"Kochałbym cię (psiakrew,
cholera!),
Gdyby nie ta niepewność,
Gdyby nie to, że serce zżera
Złość, tęsknota i rzewność.
Byłbym wierny jak ten pies Burek,
Chętnie sypiałbym na słomiance,
Ale ty masz taką naturę,
Że nie życzę żadnej kochance.
Kochałbym cię (sto tysięcy
diabłów),
Kochałbym (niech nagła krew
zaleje!),
Ale na mnie coś takiego spadło,
Że już nie wiem, co się ze mną
dzieje:
Z fotografią, jak kto głupi, się
witam,
Z fotografią (psiakrew!) się
liczę,
Pójdę spać i nie zasnę przed
świtem,
Póki z grzechów się jej nie
wyliczę,
A te grzechy (psiakrew!) malutkie,
Więc (cholera) złości się
grzesznik:
Że, na przykład, wczoraj piłem
wódkę
Lub że pani Iks – niekoniecznie.
Cóż mi z tego (psiakrew!), żem
wierny,
Taki, co to "ślady po
stopach"?...
Moja miła, minął październik,
Moja miła (psiakrew!), mija
listopad.
Moja miła, całe życie mija...
Miła! Miła! - powtarzam ze
szlochem...
To mi życie daje, to zabija,
Że ja ciągle (psiakrew!) ciebie
kocham.
-
Władysław Broniewski, "Ze złości"
Był blisko. Za blisko. Za blisko!
Nie, niech nie podchodzi bliżej. Merlinie, nie, bo nie wytrzyma!
Uśmiechnął się szyderczo.
- Dalej coś do mnie czujesz,
prawda? Chociaż sama nie wiesz, dlaczego. Nie potrafisz sobie
poradzić z tym, że w końcu ktoś ma nad tobą władzę... Że
jesteś od kogoś uzależniona...
Przełknęła ślinę, próbując
się odsunąć, otrząsnąć. Musi to przerwać!
- Czego ty właściwie chcesz? -
zapytała, patrząc w te szare, bezdenne oczy.
- Skąd pomysł, że czegoś
chcę? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Niech pomyślę... Bo masz na
imię Jack? A, i na nazwisko Singer? - Roześmiał się.
- Bezbłędna dedukcja. Jak
zwykle, Car.
- Miło mi. Do rzeczy –
warknęła.
- Och, zawsze taka poważna –
powiedział niby urażonym tonem. - Chciałem, żebyś przeszła na
słuszną stronę... Tęskniłem.
- TY?! Ty... tęskniłeś?
- Tak i... postanowiłem ci
wybaczyć. Po tym, jak mnie zostawiłaś i zrobiłaś się taka
dziwna... Wybaczam ci, Car.
- Ty... - Dziewczyna zacisnęła
dłonie w pięści i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. On
jedynie uniósł brew. - Ty paskudny, okropny, egoistyczny, zadufany
w sobie, krótkowzroczny, szowinistyczny...
Nie dokończyła swojej tyrady, a
było w niej jeszcze wiele innych, przeważnie niecenzuralnych, słów.
Dlaczego przestała? Otóż została pocałowana. I to z taką siłą, że
prawie się przewróciła. Jack bardzo skutecznie ją uciszył, mimo
że ona tego nie chciała. Nie chciała, prawda?
- Puść mnie! - udało jej się
krzyknąć. Pięściami uderzała o jego klatkę piersiową, chciała
się odsunąć i to jak najdalej. - Mhmmm... puść! Mhmmm...
Puść...
Zabrakło jej tchu. Zabrakło jej
siły. Zabrakło jej woli walki, bo nogi stały się jak z waty.
Uderzenia osłabły, przestała próbować krzyczeć. A wspomnienia
wróciły. Gdy byli razem, gdy wszystko było takie piękne, gdy nie
mieli żadnych problemów... A może to była właśnie jej wina?
Przecież wiele nocy się nad tym zastanawiała, może miała rację?
Wszystko było przez nią, a Jack z dobrego serca jej wyb...
NIE. Carmen, otrząśnij się! Jack
i dobre serce w jednym zdaniu? Przecież to Śmierciożerca! Severus
to co innego, on jest szpiegiem, a ten chłopak... on jest zły. Jest
bardzo, bardzo zły. Przecież to przez niego cierpiała i nie było
w tym w ogóle jej winy! Musi to skończyć, szybko.
Ale te cudowne, czerwone usta tak
nieziemsko całowały! Może faktycznie była od niego uzależniona?
Nie. Carmen Brown nigdy nie była, nie jest i nie będzie od nikogo
zależna!
Odsunęła się gwałtownie.
Usłyszała nerwowe mruknięcie Jacka, ale nie zareagowała.
- Czego ty chcesz?! - wrzasnęła.
Założył nonszalancko ręce na piersi.
- Żebyśmy do siebie wrócili –
oznajmił spokojnie.
- Przecież jesteś
Śmierciożercą! Nędznym, paskudnym zabójcą!
- Nie patrz tak na to, skarbie –
powiedział, unosząc ręce w uspokajającym geście. - Byliśmy
razem i było fajnie. Naprawdę. Ostatnio zatęskniłem i chciałbym,
abyś przeszła na właściwą
stronę.
- Jestem już dawno po właściwej
stronie – wycedziła.
- Daj spokój. Oboje wiemy, że
Dumbledore długo nie pociągnie. Czarny Pan ma taką armię, że
zmiecie was z powierzchni Ziemi. Nie wygracie. Przemyśl to. Szkoda
byłoby, gdyby taka ładna buźka miała się zmarnować... -
Sięgnął dłonią, aby pogładzić ją po policzku, ale szybko się
odsunęła.
- Wygląd to nie wszystko.
- Co ty nie powiesz... Wiesz,
Car, myślałem, że jesteś inna. Byłaś w każdym razie taka na
początku. Potem się zmieniłaś. Kochałem cię taką, jaka byłaś
wcześniej. Ale już ochłonęłaś, prawda?
- Co masz na myśli, mówiąc, że
się zmieniłam? - zapytała cicho Carmen.
- Och, wiele rzeczy. - Zaśmiał
się krótko. - Wcześniej byłaś dla mnie idealna, perfekcyjna
i...
Nie dokończył, bo Brown podeszła
do niego i z całej siły, pięścią, walnęła go w twarz. I znowu.
I ponownie. Przestała dopiero, gdy poczuła ciepłą krew na
dłoniach. Spojrzała mu prosto w oczy i wycedziła przez zaciśnięte
zęby:
- Perfekcja jest przereklamowana.
Uśmiechnęła się z satysfakcją,
gdy zobaczyła jego zszokowaną minę. Odwróciła się na pięcie i
ruszyła w stronę wyjścia. W drzwiach na krótką chwilę zatrzymał
ją głos Jacka. Był zimny, jak nigdy, i wręcz tryskał
nienawiścią.
- Nawet nie wiesz, co
spowodowałaś. Jeszcze będziesz żałować.
- Carmen! CARMEN! Znowu wzięłaś
to świństwo? Otrząśnij się! Nie możesz...
Te słowa huczały jej w głowie, nie
mogła się poruszyć, była jak sparaliżowana. Koszulka lepiła się
od zimnego potu, przylegała ciasno do ciała. Nie mogła uchylić
powiek. Jednak na krańcu podświadomości wciąż słyszała Jacka.
Żałować. Będziesz żałować. Zapłacisz za to. Popełniłaś
błąd.
Tak. Popełniła błąd. Taki, że w
ogóle z nim rozmawiała. Powinna go od razu zabić albo chociaż
zaprowadzić do zamku, a tam by się nim zajęli. Śmierciożercom
się nie odpuszcza. Zaraz, kto ją łapie za ramię? Z wysiłkiem
otworzyła jedno oko. A, to Hermiona. Ciekawe, kiedy zauważyła, że
jej nie ma. Czemu ona nią potrząsa? Spokojnie, jest w porządku. No
dobra, nie jest, ale ona nie musi o tym wiedzieć, prawda? Zaraz, coś
mówi...
- ...i to szybko! Wstań i powiedz
coś, błagam! Nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie! - Głos
Hermiony był właściwie szlochem, bardzo nerwowym, ale nie
płakała. Jeszcze.
Carmen poczuła dziwne ukłucie w
sercu, coś jakby w nim drgnęło. Wbrew sobie, polubiła tę
dziewczynę. Musi się otrząsnąć. Dla niej. I zrobić coś
jeszcze, coś ważnego.
Z wysiłkiem sama usiadła i spróbowała
uspokoić oddech. Unikała jej wzroku, ale mimo to zaczęła mówić.
Głos jej nie drżał, ale był niepewny.
- Spokojnie, to tylko zły sen. Nic
więcej, zapewniam cię. - Granger spojrzała na nią dziwnym
wzrokiem, jakby oceniając.
- Nie wierzę ci – stwierdziła po
chwili. - Brałaś ten swój eliksir. Od dawna coś przede mną
ukrywasz i radzę ci w końcu powiedzieć mi, o co chodzi!
- Bo? - Carmen uniosła brew. Na
brodę Merlina, jej arogancja ujawnia się w najmniej przychylnym
momencie.
- Bo podobno jesteś moją
przyjaciółką! Otrząśnij się wreszcie! - Hermiona była już
naprawdę zła.
- Nie piłam go. Słowo honoru.
- Ty nie masz honoru – warknęła
brunetka.
Zabolało. Carmen poczuła jak jej
gardło się ściska w nerwowych skurczach, serce przyspiesza bicie.
O nie. Tak nie będzie.
- Tego nie wiesz – oznajmiła
cicho i wstała. Machnęła różdżką, przebierając się w czyste
ubrania. - A co do tych przyjaciółek, to chyba powinnaś się
zainteresować, co mi się stało. Bo o wielu rzeczach jeszcze nie
masz pojęcia, nawet, jeśli chcę ci o nich powiedzieć – rzuciła
i wyszła.
Gryfoni w Pokoju Wspólnym gapili się
na nią, gdy szła do dziury pod portretem, ale nie zwracała na to
uwagi. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Musi coś
załatwić. Automatycznie skierowała swoje kroki do lochów.
Rano nie chciała go widzieć. Teraz
wręcz musiała. Ten koszmar, to przypomnienie, wspomnienie dało jej
znak do podświadomości. Powinna mu wszystko wyjaśnić. Magia
bratnich dusz miała tę wadę, że nie dawało się nic ukryć przed
swoją drugą połówką. Jak to wytrzyma? Car uważała, że to
zniesie. W końcu się jednak otrząsnęła, prawda?
Weszła do klasy, a potem do jego
komnat. Był tam. Siedział na fotelu i czytał książkę. Gdy
weszła, nawet na nią nie spojrzał. Ona trzasnęła drzwiami i
zajęła drugi fotel. Zapowiadało się poważnie.
- Musimy porozmawiać – oznajmiła.
***
Hermiona miała mętlik w głowie. Co
jest znowu z Carmen?! Jak mogła ją okłamać? Bo musiała skłamać,
prawda? Ludzie, nawet, gdy mają koszmary, nie zachowują się tak,
jak ona. Musiała wziąć ten eliksir, stąd jej dziwne zachowanie.
Już do innej należy kwestia, czy w
ogóle nie mówiła prawdy. Bo po co? Brown zwykle waliła prosto z
mostu, łapała hipogryfa za pióra. Dlaczego miałaby kłamać? To
było bez sensu. A przecież od jakiegoś czasu coś przed nią
ukrywała. Przynajmniej temu nie zaprzeczała.
Hermiona pokręciła z rezygnacją
głową. Ta rozmowa miała wyglądać inaczej. Nie powinna być dla
niej taka ostra. Westchnęła głośno, pomasowała przez chwilę
skronie i wzięła się za lekcje.
Napisała kolejny esej dla Snape'a i
powtórzyła historię magii. Po wszystkim nie miała pojęcia, co ze
sobą zrobić. Przeciągnęła się leniwie i pomyślała, że warto
byłoby się położyć, chociaż na chwilę. Ale nie, przydałoby
się odwiedzić Harry'ego. Tak, to dobry pomysł.
Narzuciła na siebie pierwszy z brzegu
sweterek i wyszła z dormitorium. Chciała przemknąć niezauważona
przez Pokój Wspólny, ale dobiegła ją, dość głośna, rozmowa.
- Ron, daj spokój. Ciesz się –
mówiła uspokajającym głosem Ginny.
- Z czego? - warknął chłopak.
- Z tego, że nasz kochany Ronuś...
- ...zostanie starszym bratem! -
zawyli z uciechy bliźniacy.
- Dla was to znowu zabawne? Nie
uważacie, że ósemka dzieci, to za dużo?
- Oczywiście, że tak –
powiedziała Ginny, kładąc mu uspokajająco rękę na ramieniu. -
Czwórka to już niemało, a co dopiero dwa razy tyle. Ale dadzą
radę, zawsze dają. - Ron prychnął pogardliwie.
- Ledwo. Ledwo wiążą koniec z
końcem, a my na tym cierpimy!
- Uspokój się. Jak niby cierpisz?
- zapytał, poważnym już głosem, Fred.
- Właśnie. Mając rodzinę, która
cię kocha? Doświadczając miłości i szczęścia? - dołączył
się George. Ginny milczała.
- No nie, ale... - próbował
tłumaczył się ich brat. Jego koniuszki uszu zaczęły robić się
czerwone.
- A może będąc z Luną, też
cierpisz? - Ron zbladł. - Zacznij myśleć racjonalnie i ciesz się,
że będziesz mieć kolejną bliską sercu osobę.
Chłopak jeszcze coś pomruczał pod
nosem, ale nie było to nic konkretnego (a w każdym razie
zrozumiałego) i powlókł się w stronę okna, aby poćwiczyć grę
w szachy. Hermiona uważała, że to dobrze – zawsze go to
uspokajało. Natomiast na bliźniaków patrzyła z podziwem. Zwykle
żartowali, drwili ze swojego brata i dokuczali mu, ale musiała
przyznać, że gdy chodziło o ważne sprawy, potrafili się
odpowiednio zachować. W każdym razie Ginny ma już to za sobą.
Przyjaciółka ją zauważyła i posłała jej słaby uśmiech, ale
było w nim już więcej optymizmu niż wcześniej. A tak swoją
drogą, to ciekawe, co z Malfoyem...
Wyszła szybko z Pokoju Wspólnego i
skierowała się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Może Harry już
się obudził? Chciała z nim porozmawiać, potrzebowała tego. W
końcu co jej mógł zrobić? Jest dobrym człowiekiem i na pewno nic
jej się nie stanie. Prawda?
Otworzyła drzwi i po cichu weszła do
środka. Zobaczyła panią Pomfrey, która od razu do niej podeszła.
- Mogę zobaczyć się z Harrym? -
zapytała z nadzieją w głosie Hermiona.
- Panno Granger, to raczej nie jest
najlepszy pomysł... - Głos pielęgniarki nie był nieuprzejmy, ale
dziwnie piskliwy.
- Proszę, tylko kilka minut.
Naprawdę, zaraz sobie pójdę. - Po długim momencie wahania, pani
Pomfrey skinęła niechętnie głową. - Czy już się obudził?
- Tak, ale...
Ale Hermiona już nie słuchała.
Podeszła (a właściwie podbiegła) do parawanu i szybko się za
niego wślizgnęła, jak poprzednio. Z szerokim uśmiechem na ustach
odwróciła się w stronę łóżka. Tam był Harry. Siedział,
wyprostowany i wpatrzony w nią. Szybko podeszła do niego, chciała
go dotknąć, pocałować, porozmawiać z nim. Wątpliwości znikły,
bo przecież siedział tu, był zdrowy, prawda? Ciągnęło ją do
niego jak nigdy.
Gdy usiadła na skraju jego łóżka i
chwyciła za rękę, stało się coś dziwnego. Coś, co zakuło
Hermionę głęboko w sercu, zraniło do głębi. Coś jednak było z
nim nie tak. W chwili, kiedy jej palce ledwo dotknęły skóry
chłopaka, ten odskoczył jak oparzony, otwierając szeroko oczy. To
znaczy odskoczył na tyle, na ile pozwalało mu to łóżko. A to nie
był koniec.
Oparł się o wezgłowie, zmierzwił
włosy, które i tak już były w tragicznym stanie i uśmiechnął
się szyderczo. Nigdy go takiego nie widziała, więc patrzyła z
przerażeniem. Napotkała jego zimny wzrok. Po chwili przemówił
głosem o podobnej temperaturze.
- Po co tu przyszłaś? Poużalać
się nade mną? Nie masz po co.
- J-jak... Jak możesz tak mówić?
- zapytała cicho Hermiona, czując, że robi jej się słabo.
- Normalnie. Nareszcie mogę mówić
prawdę. Mogłaś chociaż uczesać dzisiaj te kłaki na głowie.
Chociaż wtedy pewnie i tak byłoby niewiele lepiej.
- Harry, uspokój się, nie jesteś
sobą i... - Granger przypomniała sobie wszystko, co mówiła
Carmen. Że ją będzie ranił. Ale nie myślała, że to będzie aż
tak bolało. I nie chodziło tu tylko o słowa, które wypowiadał.
Był zimny, był nieswój, był inny. Był zły. Jego celem
było zranienie jej, jak najgłębiej i najokrutniej. I wyglądał
też inaczej. Jednak wiedziała, że to wina zaklęcia i on też
cierpi. Widziała na jego czole krople potu, pięści miał
zaciśnięte.
- Wiesz, nie mogę cię rozgryźć –
oznajmił i założył ręce na piersi. - Niby taka mądra, przez
wszystkich uznawana za przykład, i tak dalej, i dalej. Ale tak
naprawdę jesteś strasznie miękka. Na początku szkoły nie mogłaś
znaleźć sobie przyjaciół, więc przyczepiłaś się do mnie i,
pożal się Merlinie, Rona – imię
przyjaciela wymówił z obrzydzeniem, krzywiąc się okropnie. Nigdy
nie widziała go takiego. Jedno jest pewne – Voldemort, gdyby go
widział, byłby dumny. On jednak kontynuował: - Przynajmniej byłaś
w miarę użyteczna, bo miałem pracę domową, ale to i tak
przesada... ZABIERAJ ŁAPY! - wrzasnął, gdy spróbowała dotknąć
jego ramienia, aby go uspokoić. Ledwo powstrzymywała się od
płaczu. - Nie zachowuj się jak histeryczka – zadrwił. W jego
zielonych oczach czaiło się szaleństwo.
- Harry,
nie jesteś sobą. Nie jesteś taki, nie byłeś.
- No
to przyzwyczaj się! - warknął, po czym złapał się za usta.
Hermiona nie zdążyła się odsunąć, gdy Harry zwymiotował na
podłogę. To było straszne. Widziała, jak się męczy, a sama nie
czuła się najlepiej. Po chwili zjawiła się pani Pomfrey.
- Panno
Granger, mówiłam, że to nie jest najlepszy pomysł! - powiedziała
i wyczarowała miskę dla chłopaka. - Musi odpoczywać, dojść do
siebie.
- Rozumiem.
Przyjdę jutro, Harry – rzuciła cicho, nie chcąc patrzeć mu w
oczy.
- Idź,
dziecko, wyśpij się. Masz tak potwornie czerwone oczy... - mówiła
pielęgniarka, ale Hermiona już zniknęła.
Gdy
tylko wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, wybuchła płaczem. Nawet po
zmianie, jak on mógł być taki okrutny? Przecież ją kochał, a
ona jego! I wystarczyło tylko zaklęcie, aby to zmienić? Mało
tego, odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Złapała się za
głowę. A co, jeśli Snape'owi się nie udało? Harry zostałby taki
już na zawsze. Sama nie była pewna, czy wciąż by go takiego
kochała. W końcu wtedy na pewno już nie mogłaby liczyć na
wzajemność. Nie. Dosyć. Poczeka, wytrzyma. To tylko tydzień,
prawda?
Z tym
postanowieniem ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Ale, jak to
bywa, po drodze musiała kogoś spotkać. Tym kimś oczywiście
musiał być Barnabas
Collins. Nie chciała z nim rozmawiać, naprawdę. Była zrozpaczona
i jeszcze zrobiłaby jakąś głupotę...
- Hermiono,
co się stało? Mógłbym wiedzieć, dlaczego płakałaś? - zapytał
delikatnie.
- Nie
pana sprawa. Chociaż właściwie... Niech pan odwiedzi Harry'ego,
to się dowie – oznajmiła chłodno.
- Ach...
Klątwa Darskiego, czyż nie? Spokojnie. - Wyczarował chusteczkę i
odpuścił jej formalny zwrot. - Severus jest świetnym czarodziejem
i na pewno zrobił wszystko, co w jego mocy. Niedługo będzie
dobrze.
- Dz-dziękuję. – Uśmiechnęła się blado. Otarła oczy czerwoną chusteczką. -
A dlaczego nie pomogłeś Harry'emu, Barnabasie? - Jego oczy
roziskrzyły się, gdy usłyszał swoje imię.
- Cóż...
Pomoc wymagała znajomości bardzo
czarnej magii, a ja... nie lubię się nią posługiwać.
- To
dobrze – wyszeptała. Po chwili ciszy dodała: - Chyba powinnam
już iść i...
- Tak,
tak, moja droga. Wyśpij się, odpocznij. Ochłoń i przemyśl to
sobie. Wiem, jakie to trudne – oznajmił i pożegnał się,
całując ją w dłoń.
Odszedł,
a Hermiona mimo wszystko poczuła się lepiej. Może ten wampir nie
jest taki zły? Ruszyła w stronę dormitorium, chcąc jak
najszybciej położyć się do łóżka. To był trudny dzień, a
następne wcale nie zapowiadały się lepiej. Ale przecież nie może
być już gorzej, prawda?
Rozdział moim zdaniem genialny :-)
OdpowiedzUsuńHarry okropny , mam nadzieję , że Hermiona to przetrwa :-)
Pozdrawiam i życzę weny!!
mojeminiopowiadania.blogspot.com
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńWstrętny Harry, wiem, że to przez zaklęcie, ale i tak już mniej go lubię -.-
Biedna Hermiona i Carmen :( No i ciekawa jestem, o czym będzie rozmawiać ze Snape'em. Nawet jeśli to może być smutne, to i tak uwielbiam ich dialogi ;)
Nie przejmuj się, że mało komentarzy, ludzi mogli się jeszcze nie otrząsnąć, że trzeba już chodzić do szkoły i nie komentują, ale na pewno czytają, bo nie da się nie czytać Twojego bloga ^^
Pozdrawiam, Dobranoc, Miłego weekendu i tak dalej :P
~Julla
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńLubię takiego Harry'ego. Nie wiem czemu, ale lubię :D Tak czy inaczej, wciąż Hermionie współczuję C:
I niech Cię Pan Wen nie opuszcza! Niech nawet nie próbuje, bo go znajdę i... nie no, zabić go nie zabiję, bo jeszcze gorzej będzie :D
A btw, po tej "Wyobraźni wariatki" mam po prostu zryty mózg. Dziewczyno, umrę, jeśli wyjdzie choć jeszcze jedna część XD
Nie mogę się już następnego rozdziału doczekać C: Weny życzę! :P
Lekka inspiracja Peetą i genialna odmiana Harry'ego !Podoba mi się ta zmiana.
OdpowiedzUsuńBrr,jak ja nienawidzę Jack'a !Najpierw udaje,że kocha Carmen,później ją zostawia i wyśmiewa,a następnie wstępuje do Śmierciożerców i próbuje przeciągnąć Car na złą stronę !Chyba go znajdę i zabiję ://..
Masz mało komentarzy,bo wszyscy się trochę przejmują szkołą i nie mają czasu komentować,tak ja jak na przykład :>
Życzę pięknego rozdziału ^^
WSZSYTKIM życzę powodzenia w szkole ##
Harry jenyy genialna odmiana chociaż wolę go mniej ślizgońskiego bo tak to odczuwam ;) Rozdział na prawdę świetny :P Weny :D Pozdrawiam, Lili :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na panstwoweasley.blogspot.com i proszę o opinię ;)
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńpo długości widać, że nie szło pisanie, ale nie po treści :D
ciekawe co u Ginny i Draco..
życzę weny
z.
Hahahahah od razu pomyślałam o Peecie.
OdpowiedzUsuńOj Carmen w cóż ty się znowu wpakowała?
Głupi Barnabas jak zwykle wplącze się między nią i Harry'ego.
Grrrr.
niech sobie znajdzie kogoś innego.
O Dżisas.
Czekam na następne i z. ma rację.
Dawno nie było Drinny ;p.
Czekam na następne i życzę weny,
Honeyed Girl.
O rany! To coś po prostu cudownego! Cytat Heleny, zły Harry. I nawet troszeczkę Bananabasa. Świetne, po porost świetne.
OdpowiedzUsuńNie wiem.
OdpowiedzUsuńWłaśnie do mnie dotarło, że jestem jedynym komentatorem, którego komentarze nie są z serii "(nie) lubię X". Dziwna świadomość.
Trochę za mało postaci zachowujących się jak Harry (i Jack) w tym rozdziale. Za dużo cukru, za mało soli.
I tak mnie nie posłuchasz, ale mogłabyś gdzieś w tym opowiadaniu dopisać smoki. Lubię smoki (power metal, Dio...).
Wiesz, że spotkałam w pociągu Carmen...? Chyba w czwartek, wracając z Warszawy.
O BOŻE! BOŻE BOŻE BOŻE! Dopiero teraz tu zaglądam, nie wiem jak mogłam tak się opuścić.. I zobaczyłam wzmiankę o mnie na tamtym blogu, to było urocze <3 Serio, aż podskoczyłam! I musiałam przeczytać kilka razy cały akapit, żeby nie zgubić sensu z przejęcia :D
OdpowiedzUsuńRozgryzając twój tok pisania mogę śmiało stwierdzić, że w następnym rozdziale jakaś petarda, a ten był takim jakby "wstępem" :3
Okropnie podobała mi się scena z moimi kochanymi rudymi bóstwami ^^ F&G 4ever <3 I nadal czekam na coś z Draco i Ginny.. :33
Czytało się świetnie, jak zawsze zresztą C: I jaram się tym, że nawet jeśli w tyci wzmiance wystąpiłam w Igrzyskach :D Haha :D
Pozdrawiam serdecznie, Podjarana Accio :*
Ale świetny rozdział! Zakochałam się. Czytam, czytam i się naczytać nie mogę. <3
OdpowiedzUsuńheeeej, dlaczego nie ma nowego? ;(
OdpowiedzUsuńwstaw jak najszybciej, piooosię
To niesprawiedliwe :C
OdpowiedzUsuńCzemu jesteś taka wredna i robisz takie rozdziały, że nie umiem ich opisać? Pomińmy fakt, że pierwszy raz się tu wypowiadam xD
Zostałaś nominowana do Liebster Awards! Szczegóły tutaj: http://dramione-tu-i-teraz.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html
Hej, tam wszystko w porządku? Nic się nie odzywasz, martwię się, rly :) Daj znac co u ciebie :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, żyję ;)
UsuńMiło, że się martwisz. Wszystko wyjaśnię w nowym rozdziale, a z grubsza chodzi o kradzież pana Wena przez Julkę... Mam nadzieję, że wyrobię się do piątku. A tak w ogóle, to prawie codziennie jestem na https://www.facebook.com/pages/Polscy-fani-Johnnyego-Deppa/281797508534186 - zawsze możesz napisać ;)
No cześć, tu JA.
OdpowiedzUsuńTa okropna, co się nie odzywa, nie daje znaku życia i nie komentuje rozdziałów innych blogowiczów.
Taaa....Ile ja się tego nasłuchałam...Masakra jakaś ;-;
No widzisz, nawet Ty jeszcze nie masz ciężko, bo to niby początek roku, a ja miałam już... (czekaj, liczę...) 7 kartkówek a wczoraj sprawdzian z matematyki z całego poprzedniego roku. Jeśli dodamy do tego lekkie kłopoty sfery osobistej to wyjdzie nam pełnia szczęścia i mnóstwo wolnego czasu, czyż nie? ;))
Nadrobiłam, przeczytałam i jest fajnie.
Wybacz, że tym razem się nie rozpiszę, ale mam jeszcze trochę nadrabiania ;-;
Ja i mój nowy pies rasy beagle pozdrawiamy i weny życzymy.
Żyjesz? Czemu tak długo Cię nie ma? To tylko brak czasu lub weny czy coś się stało?
OdpowiedzUsuńz.
Jeśli nie możesz nic wstawić, to szkoda, ale mogłabyś chociaż coś napisać dlaczego, czy coś...
OdpowiedzUsuńCoś podejrzewam, że jednak nie żyje... Uczcijmy ją minutą ciszy
OdpowiedzUsuńFajnie, że wzorujesz się na Igrzyskach, chyba, że mi się wydaje ;)
OdpowiedzUsuńJaram się *_*
Odezwij się w końcu! Napisz chociaż że nie masz weny i nie wiesz kiedy będziesz.
OdpowiedzUsuńChyba jestem uzależniona od Twojego opowiadania.. Ranisz mnie :C
z.
Zaczęłam czytać twojego bloga kilka dni temu i zobacz jak szybko go pochłonęłam :D Troszkę niepokoi mnie twoja długa nieobecność... Co się stało? Bardzo podoba mi się twoja twórczość i chciałabym żebyś kontynuowała pisanie, myślę że nie jestem sama :) Acha, i przez ciebie zawaliłam kartkówkę z biologi i niemca ;)
OdpowiedzUsuńCzekam,
~ Potterhead