"No need to cry about it
I cannot live without it
Every time I wind up back at your door
If I took you for granted
I apologize for acting tough
You're my reason for living
And there's no way I'm giving up..."
- Maroon 5, "Back At Your Door"
I cannot live without it
Every time I wind up back at your door
If I took you for granted
I apologize for acting tough
You're my reason for living
And there's no way I'm giving up..."
- Maroon 5, "Back At Your Door"
Ciężkie drzwi trzasnęły z impetem.
Mężczyzna niechętnie
wszedł do pomieszczenia. Szybkim ruchem rozpiął przy szyi pelerynę
i posłał ją na posadzkę. Ukrył twarz w dłoniach.
W co ja się wpakowałem?
W co ONA się
wpakowała???
Zastanawiał się na tym do
końca spotkania Śmierciożerców. I w drodze do Hogwartu. I pewnie
jeszcze długo będą nurtować go te pytania.
Westchnął, odgarnął
ciemne włosy z twarzy i zrezygnowany wyciągnął rękę do barku po
Ognistą Whiskey...
- Co, do jasnej...
- Nie będziesz mi tu pił. Alkohol jest dla słabych.
- Co, do jasnej...
- Nie będziesz mi tu pił. Alkohol jest dla słabych.
Zamrugał kilka razy.
To naprawdę czy tylko w
mojej głowie?
Spojrzał
jeszcze raz: trunki zniknęły. Powoli odwrócił się w stronę, z
której dobiegł go głos.
Fotel.
Jeden z niewielu mebli, jakie tolerował w tym mieszkaniu.
Podszedł
bliżej. Może mu się przywidziało? Może to on sam wypił całą
Ognistą, a teraz ma zwidy?
Zmierzył
sobie puls. W normie. Spróbował stanąć prosto – udało się. Ta
teoria odpada. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że...
- Koszmarnie wyglądasz.
- Brown. - Zmierzył ją groźnym wzrokiem. - Co ty tu robisz? Jest po ciszy nocnej.
- No
właśnie – odparła arogancko. - Dlatego tu jestem.- Koszmarnie wyglądasz.
- Brown. - Zmierzył ją groźnym wzrokiem. - Co ty tu robisz? Jest po ciszy nocnej.
- Naprawdę nie mam siły się dzisiaj z tobą użerać, a na dodatek... - Usiadł na drugim meblu, masując skronie. - Masz poważne kłopoty.
- Niby jakie? - zapytała, wpatrując się w niego.
Zawahał się. Tego dnia (no dobra – nocy) Severus Snape zawahał się. Te wielkie brązowe oczy bezczelnie się w niego wgapiały, a on niezbyt wiedział, co zrobić. Powiedzieć jej? Powinien. W końcu zawsze tak robił, prawda? Mówić wszystko bez względu na konsekwencje.
- Tu chodzi o twoje... - Merlinie, dlaczego ona tak dziwnie kręci włosy na palcu?! - ...bezpieczeństwo. Miałem dzisiaj spotkanie Śmierciożer...
- Tak, wiem. Patrzę i widzę, profesorku. - Mrugnęła do niego. Mrugnę...
- Możesz tak do mnie nie mówić?
- A jak mam mówić? - zapytała lekko, jednocześnie wstając i podchodząc w jego stronę.
- To jest... - Była coraz bliżej. - Czarny Pan powiedział, że... Wydaje mi się, czy na tamtym fotelu było ci jednak wygodniej? - zapytał.
- Wydaje ci się – odparła z uśmiechem i objęła go za szyję, siadając mu na kolanach okrakiem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Bo?
- Bo zaczęliśmy poważną rozmowę i... - Nie dokończył, bo cicho warknął w momencie, gdy Carmen przejechała ustami po jego uchu.
- Ty ją zacząłeś – syknęła i przysunęła się bliżej.
W tej
chwili zadziałała jedynie samokontrola prawdziwego szpiega. Snape
spiął się i wypowiedział dwa słowa.
- Jack Singer.
Carmen momentalnie się odsunęła i spojrzała na niego przerażonymi oczyma. Czyżby zapomniała o nim...? Ale jak...
- Jack Singer.
Carmen momentalnie się odsunęła i spojrzała na niego przerażonymi oczyma. Czyżby zapomniała o nim...? Ale jak...
Jakimś
cudem usiadła obok niego na tym sfatygowanym fotelu. Chwyciła go za
ramię i odezwała się:
- Opowiedz mi wszystko.
- Opowiedz mi wszystko.
Widząc
kilka emocji, których normalnie nie można było się dopatrzyć w
tej delikatnej twarzy, zaczął opowiadać jej o przebiegu zebrania.
Wyglądała na spokojną, ale wiedział, że wewnątrz musi przeżywać
burzę. A może nie?
- Co... Co zamierza dokładnie? - zapytała na koniec.
- Chce zemsty. Wyraźnie nadepnęłaś mu na odcisk. Czarnemu Panu i Bellatrix to wyjątkowo odpowiada. Jakimś cudem stałaś się częścią planu Voldemorta, aby pozbyć się Dumbledore'a.
- Planują jakiś atak?
- Tak, nawet kilka. Na razie nie na szkołę, ale... W końcu ten dzień nadejdzie. I to będzie coś zupełnie innego niż ten marny nalot podczas meczu quidditcha. Będzie... Będzie krwawo. Będzie brutalnie. I zginie wiele niewinnych osób.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Wiem.
- Więc po co mi to mówisz?
- Co... Co zamierza dokładnie? - zapytała na koniec.
- Chce zemsty. Wyraźnie nadepnęłaś mu na odcisk. Czarnemu Panu i Bellatrix to wyjątkowo odpowiada. Jakimś cudem stałaś się częścią planu Voldemorta, aby pozbyć się Dumbledore'a.
- Planują jakiś atak?
- Tak, nawet kilka. Na razie nie na szkołę, ale... W końcu ten dzień nadejdzie. I to będzie coś zupełnie innego niż ten marny nalot podczas meczu quidditcha. Będzie... Będzie krwawo. Będzie brutalnie. I zginie wiele niewinnych osób.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Wiem.
- Więc po co mi to mówisz?
Zapadła
cisza. Severus jakoś nie mógł znaleźć dobrego uzasadnienia dla
tych słów. Zaczynało go to przerażać. Drgnął, gdy poczuł, jak
dziewczyna opiera głowę o jego ramię. Dziwne było to, że się
nie spiął. Kolejna "anomalia" w jego zachowaniu.
Salazarze, ratuj!
Nagle
wpadła mu do głowy dziwna myśl. Spróbował ją wyrzucić z
umysłu, ale... Nie dawało mu to spokoju. Przynajmniej jeśli się
zgodzi, będzie wiedział, że coś jest na rzeczy. Tak, to będzie
eksperyment. Bardzo dobre słowo.
- Brown.
- Hmmm? - mruknęła sennie.
- Co robisz w piątek?
- Brown.
- Hmmm? - mruknęła sennie.
- Co robisz w piątek?
Natychmiast
zerwała się z miejsca. Jej twarz wyrażała niemy szok i coś,
czego dotąd u niej nie widział. Czy ona się lekko zarumieniła,
czy po prostu to światło (lub jego brak) w lochach sprawiło takie
wrażenie?
- Sł-słucham?
- Głucha jesteś, Brown? Pytałem o to, co robisz w piątek. I zamknij usta, chyba że jesteś popielniczką.
- Chyba nic nie robię... Za bardzo.
- Sł-słucham?
- Głucha jesteś, Brown? Pytałem o to, co robisz w piątek. I zamknij usta, chyba że jesteś popielniczką.
- Chyba nic nie robię... Za bardzo.
Oparł
się o wezgłowie fotela z zadowoleniem. Kąciki jego ust uniosły
się lekko w prawie niezauważalnym uśmiechu.
- Błąd. Przyjdź tutaj o szóstej wieczorem.
- Mam szlaban? - Poczuła się trochę pewniej i uniosła brew.
- Nie, Brown. Nazwijmy to... spotkaniem.
- Czy ty, Severusie Snape, zapraszasz mnie na randkę? - Skrzywił się.
- Nie ująłbym tego tak...
- A jednak! - wykrzyknęła Car, przy okazji całując go w oba policzki. Odsunęła się. - Mam się jakoś specjalnie ubrać?
- Błąd. Przyjdź tutaj o szóstej wieczorem.
- Mam szlaban? - Poczuła się trochę pewniej i uniosła brew.
- Nie, Brown. Nazwijmy to... spotkaniem.
- Czy ty, Severusie Snape, zapraszasz mnie na randkę? - Skrzywił się.
- Nie ująłbym tego tak...
- A jednak! - wykrzyknęła Car, przy okazji całując go w oba policzki. Odsunęła się. - Mam się jakoś specjalnie ubrać?
Zmierzył
ją krytycznie wzrokiem.
- Nie sądzę. Aczkolwiek możliwie mała ilość ubrań mile widziana.
- A chcesz oberwać zaklęciem?
- Nie zapominaj, kto tu jest Śmierciożercą.
- Udawanym.
- A jednak.
- Nie zmuszaj mnie do użycia radykalnych środków, Snape.
- Sama tu przyszłaś, Brown.
- Nie sądzę. Aczkolwiek możliwie mała ilość ubrań mile widziana.
- A chcesz oberwać zaklęciem?
- Nie zapominaj, kto tu jest Śmierciożercą.
- Udawanym.
- A jednak.
- Nie zmuszaj mnie do użycia radykalnych środków, Snape.
- Sama tu przyszłaś, Brown.
Mierzyli
się przez chwilę na spojrzenia.
Rezultat
był taki, że Carmen jednak nie wróciła na noc do dormitorium.
***
Harry i
Hermiona w końcu wyszli ze Skrzydła Szpitalnego, podstępem
zabierając pani Pomfrey różdżkę chłopaka, gdy zauważyli, że ta lekko pochrapuje przy biurku. Kilka spakowanych rzeczy lewitowało za
nimi posłusznie. Był bardzo wczesny ranek, więc raczej nikt nie
mógł ich zauważyć, wszyscy jeszcze spali.
Było to
niewątpliwie na ich korzyść, bo zachowywali się jak para
wariatów. Wciąż nie mogli się nacieszyć sobą. Co chwilę
musieli się zatrzymywać, bo... hmmm... ponosiły ich emocje.
W końcu
schodami ruszyli na siódme piętro.
Przed
portretem Grubej Damy musieli się zatrzymać, gdyż kobieta... spała.
- Co jej się stało? Jeszcze nigdy nie chrapała tak głośno – stwierdził Harry.
- Cóż... widzę dziwną butelkę obok, pewnie dobrała się do wina mnichów z tamtego portretu – powiedziała ze śmiechem Hermiona, wskazując palcem przeciwną ścianę.
- Jakim cudem trafiła tutaj z powrotem? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie mam pojęcia – powiedziała, wpatrując się w niego. - Ale jeszcze większym cudem jest to, że wróciłeś do siebie. - Harry spojrzał na nią, poważniejąc.
- Wróciłem przede wszystkim do ciebie. Bez kogoś takiego jak ty nigdy bym nie wydobrzał.
- To... dobrze.
- Co jej się stało? Jeszcze nigdy nie chrapała tak głośno – stwierdził Harry.
- Cóż... widzę dziwną butelkę obok, pewnie dobrała się do wina mnichów z tamtego portretu – powiedziała ze śmiechem Hermiona, wskazując palcem przeciwną ścianę.
- Jakim cudem trafiła tutaj z powrotem? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie mam pojęcia – powiedziała, wpatrując się w niego. - Ale jeszcze większym cudem jest to, że wróciłeś do siebie. - Harry spojrzał na nią, poważniejąc.
- Wróciłem przede wszystkim do ciebie. Bez kogoś takiego jak ty nigdy bym nie wydobrzał.
- To... dobrze.
Hermiona
wahała się przez chwilę, a potem go znowu pocałowała. W końcu
wszystko było w porządku, dokładnie tak, jak powinno. Byli razem i
to był jej... ICH cały świat.
- Wchodzicie czy nie? - dobiegł ich zaspany i zirytowany głos kobiety na portrecie.
- Mhm-hm – mruknęli i odsunęli się od siebie z uśmiechami na twarzach.
- Wchodzicie czy nie? - dobiegł ich zaspany i zirytowany głos kobiety na portrecie.
- Mhm-hm – mruknęli i odsunęli się od siebie z uśmiechami na twarzach.
Skacowana
Gruba Dama nawet nie spytała ich o hasło. Zresztą, nie ukrywajmy,
znała ich już ładne parę lat.
Para
przeszła do Pokoju Wspólnego, trzymając się za ręce. Mimo tak
wczesnej pory, dostrzegli trzy osoby siedzące pod oknem, które
zapewne odrabiały na ostatnią chwilę pracę domową. No dobra,
może i nie na ostatnią chwilę, w końcu była niedziela. Ale i tak
Hermiona cicho prychnęła, a Harry z trudem powstrzymał się od
parsknięcia śmiechem.
Odesłali
rzeczy chłopaka do jego dormitorium, a sami usiedli obok siebie na
kanapie, czekając, aż inni uczniowie się obudzą. Przytulili się
do siebie, aż w końcu Harry przerwał ciszę.
- Działo się coś ciekawego na lekcjach? Musisz mnie wprowadzić w temat – rzucił.
- Faktycznie, masz w końcu tyle do nadrobienia...
- Działo się coś ciekawego na lekcjach? Musisz mnie wprowadzić w temat – rzucił.
- Faktycznie, masz w końcu tyle do nadrobienia...
I tym
oto sposobem Hermiona zaczęła przybliżać Potterowi wszystko,
czego powinien się nauczyć, oczywiście dodając parę tematów
pozaprogramowo. Tak na wszelki wypadek.
Skończyło
się na tym, że chłopaka rozbolała głowa i już miał jej
przerwać, gdy dobiegł go odgłos kroków. Dziura pod portretem
znowu się odsłoniła.
- Potter, jednak wróciłeś – dobiegł ich przenikliwy głos.
- Carmen, możesz być trochę milsza? - zapytała Hermiona, mierząc ją wzrokiem, a druga Gryfonka jakby trochę spokorniała.
- Czy coś się działo, gdy mnie nie było? - Harry wpatrywał się z zaciekawieniem w obie dziewczyny.
- Może – odparła Granger i przytuliła się do niego mocniej.
- Potter, jednak wróciłeś – dobiegł ich przenikliwy głos.
- Carmen, możesz być trochę milsza? - zapytała Hermiona, mierząc ją wzrokiem, a druga Gryfonka jakby trochę spokorniała.
- Czy coś się działo, gdy mnie nie było? - Harry wpatrywał się z zaciekawieniem w obie dziewczyny.
- Może – odparła Granger i przytuliła się do niego mocniej.
Brown
przewróciła oczami, kierując się w stronę dormitorium. W wejściu
minęła się z Ginny Weasley. Rudowłosa była wyraźnie niewyspana,
jednak szybkim krokiem dotarła do dużego fotela i ciężko na nim
usiadła.
- Ginny? - zapytali oboje.
- Hmmm? O co cho... - Dopiero teraz dziewczyna przyjrzała się uważnie postaciom przy kominku. Były dziwnie znajome... - Harry! Co ty tu robisz?
- Czeka mnie chyba teraz opowiadanie tego samego każdemu... W skrócie: wróciłem.
- Och, to... To dobrze – odpowiedziała i słabo się uśmiechnęła.
- Ginny... co się stało? - Hermiona wyraźnie się zaniepokoiła. Teraz prawie każdy miał przed nią sekrety. Czyżby chodziło o Draco? Nie, niemożliwe, raczej by jej o tym powiedziała. Więc gdzie jest problem?
- Nic... Nie mogłam dzisiaj spać, to wszystko. Spokojnie, dam radę. Piąta klasa jest jedną z najtrudniejszych, prawda?
- Ginny? - zapytali oboje.
- Hmmm? O co cho... - Dopiero teraz dziewczyna przyjrzała się uważnie postaciom przy kominku. Były dziwnie znajome... - Harry! Co ty tu robisz?
- Czeka mnie chyba teraz opowiadanie tego samego każdemu... W skrócie: wróciłem.
- Och, to... To dobrze – odpowiedziała i słabo się uśmiechnęła.
- Ginny... co się stało? - Hermiona wyraźnie się zaniepokoiła. Teraz prawie każdy miał przed nią sekrety. Czyżby chodziło o Draco? Nie, niemożliwe, raczej by jej o tym powiedziała. Więc gdzie jest problem?
- Nic... Nie mogłam dzisiaj spać, to wszystko. Spokojnie, dam radę. Piąta klasa jest jedną z najtrudniejszych, prawda?
Ostatnie
pytanie uznali za retoryczne. Hermiona przyniosła z dormitorium
swoją torbę z książkami i ponownie zaczęła tłumaczyć
Harry'emu poszczególne zagadnienia. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie fakt, że chłopaka przestała boleć głowa i nawet
zainteresował się kilkoma tematami, co Hermiona przyjęła z
nieskrywanym zadowoleniem. Nawet nie zastanawiała się, co może być
tego powodem.
- Która godzina? - zapytała w końcu sennie Ginny.
- Śniadanie już się zaczęło - odparł jeden z Gryfonów, którzy właśnie mieli zamiar wychodzić. Uśmiechnął się do niej, ale gdy nie odwzajemniła się, odszedł odrobinę smutniejszy.
- Gdzie jest Ron? - Harry postanowił, że przerwą naukę. W tym samym momencie poczuł burczenie w brzuchu. - Od wczoraj nie miałem nic w ustach. - Zobaczył, jak Hermiona unosi brew. - No dobra, od wczoraj nic nie jadłem. Nie rób takiej miny!
- Może lepiej idź go obudzić, co? Bo inaczej nadal będziesz głodować – zaproponowała, zebrała książki i zniknęła za drzwiami dormitorium dziewczyn.
- Która godzina? - zapytała w końcu sennie Ginny.
- Śniadanie już się zaczęło - odparł jeden z Gryfonów, którzy właśnie mieli zamiar wychodzić. Uśmiechnął się do niej, ale gdy nie odwzajemniła się, odszedł odrobinę smutniejszy.
- Gdzie jest Ron? - Harry postanowił, że przerwą naukę. W tym samym momencie poczuł burczenie w brzuchu. - Od wczoraj nie miałem nic w ustach. - Zobaczył, jak Hermiona unosi brew. - No dobra, od wczoraj nic nie jadłem. Nie rób takiej miny!
- Może lepiej idź go obudzić, co? Bo inaczej nadal będziesz głodować – zaproponowała, zebrała książki i zniknęła za drzwiami dormitorium dziewczyn.
Harry
udał się do miejsca, gdzie już dawno nie był. Z radością
powitał swoje łóżko i znajome ściany. To nie było to samo, co w
Skrzydle Szpitalnym. Tu wszystko było na swoim miejscu. W nieładzie,
owszem, ale artystycznym. Poniekąd...
- Pobudka! - krzyknął.
- Pobudka! - krzyknął.
Czterech
rozczochranych chłopaków podniosło się z łóżek z przerażeniem.
Nie wiedzieli, co ich wytrąciło z przyjemnego snu. Po chwili szoku
i wpatrywania się w Harry'ego, podbiegli do niego. Tak, jak się
spodziewał, znowu musiał się przed nimi tłumaczyć, ale ogólnie
nie było tak źle. Jeszcze zaczęli mu dziękować, że ich obudził,
zanim się spóźnili na śniadanie.
- Ron, wiesz, że jest coś takiego jak budzik?
- Może... Nieważne. Poczekaj w Pokoju Wspólnym, zaraz do ciebie zejdę.
- Nie ma sprawy.
- Harry... - Weasley zatrzymał przyjaciela, gdy ten już miał wychodzić.
- Co takiego?
- To... to naprawdę ty, tak?
- A kim innym miałbym być? - zdziwił się Potter.
- Nic... nieważne. Cieszę się, że wróciłeś, stary. To musiało być straszne i cieszę się, że dałeś radę.
- Cóż... Hermiona mi bardzo dużo pomogła. Wiem, że mnie nie odwiedzałeś, ale nie dziwię ci się. Też bym nie chciał widzieć najlepszego kumpla w takim stanie. Ale już wszystko w porządku, naprawdę.
- Ron, wiesz, że jest coś takiego jak budzik?
- Może... Nieważne. Poczekaj w Pokoju Wspólnym, zaraz do ciebie zejdę.
- Nie ma sprawy.
- Harry... - Weasley zatrzymał przyjaciela, gdy ten już miał wychodzić.
- Co takiego?
- To... to naprawdę ty, tak?
- A kim innym miałbym być? - zdziwił się Potter.
- Nic... nieważne. Cieszę się, że wróciłeś, stary. To musiało być straszne i cieszę się, że dałeś radę.
- Cóż... Hermiona mi bardzo dużo pomogła. Wiem, że mnie nie odwiedzałeś, ale nie dziwię ci się. Też bym nie chciał widzieć najlepszego kumpla w takim stanie. Ale już wszystko w porządku, naprawdę.
Ron
odetchnął z ulgą.
- To dobrze. Myślałem, że może będziesz na mnie zły, ale... Naprawdę jesteś świetnym przyjacielem, Harry.
- Wystarczy, bo pomyślę, że już Luna ci się nie podoba, a ja...
- To dobrze. Myślałem, że może będziesz na mnie zły, ale... Naprawdę jesteś świetnym przyjacielem, Harry.
- Wystarczy, bo pomyślę, że już Luna ci się nie podoba, a ja...
Rudowłosy
zbladł.
- Merlinie,
nie! Och, Godryku, błagam! Harry, czy ciebie, do hipogryfa, pogięło?
Snape ci namieszał w mózgu? - Wybraniec zwijał się ze śmiechu,
jednak gdy usłyszał ostatnie pytanie, spoważniał.- Snape mi coś robił? - zapytał dziwnym głosem.
- No... odczarował cię. Bez niego byś umarł. Chyba wiesz, jak miało działać zaklęcie?
- Tak, ale... Nie spodziewałem się, że... że mógł zrobić coś takiego.
- Też się dziwiłem. Nie martw się, nie jesteś mu nic winien. Na pewno miał w tym jakiś interes albo Dumbledore mu zagroził, że go wyrzuci.
Harry nie był tego do końca taki pewien.