„Głodny tłum
Modlił się, bym spadł
Każdy z nich chciał ściągnąć mnie
w dół.
Skrzydła me
Porozrywał wiatr
Moje serce pękło na pół!”
- IRA, „Ikar”
Płatki śniegu wirowały w zimnym
powietrzu, świetnie odznaczały się na ciemnym niebie. Ich widok
przesłaniała jedna z obszernych zasłon, które powieszono w
salonie. Zbliżał się wieczór, a rodzina Brownów już dawno
rozpoczęła świętowanie. Étienne
otworzył szampana i dziewczyny mogły delektować się płynnym
szczęściem. Nawet Carmen trochę spróbowała, w końcu dzisiejszy
dzień był wyjątkowy.
Hermiona
nie mogła się nadziwić, że w tym domu panuje tak radosna i
rodzinna atmosfera. Owszem, u niej w domu też świętowano bardzo
hucznie, zawsze było miło i ciepło, ale tutaj... Może to po
prostu kwestia kraju. Rodzice Car zaczęli opowiadać zabawne
historie i każda kolejna przebijała poprzednią. W końcu doszli do
tego, jak się poznali.
- Byłam
wtedy zawodową pływaczką, akurat przyjechaliśmy na olimpiadę do
Rzymu... - opowiadała Emma.
- Żebyście
dziewczyny widziały, jakie wasze mama miała wtedy ramiona... -
rozmarzył się pan Brown.
Car
syknęła ostrzegawczo:
- Tato!
- Daj
ojcu spokój, przecież powiedział „ramiona”... - Kobieta
uśmiechnęła się filuternie i kontynuowała. - Tak się złożyło,
że Étienne
był wtedy na wymianie studenckiej i dla zabawy przyszli sobie
pooglądać pływaczki. Najlepsze jest to, że wszyscy skupili się
na mojej przyjaciółce... łącznie z nim! Machnęłam tylko ręką,
ale stwierdziłam, że pokażę na co mnie stać. Wygrałam.
Hermiona
aż gwizdnęła z podziwu.
- Pierwsze
miejsce? Dostała pani medal?
- Puchar
– uściśliła. - Wtedy oczy wszystkich skierowały się na mnie,
Étienne
postawił sobie za punkt honoru mnie gdzieś zaprosić... Tak się
denerwował, że poślizgnął się i wpadł do basenu, a ja
musiałam go ratować. - Dziewczyny się roześmiały, mężczyzna
miał niepewną minę. - Tak mi się zrobiło go żal, że się z
nim umówiłam... I zakochałam się po uszy. - Emma spojrzała na
męża z miłością, a on złapał ją za rękę. - Dziewięć
miesięcy później urodziła się Carmen, ale o tym nie musicie
wiedzieć... Ups.
Car
miała minę, jakby jej ktoś podał zamiast soku dyniowego
Szkiele-Wzro. Szybko postanowiła zmienić temat.
- Pokazałam
Hermionie sporą część Paryża. Skoro to nasza ostatnia noc
tutaj, to może przywitamy Nowy Rok w stolicy?
- Świetny
pomysł! - Pan Brown wydawał się zachwycony. Dopił resztę
szampana z kieliszka i rzucił: - Zbieramy się!
Emma
lekko szturchnęła męża.
- Kochanie,
wydaje mi się, że one chcą lecieć same...
Carmen
posłała matce porozumiewawcze spojrzenie i jednocześnie odetchnęła
z ulgą. Kobieta odwdzięczyła się, mrugając.
- Cóż,
skoro chcecie... Tylko uważajcie na siebie.
Pięć
minut później ciepło ubrane Carmen i Hermiona leciały nad
rozświetloną przez domy Francją. Żółte linie rozmazywały się
i tworzyły fantastyczne wzory, zupełnie jak po wypiciu eliksiru.
Hermiona zamknęła oczy i pozwoliła, aby wiatr owiewał jej twarz,
a chłodne powietrze błądziło we włosach.
Wylądowały
w swoim stałym już miejscu i doszły do Wieży Eiffle'a. Ludzie
tłoczyli się dosłownie wszędzie. Złapały się za ręce, aby się
nie zgubić i wspólnymi siłami przedarły się do jakiejś
zapełnionej po brzegi knajpki. Kelner znalazł ostatni wolny stolik,
zamówiły desery i pogrążyły się w rozmowie. Musiały jakoś
zająć czas, jaki pozostał do północy.
Gdy
zegary wybiły godzinę 23:30, zapłaciły i wyszły z restauracji,
aby dołączyć do tysięcy mugoli i czarodziejów na Polach
Elizejskich. Z daleka dobiegał je szum jakiegoś koncertu.
Posmutniały, gdy zdały sobie sprawę, że większość
zgromadzonych to pary, zakochani w sobie ludzie, którzy trzymali się
za ręce i wyczekiwali północy. Niestety, ich „drugich połówek”
nie było nawet na kontynencie. Popatrzyły po sobie lekko
zdegustowane i w tym momencie... rozdzieliła je spora grupa
przechodzących obok turystów. Hermiona została sama w tym ogromnym
tłumie.
Przede
wszystkim: nie panikować. Uspokoiła oddech i rozejrzała się
wokół. Żadnej znajomej twarzy. Postanowiła, że spróbuje zawołać
przyjaciółkę.
- Carmen!
Car, odezwij się! Gdzie jesteś, Car?
Żadnego
skutku. Przedzierała się przez tłum, coraz bardziej oddalając się
od centrum zgromadzenia. Wydało jej się, że kątem oka dostrzegła
znajome brązowe włosy z blond pasemkami. Odwróciła się w tę
stronę, lecz nikogo podobnego nie dojrzała. Może jej się
przywidziało?
Już
miała zawrócić, gdy jej ciało napotkało opór. Uniosła głowę
do góry i jej oczom ukazała się znajoma, blada twarz. Jedyne co
zdołała wydusić z siebie to:
- C-co
ty tu r-robisz...?
Wampir
uśmiechnął się, położył jej dłonie na ramionach i mocno
pocałował. Hermionie zabrakło tchu.
- Jak
mógłbym cię zostawić w tak piękną noc? - zapytał po chwili.
- A
Carmen? Co z nią?
- O
nią się nie martw. - Barnabas zaśmiał się krótko, a jego oczy
błyszczały.
Złapał
ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą. Przeszli może
jakieś dwadzieścia metrów, gdy dotarli do wysokiego
budynku. Collins wciągnął Hermionę w ciemną alejkę obok i
przycisnął do ściany. Językiem zaczął błądzić po jej szyi,
cicho jęknęła.
- W
końcu się mogę tobą nacieszyć – wymruczał.
- Cieszę
się, że... O mnie pamiętałeś... - zdołała wydusić z siebie.
Wplotła
rękę w jego włosy i uniosła mu głowę, natychmiast przyciskając
swoje usta do jego ust. W jej sercu rozlało się przyjemne ciepło,
czuła dłonie wampira na swoich biodrach, jego język walczył z jej
własnym. Była w niebie.
Poczuła
jak lekko przygryza jej dolną wargę. Mruknęła z zadowoleniem i
przejechała językiem po jego kłach. Zadrżała z podekscytowania,
on z przyjemności. Przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie,
teraz praktycznie obejmowała go lewą nogą. Gdy jedną ręką
odpięła mu kamizelkę, a potem górne guziki koszuli, warknął i
znowu zaatakował jej szyję. Czuła, jak jego śnieżne kły
ocierają się o jej cienką skórę i poczuła, że to za mało. Oj,
zdecydowanie chciała więcej.
Objęła
go ramionami za szyję i wdrapała się na niego, teraz już obiema
nogami oplatając jego biodra. Przycisnął ją mocniej do ściany,
lekko ugryzł w usta i ponownie zaczął sprawiać, że Hermiona
przestawała mieć cokolwiek wspólnego z ułożoną panną Granger z
Hogwartu.
Gdy
zatracali się w sobie, zegar wybił północ. Ich uszu nie doszły
okrzyki przerażenia i miotane zaklęcia, ich oczy nie dostrzegły
kłębów dymu i Mrocznego Znaku na ciemnym jak morze niebie, ich
zmysły nie wyczuły zbliżającego się niebezpieczeństwa.
***
Tymczasem
dokładnie pięć metrów dalej w linii prostej, lecz po przeciwnej stronie budynku,
w podobnej alejce, Carmen Brown traciła resztki swojej
przyzwoitości. Zaczęło się od zgubienia Hermiony, do czego
obiecała sobie, że nie dopuści, lecz zaraz potem została porwana
przez dobrze sobie znaną postać w czerni, która zapewniła, że na
pewno jej nic nie będzie.
- Poza
tym ona spędziła z tobą tyle dni, a ja musiałem zadowolić się
tylko i wyłącznie własnym towarzystwem. Jesteś mi coś winna –
powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Tak,
rozumiem, że przebywanie sam ze sobą może nieźle dobijać,
zwłaszcza jeśli jest się Severusem Snapem, ale to nie powód, aby
mnie bezczelnie porywać i nie waż mi się...
Mistrz
Eliksirów szybko pochylił się i ją pocałował, a ona nie
stawiała oporu. Po chwili odsunął się i wtedy Carmen fuknęła z
frustracji.
- Tak,
to jest porwanie. Ale czy bezczelne...? - Znowu uśmiechnął się
irytująco, co sprawiło, że Car chciała go jeszcze bardziej (o
ile to możliwe).
- Och,
daj już spokój z tymi twoimi dywagacjami i chodź tu! - warknęła
i uciszyła go.
Trzeba
przyznać, że była to bardzo skuteczna metoda. Nie dość, że
oboje mieli zajęte usta i nie mogli się kłócić, to na dodatek
mieli możliwość pokazać, jak bardzo się za sobą stęsknili. Car
od razu zaczęła od rozpinania obszernych szat Snape'a.
- Hola,
nie tak szybko! - mruknął. - Zimno tu, a jeszcze mnie nie
rozgrzałaś...
Ujął
jej twarz w dłonie i znowu językiem rozchylił jej usta. Chciała
stawiać opór, tak dla zasady, ale w tej chwili tak bardzo go
potrzebowała... Zassała jego dolną wargę i odważnie przyciągnęła
do siebie, jednocześnie błądząc dłonią w jego włosach.
Odwdzięczył
się, przyszpilając ją do ściany. Dłonie oparł o zimny cement,
wskutek czego była pomiędzy nimi uwięziona. Niezbyt jej to
przeszkadzało, bo aktualnie nie miała ochoty nigdzie uciekać,
wręcz przeciwnie – liczyła się tylko ta chwila i ta druga, tak
bardzo bliska jej osoba.
- Kocham
cię – zdążyła powiedzieć pomiędzy pocałunkami.
- Cicho!
- zarządził Mistrz Eliksirów. - Dobrze wiesz, że ja ciebie też.
Tego
było dla Carmen za wiele. Kręciło się jej w głowie od nadmiaru
wrażeń i czuła, że zaraz zemdleje. Chwyciła się go i zaczęła
całować jego policzek, stopniowo schodząc na ucho. Jej język
poznawał jego małżowinę, dłonie gładziły kark. On też nie
próżnował: dłonie gładziły jej biodra i szukały sposobu,
aby jak najszybciej zdjąć z niej te obcisłe spodnie.
W
momencie, gdy ich usta ponownie miały się złączyć, a misja
Snape'a zakończyć powodzeniem, coś zielonego i świecącego
przeleciało nad ich głowami. Nie odskoczyli od siebie, ale
spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Z niemal chirurgiczną precyzją
i synchronizacją wyjęli różdżki i stanęli pod ścianą.
Powietrze przeciął tym razem niebieski promień, gdzieś przed nimi
rozległ się krzyk. Dobiegł ich tupot stóp i sekundę później
Severus chwycił za ramię młodego czarodzieja.
- Co
się dzieje? - warknął.
- Pro-pro...
Profesor Snape? - zapytał z niedowierzaniem chłopak, patrząc na
mężczyznę i młodą dziewczynę.
- Derby,
skończyłeś już Hogwart, więc sobie daruj. Co tam się stało? -
wycedził Mistrz Eliksirów i odsunął od niego różdżkę.
- Nie
bardzo wiem. Byliśmy z kumplami w Paryżu, aby świętować
Sylwestra i Nowy Rok, jakimś dziwnym trafem znaleźliśmy się
akurat tutaj. Niby wszystko w porządku, ale gdy tylko zegar wybił
północ, z Wieży poleciało chyba z tysiąc zaklęć. Merlinie, w
życiu nie widziałem takiego blasku, przez chwilę było jasno jak
w dzień! Ludzie spanikowali, byli tam przecież też mugole,
rozbiegli się na wszystkie strony. Widziałem Śmierciożerców,
którzy się aportowali, a jak uciekałem, dostrzegłem jeszcze na
niebie Mroczny Znak. Mogę już lecieć i ratować swój tyłek? -
Chłopak był przerażony i bał się patrzeć na byłego
nauczyciela, zwłaszcza, gdy powiedział o sługach Voldemorta.
- Biegnij,
wszystko już wiem.
Derby
pognał na oślep przed siebie, po drodze chyba nawet zdążył się
przewrócić, bo usłyszeli głuche uderzenie o chodnik i cichy
okrzyk bólu. Mimo to Carmen się nie wahała.
- Musimy
coś zrobić, pomóc. Znajdźmy Hermionę, co?
- Jest
niedaleko – powiedział Snape. - Chodź, zaprowadzę cię.
Podała
mu rękę i gdy przedzierali się przez uciekinierów, zadała mu
jeszcze jedno pytanie.
- Wiedziałeś
o tym ataku?
Prychnął.
- Czy
sądzisz, że gdybym wiedział, to narażałbym ciebie i resztę
tych ludzi na takie niebezpieczeństwo? - Pokiwała przecząco
głową, a on spojrzał w górę smutnym wzrokiem. - Boję się,
Carmen. Boję się, bo Czarny Pan mówi mi coraz mniej. Chyba
przestał mi ufać... aż tak.
- Jestem
z tobą, będzie dobrze. - Objęła go w pasie, zatrzymali się na
chwilę. - Pamiętaj o tym. Trzeba przede wszystkim zawiadomić
Dumbledore'a, na pewno ma tu gdzieś francuski oddział Zakonu
Feniksa. Ministerstwo Magii może przysłać aurorów.
- Dobry
pomysł. - Ruszyli dalej. - Czasami wpadniesz nawet na coś mądrego.
Carmen
nie skomentowała tego. Obeszli już w połowie budynek i właśnie
natknęli się na Hermionę. Dziewczyna zdenerwowała się, bo
zastała przyjaciółkę z tym wampirem. Czyli Severus o nich wie!
Coś tu nie grało... Kilka trybików wskoczyło na miejsce i w
głowie Car pojawił się oczywisty wniosek: to
Śmierciożerca!
Złapała się za usta z przerażenia, aby nie ujawnić tego teraz. Zamiast tego usłyszała Hermionę:
- Co
się dzieje? Profesorze Snape, o co tu chodzi?
Szybko
wyjaśnił im, że to atak Śmierciożerców. Barnabas wydawał
się tym nie przejmować, stał spokojnie i trzymał Hermionę za
ramię. Gdy Mistrz Eliksirów skończył, zaproponował:
- Mogę
zająć się nią aż wszystko się uspokoi. Ty weźmiesz pod
swoje... skrzydła pannę Brown. Jasne?
Z
braku lepszego planu, zgodzili się na ten i po chwili Granger
zniknęła wraz z wampirem. Snape głęboko odetchnął i zwrócił
się do czarownicy:
- Poczekaj
tu, dosłownie chwilę. Zawiadomię Dumbledore'a, Ministerstwo i
kogo się tylko da, a potem wrócę. Uważaj na siebie.
- Raczej
ty na siebie – rzuciła Car, pocałowała go przelotnie w usta i
patrzyła jak się deportuje. Została sama obok pola walki. Lub
rzezi, jak kto woli.
Co
teraz? Nie będzie przecież się chować jak tchórz. Postanowiła,
że sprawdzi, co się dokładnie dzieje. Ostrożnie przeszła pod
ścianą i wyjrzała zza muru. Jej oczom ukazał się okropny widok.
Wieża
Eiffle'a. Jej górna połowa wygięła się tak, że dotykała teraz
czubkiem ziemi. Nad nią na ciemnym niebie wyraźnie odznaczał się
Mroczny Znak. Sprawiało to, że zielonkawa poświata spływała na
to, co działo się niżej.
Ogromny
plac opustoszał. To znaczy opustoszał z żywych ludzi, bo
przynajmniej połowa wcześniej zgromadzonych teraz leżała martwa
na skąpanej w śniegu ziemi. Czerwone plamy wyraźnie odznaczały
się na białym podłożu. Wśród zwłok krążyło jeszcze kilka
postaci, jednak nie sposób było orzec czy to przyjaciel, czy wróg.
Ciało Carmen ogarnęła gęsia skórka, głośno przełknęła
ślinę.
Zauważyła,
że jedna z postaci idzie w jej kierunku. Szybko schowała głowę i
przygotowała różdżkę. Wiedziała, że jest już za późno i
teraz może się tylko bronić.
Od
razu dostrzegła, że to mężczyzna. Do tego jako jedyny zamiast
czarnego płaszcza nosił srebrny i bardzo się wyróżniał. Jakieś
pięć jardów od niej odchylił kaptur. Nie, to nie może być znowu
on. Wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby, ręce wciąż trzymał
w kieszeniach. Jego krok był pewny, może nawet mechaniczny, ale
absolutnie nie wymuszony.
Zatrzymał
się przed nią, pochylił głowę i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Carmen,
jak miło cię widzieć! Jak ci się podobały moje fajerwerki?
Sto lat, Sto lat, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Życzę Ci abyś zawsze miała głowę pełną pomysłów ;) Mi osobiście notka bardzo się podoba i nie mogę się doczekać aż Hermiona wróci do Harre'go :) Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;)
OdpowiedzUsuńSto lat, Sto lat, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Życzę Ci abyś zawsze miała głowę pełną pomysłów ;) Mi osobiście notka bardzo się podoba i nie mogę się doczekać aż Hermiona wróci do Harre'go :) Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i najważniejsze.... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
OdpowiedzUsuńPo drugie rozdział świetny :)
No to najlepszego, Dziewiętnastko!
OdpowiedzUsuńZdrowia i szczęścia... oraz weny na nowe rozdziały! :)
Napisze krótko:
Uśmiałam się przy fragmencie z Derbym, Barnabas mnie chyba wkurza, a ja, jeśli mogę tak napisać, jestem teraz 'spragniona' panny Granger wraz z panem Potterem (kurcze, chyba doskwiera mi ich brak w tym fanficku, a zapewne nie szybko się zejdą meeh)
Do kolejnej, jak mniemam, sobotniej notki!
Weny, weny, weny!
pozdrawiam,
m.
W sumie to już po 13 czerwca, ale i tak najlepszego! ♡
UsuńTo będą trochę spóźnione życzenia ale cóż. Przede wszystkim życzę ci zdrowia, szczęścia i miłości. 19 urodziny są równie ważne co 18, bo rozpoczyna się mimo wszystko dwudziesty rok życia, dlatego jest jedna szczególna rzecz o której powinnaś pamiętać- pozostań zawsze dzieckiem i nie stań się smutnym dorosłym. Pisz dalej tak świetnie i wykorzystaj swój talent gdzieś dalej. Rozdział poza tym świetny jak zwykle. Pomysłów chyba nigdy ci nie zabraknie. Punktualnie oczywiście, co u ciebie uwielbiam. Trzymaj się i czekaj na te wysokie zapewne wyniki. Miłych wakacji i odpocznij wreszcie !
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego. Trochę się spóźniłam z życzeniami, ale lepiej późno niż wcale. Bardzo fajny rozdział. Barnabas mnie wkurza. Czekam na nekst. ♥ Julia
OdpowiedzUsuńSto lat! Słuchaj wez mnie nie dobiijaj wstaw notkę! Ale ta była świetna lecz jednak ja czuje niedosyt
OdpowiedzUsuńSpoznione wszystkiego najlepszego!! :D
OdpowiedzUsuńNo i blagam, zabij Barnabasa albo odczep go od Hermiony bo mam go dosc >.<
A poza tym - DUUUZO weny z okazji urodzin!!
jeszcze raz sto lat ;)
Iza
Czy Hermiona i Collins robili "dzieci", ale bez "dzieci"?
OdpowiedzUsuńHaha, po prostu się mocno obściskiwali :D
UsuńCzyli nie uprawiali takiego prawdziwego seksu, więc po prostu się mocno całowali?!
UsuńTak, całowali się. Merlinie, gdyby było coś poważniejszego, to nie przepuściłabym okazji, żeby to opisać! Do tego mogę ci zdradzić, że Carmen na taki widok na pewno zareagowałaby znacznie bardziej... Agresywnie.
UsuńHmm... nie wiem od czego zacząć... nie komentowałam jeszcze Twojej żadnej notki, dopiero niedawno odkryłam i Twojego bloga i... jestem zachwycona! W ciągu tygodnia przeczytałam wszystkie 60, ciężko sie oderwać :P nie mogę sie doczekać soboty. Mam nadzieje, że nie przestaniesz pisać, bo wychodzi Ci to świetnie. Czytałam dużo innych blogów o Hermionie i Harrym, jednak tylko 3 podobały mi się najbardziej, Twój jest jednym z nich :) życzę więcej weny no i... spóźnione wszystkiego najlepszego!!
OdpowiedzUsuńChcę jeszcze tylko dodać, że bardzo podoba mi się wątek Snape'a i Carmen. Po ich pierwszym pocałunku miałam mieszane uczucia, bo niezbyt mi to wszystko pasowało do siebie, jednak potem robiło sie coraz ciekawiej :P no i Hermiona i Barnabas... bardzo intrygujące... :P pozdrawiam, KW.
UsuńWybaczcie, ale jak czytam te wasze komentarze to mam wrazenie ze w kazdej notce jest to samo, ze chcecie harrego i hermione. Jakbyscie nie zauwazyli to na blogu jest napisane harrymione wiec wiadomo ze beda razem, w koncu to przeznaczenie. Albo tez rozwala mnie, iz to, ze kazdy pisze ze wkurza go Barnabas rozumiem mozecie to napisac, ale ludzie nie po kilka razy! Albo ja jestem nienormalna albo to sie juz robi wkurzajace te komentarze. Wybaczcie za takie cos ale juz musialam cos wam napisac. Dobranoc.
OdpowiedzUsuń