"Ludzka wiedza składa się nie
tylko z bibliotek,
pergaminu i atramentu,
ale tworzą ją także tomy
wiedzy wpisane w ludzkie
serca, wyryte w ludzkich duszach,
wygrawerowane w
ludzkich umysłach."
- Michael Jackson
Gdy tylko wybuchło zamieszanie, Ginny
podleciała na miotle nad tłum, aby znaleźć Draco. Miał przyjść
na mecz, aby jej kibicować (oczywiście skrycie), ale teraz nigdzie
nie mogła go dojrzeć. Zaczęła się martwić. A może coś mu się
stało? Może zaczął walczyć jako Śmierciożerca z innymi i
trafiło go jakieś paskudne zaklęcie? A może...
Spokojnie. Przede wszystkim musi
zachować spokój, to najważniejsze. Nic jednak nie mogła poradzić
na to, że się martwiła. Podleciała dalej, za trybuny i wtedy
serce jej szybciej zabiło. Zobaczyła tak dobrze znaną jej blond
czuprynę. Chwilę później już była przy nim. Nie dbała teraz o
to, że ktoś może ich razem zobaczyć. To się nie liczyło.
Zresztą, zawsze można zwalić winę na urojenia w czasie ataku.
Gdy tylko wylądowała, Draco podbiegł
do niej i mocno ją przytulił.
- Nic ci nie jest? - wyszeptał w
jej włosy.
- Nie. A tobie?
- Też nie.
- O co chodzi z tym atakiem? -
zapytała szybko.
- Nie mam pojęcia. Nie dostałem
wezwania, nie słyszałem o nim. To musi być jakaś spontaniczna
akcja – odparł i odsunął się od niej trochę.
- Przecież powinni cię chociaż
poinformować! - rzuciła ze złością Ginny, a jej oczy błysnęły
niebezpiecznie.
- Niekoniecznie. Nie mogę się
sprzeciwiać Czarnemu Panu, ja...
- Rozumiem – przerwała mu.
Spojrzała mu głęboko w oczy. - Ale to i tak dziwne i niepokojące.
- Powinniśmy stąd iść. Łatwo
mogą nas znaleźć i...
- I co? - dobiegł ich głos
mężczyzny, który do nich podszedł. Miał poszarpaną czarną
szatę, twarz zakrwawioną, a jego maska zwisała na szyi.
- Nieważne, Yaxley – odparł
Draco. - Dlaczego nikt mnie nie powiadomił? - zapytał, a w jego
głosie można było wyczuć stalową nutę. Ginny stała obok niego
i wpatrywała się przerażona w Śmierciożercę.
- To był pomysł Belli, nie mój –
rzekł wymijająco.
- Ale Czarny Pan chyba wie o tym
ataku?
- Tak, wie. W ostatniej chwili się
zgodził, ale...
- Ilu was się tu aportowało? -
przerwał mu Malfoy.
- Około dwudziestu. Mieliśmy tylko
nastraszyć Dumbledore'a, nic więcej. - Blondyn odetchnął z ulgą.
- Świetnie. Udało się, więc my
już... - Draco chciał zakończyć rozmowę, lecz wzrok Yaxleya
nagle padł na Ginny.
- Co to za dziewczyna? To ta ruda
zdrajczyni krwi? - Oczy mu zabłysły, a palce niebezpiecznie
zacisnęły się na różdżce.
- To nie tak, ona... - Malfoy
przeraził się nie na żarty. Chwycił ją za rękę i przysunął
do siebie. - Jest ze mną.
- Widzę. – Na poharatanej bliznami
twarzy mężczyzny pojawił się szyderczy uśmieszek. Obrzucił ich
jeszcze raz spojrzeniem i dodał: - Obyś tylko nie miał kłopotów.
- Odwrócił się i zniknął w tłumie, który robił się coraz
rzadszy. Odetchnęli z ulgą.
- Dzięki ci, Salazarze –
powiedział Draco i znowu przytulił Ginny, która drżała ze
strachu, jednak nie płakała. - Tak mało brakowało...
Gryfonka nie odpowiedziała, lecz
uniosła głowę i pocałowała go, a był to pocałunek tak smutny,
tak żarliwy i pełen potrzeby, że mimo wszystko słona łza
spłynęła po jej policzku.
- Lećmy już. Zanim coś się
stanie – wyszeptała po chwili, a on skinął głową. Usiedli na
miotle i polecieli w stronę zamku. Nie usłyszeli Hermiony
wołającej o pomoc.
***
Hermiona patrzyła z przerażeniem na
Harry'ego, który upadł na ziemię obok Cho. Jego ciałem wstrząsały
drgawki, oczy miał na wpół przymknięte, a z gardła wydobywały
się ochrypłe krzyki. Zaczęła wrzeszczeć, wołać o pomoc, ale
nikt nie przyszedł. Uklękła przy nim i położyła sobie jego
głowę na kolanach, aby nic sobie nie zrobił. Bezwiednie głaskała
go po włosach i szeptała uspokajające słowa, w które sama nie
wierzyła.
- Harry, już dobrze... Wszystko
będzie dobrze, naprawdę. Zaraz ktoś przyjdzie i nam pomoże...
Łzy cisnęły się jej do oczu. Mimo
to miała jeszcze trochę rozsądku i, przypominając sobie Turniej
Trójmagiczny, wstała i wystrzeliła w górę czerwone iskry z
różdżki. Wrzasnęła, gdy brunet zaczął mocno kaszleć, a z jego
ust wytrysnęła krew. To było straszne, w jego zielonych źrenicach
widziała przerażenie. Uniosła mu głowę, aby nie udusił się,
ale dalej nie miała pojęcia, co robić. Zaczął się mocno pocić,
tracił kontrolę nad ciałem.
Gdy Hermiona myślała, że to już
koniec, usłyszała szybkie kroki. Jej wzrok trafił na znajome szaty dyrektora i
już wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Bo powinno, prawda?
- Panno Granger, co tu się stało?
- zapytał z niepokojem w głosie, oglądając się za siebie.
- Chcieliśmy z Harry'm pomóc Cho,
ale pojawiła się Bellatrix i... i...
- Spokojnie, tylko spokojnie. Jak
rozumiem pani Lestrange potraktowała go jakimś zaklęciem? - Wskazał na podrygującego w agonii Wybrańca, a dziewczynie znowu
napłynęły łzy do oczu.
- Tak. Nie mam pojęcia, co to za
klątwa... Promień był pomarańczowy – tyle zdołała z siebie
wydusić. Dumbledore pokiwał smutno głową i machnął różdżką
w stronę chłopaka. Uspokoił się. Teraz wyglądał, jakby spał.
- Przez jakąś godzinę będzie
spokojny, ale potem... Będę musiał poprosić profesora Snape'a o
pomoc, to zdecydowanie czarna magia. - Podszedł do Krukonki i
sprawdził, czy oddycha. - Pannie Chang nic nie będzie, chociaż
tyle dobrego.
- Profesorze... - zaczęła
Hermiona, trochę bardziej przytomna. - Co się stało? - Ten
pokiwał zrezygnowany głową.
- Sam jeszcze do końca nie wiem, ledwo zdołałem wrócić z mojej podróży... Dosłownie przed chwilą deportowali się ostatni Śmierciożercy.
Chyba chcieli po prostu narobić zamieszania i to im się udało,
ale... Ach, pięcioro uczniów jest w bardzo ciężkim stanie.
Profesor McGonagall i Flitwick szukają... - Chyba nie miał siły
tego wymówić, bo tylko wskazał palcem na widoczny w górze
Mroczny Znak. W jego błękitnych i prawie zawsze wesołych oczach
widać było przygnębienie i złość. - Udało nam się schwytać
dwóch Śmierciożerców, trafią do Azkabanu, ale raczej nie są
zbyt ważni w hierarchi Voldemorta...
- Przynajmniej mamy niewielkie
straty... - ośmieliła się zauważyć Hermiona, ale napotkała
tylko smutne spojrzenie dyrektora.
- Panno Granger, to dopiero
początek. - Wyczarował dwie pary noszy. - Dasz radę przelewitować
ich do zamku? Niech zajmie się nimi pani Pomfrey.
- Oczywiście. Niech pan pomoże
innym.
- Postaram się, dziecko. Wierz mi,
że bardzo tego chcę – powiedział, odwrócił się i zniknął
Hermionie z oczu.
Westchnęła, rzuciła odpowiednie
zaklęcia i ruszyła w stronę zamku, lewitując przed sobą
Harry'ego i Cho. Idąc, zastanawiała się nad tym wszystkim. Co
Bellatrix ma wspólnego z tym idiotą, Jackiem? Mimo usilnych starań,
nie mogła tego rozgryźć. Reakcja Carmen wydawała jej się
adekwatna do sytuacji, sama nie wiedziała, co by zrobiła na jej
miejscu.
Wzdrygnęła się. Deszcz wciąż
padał, a ona dopiero teraz się zorientowała, że była cała
mokra. Rzuciła na siebie zaklęcie ogrzewające, podobnie jak na dwa
lewitujące przed nią ciała.
Krzywołap otarł się o jej nogi i
pobiegł szybciej do Hogwartu. Nie lubił wody i nie dziwiła mu się.
Gdy dotarła do zamku, jej oczom
ukazało się jedno wielkie zamieszanie. Tłum uczniów plątał się
przed Wielką Salę, nie wiedzieli, co się dzieje. Zauważyła
Ginny, która uśmiechnęła się do niej i pomachała. Szła dalej,
gdy zauważyła Rona, który przytulał uspokajająco Lunę. Jednak
gdy tylko ją zobaczył, szybko podszedł do noszy i spojrzał na
przyjaciela.
- Czy on... Co się stało
Harry'emu? - zapytał z przerażeniem.
- Klątwa. Dumbledore mówi, że
wyjdzie z tego, ale Snape...
- Ten zdrajca? Nie pozwolę mu go
dotykać, ty też nie powinnaś! - Spojrzała mu w oczy.
- Chcę, aby wyzdrowiał. To wymaga
zaufania temu tłustowłosemu dupkowi. Jestem gotowa na takie
poświęcenie, dla Harry'ego – powiedziała dumnie i ruszyła
dalej.
- Pomóc ci? - zdążył jeszcze
wykrzyknąć Ron, ale ona już nie słyszała.
Szła w stronę Skrzydła Szpitalnego,
zła na przyjaciela. Powinien przecież wiedzieć, że to dla jego
dobra! Inaczej nie wyzdrowieje, nie zagra, już więcej jej nie
przytuli...
Na miejscu zauważyła, że kilka łóżek
jest zajętych, widocznie niektórzy uczniowie odnieśli obrażenia.
Nikogo dobrze nie znała, odetchnęła z ulgą. Czekając na panią
Pomfrey, pomyślała o jednym.
Znowu zawdzięczała Carmen życie.
Cho i Harry również.
***
Albus wszedł do swojego gabinetu, w
którym już czekał na niego Snape. Właśnie wrócił ze spotkania
z Voldemortem.
- Musimy porozmawiać – zaczął
dyrektor. Mistrz Eliksirów tylko prychnął.
- Naprawdę? Sam bym nigdy nie
doszedł do takiego wniosku – zironizował.
- Severusie, bądźmy poważni...
- Mówi to człowiek, który
najchętniej zapchałby siebie i wszystkich ludzi dookoła
cytrynowymi dropsami! - wrzasnął Snape i uderzył pięścią w
wielkie biurko. Po chwili się zreflektował i trochę uspokoił.
- Co wiesz o tym ataku? - Głos
Dumbledore'a był stanowczy, w oczach nie było tego ciepła, którym
zwykle wszystkich obdarzał. Teraz był wojownikiem i strategiem.
- Czarny Pan zezwolił na niego w
ostatniej chwili – powiedział Snape i skrzywił się. - Pomysł
Belli, jak można się domyślić. Ostatnio ją i Czarnego Pana
łączą... dość zażyłe stosunki – oznajmił, krzywiąc
się jeszcze bardziej. - Atak miał na celu zastraszyć szkołę.
Uczniów i nauczycieli. Więcej nie wiem, dowiedziałem się
jedynie, że ci schwytani Śmierciożercy nie są ważni dla...
sprawy, jak to Czarny Pan określa.
Dumbledore zamyślił się.
- To dlatego ty i Barnabas nie
dostaliście wezwań? - zapytał ponuro. Snape uniósł brwi w
zdziwieniu.
- To ty... ty wiesz?
- Wiem co? - Dyrektor wydawał się
być w trochę lepszym humorze.
- Że Collins też jest
Śmierciożercą.
- Mój drogi – zaczął starzec. -
Chyba nie doceniasz mnie. Przez całe wakacje szukałem nauczyciela
obrony przed czarną magią i nie znalazłem, dlatego sam uczyłem.
Potem dowiaduję się, że wampiry przystępują do Voldemorta...
Severusie, nie krzyw się tak! I nagle zgłasza się ochotnik,
oczywiście wampir. Bardzo ciężko jest tego nie powiązać.
- Skoro wiesz, że jest
Śmierciożercą, to dlaczego go zatrudniłeś? - Snape wydawał się
być nieprzekonany. - Z tego, co wiem, nie jest twoim szpiegiem.
- Masz rację. Po prostu zauważyłem
w nim coś... Coś specjalnego. - Znowu prychnięcie. - On może się
jeszcze zmienić, widziałem to w jego oczach.
- Ach, więc teraz będziesz oceniać
ludzi na podstawie oczu? - zadrwił Mistrz Eliksirów.
- Doskonale wiesz, że to nieprawda.
- Dyrektor zmierzył go wzrokiem. - Ale są teraz ważniejsze
sprawy. Coś się stało Harry'emu.
- Słyszałem. Bella nie omieszkała
się pochwalić.
- Liczę na ciebie, Severusie.
Wiesz, co mu jest?
- Tak. Gorzej będzie z odwróceniem
skutków klątwy – oznajmił Snape. Jego mina świadczyła, że
nie spieszy mu się do uzdrawiania Pottera.
- Ale dasz radę?
- A nie można poczekać chociaż
tydzień...? - zapytał z nadzieją. Dumbledore zmierzył go ostrym
spojrzeniem. - No dobra, ja tylko głośno myślałem.
- Zrobisz to dzisiaj. Najlepiej
wieczorem. Ile to może zająć?
- Nie wiem. Zależy od siły
zaklęcia. Czy to już wszystko? Mogę iść?
- Jest jeszcze jedna sprawa... Czy
na zebraniu była mowa o ofiarach ataku? - Twarz Snape'a ponownie
stężała.
- Wiem, że zginął uczeń, stąd
Mroczny Znak. - Albus pokiwał głową ze zrozumieniem. Westchnął
i podał mu jakieś papiery. Były to zdjęcia. Mimo że zostały
zrobione magicznym aparatem, nie poruszały się. Nie miało tam co
się poruszać.
- Minerwa i Filius natknęli się na
nią w szatni Gryffindoru. Znaleziono przy niej Kieszonkowe Bagno,
leżała przy szafce Harry'ego. Zginęła od Sectumsempry.
- Niewielu zna to zaklęcie, w
końcu...
- ...sam je wymyśliłeś, tak,
wiem. A najbardziej przerażające jest to, że swoją krwią...
- Widzę – warknął Snape. -
Nawrócenie się na dobro tuż przed śmiercią. Tchórz, typowa
cecha Gryfonów.
- Severusie, mógłbyś chociaż na
chwilę przestać?!
- Skończyłeś? - zapytał brunet z
szyderczym uśmiechem na twarzy.
Dyrektor skinął głową. Sekundę
później Mistrz Eliksirów wstał, owinął się swoją
nieśmiertelną peleryną i wszedł do kominka. Po chwili już był w
swoich komnatach. Od razu sięgnął po butelkę Ognistej i upił
kilka łyków. Niezbyt pomogło, ale nie mógł sobie pozwolić na
więcej. Musi odczarować tego chłopaka, mimo swojej wielkiej
niechęci. Podszedł do biblioteczki i wyjął z niej dużą,
niebieską książkę. Otworzył ją, a wtedy jego oczom ukazała się
skrytka na eliksir, który trzymał zawsze na wszelki wypadek, aby
nie musieć go ważyć w nagłej potrzebie. Schował go do jednej z
obszernych kieszeni szaty i odłożył tom. Był wściekły.
Z tym kretynem Potterem tylko same
kłopoty! I kto ma go ratować? Oczywiście on, Severus Snape,
najbardziej znienawidzona przez niego osoba!
Westchnął i zapadł się w fotel.
Miał jeszcze trochę czasu, a potrzebował odpoczynku. Chociaż
chwilę, nawet króciutką...
Już przymykał oczy, gdy drzwi do jego
komnat otworzyły się z głośnym trzaskiem. Weszła przez nie
Carmen, cała mokra i trochę ubrudzona błotem. W jej karmelowych
oczach widział zdecydowanie, determinację i jeszcze coś, czego nie
umiał do końca określić, mimo najszczerszych chęci. Włosy miała
rozwiane, w nieładzie. Zatrzasnęła drzwi i szybkim krokiem
podeszła do niego. Mógł łatwo policzyć wszystkie jej rzęsy.
Zauważył, że przyciąga go do siebie za kołnierz szaty, jak
wtedy, gdy pierwszy raz go pocałowała. Poczuł jej oddech na
twarzy, jej usta praktycznie dotykały jego ust. Już chciał musnąć
jej wargi, gdy usłyszał, jak twardym głosem pyta:
- Co wiesz o Jacku Singerze?
Wspaniały! Czytałam z napiętymi nerwami <3
OdpowiedzUsuńZadziwiasz mnie,każdy rozdział coraz lepszy :)
OdpowiedzUsuńFajnie,że Draco obronił Ginny i się przyznał ;>
Niech nasz kochany Harry sobie trochę poleży,żeby nie było za słodko w opowiadaniu.
Już się boję,co ma wspólnego Jack ze Śmierciożercami O_o
No i jak zawsze życzę cudownego,wspaniałego,świetnego rozdziału ^_^
Pozdrawiam ;33
Dziewczyno, masz niesamowite pomysły. Świetne!
OdpowiedzUsuńDraco i Ginny <3
Może coś przegapiłam, ale jakoś nie mogę dojść do tego kto zginął..
Życzę dużo, dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
z.
Ciekawe co przeskrobał Jack, że umarł :D S-U-P-E-R
OdpowiedzUsuńSuper :)!!
OdpowiedzUsuńMam prośbę: mam taki sam szablon, i proszę o pomoc.
Jak widzę, u ciebie też tekst notki był po środku, a teraz jest z boku. Jak to zrobiłać? :)
harrymi.blogspot.com
Rozdział absolutnie cudowny. Jak wszystkie inne zresztą.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię, za kończenie w takich momentach <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jedyne co mi nie do końca pasowało to to, że Snape w trakcie rozmowy z dyrektorem był taki.. mały Snapeowaty.
Czekam z niecierpliwością na następny.
Mam pytanie - planujesz jakoś ile mniej więcej rozdziałów będzie miało to opowiadanie? Masz zaplanowany jakiś koniec? :>
Pozdrawiam, Accio.
O Jezu, tak strasznie Cię przepraszam, już mam inny szablon. Liczę, że mi wybaczysz . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWpadnij, jak możesz :)
Rozważałam poważnie ukaranie cię za brak informacji o rozdziale w formie braku komentarza, ale postanowiłam sobie zachować tą karę na później.
OdpowiedzUsuńZapisałam cię na listę chętnych do zamordowania mnie, cieszysz się?
Draco nie może być AŻ TAK tępy, jak go opisałaś. Gdyby był to już dawno by nie żył. Mam na myśli to, że jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji w jakiej się znalazł było udawanie, że próbuje skrzywdzić Ginny. To co tutaj zrobił było idiotyzmem. Nie wiem, czy to było przez ciebie zamierzone.
Cała reszta różowa, lamdrynkowa (jak Umbridge...) i romantyczna.
Teraz możesz iść się utopić.
dajesz strasznie irytujące komentarze dosłownie pod KAŻDYM postem :)
UsuńTo jest naprawdę cudownie. Mimo wszystko jakoś nie domyślam się kto zginął ( siedząc w kafejce jakoś nie myśle xD ) Ale nie wiesz jak sie ucieszyłam, że dodałaś kolejny rozdział. Naprawdę :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :D
Calkowicie podzielam zdanie Severusa aby sie nie spieszyc z "ratowaniem" Harryego, tydzien w te czy w te nie zrobi nikomu wielkij roznicy. Osobiscie z wielka radoscia bym sobie kogos udusila. Czy jestem bez duszna? Byc moze. Dziwna? Od zawsze. No, ale odbiegamy od glownego tematu.
OdpowiedzUsuńMi ten rozdzial bardzo przypadl do gustu. No co? Dobrze mi sie czyta notki w takim klimacie, tak dobrze opisane. Mialam cos jeszcze napisac ale... jak widac skleroza nie boli. I chodz pewnie juz sie domyslasz kto skleil ten chaos zwany komentarzem, to zeby nie bylo nie jasnosci, podpisze sie
Pozdrawiam,
Wkurzona Rickmanicka piszaca ze znienawidzonego telefonu ;)
Nie dziwię się Snape'owi. Harremu kilka dni nie zrobi różnicy. A jaka będzie radocha :D
OdpowiedzUsuńNareszcie moje kochane Drinny <3 Draco taki romantyczny... Ale zdziwiła mnie reakcja Yaxleya. W koncu nie na co dzień okazuje się, że śmierciożerca zadaje się ze zdrajcą krwi. No, ale co się mądrzę? pewnie sama lepiej bym tego nie ujęła.
Zastanawia mnie jedno. Czy Carmen coś czuje do Jacka?
Ale kto zginął.???
OdpowiedzUsuńJack! Skąd oni o nim wiedzą? Znaczy Śmierciożercy. Skąd wiedzą o Jacku? Kto im nagadał? A może Jack jest Śmierciożercą? Proszę, powiedz, powiedz, powiedz!
OdpowiedzUsuńI kto zginął? Kto, kto, kto? Ja chcę wiedzieć!
Draco <3 Słodkie to było! Chociaż ja na miejscu Yaxleya bym inaczej zareagowała... Ale ja mam mordercze instynkty, to mnie nie słuchaj.
Boski rozdział, naprawdę.
Chcę cię też poinformować, że mój blog (hermionadraco.blogspot.com) został zawieszony bezpowrotnie. Otworzyłam natomiast innego bloga, gdzie będę pisać mocno poprawioną historię tamtego Darmione. Więc jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam na prolog :D
http://stop--breathing.blogspot.com/
Bardzo podoba mi się ta nota . Chciałam cię również poinformować , że zostać nominowana do The Versatile Blogger . Pozdrawiam i zyczę dalszej weny .
OdpowiedzUsuńhttp://noweoblicza.blogspot.com/