Harry Potter - Book And Scroll

31.1.14

39. Wróciłem

 "No need to cry about it
I cannot live without it
Every time I wind up back at your door

If I took you for granted
I apologize for acting tough
You're my reason for living
And there's no way I'm giving up..."

- Maroon 5, "Back At Your Door"

    Ciężkie drzwi trzasnęły z impetem.
    Mężczyzna niechętnie wszedł do pomieszczenia. Szybkim ruchem rozpiął przy szyi pelerynę i posłał ją na posadzkę. Ukrył twarz w dłoniach.
    W co ja się wpakowałem?
    W co ONA się wpakowała???
    Zastanawiał się na tym do końca spotkania Śmierciożerców. I w drodze do Hogwartu. I pewnie jeszcze długo będą nurtować go te pytania.
    Westchnął, odgarnął ciemne włosy z twarzy i zrezygnowany wyciągnął rękę do barku po Ognistą Whiskey...
- Co, do jasnej...
- Nie będziesz mi tu pił. Alkohol jest dla słabych.
    Zamrugał kilka razy.
    To naprawdę czy tylko w mojej głowie?
    Spojrzał jeszcze raz: trunki zniknęły. Powoli odwrócił się w stronę, z której dobiegł go głos.
Fotel. Jeden z niewielu mebli, jakie tolerował w tym mieszkaniu.
    Podszedł bliżej. Może mu się przywidziało? Może to on sam wypił całą Ognistą, a teraz ma zwidy?
    Zmierzył sobie puls. W normie. Spróbował stanąć prosto – udało się. Ta teoria odpada. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że...
- Koszmarnie wyglądasz.
- Brown. - Zmierzył ją groźnym wzrokiem. - Co ty tu robisz? Jest po ciszy nocnej.
- No właśnie – odparła arogancko. - Dlatego tu jestem.
- Naprawdę nie mam siły się dzisiaj z tobą użerać, a na dodatek... - Usiadł na drugim meblu, masując skronie. - Masz poważne kłopoty.
- Niby jakie? - zapytała, wpatrując się w niego.
    Zawahał się. Tego dnia (no dobra – nocy) Severus Snape zawahał się. Te wielkie brązowe oczy bezczelnie się w niego wgapiały, a on niezbyt wiedział, co zrobić. Powiedzieć jej? Powinien. W końcu zawsze tak robił, prawda? Mówić wszystko bez względu na konsekwencje.
- Tu chodzi o twoje... - Merlinie, dlaczego ona tak dziwnie kręci włosy na palcu?! - ...bezpieczeństwo. Miałem dzisiaj spotkanie Śmierciożer...
- Tak, wiem. Patrzę i widzę, profesorku. - Mrugnęła do niego. Mrugnę...
- Możesz tak do mnie nie mówić?
- A jak mam mówić? - zapytała lekko, jednocześnie wstając i podchodząc w jego stronę.
- To jest... - Była coraz bliżej. - Czarny Pan powiedział, że... Wydaje mi się, czy na tamtym fotelu było ci jednak wygodniej? - zapytał.
- Wydaje ci się – odparła z uśmiechem i objęła go za szyję, siadając mu na kolanach okrakiem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Bo?
- Bo zaczęliśmy poważną rozmowę i... - Nie dokończył, bo cicho warknął w momencie, gdy Carmen przejechała ustami po jego uchu.
- Ty ją zacząłeś – syknęła i przysunęła się bliżej.
    W tej chwili zadziałała jedynie samokontrola prawdziwego szpiega. Snape spiął się i wypowiedział dwa słowa.
- Jack Singer.
    Carmen momentalnie się odsunęła i spojrzała na niego przerażonymi oczyma. Czyżby zapomniała o nim...? Ale jak...
    Jakimś cudem usiadła obok niego na tym sfatygowanym fotelu. Chwyciła go za ramię i odezwała się:
- Opowiedz mi wszystko.
    Widząc kilka emocji, których normalnie nie można było się dopatrzyć w tej delikatnej twarzy, zaczął opowiadać jej o przebiegu zebrania. Wyglądała na spokojną, ale wiedział, że wewnątrz musi przeżywać burzę. A może nie?
- Co... Co zamierza dokładnie? - zapytała na koniec.
- Chce zemsty. Wyraźnie nadepnęłaś mu na odcisk. Czarnemu Panu i Bellatrix to wyjątkowo odpowiada. Jakimś cudem stałaś się częścią planu Voldemorta, aby pozbyć się Dumbledore'a.
- Planują jakiś atak?
- Tak, nawet kilka. Na razie nie na szkołę, ale... W końcu ten dzień nadejdzie. I to będzie coś zupełnie innego niż ten marny nalot podczas meczu quidditcha. Będzie... Będzie krwawo. Będzie brutalnie. I zginie wiele niewinnych osób.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Wiem.
- Więc po co mi to mówisz?
    Zapadła cisza. Severus jakoś nie mógł znaleźć dobrego uzasadnienia dla tych słów. Zaczynało go to przerażać. Drgnął, gdy poczuł, jak dziewczyna opiera głowę o jego ramię. Dziwne było to, że się nie spiął. Kolejna "anomalia" w jego zachowaniu. Salazarze, ratuj!
    Nagle wpadła mu do głowy dziwna myśl. Spróbował ją wyrzucić z umysłu, ale... Nie dawało mu to spokoju. Przynajmniej jeśli się zgodzi, będzie wiedział, że coś jest na rzeczy. Tak, to będzie eksperyment. Bardzo dobre słowo.
- Brown.
- Hmmm? - mruknęła sennie.
- Co robisz w piątek?
    Natychmiast zerwała się z miejsca. Jej twarz wyrażała niemy szok i coś, czego dotąd u niej nie widział. Czy ona się lekko zarumieniła, czy po prostu to światło (lub jego brak) w lochach sprawiło takie wrażenie?
- Sł-słucham?
- Głucha jesteś, Brown? Pytałem o to, co robisz w piątek. I zamknij usta, chyba że jesteś popielniczką.
- Chyba nic nie robię... Za bardzo.
    Oparł się o wezgłowie fotela z zadowoleniem. Kąciki jego ust uniosły się lekko w prawie niezauważalnym uśmiechu.
- Błąd. Przyjdź tutaj o szóstej wieczorem.
- Mam szlaban? - Poczuła się trochę pewniej i uniosła brew.
- Nie, Brown. Nazwijmy to... spotkaniem.
- Czy ty, Severusie Snape, zapraszasz mnie na randkę? - Skrzywił się.
- Nie ująłbym tego tak...
- A jednak! - wykrzyknęła Car, przy okazji całując go w oba policzki. Odsunęła się. - Mam się jakoś specjalnie ubrać?
    Zmierzył ją krytycznie wzrokiem.
- Nie sądzę. Aczkolwiek możliwie mała ilość ubrań mile widziana.
- A chcesz oberwać zaklęciem?
- Nie zapominaj, kto tu jest Śmierciożercą.
- Udawanym.
- A jednak.
- Nie zmuszaj mnie do użycia radykalnych środków, Snape.
- Sama tu przyszłaś, Brown.
    Mierzyli się przez chwilę na spojrzenia.
    Rezultat był taki, że Carmen jednak nie wróciła na noc do dormitorium.

***

    Harry i Hermiona w końcu wyszli ze Skrzydła Szpitalnego, podstępem zabierając pani Pomfrey różdżkę chłopaka, gdy zauważyli, że ta lekko pochrapuje przy biurku. Kilka spakowanych rzeczy lewitowało za nimi posłusznie. Był bardzo wczesny ranek, więc raczej nikt nie mógł ich zauważyć, wszyscy jeszcze spali.
    Było to niewątpliwie na ich korzyść, bo zachowywali się jak para wariatów. Wciąż nie mogli się nacieszyć sobą. Co chwilę musieli się zatrzymywać, bo... hmmm... ponosiły ich emocje.
    W końcu schodami ruszyli na siódme piętro.
    Przed portretem Grubej Damy musieli się zatrzymać, gdyż kobieta... spała.
- Co jej się stało? Jeszcze nigdy nie chrapała tak głośno – stwierdził Harry.
- Cóż... widzę dziwną butelkę obok, pewnie dobrała się do wina mnichów z tamtego portretu – powiedziała ze śmiechem Hermiona, wskazując palcem przeciwną ścianę.
- Jakim cudem trafiła tutaj z powrotem? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie mam pojęcia – powiedziała, wpatrując się w niego. - Ale jeszcze większym cudem jest to, że wróciłeś do siebie. - Harry spojrzał na nią, poważniejąc.
- Wróciłem przede wszystkim do ciebie. Bez kogoś takiego jak ty nigdy bym nie wydobrzał.
- To... dobrze.
    Hermiona wahała się przez chwilę, a potem go znowu pocałowała. W końcu wszystko było w porządku, dokładnie tak, jak powinno. Byli razem i to był jej... ICH cały świat.
- Wchodzicie czy nie? - dobiegł ich zaspany i zirytowany głos kobiety na portrecie.
- Mhm-hm – mruknęli i odsunęli się od siebie z uśmiechami na twarzach.
    Skacowana Gruba Dama nawet nie spytała ich o hasło. Zresztą, nie ukrywajmy, znała ich już ładne parę lat.
    Para przeszła do Pokoju Wspólnego, trzymając się za ręce. Mimo tak wczesnej pory, dostrzegli trzy osoby siedzące pod oknem, które zapewne odrabiały na ostatnią chwilę pracę domową. No dobra, może i nie na ostatnią chwilę, w końcu była niedziela. Ale i tak Hermiona cicho prychnęła, a Harry z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
    Odesłali rzeczy chłopaka do jego dormitorium, a sami usiedli obok siebie na kanapie, czekając, aż inni uczniowie się obudzą. Przytulili się do siebie, aż w końcu Harry przerwał ciszę.
- Działo się coś ciekawego na lekcjach? Musisz mnie wprowadzić w temat – rzucił.
- Faktycznie, masz w końcu tyle do nadrobienia...
    I tym oto sposobem Hermiona zaczęła przybliżać Potterowi wszystko, czego powinien się nauczyć, oczywiście dodając parę tematów pozaprogramowo. Tak na wszelki wypadek.
    Skończyło się na tym, że chłopaka rozbolała głowa i już miał jej przerwać, gdy dobiegł go odgłos kroków. Dziura pod portretem znowu się odsłoniła.
- Potter, jednak wróciłeś – dobiegł ich przenikliwy głos.
- Carmen, możesz być trochę milsza? - zapytała Hermiona, mierząc ją wzrokiem, a druga Gryfonka jakby trochę spokorniała.
- Czy coś się działo, gdy mnie nie było? - Harry wpatrywał się z zaciekawieniem w obie dziewczyny.
- Może – odparła Granger i przytuliła się do niego mocniej.
    Brown przewróciła oczami, kierując się w stronę dormitorium. W wejściu minęła się z Ginny Weasley. Rudowłosa była wyraźnie niewyspana, jednak szybkim krokiem dotarła do dużego fotela i ciężko na nim usiadła.
- Ginny? - zapytali oboje.
- Hmmm? O co cho... - Dopiero teraz dziewczyna przyjrzała się uważnie postaciom przy kominku. Były dziwnie znajome... - Harry! Co ty tu robisz?
- Czeka mnie chyba teraz opowiadanie tego samego każdemu... W skrócie: wróciłem.
- Och, to... To dobrze – odpowiedziała i słabo się uśmiechnęła.
- Ginny... co się stało? - Hermiona wyraźnie się zaniepokoiła. Teraz prawie każdy miał przed nią sekrety. Czyżby chodziło o Draco? Nie, niemożliwe, raczej by jej o tym powiedziała. Więc gdzie jest problem?
- Nic... Nie mogłam dzisiaj spać, to wszystko. Spokojnie, dam radę. Piąta klasa jest jedną z najtrudniejszych, prawda?
    Ostatnie pytanie uznali za retoryczne. Hermiona przyniosła z dormitorium swoją torbę z książkami i ponownie zaczęła tłumaczyć Harry'emu poszczególne zagadnienia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopaka przestała boleć głowa i nawet zainteresował się kilkoma tematami, co Hermiona przyjęła z nieskrywanym zadowoleniem. Nawet nie zastanawiała się, co może być tego powodem.
- Która godzina? - zapytała w końcu sennie Ginny.
- Śniadanie już się zaczęło - odparł jeden z Gryfonów, którzy właśnie mieli zamiar wychodzić. Uśmiechnął się do niej, ale gdy nie odwzajemniła się, odszedł odrobinę smutniejszy.
- Gdzie jest Ron? - Harry postanowił, że przerwą naukę. W tym samym momencie poczuł burczenie w brzuchu. - Od wczoraj nie miałem nic w ustach. - Zobaczył, jak Hermiona unosi brew. - No dobra, od wczoraj nic nie jadłem. Nie rób takiej miny!
- Może lepiej idź go obudzić, co? Bo inaczej nadal będziesz głodować – zaproponowała, zebrała książki i zniknęła za drzwiami dormitorium dziewczyn.
    Harry udał się do miejsca, gdzie już dawno nie był. Z radością powitał swoje łóżko i znajome ściany. To nie było to samo, co w Skrzydle Szpitalnym. Tu wszystko było na swoim miejscu. W nieładzie, owszem, ale artystycznym. Poniekąd...
- Pobudka! - krzyknął.
    Czterech rozczochranych chłopaków podniosło się z łóżek z przerażeniem. Nie wiedzieli, co ich wytrąciło z przyjemnego snu. Po chwili szoku i wpatrywania się w Harry'ego, podbiegli do niego. Tak, jak się spodziewał, znowu musiał się przed nimi tłumaczyć, ale ogólnie nie było tak źle. Jeszcze zaczęli mu dziękować, że ich obudził, zanim się spóźnili na śniadanie.
- Ron, wiesz, że jest coś takiego jak budzik?
- Może... Nieważne. Poczekaj w Pokoju Wspólnym, zaraz do ciebie zejdę.
- Nie ma sprawy.
- Harry... - Weasley zatrzymał przyjaciela, gdy ten już miał wychodzić.
- Co takiego?
- To... to naprawdę ty, tak?
- A kim innym miałbym być? - zdziwił się Potter.
- Nic... nieważne. Cieszę się, że wróciłeś, stary. To musiało być straszne i cieszę się, że dałeś radę.
- Cóż... Hermiona mi bardzo dużo pomogła. Wiem, że mnie nie odwiedzałeś, ale nie dziwię ci się. Też bym nie chciał widzieć najlepszego kumpla w takim stanie. Ale już wszystko w porządku, naprawdę.
    Ron odetchnął z ulgą.
- To dobrze. Myślałem, że może będziesz na mnie zły, ale... Naprawdę jesteś świetnym przyjacielem, Harry.
- Wystarczy, bo pomyślę, że już Luna ci się nie podoba, a ja...
    Rudowłosy zbladł.
 - Merlinie, nie! Och, Godryku, błagam! Harry, czy ciebie, do hipogryfa, pogięło? Snape ci namieszał w mózgu? - Wybraniec zwijał się ze śmiechu, jednak gdy usłyszał ostatnie pytanie, spoważniał.
- Snape mi coś robił? - zapytał dziwnym głosem.
- No... odczarował cię. Bez niego byś umarł. Chyba wiesz, jak miało działać zaklęcie?
- Tak, ale... Nie spodziewałem się, że... że mógł zrobić coś takiego.
- Też się dziwiłem. Nie martw się, nie jesteś mu nic winien. Na pewno miał w tym jakiś interes albo Dumbledore mu zagroził, że go wyrzuci.
    Harry nie był tego do końca taki pewien.
Harry Potter - Book And Scroll