"Na dźwięk tego głosu ściska
mnie w żołądku,
czuję się winna, smutna i przestraszona.
I
tęsknię, do tego też mogę się przyznać.
Tyle że tęsknota ma
zbyt silną konkurencję,
aby kiedykolwiek zdołała zdominować inne
uczucia."
- Katniss Everdeen, "W pierścieniu
ognia"
Ron włóczył się po zimnych
korytarzach Hogwartu. Już sam nie miał pojęcia, co robić. W głębi
duszy miał nadzieję, że może trafi na Carmen, choć sam nie
wiedział, o czym by mógł z nią rozmawiać. To wszystko było
strasznie dziwne. Przystanął i złapał się za głowę. A co z
Luną? Rani ją, dobrze o tym wiedział. To nie miało się tak
potoczyć. Wszystko było surrealistyczne, jak zwykła iluzja. A może
właśnie niezwykła? Potrząsnął głową i ruszył dalej w
milczeniu.
Sam też cierpiał. Nie umiał dokonać
wyboru, który zdawał się jeszcze niedawno być tak oczywisty. Choć
może teraz też był? Car go nie chciała, więc... Nie, nie może
pocieszać się Luną. Tylko bardziej by ją zranił. A może
naprawdę ją kocha? Ron czuł się jak w piątej klasie, gdy
zaatakowały go myśli w Ministerstwie Magii. Miał po prostu mętlik
w głowie. Mało powiedziane – to był chaos, zamęt, ogromny
bałagan... Żeby dobrze zagrać w meczu, nie może się niczym
przejmować. Dobrze wiedział, że pod presją się ugnie i nie da
rady. Przypomniał sobie Hogsmeade, dni, gdy trzymał ją za rękę i
wszystko były takie proste, zwyczajne. Takie właściwe...
Przystanął, gdy usłyszał ciche
łkanie. A może coś innego? Jakby jakaś melodia, dość smutna i
jakby... trochę znajoma. Zdecydował. Cicho podszedł do rogu
korytarza i zza niego wyjrzał. Stała tam. Światło Księżyca
dokładnie oświetlało jej piękne włosy. Opierała się łokciami
o kamienny parapet i chyba też coś cichutko nuciła.
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a
man they say murdered three.
Strange things did
happen here
No stranger would it
seem
If we met up at
midnight in the hanging tree.
Zdziwiony zamrugał i podszedł bliżej.
Widocznie go nie usłyszała, bo dalej śpiewała.
Are you, are you
Coming to the tree
Where the dead man
called out for his love to flee.
Strange things did
happen here
No stranger would it
seem
If we met up at
midnight in the hanging tree.
Delikatnie ją objął od tyłu, a ona
tylko lekko się wzdrygnęła, wciąż zapatrzona w hipnotyzujące
niebo. Nucenie zmieniło się w cichy śpiew.
Are you, are you
Coming to the tree
Where I told you to run
so we’d both be free.
Strange things did
happen here
No stranger would it
seem
If we met up at
midnight in the hanging tree.
Ron położył dłonie na ramionach
Luny i obrócił ją twarzą w swoją stronę. Spojrzał jej prosto w
błękitne oczy. Widział tam niezmierne cierpienie, tak mocno
ukrywane pod maską marzycielki. Wtedy zrozumiał, jakim był
głupcem. Wszystko, czego potrzebował, miał dokładnie przed sobą,
w swoich ramionach. Po policzku spływała jej samotna łza, którą
starł delikatnie kciukiem. Przybliżył się, lecz gdy uchylił
usta, by coś powiedzieć, usłyszał jeszcze ostatnie słowa
piosenki:
Are you, are you
Coming to the tree
Wear a necklace of
rope, side by side with me.
Strange things did
happen here
No stranger would it
seem
If we met up at
midnight in the hanging tree.
Umilkła,
a on znowu czuł się dziwnie. Dlaczego akurat to śpiewała? Dość
dziwne, choć jak na nią...
- Luna,
przepraszam – wyrzucił z siebie. - Wiem, że cię skrzywdziłem,
ale proszę... Daj mi jeszcze jedną szansę. Kompletnie się
zagubiłem. Ja... Proszę.
- Wiesz,
jak byłam mała, mama śpiewała mi tę piosenkę. Ma tytuł
"Drzewo wisielców". - Mówiła tak, jakby zupełnie nie
dosłyszała jego przeprosin. Mimo to słuchał. Już dawno się
nauczył, że jest to niezbędne, aby chociaż w pewnej mierze ją
zrozumieć. - Na początku jej nie rozumiałam, ale w miarę jak
dorastałam, znaczenie stawało się jasne. Najpierw wydaje się, że
ktoś chce się spotkać ze swoją dziewczyną pod drzewem
wisielców, ale prawda jest inna, bardziej przerażająca. Piosenkę
śpiewa martwy morderca, którego tam powieszono. Chce ochronić
swoją miłość, jednak nie każe jej uciekać. Chce, aby przyszła
do niego. Na tamten świat. - Ron zadrżał. Kto by pomyślał, że
ta stosunkowo cicha dziewczyna może mieć takie myśli!
- Na
tym polega miłość... - zaczął chłopak. - Na byciu wiernym, aż
do końca i dłużej.
- Zadziwiające,
że to rozumiesz – powiedziała chłodno blondynka, poprawiając
lewą dłonią kolczyk w uchu o kształcie przypominającym
marchewkę. Ale niebieską.
- Zrozumiałem
dopiero teraz. Naprawdę przepraszam. Nie chciałem tego, ja...
Zagubiłem się. Taki już jestem. Mam nadzieję, że coś na to
poradzisz. – Uśmiechnął się niepewnie. Krukonka przez chwilę
mierzyła go oceniającym spojrzeniem, jednak po chwili odwzajemniła
uśmiech.
- Ron,
mam nadzieję, że już więcej tego nie zrobisz, bo... Tatuś
sprowadził buchorożca do domu! - powiedziała z nieskrywanym
entuzjazmem. Oczy znowu jej błyszczały, na policzki wróciła
dawna barwa różu.
- W
takim razie muszę uważać – wybuchnął śmiechem chłopak i
porwał ją w ramiona, po czym uniósł do góry. Gdy już postawił
ją na ziemię, pochylił się i ją pocałował. Tak, tego mu
brakowało. Sam nawet nie wiedział, jak za nią tęsknił. Po
chwili jeszcze zapytał: - Nauczysz mnie tej piosenki?
Luna
znowu się uśmiechnęła i ochoczo przytaknęła.
***
W
niedzielę, dzień meczu, Carmen znowu obudziła się nie w swoim
dormitorium. Nie była do tego przyzwyczajona, ale nie ukrywała, że
zaczynało podobać się jej w lochach. Na pewno duży wkład miał w
to pewien nauczyciel eliksirów, który leżał na boku obok niej i
wciąż jeszcze tkwił w objęciach Morfeusza. Spojrzała na niego,
na tłustawe włosy, opadające na policzek, nierówny nos, bladą
cerę... I powieki, pod którymi kryły się czarne jak węgiel oczy.
Nie
kochała go. On raczej jej też nie. Magia bratnich dusz sprawiała,
że siebie potrzebowali, przywiązywali się do siebie. Nie miała
pojęcia, czy kiedykolwiek będzie między nimi coś więcej. Na
razie przebywali razem, bo im to pomagało. Mogli przetrwać kolejny
dzień ze świadomością, że nie są na tym świecie sami, a ich
samopoczucie tylko na tym zyskiwało. Uciążliwe bóle głowy w
końcu minęły, myśli trochę zwolniły bieg, więc praktycznie
mogli cieszyć się z życia.
Mimowolnie
odgarnęła kosmyk ciemnych włosów z twarzy Snape'a, a ten nagle
się wzdrygnął i otworzył oczy. Na jego twarzy pojawił się
grymas.
- Nie
budź mnie – burknął i mocniej wtulił się w poduszkę.
- Nie
zrobiłam tego – wyszeptała Car, wpatrując się w niego. Mimo
wszystko ją fascynował.
- Akurat
– warknął. Nagle nieoczekiwanie wstał, zdenerwowany.
- Co
się stało? - zapytała z jawnym zdziwieniem dziewczyna.
- Mecz,
Brown. Dzisiaj jest mecz – powiedział oschłym tonem Mistrz
Eliksirów, kierując się do szafy, aby się ubrać.
- I
co w związku? - uniosła pytająco brązową brew.
- Wydedukuj
sobie – odparł zjadliwym tonem Severus. Jako nauczyciel musiał
się tam stawić, w innym wypadku byłoby to podejrzane. A nie miał
specjalnej ochoty iść, więc im szybciej stąd wyjdzie, tym dla
niego lepiej.
- Nie
potrzebuję. Nie spiesz się, masz jeszcze czas... - powiedziała,
wstając. Podeszła do niego, gdy założył koszulę i zapinał
guziki.
- Nauczyciele
muszą być wcześniej, Brown.
- Nieprawda.
Ja to wiem, a ty tym bardziej... - wyszeptała mu do ucha, kierując
swoje usta w stronę jego podbródka. - Zostań jeszcze chwilę...
- Uhmm...
- wymruczał i pozwolił jej zawładnąć swoimi ustami. Po chwili
jednak oderwał się i warknął: - Pół godziny, później idę.
- Więcej
– szepnęła Car i spojrzała na niego swoimi karmelowymi oczami.
- Jak
sobie życzysz – odparł zjadliwie. - Każda minuta dłużej –
minus dziesięć punktów od Gryffindoru! - Ponownie go uciszyła, a
on specjalnie się nie wyrywał.
***
W dzień
meczu Harry obudził się dziwnie spokojny. Zwykle się denerwował,
nie jadł i był osowiały, ale tego dnia energia aż w nim buzowała.
Był pewny zwycięstwa, w końcu dużo ćwiczyli. Drużyna także była świetna. Jedynie martwił się o Rona, który wrócił późno w
nocy. Nawet nie dowiedział się, jak z Luną. Westchnął głośno.
Zerknął na zdjęcie Hermiony, które postawił sobie na stoliku
nocnym. Przedstawiało ją podczas prób GD w zeszłym roku.
Oczywiście zrobił je Collin Creevey i, trzeba przyznać, wyszło mu
świetnie. Dziewczyna widać pozwoliła sobie na chwilę oderwania
się od rzeczywistości, bo jej oczy były rozmarzone, a spojrzenie
nieobecne. Patrzyła w jakiś punkt ponad aparatem, włosy miała
rozwiane i delikatny uśmiech na twarzy. Bardzo mu się podobała,
wyglądała tak... szczęśliwie. Jakby była dokładnie tam, gdzie
być powinna.
Wystarczy.
Wstał i poszedł do łazienki. Gdy już się ubrał, wyszedł z
dormitorium i spróbował zawołać Hermionę. To było
niesprawiedliwe, że nie mógł jej odwiedzić. Przecież czasy się
zmieniły! Dumbledore powinien coś z tym zrobić.
Zauważył,
że dziewczyna wychodzi, więc od razu się uśmiechnął. Podeszła
do niego i przytuliła. Cieszyli się chwilą, gdy nagle dobiegł ich
jakiś chichot od strony schodów.
- Jak
wytrzymujesz z Lavender w jednym dormitorium? - zapytał zdziwiony
Harry.
- Nie
wytrzymuję. Powstrzymuję się od chęci mordu – rzuciła w jej
stronę zjadliwe spojrzenie. - Ale jest coraz trudniej – dodała.
- Chodź,
nie mam ochoty na nią patrzeć. Szczególnie dzisiaj.
Hermiona
przytaknęła. Splotli razem palce i ruszyli do Wielkiej Sali. Tego
dnia panowało jeszcze większe ożywienie niż zwykle. Ludzie głośno
rozmawiali o prawdopodobnym wyniku meczu, a Fred i George już
zbierali zakłady. Gdy Harry wszedł do jadalni, wiele par oczu
zwróciło się w jego stronę. Nie mógł jednak odgadnąć ich
intencji. Odkąd Voldemort powrócił, nie był już ciągle
poniżany, ludzie mu uwierzyli. Wielu osobom było wstyd, że
uznawali, iż kłamie. Mimo to Wybraniec i tak wiedział, że może
polegać tylko na prawdziwych przyjaciołach.
Usiedli
razem przy stole, zaczynając śniadanie. Obok siedziała Ginny,
trochę weselsza, niż gdy poprzednim razem rozmawiała z nią
Hermiona. A właśnie, pozostawała ważna kwestia.
- I
co, powiedziałaś już braciom o... o waszej mamie? - zapytała
dyskretnie Granger.
- Nie,
jeszcze nie... Po meczu – obiecała rudowłosa. - A Harry... wie?
- Też
nie. I lepiej niech dowie się razem z Ronem. Nie chcę, żeby z
emocji zawalili ten mecz.
- Masz
rację. Sama przecież gram i będzie mi niełatwo, a reszta...
- Dasz
radę, Gin. Naprawdę – pocieszyła ją Hermiona.
- A
co wy tam tak szepczecie? - dopiero teraz zapytał Potter.
- Babskie
sprawy, mój drogi – powiedziała brunetka i dała mu całusa w
policzek.
- A
może chciałbym wiedzieć? - wymruczał pod nosem chłopak,
smarując tosta dżemem truskawkowym.
- Nie
marudź, tylko jedz. Masz to wygrać! - zarządziła Hermiona z
poważną miną. Po chwili jednak nie wytrzymała i zaczęła się
śmiać. Przyjaciele do niej dołączyli.
- Co
robicie i dlaczego beze mnie? - zapytał rozanielony Ron.
- Czekamy
na mecz – odparła Ginny, uważnie przyglądając się bratu.
Wyglądał jakby... inaczej. I był weselszy.
- To
się przygotujcie na świetną grę – powiedział Weasley i
również zabrał się do jedzenia.
Śniadanie
dojedli już w milczeniu. Musieli się przecież jeszcze przygotować,
dlatego w końcu Hermiona została sama przy stole. Znad swojej
jajecznicy spojrzała na stół nauczycielski. I to był błąd, bo
znowu napotkała spojrzenie Barnabasa. Na dodatek dzisiaj na
kamizelce i apaszce miał czerwono-złoty wzorek. Dyskretny, ale
jednak. Westchnęła. Musi coś z tym zrobić, zwłaszcza, że
zauważył jej spojrzenie i się uśmiechnął.
Stanowczo
wstała i przeszła przez Wielką Salę, aż do wyjścia, starając
się nie oglądać za siebie. I udało jej się, jednak już przy
drzwiach wpadła na kogoś. Ten ktoś miał czarne, obszerne szaty.
Gdy podniosła wzrok, okazało się, że jej modły nic nie dały i
był to niestety Snape. Mimo że pałał nienawiścią na kilometr,
był delikatnie zarumieniony na policzkach i miał lekko
przyspieszony oddech. I niezapięte dwa guziki pod szyją.
- Długo
będziesz podziwiać, Granger? - warknął tak, że Hermionę przeszedł dreszcz. Ten człowiek był straszny.
- Przepraszam,
panie prof...
- Szacunku
nauczycielowi też okazać nie umiesz, mówiąc zwykłe "dzień
dobry". Ach, ci Gryfoni... Odejmuję Gryffindorowi dwadzieścia
punktów.
- Dzień
dobry, panie profesorze – wycedziła. Zacisnęła pięści, aby
nie powiedzieć, jak jawnie niesprawiedliwe to było.
- Widzisz?
Można. A teraz zjeżdżaj, Granger, bo zastanowię się jeszcze
może nad kolejną karną lekcją...? - zagroził, ale dziewczyny już
nie było. Szybko podszedł do stołu nauczycielskiego.
Tymczasem
Hermiona już przemierzała błonia w drodze na stadion. Po drodze
mijała mnóstwo innych uczniów, ale nie miała specjalnie ochoty na
rozmowę z nimi. Snape strasznie ją zdenerwował, czuła się
kompletnie rozchwiana i zagubiona. I ten cholerny wampir! Cholernie
przystojny wampir! Dlaczego Dumbledore nie mógł zatrudnić kogoś
brzydszego, straszniejszego?
Westchnęła.
Ma Harry'ego. Wszystko się świetnie układa. Są szczęśliwi.
Czego chcieć więcej? Sama nie wiedziała, ale nie czuła się też
do końca spełniona.
Dotarła
do szatni. Ciekawe, czy jeszcze omawiają taktykę. Hermiona
delikatnie uchyliła drzwi i weszła do środka. Zauważyła
Harry'ego, który siedział na ławce, widocznie przygotowując się
mentalnie do meczu. Był już przebrany w szaty szukającego i
kapitana. Dalej siedzieli Fred z George'm, reszta drużyny musiała
być gdzieś dalej.
Nagle
Hermionie zrobiło się szkoda swojego chłopaka. Przecież powinna go
wspierać, cały czas, a zwłaszcza poprzedniego wieczora, a ona
zamiast tego była z tym wampirem! To nie fair, zwłaszcza w
stosunku do Wybrańca.
- Psst!
Harry... - zawołała cicho.
- Hermiona?
- zapytał zdziwiony. - Co ty tu...
- Chodź
tu!
- Dobrze.
– Wstał i podszedł do niej. - Stało się coś?
- Tak
– powiedziała cicho, zarzucając mu ręce na szyję. - Chciałam
ci jeszcze raz życzyć powodzenia...
Dotknęła
wargami jego ust, a on, po chwili oszołomienia, odpowiedział jej
tym samym. Zatopił dłonie w jej miękkich włosach i przyciągnął
jeszcze bliżej do siebie. Hermiona wysunęła swój język na
spotkanie, a chwilę potem już zatracali się w sobie. Nie
delikatnie, jak zwykle, tym razem z większą zaborczością. Harry
miał trudności z zaczerpnięciem oddechu. Dawno go tak nie
całowała. Właściwie to jeszcze nigdy. To było cudowne, jak
spotkanie dwóch idealnie do siebie pasujących części, które
razem tworzą coś niesamowitego. Delikatnie zjechała ustami na jego
szyję, oddając całe uczucie, jakie do niego żywiła. Jak
fantazja, czuł jej ciepłe ciało w swoich ramionach i wiedział, że
jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Oboje są. Chwycił jej
twarz w dłonie, opuszkami palców delikatnie obrysowując usta.
Spojrzeli sobie w oczy i w tej chwili nie było dla nich
piękniejszego widoku. Czysta radość. Harry znowu złączył ich
usta, zapominając kompletnie o meczu, o Hogwarcie, o świecie. Byli
tylko oni.
- Może
w końcu zaczniemy grać, co? - dobiegł ich głos z boku, a oni
natychmiast odskoczyli od siebie przynajmniej na metr, oboje mieli
twarze koloru szat Gryffindoru. Bez złotego.
- Freddy,
nieładnie tak podglądać – powiedział bliźniak do swojego
brata i razem się roześmieli.
- To
ja... Ja już pójdę – rzuciła Hermiona i błyskawicznie zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Dobrze
chociaż całuje? - zapytał George, puszczając oko.
- Nie
wasza sprawa. Idziemy, już czas.
- Nareszcie
– westchnęła Ginny, wychodząc zza rogu. - To co teraz,
kapitanie?
- Teraz?
Teraz wygramy.
______________________________________
Igrzyska Śmierci, piosenka mnie urzekła: taka dziwna, ale fajna. Tu jest tłumaczenie,
gdyby ktoś nie rozumiał:
Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
Tu zawisł ten, co troje
zginęło z jego mocy.
Dziwnie już tutaj
bywało,
Nie dziwniej więc by się
stało,
Gdybyśmy się spotkali
pod wisielców drzewem o północy.
Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
Choć trup ze mnie już,
uwolnię cię od przemocy.
Dziwnie już tutaj
bywało,
Nie dziwniej więc by się
stało,
Gdybyśmy się spotkali
pod wisielców drzewem o północy
Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się?
Tu do mnie miałaś
zbiec, żeby uniknąć przemocy.
Dziwnie już tutaj
bywało,
Nie dziwniej więc by się
stało,
Gdybyśmy się spotkali
pod wisielców drzewem o północy
Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem skryć się
też?
W naszyjniku ze sznura u
boku mego nie czekaj pomocy.
Dziwnie już tutaj
bywało,
Nie dziwniej więc by się
stało,
Gdybyśmy się spotkali
pod wisielców drzewem o północy
Mmm pierwsza :D rozdzial straasznie mi sie podobal <3 chyba to moj ulubiony :> a co do sugestii: fajnie bybylo, gdyby Harremu cos sie stalo (jakas kontuzja, czy cos) i Miona by sie nim zaopiekowala :* iii wtedy gdyby go nie bylo Barnabas by sie wtracil :D prosze masz moj plan idealny ;) pozdrawiam i zycze weny ;*
OdpowiedzUsuńDobry plan :D
UsuńNadal jest wspaniale, wręcz sielanka. A szkoda, bo mogłoby się coś zepsuć w tym idealnym życiu :D
OdpowiedzUsuńAle i tak uwielbiam to opowiadanie :)
I tak! Źle, że Bella zabiła Syriusza! :C
I również uwielbiam Igrzyska Śmierci.
Ale chaotyczny komentarz mi wyszedł.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
Luna ma 100% racji, kto by pomyślał, że rudzielec zrozumie tą piosenkę.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą nie ma to jak czytać o piosence "Drzewo wisielców" którą śpiewa martwy morderca po nocy w nieoświetlonym pomieszczeniu.
Ty się na prawdę chcesz mnie pozbyć.
Co ja bym dała za widok zarumienionego Snapea z paroma odpiętymi guzikami jego nieśmiertelnych szat...
A jeśli chodzi o mecz, to nie martw się bo wiem że dasz sobie radę. Z resztą jak zawsze.
Super!!!!! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuńMojeminiopowiadania.blog.onet.pl
Genialne (pisałam to już, ale ciągle brakuje słów na temat Twojego geniuszu ;D)!
OdpowiedzUsuńSuuuper!!!! A odnośnie do konkursu, chciałabym, żeby Ginny miała siostrzyczką, i żeby miała na imię Lily, żeby uczcić pamięć mamy Harry'ego !
OdpowiedzUsuńProszę...
Mam nadzieję, że wybrałaś imię zaproponowane przeze mnie, bo jak nie, to wracam do Gdańska i rzucam Crucio na wszystkie dziewczyny, które wyglądają jak Ty, póki nie znajdę Ciebie.
OdpowiedzUsuńDo czego mogę się przyczepić:
Ron. Ron to kretyn, kompletnie mi nie pasował w tym rozdziale. Był za bardzo empatyczny i inteligentny, jak na niego.
Snape (tudzież mój Severus). Muszę chyba zacząć dawać Ci lekcje z bycia wrednym. Wiem, że Snape był trochę... rozkojarzony, ale mimo to był za mało sobą.
Słodycz. Czekam na tą burzę.
Nie czytaj za dużo pornoli (pełnoletnia czarownico), nie pomyl końców różdżki przy rzucaniu Avady (żart, możesz pomylić) i pisz następny rozdział (chyba, że wcześniej się zaavadujesz - wtedy czuj się zwolniona z tego ostatniego).
Twój mentor i największy autorytet:
Joker
Hej.
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twój blog, ponieważ szukałam jakiejś ciekawej historii o Harrym Potterze. Kiedyś byłam bardziej zaangażowana w tę serię i czytałam mnóstwo FF na temat Harrego. Sama kiedyś pisałam o Harrym i Hermionie.
Szczerze ci powiem, że pochłonęłam wszytskie 29 postów z zapartym tchem i bardzo mi się spodobało! Spotkałam wiele blogów, na których akcja toczy się chaotycznie i bez ładu i składu. Twój styl bardzo mi się podoba i ciesze się, że tu trafiłam :) Świetne wprowadzenie Carmen do historii, polubiłam tę postać, wątek "wampirzy" w historii super, choć jak na początku przeczytałam o nim wydawało mi się, że nie będzie to pasowało, ale fajnie scaliło się z całą historią.
Może tylko chciałabym więcej akcji, w sensie jakiejś walki.
Pozdrawiam, Nowa czytelniczka
Miśka
http://by-itsmisia.blogspot.com/
Och, ach, ech...
OdpowiedzUsuńSielanka na całego... Ron godzi się z Luną, Snape wciąż nie może oprzeć się Carmen, a Hermiona zrozumiała, że to Harrego kocha najbardziej na świecie. Ale Barnabas wciąż w akcji. czy przerwie tę sielankę?
Widok zaróżowionego Snape'a z niedokładnie zapiętą koszulą... Te mury Hogwartu jeszcze nie widziały.
Ubolewam nad brakiem Drinny. Nic na to nie poradzę, Uwielbiam ten Parring.
Może pojawią się w następnym rozdziale?
Tymczasem zapraszam na mojego nowego bloga właśnie o Ginny.
http://love-of-ginny-weasley.blogspot.pt/
Jak zwykle nie wiem co napisać, bo tego jak mi się podoba rozdział nie potrafię wyrazić w słowach..
OdpowiedzUsuńZ opisem meczu na pewno sobie poradzisz :) już się nie mogę doczekać ^^
Ciekawe jak wszyscy zareagują na wiadomość o dziecku i co będzie z Ginny i Draco..
z.
*.* Wczoraj czytałam twoje rozdziały ( od 15 ) bo nie informowałaś mnie o kolejnych ( niech ja cie tylko złapię :P ) Nawet nie wiesz jak sie cieszę, że Hermiona i Harry są razem ( widzisz, widzisz jak do tyłu byłam xD )
OdpowiedzUsuńDlaczego to opowiadanie jest takie świetne ? Dlaczego autorka jest taka cudowna ?
Ahhh :) Na koniec powiem to co zawsze czyli : Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ :>
Całuuuski, Wiklara
http://hermionalovedraco.blogspot.com/
"Długo będziesz podziwiać,Granger ?" rozwaliło mnie totalnie :PP
OdpowiedzUsuńFajnie,że Ron pogodził się z Lunałką. Tak zadziwiło mnie,że Luna śpiewa o takich rzeczach O_o
Mam nadzieję,że z opisaniem meczu sobie poradzisz,ale proszę,żeby Harry miał jakąś kontuzję i żeby Hermiona się nim opiekowała ^^
Jestem ciekawa jak wszyscy zareagują,kiedy dowiedzą się o kolejnym dziecku pani Weasley :))
No i oczywiście życzę duuuuuuużo weny i
ŻEBYŚ SZYBKO DODAŁA NASTĘPNY ROZDZIAŁ *_*
*___* wiesz o tym, że się zakochałam w tym opowiadaniu?
OdpowiedzUsuńI jeszcze "Drzewo Wisielców" no uwielbiam. Normalnie mam ciary ;D
Co do rozdziału uwielbiam Harry'ego i Hermionę :D I Carmen, bo jest fajna xD
A mogę zaproponować imię?
Dla chłopca może Gale :P
a dla dziewczynki Charlotte *.* pozdrawiam ;*
1. Prześliczny szablon. *.*
OdpowiedzUsuń2. Jeej, Drzewo Wisielców. <3
3. Ron i Luna razem!
4. Za dużo tych punktów do pisania. Po prostu było ŚWIETNIE!!! <3
Pozdrawiam, życzę wenyyy, mnóstwo wenyyy,
Mystery :***
http://harrypotter-narnia.blogspot.com/ <--- Możesz zajrzeć też do mnie :)
Rozdział bardzo bardzo fajny, tak samo zresztą jak wszystkie poprzednie. Co do dziecka, to popieram, że najlepiej by było gdyby to była dziewczynka. A co do imienia to chyba też się muszę zgodzić co do Lily. Co do parringów to trochę brakuje mi Drinny, a szczególnie ich namiętnej strony. To samo tyczy się Carmen i Severusa (nazwy typu Snapmen mi nie odpowiadają, więc będę ich nazywała tak po prostu po imieniu), gdyż przy ich porannej scenie wydała mi się taka trochę nie dorobiona, nie dokończona, zbyt szybko urwana, bądź za delikatna. Jako pomysł na kolejny rozdział mogę przedstawić moją wizję: Gryffindor wygrywa mecz, ale nie bez przygód. Bowiem miotła Harrego odnawia posłuszeństwa (panna Lavender macza w tym swoje palce) i ten w wyniku upadku jest cały połamany. Poważnie połamany. Kiedy Heromiona się dowie, że to ona za tym stoi, rzuca na nią jakieś zaklęcie (ja postawiłabym na Crucio, ale zdaję sobie sprawę, że to może być zbyt brutalne), w wyniku czego dostaje szlaban. I to u kogo! U profesora Barnabasa. Oh, przepraszam! U Barnabasa. No i przez pewien czas (tj. kilka dni szlabanu) Nasz kochany wampir ją uwodzi, aż któregoś dnia Hermiona nie może się opanować i pozwala sobie na dużo za dużo. Potem to jest ich tajemnicą, ale tamten incydent prawdopodobnie nie jest ostatnią chwilą słabości Gryfonki.
OdpowiedzUsuńEh, trochę poniosła mnie wena, ale nie ukrywam, że taka historia byłaby dla mnie idealna. Zresztą, pewnie i tak w trakcie czytania nie spodziewałabym się, że skończy się tak jak właśnie wymyśliłam. No nic, pozostaje mi już tylko czekać na następny rozdział. I nie ukrywam, że od następnego rozdziału oczekuję trochę więcej pikanterii. ;)
Pozdrawiam
Twoja pełnoletnia fanka.
Drzewo Wisielców! Od razu wiedziałam! Kocham Igrzyska, a ta piosenka jest piękna! W swoim własnym sensie piękna. Rozdział istne cudo, idę czytać dalej!
OdpowiedzUsuń