"Ile razem dróg przebytych? 
Ile ścieżek przedeptanych? 
Ile deszczów, ile śniegów 
wiszących nad latarniami? 
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu? 
I znów upór, żeby powstać,
i znów iść, i dojść do celu. 
Ile w trudzie nieustannym 
wspólnych zmartwień, 
wspólnych dążeń? 
Ile chlebów rozkrajanych? 
Pocałunków? Schodów? Książek?
Twe oczy jak piękne świece, 
a w sercu źródło promienia. 
Więc ja chciałbym twoje serce 
ocalić od zapomnienia."
- Konstanty Ildefons Gałczyński, "Pieśń III"
    Severus
szedł szybkim krokiem przez korytarz. Było tuż przed ciszą nocną
i wokół słychać było tylko uderzenia jego butów o posadzkę.
Nawet poskromił swoją nieśmiertelną pelerynę, żeby nie wydawała
odgłosu przy falowaniu.
    Jeszcze
trochę owładnięty mocą alkoholu nadal trwał przy swoim, że to
nie była jego wina. Nie była i koniec tematu. Za to stwierdził, że
naprawdę było warto. Zwłaszcza, gdy przypomniał sobie jej ciepłe
wargi, jej zapalczywość i ten błysk w oczach...
    Jednocześnie
trochę się załamał. Brown zdecydowanie nie była normalną osobą.
Nie była, bo eksperyment (chociaż w jego umyśle wyraźnie
dźwięczało słowo randka) udał się, co uznawał za
niemożliwe. No bo która normalna dziewczyna ucieszyłaby się
z jazdy na motocyklu?! A może to czasy się zmieniły? Raczej nie,
bo prawie codziennie mdliło go od uczniowskich par chodzących
wszędzie za ręce. Wiedział też, że większość oczekuje
kolacji, kwiatów i tego typu rzeczy. A on po prostu nie mógł tego
znieść.
    Dlatego
swój pomysł uznał za niezły – jeśli widziała w nim rycerza
na białym testralu, to spotkanie w Grecji miało jej uświadomić, że
nim nie jest. Ale ona najwyraźniej się cieszyła!
    Miał
coraz gorsze przeczucia. Uczucia. Wahał się. To nie było normalne.
Severusie Snape, to nie jest normalne!
    Chociaż
już dawno powinien pogodzić się z tym, że nic w jego życiu nie
jest zwyczajne. Szpiegostwo? Pewnie. Głupi uczniowie? Jasne!
Uwiedzenie biednej młodej dziewczyny? Wydawało mu się, że to już
za wiele...
    Nie był
pewien. Wiedział, że w jakiś sposób chce troszczyć się o tę
nastolatkę, w końcu często miło spędzali czas, również
rozmawiając. Była inteligentna, piękna, wielu młodych chłopaków
zwracało na nią uwagę i mogła mieć każdego. Więc dlaczego
wybrała jego?
    Bratnie
dusze. No tak, prawie zapomniał. Ale przecież mogliby żyć bez
siebie...
    Żyłeś bez niej. I
byłeś nieszczęśliwy, podpowiadał
jakiś głosik wewnątrz Snape'a.
    Widać
taki mój los. Ale ona...
    Ona też miała problemy
i dobrze o tym wiesz. Nie możesz po prostu dopuścić do siebie
myśli, że komuś na tobie zależy, że ktoś chce być z tobą bez
względu na to, jaki jesteś. A może właśnie dlatego.
    Znalazłaby
kogoś, na pewno. Jest tyle miliardów ludzi na świecie, tyle
czarodziejów... Trafiłaby na kogoś odpowiedniego. W końcu bez
sensu jest sądzić, że istnieje tylko ta jedna jedyna osoba akurat
stworzona dla nas i...
    Masz rację, ale wy
jesteście wyjątkiem. Fenomen dusz był badany przez kilkanaście
stuleci, zaczęło się od Greków. Zdarzają się ludzie, którzy po
prostu muszą się spotkać. Tak było z wami. Twierdzisz, że
przeznaczenie jest bez sensu? A co sam robisz? Użalasz się tyle lat
nad Lily, która nie żyje, nie wróci. Nawet nie była tak naprawdę
twoja. A teraz trafiła ci się osoba, która najprawdopodobniej cię
kocha, a ty zamierzasz wszystko zepsu...
- ZAMKNIJ
 SIĘ! - wrzasnął Severus, łapiąc się za głowę. Echo poniosło
 jego głos dalej, zwielokrotniając go. Nawet nie obawiał się, że
 ktoś coś usłyszy. Miał tego wszystkiego dość. To wszystko było
 zbyt...
- Tak
 młody wiek, a już wariujesz? Niedobrze, naprawdę – dobiegł go
 czyjś głos, lecz nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Czyżby omamy
 słuchowe? - Pożyj kilka stuleci, to dopiero męka.
    Przetarł
oczy i zamrugał parę razy. Dostrzegł na końcu korytarza zarys
sylwetki. Mężczyzna opierał się nonszalancko o framugę drzwi,
spoglądając na niego z pogardliwym uśmiechem.
- Co
 tu robisz, Collins? - warknął Mistrz Eliksirów. - Jest coś, o
 czym nie wiem?
- Mam
 dyżur – odparł lekko wampir. W chwilę później błyskawicznie
 znalazł się przy rozmówcy i zmierzył go wzrokiem. - Ważniejsze
 pytanie: co ty tutaj robisz? - zapytał, wdychając powietrze i
 pociągając nosem.
- Nie
 twój interes – rzucił Severus, okrywając się szczelniej swoimi
 szatami i próbując ominąć przeszkodę.
- Piłeś
 – stwierdził Barnabas.
- Mam
 prawo.
- Masz
 – przytaknął nosferatu, wodząc wzrokiem za powoli idącym
 Snapem. - Co innego się tyczy twojej Gryfonki...
    W jednej
chwili mięśnie Mistrza Eliksirów stężały, twarz napięła się,
a jego ręce pod wpływem adrenaliny bez trudu chwyciły wampira za
gardło, przyszpilając go do ściany. Barnabas warknął głośno,
obnażając długie, białe kły i wpatrując się w mężczyznę z
nienawiścią. Czarna różdżka dotknęła jego gardła.
- Z
 tego, co wiem, ty też masz swoją Gryfonkę, Collins.
- Jest
 jeden problem, Severusie. Ja działam na zlecenie Czarnego Pana. -
 Barnabas ponownie obnażył kły, tym razem w uśmiechu.
- Skąd
 wiesz, stworze nocy? Może mam tajną misję? Może właśnie
 wplątujesz się w coś, co zgubi cię na wieki...
- Daj
 spokój, Severusie. Widzę strach. Widzę go w twoich oczach i czuję
 go wyraźnie. Boisz się o nią.
- Nie
 masz prawa, aby o niej mówić. - Snape mocniej przycisnął różdżkę
 do białej skóry Collinsa.
- Ależ
 mylisz się, mój drogi. Mam do tego absolutne prawo – kontynuował
 lekkim tonem Barnabas. - Czarny Pan może się przecież przez
 przypadek dowiedzieć o twoim sekrecie, a wtedy nie będzie
 zadowolony.
- Tak
 samo, jak nie będzie zadowolony z twoich postępów – perfidnie
 odparł Mistrz Eliksirów. - Słyszałem, jak go okłamywałeś.
 Cały czas to robisz. Po co? Bo jesteś zbyt dumny, aby przyznać,
 że twoja misja cię przerosła! Nie przerywaj mi! Twierdzisz, że
 owinąłeś sobie Granger wokół palca, a tak naprawdę to ona cały
 czas łazi z Potterem i tylko z nim! Jesteś dla niej nikim,
 Collins, i tak już będzie zawsze!
    W tym
momencie Barnabas ponownie warknął i pchnął Snape'a na posadzkę.
Lewą ręką chwycił jego różdżkę, przystawiając mu do gardła,
a prawą złapał go mocno za włosy, odchylając głowę w ten
sposób, aby na niego patrzył.
- I
 co, Snape, role się odwróciły? Jesteś nikim – powiedział,
 patrząc mu w oczy. - Mógłbym cię teraz wyssać i nic byś nie
 zrobił. Mógłbym z tobą zrobić, co tylko bym chciał i nikt by
 mnie nie powstrzymał.
- Nie
 możesz – wycharczał Severus, próbując złapać oddech. - Nie
 możesz, bo Czarny Pan byłby wściekły, gdyby stracił swojego
 najlepszego szpiega. Szpiega, któremu ufa Dumbledore.
- Niewykluczone,
 ale już nie wchodziłbyś mi w drogę!
- Mam
 dotknąć Mrocznego Znaku, Collins? Mam sprawić, aby to Czarny Pan
 rozwiązał nasz spór? TEGO CHCESZ? - wrzasnął Snape, a Barnabas
 skrzywił się z niesmakiem. Owszem, był potężny, ale Voldemort
 jednak... też miał siłę.
- Ani
 słowa o Granger, dobrze ci radzę – powiedział cicho wampir,
 oddając mu różdżkę i ruszając w stronę swoich komnat. - I
 dbaj o swoją Gryfonkę, tak tylko mówię.
- Wzajemnie,
 Collins, braciszku. - Snape wstał, wygładził szatę i
 skierował się do lochów. - Do zobaczenia w piekle, bestio.
***
    Hermiona
stała osłupiała.
- Dobrze
 się czujesz? - zapytała Car, patrząc na nią zbolałym wzrokiem.
    Nie
odpowiedziała. Przed chwilą Brown opowiedziała jej od początku,
jak to wszystko się zaczęło. Bratnie dusze? Poważnie? Ale to
nauczyciel! I... i... Snape!
- Odezwiesz
 się w końcu, czy trzeba cię wysłać do Munga?
- Odzywam
 się.
- Aha,
 czyli żadnego komentarza? - zadrwiła brunetka.
- Komentarza?
 Carmen, mi tu prawie wzrok wypaliło, w głowie wszystko mi się
 miesza, a ty żądasz jeszcze komentarza?
- Właściwie
 to... tak. Chciałaś wiedzieć, to wiesz. A czego niby się
 spodziewałaś? - Dziewczyna rzuciła jej to dobrze znane spojrzenie
 Powinnaś-Wiedzieć-Ale-Nie-Wiesz-Bo-Nie-Jesteś-Mną.
- Hmmm...
 Może chłopaka w naszym wieku? Kogokolwiek. Może nawet dziewczyny.
 Wszystkiego, byle nie Snape'a. - Car westchnęła.
- Czy
 to aż tak dziwne?
- Bardzo.
 Ogromnie. Przedziwne.
- Więc
 raczej tego powinnaś się po mnie spodziewać. Myślisz, że
 wystarczy mi jakiś pierwszy lepszy półgłówek?
- Cóż,
 Jack... - zaczęła Hermiona.
- Jack
 to dupek, ale inteligentny. Wiele go nauczyłam, teraz już
 niestety. Zna się na wielu rzeczach i zna moje słabości, lecz nie
 o tym teraz mówimy. - Westchnęła ponownie. - Chodzi mi o to, że
 potrzebuję kogoś, kogo ciągnie do wiedzy, rozumiesz? Powinnaś,
 ale cóż, wybrałaś Pottera i...
- Carmen!
- Dobra,
 pomińmy ten temat. W każdym razie to powinien być ktoś głodny
 wiedzy, inteligentny, nieprzeciętny. A gdy w wakacje dowiedziałam
 się o bratnich duszach... Marzyłam, aby coś takiego mnie
 spotkało. Dziwnym trafem spełniło się i już na uczcie
 powitalnej wiedziałam, że to on.
- Pamiętam,
 spytałaś mnie właśnie o Snape'a – zauważyła zdumiona
 Hermiona.
- Nareszcie
 zaczynasz rozumieć. - Car trochę się udobruchała. - Obserwowałam
 go, a potem...
- Proszę
 cię, nie kończ – jęknęła żałośnie Granger. - Naprawdę nie
 chcę znać szczegółów.
- Nie
 zamierzam ci ich zdradzać – stwierdziła Brown i spojrzała w
 oczy Hermiony w taki sposób, że ta aż się zarumieniła. - Chyba,
 że bardzo chcesz wiedzieć. Lub mnie zdenerwujesz.
- To
 znaczy, że wy... Wy... - Dziewczyna przewróciła oczami i ze
 zniecierpliwieniem kiwnęła głową. - Ja pieprzę.
- Słucham?
 Czy ty właśnie przeklęłaś? - Na jej twarzy widać było wyraźne
 zaciekawienie.
- Myśl,
 że Snape... Ugh! I to z tobą... Merlinie, mam zbyt żywą
 wyobraźnię.
    Carmen
nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, zwijając się i padając na
podłogę. Hermiona nigdy wcześniej jej takiej nie widziała, nigdy
też nie sądziła, że coś może wywołać taki niesmak w jej
ustach.
- Uspokoisz
 się wreszcie? Jesteśmy w bibliotece – stwierdziła Hermiona po
 pięciu minutach.
- I
 co z tego? I tak nikogo tu nie ma. - Brown powoli zaczęła wstawać.
 - Lepiej mi pokaż tę książkę.
- Trzymaj.
 Tylko po co ci ona?
- Nie
 twoja sprawa – odparła trochę ostrzej niż zamierzała.
 Jednocześnie przez chwilę gładziła palcami okładkę i wielkie
 litery, wpatrując się z zafascynowaniem w tom.
- Od
 teraz raczej moja. Mów.
    Ale
dziewczyna jej nie słuchała – otworzyła książkę na stronie
tytułowej. Zupełnie jakby badała każdy znak, każdy ślad druku
na papierze. Hermiona zdumiona patrzyła, jak wyraz brązowych oczu
Carmen zmienia się. Nie było tam już zwyczajowej arogancji czy
lekceważenia, lecz coś dobrego. Coś, co niedawno już widziała i
nie potrafiła tego rozgryźć. Czyżby to było coś więcej?
    Jednym
zwinnym ruchem wyrwała książkę z rąk przyjaciółki i zaklęciem
wysłała ją wgłąb biblioteki. Car patrzyła na nią z szeroko
otwartymi oczami i wyraźnym poczuciem straty wymalowanym na twarzy.
- Dlaczego
 to zrobiłaś? - wypaliła zrozpaczona.
- Powiedz
 mi, o co chodzi – zażądała Hermiona.
- Nie
 mogę.
- Możesz.
- Nie
 mogę! - powtórzyła Carmen i ukryła twarz w dłoniach.
- Ej,
 spokojnie. - Hermiona podeszła do niej i złapała ją za ręce. -
 Oddam ci ją, jak odpowiesz mi na parę pytań, dobrze?
- Zaczynasz
 się uczyć. - Brown uśmiechnęła się lekko.
- Wiem.
 Nieważne, po co ci ta książka. Chcę wiedzieć jedno: jaka jest
 naprawdę relacja twoja i... Snape'a?
    Cisza.
Może dlatego, że Car zatkało i nie wiedziała, co powiedzieć?
Albo po prostu sama nie miała o tej kwestii pojęcia. Jedno było
pewne – to dość krępująca kwestia. Jednak po dłuższej chwili
stwierdziła, że musi się odezwać.
- Sądzę,
 że mogę mieć kilka... czuć.
- Czuć?
 Masz na myśli... uczuć? - zapytała trochę rozbawiona
 Hermiona.
- Nie
 przesadzajmy. To raczej coś jak... - Car poruszyła dłońmi, jakby
 chciała coś pokazać, lecz w końcu zrezygnowała. - Uczucie.
 Cholera.
- Hahaha!
- Zadowolona?
 - warknęła Brown. - Odzyskam książkę?
- Carmen
 się zakochała! Carmen się zakochała! - powtarzała Granger,
 ruchem ręki sprawiając, że księga wróciła do właścicielki.
- Możesz
 się przyciszyć? I nikomu nic nie mów, bo...
- Tak,
 tak, wiem. Nie wyjdę z tego żywa. A może teraz już chodźmy? Jest
 późno i...
- Och,
 pannie prefekt nagle tyle ważnych rzeczy się przypomniało? -
 zakpiła Car, idąc w stronę wyjścia.
- Ile
 my tu siedziałyśmy? Harry na pewno się martwi i...
- Hermiona
 się zakochała! Hermiona się zakochała! - Carmen zaczęła ją
 parodiować.
- Przecież
 wiesz to od dawna.
- Masz
 rację. To wcale nie jest takie fajne.
- Carmen
 się zakoch...
- Nie
 denerwuj mnie.
- Przesadzasz.
- Nie.
 Nie jestem profesor Sprout.
- Jakie
 to oryginalne!
- Nie
 skomentuję twojej głupoty.
- Przejmujesz
 nawyki od Snape'a.
- Dziękuję.
    Rozmawiały
dalej w tym tonie, póki nie dotarły do Grubej Damy, która
przymknęła oko i wpuściła je, gdy Carmen oznajmiła, że miały
ważne sprawy do załatwienia z nauczycielem eliksirów. W
międzyczasie Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu, co
obraz skwitował dziwnym spojrzeniem. Gdy weszły, Brown od razu
popędziła do dormitorium z książką w dłoniach, a Granger rozejrzała się po pustym pokoju – nie było tu nikogo.
    Nikogo,
oprócz Harry'ego.

Rozdział jak zawsze cudowny!
OdpowiedzUsuńCzekam na scenę harrymionową :)
Życzę weny :D
Czy tylko ja chcę żeby Hermiona przestała być z Harrym?
OdpowiedzUsuńNa początku tak strasznie się niecierpliwiłam kiedy ona z nim będzie, a teraz...
No dobra, nieważne. Teraz autorko przygotuj się-Dia będzie narzekać.
Rozdział za krótki, Carmen za mało carmenowata, tylko na Hermionę narzekać nie będę.
Smutna jestem bo bitwy o Hogward nie ma, ale cóż...
Mimo wszystko rozdział świetny :)
Rozdział super.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że prowadzisz blog bardzo regularnie. W piątek wieczorem jest nowy rozdział i mogę siadać i czytać. Był w zeszły piątek i będzie w przyszły. Taka niespodzianka na koniec tygodnia. Pijany Severus jest świetny. Ale według mnie trochę za dużo krótkich, niewiele wnoszących zdań. Dalej. Barnabas taki groźny <3 I jeszcze do jednego muszę się przyczepić. "choćmy"
Pisałam, że idę na osiemnastkę, więc nie miałam czasu sprawdzić, stąd parę literówek i "choćmy" (też taki błąd na szybko), które już poprawiłam.
UsuńCo do tych zdań, to one mogą się wydawać niewiele wnoszące, ale są potrzebne. Bez nich w opowiadaniu byłoby jedynie "zrobili to i to, potem to, a zaraz to", co jest bez sensu. No i w niektórych ukrywam takie ciekawostki, tylko dla mnie lub dla fanów określonych fandomów ;)
Te zdania są obecnie bardzo ważne u Snape'a i Carmen - przechodzą trudny okres i muszą rozpoznać swoje uczucia, więc kłócą się wewnętrznie. I zewnętrznie też :D
Barnabas taki supeł *.* <3
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz rozdział rozbrajający, Hermiona z takim ciętym językiem jest świetna. Dwóch śmierciożerców broni "swoje" Gryfonki hu hu hu :> Ciekawie, ciekawie.
P.S. Nie wiem jak będzie wyglądał Twój bal Kochana, bo z mojego doświadczenia wynika , że osiemnastki nie są najlepszym wzorcem do opisywania balu. Ehhh w ogóle do opisywania gdziekolwiek ;)
Barnabas vs. Snape. Huhuhuhu jakie starcie. No i Carmen i Hermiona w bibliotece... Lovki dla świata XD.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział:D czekam na następny
OdpowiedzUsuń~N
Hej hej! Pisz dalej bo doczekac sie nie moge! Piszesz prawie jak J.K Rolwing! Dodajesz wątki, świetnie opisujesz postacie np. Freda i Georga!
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie piszesz. Jestem ciekawy dalszej akcji Snape'a i Barnabasa. Lubię wątek Harry@Hermiona;)
OdpowiedzUsuńCześć, zabieram się za nadrabianie zaległości u Ciebie.
OdpowiedzUsuńNajpierw rozmowa Severus&Severus, później włączył się jeszcze Barnabas, a na koniec podjarana Hermiona z tym "Carmen się zakochała".
No i bardzo fajnie. Lecę dalej.