Harry Potter - Book And Scroll

13.6.15

60. Fajerwerki

„Głodny tłum
Modlił się, bym spadł
Każdy z nich chciał ściągnąć mnie w dół.
Skrzydła me
Porozrywał wiatr
Moje serce pękło na pół!”
- IRA, „Ikar”

Płatki śniegu wirowały w zimnym powietrzu, świetnie odznaczały się na ciemnym niebie. Ich widok przesłaniała jedna z obszernych zasłon, które powieszono w salonie. Zbliżał się wieczór, a rodzina Brownów już dawno rozpoczęła świętowanie. Étienne otworzył szampana i dziewczyny mogły delektować się płynnym szczęściem. Nawet Carmen trochę spróbowała, w końcu dzisiejszy dzień był wyjątkowy.
Hermiona nie mogła się nadziwić, że w tym domu panuje tak radosna i rodzinna atmosfera. Owszem, u niej w domu też świętowano bardzo hucznie, zawsze było miło i ciepło, ale tutaj... Może to po prostu kwestia kraju. Rodzice Car zaczęli opowiadać zabawne historie i każda kolejna przebijała poprzednią. W końcu doszli do tego, jak się poznali.
- Byłam wtedy zawodową pływaczką, akurat przyjechaliśmy na olimpiadę do Rzymu... - opowiadała Emma.
- Żebyście dziewczyny widziały, jakie wasze mama miała wtedy ramiona... - rozmarzył się pan Brown.
Car syknęła ostrzegawczo:
- Tato!
- Daj ojcu spokój, przecież powiedział „ramiona”... - Kobieta uśmiechnęła się filuternie i kontynuowała. - Tak się złożyło, że Étienne był wtedy na wymianie studenckiej i dla zabawy przyszli sobie pooglądać pływaczki. Najlepsze jest to, że wszyscy skupili się na mojej przyjaciółce... łącznie z nim! Machnęłam tylko ręką, ale stwierdziłam, że pokażę na co mnie stać. Wygrałam.
Hermiona aż gwizdnęła z podziwu.
- Pierwsze miejsce? Dostała pani medal?
- Puchar – uściśliła. - Wtedy oczy wszystkich skierowały się na mnie, Étienne postawił sobie za punkt honoru mnie gdzieś zaprosić... Tak się denerwował, że poślizgnął się i wpadł do basenu, a ja musiałam go ratować. - Dziewczyny się roześmiały, mężczyzna miał niepewną minę. - Tak mi się zrobiło go żal, że się z nim umówiłam... I zakochałam się po uszy. - Emma spojrzała na męża z miłością, a on złapał ją za rękę. - Dziewięć miesięcy później urodziła się Carmen, ale o tym nie musicie wiedzieć... Ups.
Car miała minę, jakby jej ktoś podał zamiast soku dyniowego Szkiele-Wzro. Szybko postanowiła zmienić temat.
- Pokazałam Hermionie sporą część Paryża. Skoro to nasza ostatnia noc tutaj, to może przywitamy Nowy Rok w stolicy?
- Świetny pomysł! - Pan Brown wydawał się zachwycony. Dopił resztę szampana z kieliszka i rzucił: - Zbieramy się!
Emma lekko szturchnęła męża.
- Kochanie, wydaje mi się, że one chcą lecieć same...
Carmen posłała matce porozumiewawcze spojrzenie i jednocześnie odetchnęła z ulgą. Kobieta odwdzięczyła się, mrugając.
- Cóż, skoro chcecie... Tylko uważajcie na siebie.
Pięć minut później ciepło ubrane Carmen i Hermiona leciały nad rozświetloną przez domy Francją. Żółte linie rozmazywały się i tworzyły fantastyczne wzory, zupełnie jak po wypiciu eliksiru. Hermiona zamknęła oczy i pozwoliła, aby wiatr owiewał jej twarz, a chłodne powietrze błądziło we włosach.
Wylądowały w swoim stałym już miejscu i doszły do Wieży Eiffle'a. Ludzie tłoczyli się dosłownie wszędzie. Złapały się za ręce, aby się nie zgubić i wspólnymi siłami przedarły się do jakiejś zapełnionej po brzegi knajpki. Kelner znalazł ostatni wolny stolik, zamówiły desery i pogrążyły się w rozmowie. Musiały jakoś zająć czas, jaki pozostał do północy.
Gdy zegary wybiły godzinę 23:30, zapłaciły i wyszły z restauracji, aby dołączyć do tysięcy mugoli i czarodziejów na Polach Elizejskich. Z daleka dobiegał je szum jakiegoś koncertu. Posmutniały, gdy zdały sobie sprawę, że większość zgromadzonych to pary, zakochani w sobie ludzie, którzy trzymali się za ręce i wyczekiwali północy. Niestety, ich „drugich połówek” nie było nawet na kontynencie. Popatrzyły po sobie lekko zdegustowane i w tym momencie... rozdzieliła je spora grupa przechodzących obok turystów. Hermiona została sama w tym ogromnym tłumie.
Przede wszystkim: nie panikować. Uspokoiła oddech i rozejrzała się wokół. Żadnej znajomej twarzy. Postanowiła, że spróbuje zawołać przyjaciółkę.
- Carmen! Car, odezwij się! Gdzie jesteś, Car?
Żadnego skutku. Przedzierała się przez tłum, coraz bardziej oddalając się od centrum zgromadzenia. Wydało jej się, że kątem oka dostrzegła znajome brązowe włosy z blond pasemkami. Odwróciła się w tę stronę, lecz nikogo podobnego nie dojrzała. Może jej się przywidziało?
Już miała zawrócić, gdy jej ciało napotkało opór. Uniosła głowę do góry i jej oczom ukazała się znajoma, blada twarz. Jedyne co zdołała wydusić z siebie to:
- C-co ty tu r-robisz...?
Wampir uśmiechnął się, położył jej dłonie na ramionach i mocno pocałował. Hermionie zabrakło tchu.
- Jak mógłbym cię zostawić w tak piękną noc? - zapytał po chwili.
- A Carmen? Co z nią?
- O nią się nie martw. - Barnabas zaśmiał się krótko, a jego oczy błyszczały.
Złapał ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą. Przeszli może jakieś dwadzieścia metrów, gdy dotarli do wysokiego budynku. Collins wciągnął Hermionę w ciemną alejkę obok i przycisnął do ściany. Językiem zaczął błądzić po jej szyi, cicho jęknęła.
- W końcu się mogę tobą nacieszyć – wymruczał.
- Cieszę się, że... O mnie pamiętałeś... - zdołała wydusić z siebie.
Wplotła rękę w jego włosy i uniosła mu głowę, natychmiast przyciskając swoje usta do jego ust. W jej sercu rozlało się przyjemne ciepło, czuła dłonie wampira na swoich biodrach, jego język walczył z jej własnym. Była w niebie.
Poczuła jak lekko przygryza jej dolną wargę. Mruknęła z zadowoleniem i przejechała językiem po jego kłach. Zadrżała z podekscytowania, on z przyjemności. Przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie, teraz praktycznie obejmowała go lewą nogą. Gdy jedną ręką odpięła mu kamizelkę, a potem górne guziki koszuli, warknął i znowu zaatakował jej szyję. Czuła, jak jego śnieżne kły ocierają się o jej cienką skórę i poczuła, że to za mało. Oj, zdecydowanie chciała więcej.
Objęła go ramionami za szyję i wdrapała się na niego, teraz już obiema nogami oplatając jego biodra. Przycisnął ją mocniej do ściany, lekko ugryzł w usta i ponownie zaczął sprawiać, że Hermiona przestawała mieć cokolwiek wspólnego z ułożoną panną Granger z Hogwartu.
Gdy zatracali się w sobie, zegar wybił północ. Ich uszu nie doszły okrzyki przerażenia i miotane zaklęcia, ich oczy nie dostrzegły kłębów dymu i Mrocznego Znaku na ciemnym jak morze niebie, ich zmysły nie wyczuły zbliżającego się niebezpieczeństwa.

***

Tymczasem dokładnie pięć metrów dalej w linii prostej, lecz po przeciwnej stronie budynku, w podobnej alejce, Carmen Brown traciła resztki swojej przyzwoitości. Zaczęło się od zgubienia Hermiony, do czego obiecała sobie, że nie dopuści, lecz zaraz potem została porwana przez dobrze sobie znaną postać w czerni, która zapewniła, że na pewno jej nic nie będzie.
- Poza tym ona spędziła z tobą tyle dni, a ja musiałem zadowolić się tylko i wyłącznie własnym towarzystwem. Jesteś mi coś winna – powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Tak, rozumiem, że przebywanie sam ze sobą może nieźle dobijać, zwłaszcza jeśli jest się Severusem Snapem, ale to nie powód, aby mnie bezczelnie porywać i nie waż mi się...
Mistrz Eliksirów szybko pochylił się i ją pocałował, a ona nie stawiała oporu. Po chwili odsunął się i wtedy Carmen fuknęła z frustracji.
- Tak, to jest porwanie. Ale czy bezczelne...? - Znowu uśmiechnął się irytująco, co sprawiło, że Car chciała go jeszcze bardziej (o ile to możliwe).
- Och, daj już spokój z tymi twoimi dywagacjami i chodź tu! - warknęła i uciszyła go.
Trzeba przyznać, że była to bardzo skuteczna metoda. Nie dość, że oboje mieli zajęte usta i nie mogli się kłócić, to na dodatek mieli możliwość pokazać, jak bardzo się za sobą stęsknili. Car od razu zaczęła od rozpinania obszernych szat Snape'a.
- Hola, nie tak szybko! - mruknął. - Zimno tu, a jeszcze mnie nie rozgrzałaś...
Ujął jej twarz w dłonie i znowu językiem rozchylił jej usta. Chciała stawiać opór, tak dla zasady, ale w tej chwili tak bardzo go potrzebowała... Zassała jego dolną wargę i odważnie przyciągnęła do siebie, jednocześnie błądząc dłonią w jego włosach.
Odwdzięczył się, przyszpilając ją do ściany. Dłonie oparł o zimny cement, wskutek czego była pomiędzy nimi uwięziona. Niezbyt jej to przeszkadzało, bo aktualnie nie miała ochoty nigdzie uciekać, wręcz przeciwnie – liczyła się tylko ta chwila i ta druga, tak bardzo bliska jej osoba.
- Kocham cię – zdążyła powiedzieć pomiędzy pocałunkami.
- Cicho! - zarządził Mistrz Eliksirów. - Dobrze wiesz, że ja ciebie też.
Tego było dla Carmen za wiele. Kręciło się jej w głowie od nadmiaru wrażeń i czuła, że zaraz zemdleje. Chwyciła się go i zaczęła całować jego policzek, stopniowo schodząc na ucho. Jej język poznawał jego małżowinę, dłonie gładziły kark. On też nie próżnował: dłonie gładziły jej biodra i szukały sposobu, aby jak najszybciej zdjąć z niej te obcisłe spodnie.
W momencie, gdy ich usta ponownie miały się złączyć, a misja Snape'a zakończyć powodzeniem, coś zielonego i świecącego przeleciało nad ich głowami. Nie odskoczyli od siebie, ale spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Z niemal chirurgiczną precyzją i synchronizacją wyjęli różdżki i stanęli pod ścianą. Powietrze przeciął tym razem niebieski promień, gdzieś przed nimi rozległ się krzyk. Dobiegł ich tupot stóp i sekundę później Severus chwycił za ramię młodego czarodzieja.
- Co się dzieje? - warknął.
- Pro-pro... Profesor Snape? - zapytał z niedowierzaniem chłopak, patrząc na mężczyznę i młodą dziewczynę.
- Derby, skończyłeś już Hogwart, więc sobie daruj. Co tam się stało? - wycedził Mistrz Eliksirów i odsunął od niego różdżkę.
- Nie bardzo wiem. Byliśmy z kumplami w Paryżu, aby świętować Sylwestra i Nowy Rok, jakimś dziwnym trafem znaleźliśmy się akurat tutaj. Niby wszystko w porządku, ale gdy tylko zegar wybił północ, z Wieży poleciało chyba z tysiąc zaklęć. Merlinie, w życiu nie widziałem takiego blasku, przez chwilę było jasno jak w dzień! Ludzie spanikowali, byli tam przecież też mugole, rozbiegli się na wszystkie strony. Widziałem Śmierciożerców, którzy się aportowali, a jak uciekałem, dostrzegłem jeszcze na niebie Mroczny Znak. Mogę już lecieć i ratować swój tyłek? - Chłopak był przerażony i bał się patrzeć na byłego nauczyciela, zwłaszcza, gdy powiedział o sługach Voldemorta.
- Biegnij, wszystko już wiem.
Derby pognał na oślep przed siebie, po drodze chyba nawet zdążył się przewrócić, bo usłyszeli głuche uderzenie o chodnik i cichy okrzyk bólu. Mimo to Carmen się nie wahała.
- Musimy coś zrobić, pomóc. Znajdźmy Hermionę, co?
- Jest niedaleko – powiedział Snape. - Chodź, zaprowadzę cię.
Podała mu rękę i gdy przedzierali się przez uciekinierów, zadała mu jeszcze jedno pytanie.
- Wiedziałeś o tym ataku?
Prychnął.
- Czy sądzisz, że gdybym wiedział, to narażałbym ciebie i resztę tych ludzi na takie niebezpieczeństwo? - Pokiwała przecząco głową, a on spojrzał w górę smutnym wzrokiem. - Boję się, Carmen. Boję się, bo Czarny Pan mówi mi coraz mniej. Chyba przestał mi ufać... aż tak.
- Jestem z tobą, będzie dobrze. - Objęła go w pasie, zatrzymali się na chwilę. - Pamiętaj o tym. Trzeba przede wszystkim zawiadomić Dumbledore'a, na pewno ma tu gdzieś francuski oddział Zakonu Feniksa. Ministerstwo Magii może przysłać aurorów.
- Dobry pomysł. - Ruszyli dalej. - Czasami wpadniesz nawet na coś mądrego.
Carmen nie skomentowała tego. Obeszli już w połowie budynek i właśnie natknęli się na Hermionę. Dziewczyna zdenerwowała się, bo zastała przyjaciółkę z tym wampirem. Czyli Severus o nich wie! Coś tu nie grało... Kilka trybików wskoczyło na miejsce i w głowie Car pojawił się oczywisty wniosek: to Śmierciożerca! Złapała się za usta z przerażenia, aby nie ujawnić tego teraz. Zamiast tego usłyszała Hermionę:
- Co się dzieje? Profesorze Snape, o co tu chodzi?
Szybko wyjaśnił im, że to atak Śmierciożerców. Barnabas wydawał się tym nie przejmować, stał spokojnie i trzymał Hermionę za ramię. Gdy Mistrz Eliksirów skończył, zaproponował:
- Mogę zająć się nią aż wszystko się uspokoi. Ty weźmiesz pod swoje... skrzydła pannę Brown. Jasne?
Z braku lepszego planu, zgodzili się na ten i po chwili Granger zniknęła wraz z wampirem. Snape głęboko odetchnął i zwrócił się do czarownicy:
- Poczekaj tu, dosłownie chwilę. Zawiadomię Dumbledore'a, Ministerstwo i kogo się tylko da, a potem wrócę. Uważaj na siebie.
- Raczej ty na siebie – rzuciła Car, pocałowała go przelotnie w usta i patrzyła jak się deportuje. Została sama obok pola walki. Lub rzezi, jak kto woli.
Co teraz? Nie będzie przecież się chować jak tchórz. Postanowiła, że sprawdzi, co się dokładnie dzieje. Ostrożnie przeszła pod ścianą i wyjrzała zza muru. Jej oczom ukazał się okropny widok.
Wieża Eiffle'a. Jej górna połowa wygięła się tak, że dotykała teraz czubkiem ziemi. Nad nią na ciemnym niebie wyraźnie odznaczał się Mroczny Znak. Sprawiało to, że zielonkawa poświata spływała na to, co działo się niżej.
Ogromny plac opustoszał. To znaczy opustoszał z żywych ludzi, bo przynajmniej połowa wcześniej zgromadzonych teraz leżała martwa na skąpanej w śniegu ziemi. Czerwone plamy wyraźnie odznaczały się na białym podłożu. Wśród zwłok krążyło jeszcze kilka postaci, jednak nie sposób było orzec czy to przyjaciel, czy wróg. Ciało Carmen ogarnęła gęsia skórka, głośno przełknęła ślinę.
Zauważyła, że jedna z postaci idzie w jej kierunku. Szybko schowała głowę i przygotowała różdżkę. Wiedziała, że jest już za późno i teraz może się tylko bronić.
Od razu dostrzegła, że to mężczyzna. Do tego jako jedyny zamiast czarnego płaszcza nosił srebrny i bardzo się wyróżniał. Jakieś pięć jardów od niej odchylił kaptur. Nie, to nie może być znowu on. Wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby, ręce wciąż trzymał w kieszeniach. Jego krok był pewny, może nawet mechaniczny, ale absolutnie nie wymuszony.
Zatrzymał się przed nią, pochylił głowę i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Carmen, jak miło cię widzieć! Jak ci się podobały moje fajerwerki?

16 komentarzy:

  1. Sto lat, Sto lat, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Życzę Ci abyś zawsze miała głowę pełną pomysłów ;) Mi osobiście notka bardzo się podoba i nie mogę się doczekać aż Hermiona wróci do Harre'go :) Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sto lat, Sto lat, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Życzę Ci abyś zawsze miała głowę pełną pomysłów ;) Mi osobiście notka bardzo się podoba i nie mogę się doczekać aż Hermiona wróci do Harre'go :) Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze i najważniejsze.... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
    Po drugie rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to najlepszego, Dziewiętnastko!
    Zdrowia i szczęścia... oraz weny na nowe rozdziały! :)
    Napisze krótko:
    Uśmiałam się przy fragmencie z Derbym, Barnabas mnie chyba wkurza, a ja, jeśli mogę tak napisać, jestem teraz 'spragniona' panny Granger wraz z panem Potterem (kurcze, chyba doskwiera mi ich brak w tym fanficku, a zapewne nie szybko się zejdą meeh)
    Do kolejnej, jak mniemam, sobotniej notki!
    Weny, weny, weny!
    pozdrawiam,
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to już po 13 czerwca, ale i tak najlepszego! ♡

      Usuń
  5. To będą trochę spóźnione życzenia ale cóż. Przede wszystkim życzę ci zdrowia, szczęścia i miłości. 19 urodziny są równie ważne co 18, bo rozpoczyna się mimo wszystko dwudziesty rok życia, dlatego jest jedna szczególna rzecz o której powinnaś pamiętać- pozostań zawsze dzieckiem i nie stań się smutnym dorosłym. Pisz dalej tak świetnie i wykorzystaj swój talent gdzieś dalej. Rozdział poza tym świetny jak zwykle. Pomysłów chyba nigdy ci nie zabraknie. Punktualnie oczywiście, co u ciebie uwielbiam. Trzymaj się i czekaj na te wysokie zapewne wyniki. Miłych wakacji i odpocznij wreszcie !

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego najlepszego. Trochę się spóźniłam z życzeniami, ale lepiej późno niż wcale. Bardzo fajny rozdział. Barnabas mnie wkurza. Czekam na nekst. ♥ Julia

    OdpowiedzUsuń
  7. Sto lat! Słuchaj wez mnie nie dobiijaj wstaw notkę! Ale ta była świetna lecz jednak ja czuje niedosyt

    OdpowiedzUsuń
  8. Spoznione wszystkiego najlepszego!! :D
    No i blagam, zabij Barnabasa albo odczep go od Hermiony bo mam go dosc >.<
    A poza tym - DUUUZO weny z okazji urodzin!!
    jeszcze raz sto lat ;)
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy Hermiona i Collins robili "dzieci", ale bez "dzieci"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, po prostu się mocno obściskiwali :D

      Usuń
    2. Czyli nie uprawiali takiego prawdziwego seksu, więc po prostu się mocno całowali?!

      Usuń
    3. Tak, całowali się. Merlinie, gdyby było coś poważniejszego, to nie przepuściłabym okazji, żeby to opisać! Do tego mogę ci zdradzić, że Carmen na taki widok na pewno zareagowałaby znacznie bardziej... Agresywnie.

      Usuń
  10. Hmm... nie wiem od czego zacząć... nie komentowałam jeszcze Twojej żadnej notki, dopiero niedawno odkryłam i Twojego bloga i... jestem zachwycona! W ciągu tygodnia przeczytałam wszystkie 60, ciężko sie oderwać :P nie mogę sie doczekać soboty. Mam nadzieje, że nie przestaniesz pisać, bo wychodzi Ci to świetnie. Czytałam dużo innych blogów o Hermionie i Harrym, jednak tylko 3 podobały mi się najbardziej, Twój jest jednym z nich :) życzę więcej weny no i... spóźnione wszystkiego najlepszego!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę jeszcze tylko dodać, że bardzo podoba mi się wątek Snape'a i Carmen. Po ich pierwszym pocałunku miałam mieszane uczucia, bo niezbyt mi to wszystko pasowało do siebie, jednak potem robiło sie coraz ciekawiej :P no i Hermiona i Barnabas... bardzo intrygujące... :P pozdrawiam, KW.

      Usuń
  11. Wybaczcie, ale jak czytam te wasze komentarze to mam wrazenie ze w kazdej notce jest to samo, ze chcecie harrego i hermione. Jakbyscie nie zauwazyli to na blogu jest napisane harrymione wiec wiadomo ze beda razem, w koncu to przeznaczenie. Albo tez rozwala mnie, iz to, ze kazdy pisze ze wkurza go Barnabas rozumiem mozecie to napisac, ale ludzie nie po kilka razy! Albo ja jestem nienormalna albo to sie juz robi wkurzajace te komentarze. Wybaczcie za takie cos ale juz musialam cos wam napisac. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter - Book And Scroll