Harry Potter - Book And Scroll

20.10.13

36. Trochę lepiej

"Nie mów nic. Kocha się za nic.
Nie istnieje żaden powód do miłości.
W życiu bowiem istnieją rzeczy,
o które warto walczyć do samego końca."
- Paulo Coelho

    Hermiona przebudziła się i stwierdziła, że wcale nie jest tak źle. Owszem, prawie w ogóle nie spała, jej oczy były na pewno zapuchnięte, ale czuła w sobie jakąś wewnętrzną siłę. Właściwie sama nie wiedziała, co to, lecz było jej dobrze – i to się teraz liczyło. Niechętnie uniosła jedną powiekę i napotkała wzrokiem burzę brązowo-blond włosów obok. Uśmiechnęła się nieznacznie i delikatnie uniosła, aby nie zbudzić Carmen. Wstała i ruszyła do łazienki.
    Tymczasem Brown spała w najlepsze. Nie miała żadnych snów, ale było jej... miło? W każdym razie ogarnęło ją przed zaśnięciem uczucie podobne do tego, kiedy przebywała z Severusem. Chociaż nie, Snape to coś innego. Już sama się w tym gubiła. Nieświadomie chciała się szczelniej okryć kołdrą, lecz jej dłonie nie napotkały materiału. Wtedy przypomniały jej się wydarzenia z nocy i mimowolnie się uśmiechnęła. Nigdy nie była dobra w przepraszaniu, mało tego – przeważnie nawet tego nie próbowała. Ale teraz było inaczej i jakąś cząstką duszy czuła, że nie musi mieć obaw, może zaufać Hermionie. Wszystko ma jakiś cel – więc może jej wcześniejsze przeżycia były konieczne, aby teraz była szczęśliwa?
- Jak się spało? - zagadnęła Granger, wychodząc z łazienki. Carmen skrzywiła się i nakryła głowę poduszką. - Wstawaj, mamy przecież normalnie lekcje.
- Niestety – wymruczała Brown i ze zrezygnowaniem zaczęła wstawać. - Następnym razem wybieraj sobie jakieś w miarę ludzkie pory na...
- Ukm-hmmm – chrząknęła znacząco Hermiona, co uciszyło dziewczynę. - Coś mówiłaś?
    Car wymamrotała coś pod nosem, ale grzecznie wstała i poszła się przygotować. Ciekawe. Przydałoby się zapamiętać ten ton.
    Tymczasem pani prefekt zajęła się pakowaniem książek. Na szczęście dzisiaj nie było tego wiele. Mimowolnie zatrzymała na dłużej wzrok na podręczniku do obrony przed czarną magią. Co to jej profe... Barnabas mówił? Ten dziwny krzyżyk na nadgarstku...
- Coś się stało, że nagle zastygłaś z wrażenia? - zapytała Carmen, wchodząc do środka i wiążąc przy okazji krawat.
- Właściwie to... Chodzi o Lavender. - W karmelowych oczach dziewczyny pojawił się błysk, tak dobrze znany.
- Opowiadaj.
    Hermiona streściła całą swoją rozmowę z wampirem. Opowiedziała o magii krwi i przypuszczeniu, że najprawdopodobniej Lavender pod koniec swojego życia była kontrolowana – stąd jej dziwne zachowanie.
- Ciekawe – podsumowała Carmen, gładząc palcami okolice ust. To, jakimś cudem, pomagało jej bardziej się skupić.
- To tyle? Nic więcej nie powiesz? - Granger uniosła brwi ze zdziwienia.
- Muszę to przetrawić.
- Wiesz już, kto to zrobił?
- Cierpliwości. - Szybkie spojrzenie Car na zegarek. - Lepiej już chodźmy.
- Jeszcze chwilę, poczekaj – powiedziała poważnie Hermiona. - Gdzie byłaś wcześniej w nocy? Możesz mi już chyba powiedzieć, prawda?
- Nie odpuścisz, co? - westchnęła. - To nie jest czas i miejsce. Obiecałam, to powiem. Naprawdę chodźmy, bo się spóźnimy. Dzisiaj znowu mam dzień, w którym jem i...
    Hermiona pokiwała głową. Cóż innego mogła zrobić? Nie chciała kolejnej kłótni. Natomiast godzić się z tą tajemnicą też nie zamierzała.

***

    Obrona przed czarną magią. Po dżinach profesor Collins stwierdził, że czas w końcu na przerobienie teorii. Mimo to sympatia do wampira wśród uczniów nie zmalała – ogromnym plusem dla innych był brak zadań domowych, co Hermiona przyjmowała z nieskrywanym bólem, ale cóż... Nie można mieć wszystkiego.
    Po lekcji Barnabas poprosił ją jeszcze o rozmowę. Ciekawe tylko, na jaki temat...?
- Jak sobie radzisz, Hermiono? - zapytał delikatnie, a w jego sarnich oczach widać było szczerą troskę. Coś niesamowitego.
- Jakoś – odparła bezbarwnie.
- Moja droga, jeśli tylko byś czegokolwiek potrzebowała... Wiesz, że zawsze ci pomogę. Zawsze – dodał znacząco.
- Dziękuję i doceniam, ale... Czy przyspieszysz wyzdrowienie Harry'ego? Nie. Czy sprawisz, że gdy znowu będzie sobą nie będę na niego patrzeć przez pryzmat jego okrutnego zachowania? Nie. Niektórych rzeczy nie można zmienić ani na nie wpłynąć.
- Ale można próbować – oznajmił pocieszająco, kładąc jej dłoń na ramieniu. Wbrew wszystkiemu, dziewczynę przeszedł dreszcz, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Może dobrze... lepiej by było, gdybyś teraz nie odwiedzała pana Pottera? Nie zrazisz się do niego bardziej.
- To jest w ogóle możliwe? - zapytała, a w jej oczach zalśniły łzy, których wypuścić jednak nie miała zamiaru. - Może być gorzej?
- Może. I będzie – dodał cicho.
    Hermionę coś mocno ścisnęło w żołądku. I nagle, zupełnie nie panując nad sobą ani nie zastanawiając się nad tym, co robi, mocno przytuliła się do wampira. Sam Barnabas najpierw wydawał się zaskoczony, ale potem poczuła, jak delikatnie ją obejmuje. Nie mogła niestety zauważyć dziwnego uśmieszku, który rozkwitł na jego wąskich wargach. Stała tak, bo potrzebowała pocieszenia, kogoś, kto da jej powód, aby się nie załamać. To był Harry. Zawsze, zawsze wcześniej to był Harry. To on był dla niej oparciem, wspomagał w trudnych chwilach... Tak jak ona dla niego. Przez chwilę wyobraziła sobie, że to jego przytula, ale potem...
    Odsunęła się gwałtownie. To nie było nawet poprawne. W końcu to nauczyciel, a zresztą... Nie powinna szukać zamiennika za Wybrańca. Musi wytrzymać.
- J-ja... przepraszam – wyjąkała, patrząc na Collinsa rozszerzonymi oczami.
- Och, to... Nic się przecież nie stało – powiedział delikatnie, po czym machnął smukłą dłonią w stronę drzwi. - Lepiej już idź, zaraz dzwonek.
- Tak, dobrze... - wymamrotała i skierowała się ku wyjściu.
- Wiesz, gdzie mnie znaleźć – usłyszała na pożegnanie, po czym drzwi się zamknęły.
    Odwróciła się i ruszyła na kolejną lekcję. Jednak w końcu coś sobie uświadomiła – czekały ją eliksiry. Nie może się spóźnić.
    Hermiona ruszyła pędem w stronę lochów – i modliła się do wszystkich bogów, aby tylko zdążyć. A w jej głowie królowała jedna myśl: "Przeklęty wampir".

***


    Wbrew pozorom zdążyła na dzwonek, ale Snape i tak odjął jej pięć punków za, jak to określił, "nieustabilizowany oddech". Niech go piorun kiedyś trzaśnie, naprawdę, uczniowie nie popadną w depresję.
    Sama lekcja minęła, wbrew pozorom, dość spokojnie. Nawet Ron niczego nie zepsuł, co było nie lada wyczynem.
    Carmen natomiast pracowała, jak zwykle, nienagannie. Było to dla niej dość trudne, bo jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wciąż miała ochotę zerkać na pewnego tłustowłosego mężczyznę. Prychnęła. "Jak opanowana hormonami nastolatka!" Pominęła jeden istotny fakt – technicznie sama była tą nastolatką...
    Snape natomiast posyłał jej groźne spojrzenia i sprawdzał stan kociołków. Oczywiście wszystko komentował, a gdy przyszła kolej na Carmen... Nie mógł się powstrzymać.
- Brown, jakże mi miło widzieć cię na lekcji! Poprawka, niemiło. Z jakiejż to okazji?
- Sprawy prywatne, panie profesorze – odparła, próbując się kontrolować, co na razie wychodziło. Miała nadzieję, że daruje sobie, przynajmniej dzisiaj.
- Ach, cóż za typowa wymówka... Brown, mogłabyś wymyślić coś ciekawszego. Inwencja twórcza, mówi ci to coś? - Szyderstwo w jego głosie było tak jawne, tak prowokujące, że Carmen już postanowiła, że nie daruje mu tego. A zemsta będzie słodka.
- Oczywiście. Nawet bardzo, panie profesorze – powiedziała, akcentując wyraźnie wyrazy i oblizując się lekko na sam koniec, tak, aby tylko on mógł to zauważyć.
- Pięć punktów od Gryffindoru za wdawanie się w niepotrzebną dyskusję z nauczycielem! Na takie debaty zapraszam po lekcji - warknął i szybko odszedł, a Car w duchu zachichotała.
    Oczywiście, najlepiej straszyć punktami. Jak dobrze, że jej to nie obchodziło zbytnio. I to grożenie szlabanem... Już ona mu pokaże.
    Car zerknęła w stronę Hermiony – miała już prawie gotowy eliksir. Zaczynała się wyrabiać i naprawdę uczyć, a nie wkuwać bez sensu i recytować z pamięci podręcznikowe formułki. Brawo za postęp.
    Dzwonek. Z racji tego, że była to ostatnia lekcja, wywołał westchnienie ulgi u uczniów. W ciągu pół minuty z klasy ewakuowali się wszyscy – oprócz pewnej Gryfonki, która lubiła wdawać się w dyskusje z Mistrzem Eliksirów.
    Natomiast druga Gryfonka, konkretniej panna Granger, została zagadana przez Rona i wyprowadzona z sali. Rudowłosy z ożywieniem zaczął omawiać ich najnowszą strategię gry w quidditcha, którą sam wymyślił podczas nieobecności Harry'ego. Nie bardzo to Hermionę interesowało.
- ...i wiesz, wtedy robimy obrót i nacieramy na nich z prędkością...
- Ron, to bardzo... skomplikowane, ale chciałam jeszcze odwiedzić Harry'ego. Pozwolisz?
- Jasne – odparł chłopak. Sam nie zaglądał do Pottera – po prostu nie zniósłby takiego widoku. - Jak sobie radzisz? - zapytał.
- Jest ciężko. Ciągle się dostosowuję, ale musi się udać, prawda?
- Dasz radę, Hermiono. Wy dacie. Jesteście przecież dla siebie idealni. - Ron mrugnął i szybko przytulił przyjaciółkę. - Do zobaczenia wieczorem!
- Tak, na razie – powiedziała brunetka i skręciła do Skrzydła Szpitalnego.
    Coś ją tam ciągnęło. I teraz postanowiła się temu poddać.
    Harry na jej widok uniósł brwi ze zdziwienia. Gdy Hermiona usiadła obok, odłożył książkę, którą czytał.
- No proszę. Myślałem, że nie wrócisz.
- Obiecałam przecież – oznajmiła całkiem pewnie Granger.
- Może nie jesteś taka miękka. Uważałem, że się załamiesz czy coś w tym rodzaju. Jak rasowa histeryczka.
- Nie jestem nią – zaprzeczyła twardo.
- Teraz widzę – powiedział, co zaskoczyło Hermionę. Przez jego bladą twarz przemknął cień uśmiechu.
    Zapadła cisza, przerywana jedynie ich równymi oddechami. Patrzyli na siebie całkiem inaczej, niż kiedyś. Dziewczyna postanowiła nie tracić nadziei. Już był troszkę milszy. Tak odrobinkę.
- Więc czego tu szukasz? Też przyszłaś mnie powypytywać jak to jest być Wybrańcem? Jak ta świruska w nocy?
    Hermiona się ożywiła.
- Ktoś był u ciebie w nocy?
- Niestety – skrzywił się, co nadało dziwny wyraz jego twarzy. - Ta psychopatka, Brown.
- Carmen? - zapytała, chcąc się upewnić.
- Wiesz, aktualnie w tej szkole została już tylko jedna Brown. - Poprawił okulary z nonszalancją, jakby zupełnie nie mówił nic niestosownego. Takie tam, tylko o śmierci.
- No więc... - Przełknęła ślinę. - O co jej chodziło?
- A co ty jesteś taka ciekawska? Rozumiem, Panna Wiem-To-Wszystko, ale to nie ma znaczenia naukowego i...
- Za dużo kombinujesz. Napsuła ci krwi w nocy?
- Trochę – odparł. Ciekawe, nawet dawało się z nim całkiem normalnie porozmawiać. Nie do końca, ale zawsze.
- Musiała mieć powód.
- Może... - Harry zaczął wyłamywać sobie palce. - W zasadzie to nic takiego, chociaż... może ją zdenerwuje.
- Odkryłeś coś? - Hermiona przysunęła się bliżej, aby nie uronić ani słowa.
- Nie mów, że to ode mnie. W ogóle najlepiej z nią nie rozmawiaj. Dziwna jest i...
- Nie odbiegaj od tematu. I nie jest dziwna, tylko wyjątkowa.
- Jak zwał, tak zwał – warknął. Po chwili dodał: - Spotyka się z kimś.
    Uśmiechnął się triumfalnie, widząc minę Hermiony. To było warte spełnienia wszystkich gróźb wobec niego. Dziewczyna tymczasem była oszołomiona.
- Zamknij usta, bo nie wyglądasz zbyt mądrze.
- Ale, że... - przełknęła głośno ślinę. - Że z człowiekiem?!
- Nie, z sową. - Harry przewrócił oczami. - Hedwiga jest z nią bardzo szczęśliwa.
- To jest po prostu... - Zignorowała sarkazm u chłopaka. - To by się zgadzało.
- Czyżbyś wiedziała coś, czego ja nie wiem? - zapytał Harry z wyraźnym zainteresowaniem.
- Ostatnio często nie wracała na noc.
- Fiuuu... - Potter aż gwizdnął i wygodniej ułożył się na łóżku. - Nieźle. Zrobisz coś z tym? Ciekawe kto to.
- Sama chciałabym wiedzieć. Mam nadzieję, że jest dla niej dobry i...
- Błagam, tylko się nie roztkliwiaj, bo to bez sensu – żachnął się Harry.
- Ty byłeś dla mnie dobry... - wyszeptała cicho, spuszczając wzrok.
- Idź już – usłyszała tylko. Gdy na niego spojrzała, znowu sięgał po książkę. Ich oczy się spotkały, ale on szybko odwrócił wzrok. Cień irytacji przemknął po jego twarzy.
- Tęsknię za tobą. Wróć już do mnie - powiedziała.
    Delikatnie dotknęła jego dłoni, ale odsunął się. Odwróciła się i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Było lepiej, lepiej niż poprzednio. Widocznie wszyscy mieli rację, mogło być gorzej.
    Tak pocieszona wróciła do Pokoju Wspólnego.
    W dormitorium coś jej się przypomniało. Nigdy nie posądziłaby Harry'ego o czytanie z własnej woli. A zwłaszcza "Przygód Sherlocka Holmesa".
    Uśmiechnęła się do Carmen, która w tym momencie weszła do pokoju. Faktycznie, ostatnio wydawała się odrobinę bardziej zamyślona. I chyba była szczęśliwa.
    Hermiona opracowywała plan. Śledztwo czas zacząć.
Harry Potter - Book And Scroll