a przecież byli najbardziej zaufani! Całe szczęście
Dumbledore zachował trzeźwy umysł. Wydał wszystkim profesorom
rozkazy: przede wszystkim chronić uczniów, najlepiej w zamku!
Tymczasem młodzież próbowała sama
zadbać o siebie. Wszyscy uciekali z trybun i biegli w stronę zamku
niczym stado hipogryfów. Olbrzymie stado hipogryfów. Nagle wśród
nich zaczęli się pojawiać zamaskowani Śmierciożercy, rzucając
zaklęcia na prawo i lewo. Nauczyciele natychmiast zareagowali i
ruszyli na pomoc uczniów. Niektórzy z nich co prawda chodzili w
zeszłym roku na spotkania GD, ale byli w znacznej mniejszości. Poza
tym, słudzy Voldemorta posługiwali się bardzo zaawansowaną czarną
magią. Wybuchła panika, podczas której nie zwracano uwagi na
innych, każdy nastolatek chciał ratować samego siebie.
Harry i reszta drużyn na miotłach
próbowała wypatrzyć swoich przyjaciół. Ron zabrał Lunę, a
Harry podleciał po Hermionę.
- Wsiadaj – szybko powiedział, a
ona bez oporów usiadła za nim na miotle i objęła go w pasie.
Wzbili się w powietrze, czego Gryfonka
nie lubiła, ale teraz przede wszystkim chciała się ratować.
Polecieli w stronę zamku, lecz Hermiona nie chciała tego tak
zostawić. Nagle coś jej się przypomniało.
- Harry! - krzyknęła. - Tam leży
Cho, jest nieprzytomna!
- Nie możemy po nią wrócić!
- Musimy! Zawracaj, szybko!
Wybraniec westchnął i szybko
skierował miotłę w stronę stadionu. Chaos był olbrzymi, choć
większość uczniów trafiła już do zamku, osłaniana przez
nauczycieli. Nie mogli dopuścić, aby Śmierciożercy dostali się
do Hogwartu!
Harry rozejrzał się i, gdy nikogo nie
zauważył, wylądował gładko na ziemi. Hermiona wręcz zeskoczyła
z Błyskawicy i podbiegła do leżącej Krukonki. Była nieprzytomna,
ale oddychała, niestety ledwo. Rzuciła na nią parę zaklęć i
kazała Harry'emu przetransportować ją do zamku. Sama da radę.
- Jesteś pewna?
- Tak. Trzymaj ją, bo tracisz czas
– odkrzyknęła i pocałowała go szybko w usta. Nagle dobiegł
ich szaleńczy chichot. Nie miała maski. Nie potrzebowała.
- Proszę, proszę, szlama i mały
Potter. Kto by się spodziewał?
- Odsuń się, Bellatrix! - wrzasnął
chłopak, wyjmując różdżkę. Ona jednak była szybsza i
wytrąciła mu ją z ręki. Hermiona stała jak skamieniała.
- Co mi teraz zrobisz, chłopcze?
Oj, chciałeś ratować koleżankę? - zapytała głosem udającym
troskę. - Już to nic nie da, Czarny Pan będzie miał z wami
zabawę! Od kogo zacząć? Ecie pecie... może szlama? - Oblizała
czerwone jak krew wargi, a z jej oczu wręcz tryskało szaleństwo.
- Tylko spróbuj! - warknęła
Hermiona. - Jestem dumna z tego, kim jestem!
- Ojeju, ci twoi mugole nie nauczyli
cię szacunku...? - Pokiwała głową. - Trzeba to zmienić. - Na
potwierdzenie swoich słów wysłała pomarańczowy promień w
stronę... Wybrańca. Zaklęcie ugodziło go mocno, aż złapał się
za brzuch. Hermiona spojrzała na niego z przerażeniem.
- Tak? - zapytała buntowniczo. Co
ona zrobiła Harry'emu?! - Więc chodź tutaj!
- Żebyś wiedziała, kochanie, że
przyjdę... - powiedziała z nonszalancją, robiąc krok do przodu. Jednak potknęła się o... O coś pomarańczowego i futrzastego.
Wystarczyła ta sekunda, żeby poczuła różdżkę za plecami.
- Zjeżdżaj stąd albo zginiesz –
wycedziła przez zaciśnięte zęby Carmen. - Ja nie mam oporu przed
Niewybaczalnymi.
Bellatrix zaśmiała się wariacko,
patrząc z nienawiścią w oczach na Brown. Ponownie oblizała wargi,
rozkoszując się jej dezorientacją.
- Do czasu. Jack przesyła ukłony –
krzyknęła, pstryknęła palcami i już jej nie było.
Carmen skamieniała, a zaklęcie
Cruciatusa zatrzymało się na jej ustach. Co on miał z tym
wspólnego, co... Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. Co
oni mogli o nim wiedzieć?! Wrzasnęła z bezsilności i w tym samym
momencie zaczął padać deszcz. Wielkie krople moczyły jej włosy,
zagrzmiało.
- Carmen, wszystko dobrze? -
zapytała delikatnie Hermiona, chwytając ją za ramię i pomagając
wstać.
- Nic nie jest dobrze. I już nie
będzie – odparła martwym głosem, chwytając ponownie różdżkę.
- Zostańcie tu i nigdzie nie idźcie. Zajmijcie się Chang. Ja
pójdę zobaczyć, co się dzieje. - Po chwili dodała: - Nie głupi
jednak ten twój kot.
Poszła wzdłuż trybun i po chwili
zniknęła. Hermiona wciąż była przerażona. Harry wziął swoją
różdżkę i ją przytulił. Prawie zginęła, a miał ją chronić.
Tymczasem zrobił to za niego... kot!
- Jesteś ranna? - W jego głosie
czuć było ogromną troskę.
- Nie, ale... Ty powinieneś! -
wykrzyknęła w szoku. - Trafiła cię zaklęciem!
- Cóż... Tylko chwilę bolał mnie
brzuch.
- I tyle?
- Tak – przytaknął. Po chwili
coś do niego dotarło. - To nie koniec jego działania, prawda?
- Chyba tak. Oj, Harry, to przeze
mnie! Ja niepotrzebnie... Nie...
- Chodź tutaj – powiedział
miękko i ponownie ją przytulił. - Wszystko będzie dobrze, damy radę.
- Ale coś ci się stanie!
- W tej chwili to nieważne! -
wykrzyknął. - Zabiję ją! Zabiję wszystkich Śmierciożerców,
pokonam Voldemorta!
- Harry... Jak na razie to oni kogoś zabili.
Mroczny Znak...
- Tak, niestety – odparł smutno.
- Wiesz, że znowu zawdzięczasz coś Carmen? - zapytał.
- Tak, wiem. I kto by pomyślał, że
Krzywołap... że on...
- Ciii, Hermiono... Już dobrze. Weź
go lepiej na ręce i uspokój, bo strasznie jęczy.
To prawda, kot nie wiedział, co się
dzieje, ale gdy spojrzał w oczy swojej pani, natychmiast się
uspokoił. Jest dobrze i wygląda na to, że dostanie dzisiaj
podwójną porcję jedzenia na kolację. Oblizał się i ułożył
wygodniej na jej klatce piersiowej. Usłyszał śmiech swojej pani, a
potem coś mu kapnęło na futerko. Łzy Hermiony zmieszały się z
coraz mocniej padającym deszczem. Do tego doszedł go krzyk Hermiony.
- Nie, Harry, nie! Tylko nie to!
Czemu tu jest tyle cukru ;-; ??? Ja mam chyba spaczone podejście, bo ja tu nie widzę sadyzmu tylko samą słodkość, romantyzm i takie tam...
OdpowiedzUsuńCarmen... Może ja faktycznie nic nie czuję, ale ta jej rozpacz po Jacku w praktycznie każdym rozdziale przestaje mnie kompletnie ruszać (tak... kiedyś trochę ruszała... piękne czasy...).
A moje komentarze już Ci się nie podobają? Ja tu wyciskam siódme poty, żeby coś napisać, coś konstruktywnego, nie za długiego, ale też nie za krótkiego, a Ty nic...? Żartowałam. Why so serious?
Harry ma kuku... Tylko niech trochę pocierpi, a nie tylko zaśnie jak królewna!
Patrz... Zaczęłam czytać o 20:06, a komentarz kończę o 20:30... 20 minut pisania komentarza...
Jestem Twoją nową fanką :) Niedawno przeczytałam wszystkie wcześniejsze rozdziały i muszę powiedzieć, że masz dziewczyno talent do pisania :D Teraz tylko muszę przeczekać kolejny tydzień do następnej części. WHY?? Gdybym mogła to czytałabym bez przerwy xD Życzę duuużo weny i pomysłów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Karolina z bloga harmionezakon-feniksa.blog.onet.pl :)
No trzymasz w napięciu nie powiem :)
OdpowiedzUsuńChyba chcesz żeby większość czytelników umarła z ciekawości do następnego tygodnia :D
Z opisem meczu świetnie sobie poradziłaś, no i ciekawa jestem co się stało Harremu oraz całej tajemnicy związanej z Mrocznym Znakiem i atakiem, także czekam do piątku :)
No i najbardziej ciekawi mnie teraz co będzie jak Carmen powie Hermionie o związku ze Snape`m!!
Osztyyy :P Prosiłam cię o informowanie już dawno ale widocznie zapomniałaś. Oj nieładnie teraz zwalać całą winę na mnie :P Ale nie paczaj tak na mnie ok ? XD
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to chyba cię miotłą walnę po główce ! ZAKOŃCZYĆ W TAKIEJ CHWILI :P !? *tupie nogą ze złości*
Jestem ciekawa kto zginął ! Nawet bardzo ciekawa :)
Haha postęp jest ale mam nadzieję, że się nie spóźnisz :P Tylko raz dodasz o 21 to wiesz co może się z tobą dziać ( albo i nie wiesz bo jak wspomniałaś Trelawney ni jesteś :P Ale wiedz, ze zamienie się w śmierciożercy głodnego kriwi tak jak nasz kochany Collins ^^ )
Czeekam na więcej i całuję :* Wiklara
http://hermionalovedraco.blogspot.com/
Haha nie ma to jak po dodania komcia skapnąć się, że dodajesz z innego konta xD
UsuńJESTEŚ OKROPNA!!!! JAK MOŻNA PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to super, świetnie sobie poradziłaś z meczem ^^
Ciekawe kto zginął i co Bellatrix zrobiła Harry'emu..
Uzależniłam się od Twojego opowiadania i teraz piątek, godzina 20 będzie najbardziej wyczekiwaną przeze mnie chwilą xD
życzę weny :)
z.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, serio :D
OdpowiedzUsuńA Barnabas jak świetnie wygląda. Jaram się *_* :D
DLACZEGO ZAKOŃCZYŁAŚ W TAKIEJ CHWILI ?! Chyba cię normalnie zaavaduję !
OdpowiedzUsuńDlaczego ktoś musiał zginąć ? Już się boję,kto to.
Bella jest okropna,ale dobrze,że Krzywołap uratował Hermionę.
Mecz był świetny,szczególnie jak Harry prawie dotknął Mionę i dał jej tą karteczkę ^^ Takie słodkie to było.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.Pisz szybko :33
Nie wierzę , że znowu przerwałaś w takiej chwili !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział !!!
Szerio? Musiałaś w tym momencie? Ahh no tak, lubisz to robić... Superbohater-Krzywołap! Ciekawe kto zginął, może L. Brown? Wiem to jest wredne, ale trudno :P
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, nie mogę się już doczekać nowego. No i cieszę się, że będziesz teraz regularnie dodawać.
Pozdrawiam, życzę weny
Julla
Na poczatku : pisze z telefonu i znajac moje lenistwo nie bd mi sie chcialo poprawiac jakiegos zdania, ktore napisze zle bo nie umiem trafic w klawisze wiec sorki :D
OdpowiedzUsuńHaha, juz widze tego Colinsa na trybunach :D
Jak dla mnie to fajnie opisalas mecz, mi tam sie podobalo, mowilam ze sb poradzisz:D Wesz myslalam ze to bd zwykly rozdzial, meczyk, moze awet cos o Car i Severusie a tu BOOM
Bella, mroczny znak, sadystka z Ciebie pierwsza klasa, nie ma co ;p
To bylo mistrzowskie : ecie pecie...moze szlama? Hahahaha Bela, kocham cie! :D
Pozdrawiam!
Rickmanicka.
I moje kochane ' this is war '<3
UsuńBellę kocham ze wszystkimi jej szaleństwami... Jack? JACK MA COŚ WSPÓLNEGO Z BELLĄ? Omomom... co to będzie...
OdpowiedzUsuńTaka sielanka przez ostatnie rozdziały, aż zapomniałam o istnieniu śmierciożerców... A teraz atak pełną parą... Bryy...
Biedny Sev, o niczym nie wiedział
Strój profesora Collin'sa mnie zachwycił... Też chcę takie okulary! ^,^
Potter, już wiesz, że nie jesteś niezniszczalny!
Cudowny *.*.
OdpowiedzUsuńMoże i jesteś sadystką, ale rozdział genialny.
Harry był taki słodki. You rock my world <3
I śmierciożercy...
Ciekawe kogo zabili.
I co zobaczyła Hermiona?
Nie wytrzymam, pisz szybko co się wydarzyło!
Pozdrawiam,
Honeyed Girl.