„Ludzie mówią, że przyjaciele
nie niszczą się nawzajem.
Cóż oni wiedzą o przyjaciołach?”
- fragment piosenki „Game Shows Touch
Our Lives”
zespołu The Mountain Goats
- O czym znowu chcesz rozmawiać? -
Ginny skrzyżowała ręce na piersi. Czego on chciał?
- O tobie i Malfoyu – wycedził
Harry przez zaciśnięte zęby.
- Skąd ty... co... - Rudowłosa nie
wierzyła własnym uszom. Jakim cudem on się o tym dowiedział?
Ktoś mu coś powiedział?
- Czyli to prawda. - Harry prychnął.
- Myślałem, że masz lepszy gust, że twoi rodzice cię lepiej
wychowali, że masz na tyle poczucia przyzwoitości, żeby nie
zadawać się z wrogiem...
- Aktualnie to ty zachowujesz się
jak mój wróg! - warknęła dziewczyna. - Co ty sobie wyobrażasz?
Jesteś w końcu w moim domu, nie masz prawa mnie nachodzić!
- Chyba się przesłyszałem... - Na
twarzy Harry'ego wykwitł uśmiech niedowierzania. - Ja nie mam
prawa? I co ja sobie wyobrażam? To ty stwierdziłaś, że
widocznie bardziej opłaca się pójść prosto do łóżka
Śmierciożercy! Co będzie następne? A może już stałaś się
szpiegiem? - Podszedł do niej i złapał ją za lewe przedramię.
Ginny syknęła z bólu, lecz zdołała wyszarpnąć rękę.
- Nie dotykaj mnie! - Z pogardą w
oczach odsłoniła rękaw koszuli. - Widzisz? Nic tu nie ma! To nie
żadna nienawiść, ja go kocham!
- Kochasz go, tak? - Harry świdrował
ją wzrokiem. - W takim razie powiedz mi, dlaczego, na Merlina,
zniszczyłaś to, co było między mną a Hermioną?
Na to Ginny nie miała rozsądnej
odpowiedzi.
- Kazał ci, tak? Tak właśnie cię
kocha. Wykorzystuje cię, nic więcej. Jesteś bardziej naiwna niż
ktokolwiek kiedyś myślał.
- Nie jestem naiwna – wyszeptała.
- Po prostu wierzę w to, co straciłeś. - Podniosła na niego
wzrok. - W miłość.
- To nie jest miłość, to
uzależnienie. A zresztą... Może powiem twoim braciom, co? Twoim
rodzicom, jak myślisz, ucieszą się? Moim zdaniem będą
zachwyceni, zwłaszcza twoja mama, przecież teraz żadne nerwy na
pewno jej nie zaszkodzą...
- Nie zrobisz tego – powiedziała
przerażona Ginny. - Nie ośmielisz się.
- Masz rację – przytaknął
Harry. - Bo to cudowna kobieta, a rodzina Weasleyów od zawsze była
dla mnie moją własną rodziną. Ale właśnie dzisiaj straciłem
siostrę.
Zapadła między nimi niezręczna
cisza, można by stwierdzić, że mierzyli się na spojrzenia. Tylko
co by z tego miał zwycięzca? Nic. Oboje byli przegranymi tej bitwy,
wojna miała wszystko rozstrzygnąć. Czy staną po obu stronach
barykady? Żadne z nich tak naprawdę tego nie wiedziało.
- Nie mam pojęcia, co tobą
kieruje, ale proszę, opamiętaj się, Ginny – powiedział
Wybraniec, jego oczy przewiercały ją na wylot. - Pamiętaj, że są
różne rodzaje miłości... Ale ta do rodziny powinna być na
pierwszym miejscu.
Wyszedł, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Ginny stała tak przez jakieś pięć
minut, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie w ten sposób
zakończyła się jej przyjaźń z Harrym. A może to stało się w
tę pamiętną, balową noc? To już nie było ważne.
Rzuciła się na łóżko, ale nie
płakała. Dość już łez wylała, wystarczającą ilość czasu
była załamana. To było jej życie i nikt nie miał prawa mówić
jej jak ma je przeżyć. Zrobi to, co uzna za słuszne, nic innego
się nie liczy.
***
Mijały dni, a Carmen i Hermiona coraz
lepiej się bawiły. Zwiedziły już najważniejsze atrakcje, nawet
były w Wersalu. Raz pojechały do stolicy wieczorem, efekt tylu
świateł pozostawił w nich niesamowite wrażenie. Trafiły nawet do
jakiejś małej kawiarenki, z której widać było Pola Elizejskie, a
towarzyszył im akompaniament muzyki jazzowej.
W wieczór przed Sylwestrem, siedziały
u Carmen w pokoju i słuchały starych płyt winylowych oraz piły
gorącą czekoladę. Nie potrzebowały wielu słów, wystarczyło im
własne towarzystwo.
Dokładnie pięćdziesiąt kilometrów
na północ od nich Jack ponownie uśmiechnął się szyderczo. W
końcu miał to, czego pragnął – władzę. Był pewien swojej
misji, chciał maksymalnie wykorzystać zaufanie, jakim obdarzył go
Czarny Pan. Podwinął rękawy swojej koszuli, dłonią przejechał
po włosach, po czym otaksował uważnym spojrzeniem salę.
Odbywał się trening. Był to już
końcowy etap przygotowań do ataku, a Singer pilnował, aby wszystko
przebiegało pomyślnie. Z uwagi na jego młody wiek czasem padały
nieprzychylne słowa pod jego adresem, lecz nie przejmował się
nimi. To on tu rządził, tamci byli jedynie marionetkami.
Sala była stworzona jak labirynt.
Śmierciożercy grupkami przechodzili z jednego miejsca w drugie i
ćwiczyli zwalczanie siebie nawzajem. Chodziło o rozwijanie
współpracy, umiejętności i znalezienie osób najlepiej
przygotowanych do postawionego im zadania. Specjalny podest
umożliwiał Jackowi patrzenie na wszystko z góry, aby mógł
spokojnie oceniać postępy każdej z jednostek.
W pewnym momencie dobiegł go
głośniejszy okrzyk. Oparł dłonie mocniej o metalową barierkę i
wychylił się, aby to sprawdzić. Młoda kobieta, wampir (a więc
tylko wyglądała na młodą), odłączyła się od swojej grupki i
została zaatakowana przez Yaxleya i kilku jego pobratymców.
Wysunęła kły i patrzyła na mężczyzn z nienawiścią. Oni
natomiast spokojnie przyparli ją do muru i o czymś rozmawiali, co
trochę wybuchali śmiechem.
Kobieta wykorzystała chwilę ich
nieuwagi, aby niepostrzeżenie się wymknąć, mimo to w ostatniej
chwili barczysty czarodziej podstawił jej nogę, przez co upadła na
ziemię. Jack miał z tego niezłą zabawę, starał się jednak
zachować powagę. Marne były tego efekty, bo kobieta podniosła się
i spojrzała w jego stronę. Jej wzrok hipnotyzował i jednocześnie
wydawało się, że ma siłę zabijania na polecenie. Widział
pogardę na jej twarzy.
- Tak to ma wyglądać? My odwalamy
czarną robotę, a ten młokos bezpiecznie sobie stoi i myśli, że
może nad nami zapanować? - Głos kobiety był silny i odbijał się
od białych ścian niczym piłka tenisowa.
- Wracać do ćwiczeń! - Singer
starał się zachować spokój.
- Bo co nam zrobisz, młody? -
mężczyzna z drugiego końca pomieszczenia również postanowił
dorzucić swoje zdanie.
- Nie chodzi o to, co ja zrobię,
ale Czarny Pan! A skoro on mi dał władzę, to mogę...
- Czarnego Pana tu nie ma! - Kobieta
ponownie zaczęła mówić, a Jacka przeszły ciarki, gdy usłyszał
pomruk aprobaty jaki wydali wszyscy zgromadzeni. - A my nie mamy
ochoty cię słuchać! To wszystko nigdy wcześniej nie było
potrzebne, więc co tu robimy? Nie masz doświadczenia, praktyki.
Marnujemy tylko czas.
- Rozumiem, że w latach twojej
młodości ludzie byli głupi, ale czasy się zmieniły –
powiedział zimno. - I nie mam zamiaru tego tolerować. Wracajcie do
roboty albo...
- NIE! - zakrzyknęli wszyscy.
Powoli ruszyli w stronę podestu, wyciągnięte różdżki
wycelowali w chłopaka.
- Jak powiada Czarny Pan... - Jack
przełknął ślinę. - Najniższy krąg piekła jest dla zdrajców
i buntowników...
- To nie bunt. To... oczyszczenie? -
rzucił siwiejący Śmierciożerca. Reszta mu przytaknęła.
- Od czasu do czasu potrzebne są
porządki... - Kobieta, która rozpoczęła tę dyskusję, zgrabnie
wdrapała się na podium i stała teraz naprzeciwko Singera. Lekko
oblizała swoje wargi, ukazując białe kły.
Jack cofał się, ile mógł, jednak w
końcu natrafił na kolejną barierkę, z tyłu obstawioną już
przez resztę zgromadzonych. Nerwowo sięgnął po czarną różdżkę
i wycelował w nosferatu. Kobieta była coraz bliżej, jej klatka
piersiowa prawie dotykała drewnianej końcówki, gdy... Drzwi
otworzyły się z hukiem, a przez nie ciemna postać praktycznie
wparowała do sali. Mężczyzna błyskawicznie ocenił sytuację,
sekundę później znalazł się tuż przy buntowniczce i wbił kły
w jej szyję. Po chwili odrzucił bezwładne zwłoki do tyłu i
wyprostowany ryknął na całą salę.
- CO TU SIĘ DZIEJE?! Czarny Pan
chyba wyraził się jasno, nieprawdaż? Jack Singer jest
odpowiedzialny za przeprowadzenie całej akcji i macie mu być
posłuszni! Przychodzę tu, aby wszystko sprawdzić, a zastaję
zupełny chaos! Zdajecie sobie sprawę jakie mogłyby być
konsekwencje? Atak ma zostać przeprowadzony już jutro, a wy wciąż
nie jesteście gotowi! Tylko ten chłopak może zapewnić nam
powodzenie. Cisza, Rookwood! Powiedziałem coś, tak? Jako prawa
ręka naszego pana mógłbym was teraz wszystkich zabić... Ale
wróćmy do tematu. Co z tego, że jest młody? Przypomnijcie sobie,
ile mieliście lat, kiedy wstąpiliście w szeregi Czarnego Pana.
To, że Singer jest lepszy od was, to już drugorzędna
kwestia. - Obrzucił uciszony tłum jeszcze jednym spojrzeniem. -
Wracać mi do roboty albo skończycie jak Kate!
Śmierciożercy pospiesznie wrócili
do ćwiczeń, a Jack odetchnął z ulgą i wyciągnął rękę do
wampira.
- Dziękuję ci, Barnabasie. Nie mam
pojęcia, co by się ze mną stało, gdybyś się spóźnił parę
sekund.
- Nie masz za co dziękować. To tym
moczymordom i gagatkom należy się lekcja.
- Możliwe... Będziesz także
obecny podczas ataku? Przydałaby mi się twoja mocna ręka.
Mężczyzna położył mu zimną dłoń
na ramieniu.
- Dasz radę. Mam inne sprawy na
głowie, ale zrobię, co w mojej mocy, aby moje wampiry były ci
posłuszne. Nic nie poradzę, że czasami są strasznie...
niereformowalni.
- Niereco...? Nieważne. Możesz już
iść, poradzę sobie.
- Nie wątpię. - Na twarzy Collinsa
wykwitł lekki uśmiech. - Daleko zajdziesz. Zajmiesz się ciałem?
- Tak, oczywiście. Ciocia Bella
ucieszy się, że Nagini dostanie obiad...
Barnabas pozdrowił go skinieniem ręki
i wyszedł. Jack odetchnął głęboko i spojrzał na swoich
podwładnych. Musi im pokazać, że to on ma władzę. Musi ich
nauczyć posłuszeństwa. Szyderczy uśmiech znowu zagościł na jego
ustach. Gestem przywołał siwowłosego czarodzieja, który mu się
sprzeciwił.
- Crucio!
***
Yaxley wyszedł nerwowo z sali. Wciąż
słyszał błagalne jęki, które rozległy się w pomieszczeniu, gdy
wyszedł z niego Collins. Ten młody nieźle się do tego zabrał –
zamiast rozpocząć tyradę, jaki to on jest wspaniały, od razu
przeszedł do działania i torturował tych, którzy najbardziej
wychylili się z tłumu podczas nieudanego buntu.
Mężczyzna prychnął. Amatorzy. Już
lepszy byłby zaimprowizowany zamach, ale na pewno nie coś takiego.
Jasne było, że to nie spodoba się Czarnemu Panu ani na dłuższą
metę nie wypali. Nie ten młotek to inny, zawsze funkcja
sprawującego kontrolę przypadała komuś słabszego, bo takimi
ludźmi się po prostu łatwiej manipuluje.
Skręcił w wąski korytarz, obejrzał
się, czy nikt go nie obserwuje i wszedł przez proste, ciemnozielone
drzwi do pustego pokoju. Wydawał się taki na pierwszy rzut oka,
lecz gdy oczy Yaxleya przyzwyczaiły się już do panującej wokół
ciemności, dostrzegł niewyraźną sylwetkę przy zasłoniętym
kotarą oknie.
- Czego tu chcesz? - warknął
blondyn.
- Draco, może trochę więcej
szacunku, co? Zważywszy, że to JA mam informacje, które cię
kompromitują, powinieneś przywitać mnie odrobinę milej.
- Świetnie. - Chłopak zacisnął
pięści. - Herbaty, wody?
- Nie trzeba – odparł zdawkowo
Śmierciożerca i podszedł bliżej Malfoya, który czuł, że serce
zaraz wyskoczy mu z piersi, lecz przybrał obojętną minę. - Atak
podczas meczu. Za długo to ukrywam, chcę znowu mieć coś z tego.
- Myślałem, że już o tym
rozmawialiśmy. - Draco przewrócił oczami. - Ona jest szpiegiem,
niedługo oficjalnie przejdzie na naszą stronę. Nie masz tak
naprawdę czym mnie szantażować.
- Z tego, co mi wiadomo, to na razie
nikt o niej nie wie. Chcesz, żeby tak zostało? - Mężczyzna
odsłonił swoje brudne i zniszczone zęby. Malfoy niechętnie
skinął głową. - Świetnie. Dwadzieścia tysięcy funtów, jak
poprzednio. Zgoda? - Wyciągnął rękę.
- Zgoda – odparł blondyn, lecz
zignorował owłosioną dłoń. Z niesmakiem odwrócił się w
stronę okna. - Skrzat domowy przyniesie ci wszystko jutro o
dwunastej.
- Bardzo dobrze. - Yaxley podszedł do
drzwi i odwrócił się jeszcze na chwilę. - Świetnie się robi z
tobą interesy!
Rozległ się cichy trzask i Draco
został sam. Usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Ginny.
Jego słodka, kochana, krucha Ginny. Ile jeszcze będzie musiał
zrobić, aby udowodnić jej, że ją kocha? Po wydarzeniach z meczu,
gdy Yaxley natknął się na nich przy stadionie, a Draco odruchowo
chwycił ją za rękę, musiał coś zrobić. Śmierciożerca miał
nie pisnąć słowa, za co dostawał solidne wynagrodzenie. Ale czy
warto?
Draco prychnął. Oczywiście, że
warto! Już niedługo będą znowu razem. Spotkają się w Nowy Rok i
może w końcu przekona ją, aby odeszła ze szkoły i została z
nim, już na zawsze... Ojca jakoś przekona, a matka będzie
zachwycona. Natomiast Czarny Pan zdecydowanie ucieszy się z
kolejnego szpiega... A Ginny wie naprawdę wiele.
Zostawała kwestia czasu – kiedy
dojdzie do ostatecznej bitwy i uderzenia na Hogwart? Miał nadzieję,
że już niedługo. Z drugiej strony musi dać czas Ginny...
Za dużo myśli kłębiło się w jego
głowie, więc przyłożył głowę do poduszki i zasnął.
***
Severus Snape był zdecydowanie w złym
humorze. Przez okres ferii zdążył już przeczytać wszystkie
książki, jakie ostatnio zgromadził (dwa razy), wypić cztery i pół
litra Ognistej Whiskey, uwarzyć wszystkie pięć najtrudniejszych
eliksirów na świecie i nawet zetrzeć kurz z kominka. A mimo to
czegoś mu brakowało, nudził się i w ogóle był jakiś nieswój.
Należy po prostu stwierdzić to jednoznacznie: Mistrz Eliksirów
tęsknił.
Oczywiście sam nigdy by się do tego
nie przyznał, nawet, a może zwłaszcza przed samym sobą. Próbował wynajdywać sobie
coraz to nowe zajęcia, ale jego lista z każdą godziną malała i
skończyło się na tym, że leżał w fotelu, w którym zwykle
siadała Carmen i pił herbatę z rumem (whiskey się skończyła).
Pięciodniowy zarost pokrywał jego policzki i podbródek, włosy
znowu stały się śliskie i świecące, a twarz wydawała się
bledsza niż zwykle.
- Jestem żałosny – wyrwało się
z jego ust i wtedy przypomniał sobie te ciepłe wargi, które tak
uwielbiał. Dotyk jej skóry, kolor jej oczu, ton jej głosu...
Wygląda na to, że przepadł. Mało
tego, to uczucie było odwzajemnione, co napawało go... No właśnie,
czym? Nie wiedział, czy jest na to jakaś nazwa, ale robiło mu się
ciepło w środku i w końcu czuł, że jego poranione serce znowu
zaczyna bić.
A co z tym palącym bólem, który
coraz bardziej go wypełniał? Cóż...
Wypadałoby udać się do Paryża.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńTja... wiem, że zajmowanie sobie miejsca jest bardzo dojrzałe ;D
UsuńSnape tęskni. Nowość! Nie lubie tej postaci, chociaż u ciebie jest przedstawiana dość sympatycznie! Mam najdzieję, że Harry poinformuje Weasley'ów... Ginny stała się... zdrajcą. Niczym mój ukochany Edmund, zanim sie zmienił ♡ Życzę Ginn by postawiła chłopakowi ultimatum. Jego uczucie jest szczere, ale nie może wymagać tyle od dziewczyny... Myślałam, że Jack pojawi sie w Paryżu i będzie małe starcie.
Carmen vs Singer.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: wielki-powrot-narnii.blogspot.com
Świetny rozdział! Snape tęskniący za Carmen, Ginny szpiegiem... Nie lubię Ginny ale mam nadzieje że postawi ultimatum Draconowi. Jestem za tym żeby Harry powiedział rodzinie Weasley co się dzieje z Ginny
OdpowiedzUsuńP.S Wiem, że bardzo późna pora ale teraz zobaczyłam że wstawiłaś rozdział ^.^
Pozdrawiam,
Dama Blackowa
w-cieniu-magii.blogspot.com
Super rozdział. Już nie przepadam za Ginny, ale mam nadzieję, że dobrze zdecyduje. Chcę, żeby Harry i Hermiona byli razem. Czekam na nekst. ♥ Julia
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńMój komentarz będzie bardzo krótki w porównaniu do poprzedniego, za co przepraszam.
A więc rozdział okej, dziękuję Ci za niego ;)
Ubolewam trochę nad brakiem naszego głównego pairingu, ale jak widać jeszcze musimy poczekać aż (mam ogromną nadzieję) się znów zejdą.
Tak naprawdę nie wiem jakbym postąpiła na miejscu Rudej. Czy wybrałabym Dracona w którym się zakochała, czy jednak szczęście swoich bliskich. Pewnie większość wybrałaby to drugie, ale chyba mało z nas to "przeżyło".
Życzę dalszego weny i miłego dnia! ;)
Pozdrawiam,
m.
rozdział świetny jak każdy :) mam nadzieję,żeHarry i Hermiona znów będa razem.
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę.
Pozdrawiam ;)
Cześć!
OdpowiedzUsuńChciałabym zachęcić Cię do odwiedzenia bloga:
liljam.blog.pl
Lily i James w zupełnie nowej odsłonie. Zapraszam ;)
Buziaczki :*
Yennefer
Severus tęskni - to urocze, choć do niego nie pasujące. Jego postać jest jedną z moich ulubionych, więc uwielbiam czytać o tej mieszance emocjonalnej w jego wykonaniu <3
OdpowiedzUsuńHarry nie może powiedzieć, nie teraz kiedy Molly znowu jest w ciąży, przecież to by ją zniszczyło.
Ginny, która jest szpiegiem wywołuje u mnie sprzeczne emocje, nie wiem, co i niej powiedzieć.
Niech Hermiona już wraca do Harrego i niech się pogodzą - żeby znowu było fajnie.
Do następnego!
Pozdrawiam, Anai
Witaj!
OdpowiedzUsuńCiekawa notka, cos czuje, że w następnej bedzie fajna akcja. Jak zwykle świetnie i czekam z niecierpliwością na kontynuację.
Tworzysz taka przyjemna atmosferę niepewnosci, braku świadomości co bedzie dalej, juz przeczuwam, że moja kochana para znów bedzie istnieć. ;) pozdrawiam
Olivia