"Jedną myśl wielką roznieć, niechaj pali żarem,
A stanę się tej myśli narzędziem, zegarem,
Na twarzy ją pokażę, popchnę serca biciem,
Rozdzwonię wyrazami i dokończę życiem.
Jam się w miłość nieszczęsną całym sercem wsączył..."
- Juliusz Słowacki, "Kordian"
Ten
tydzień w szkole mijał wyjątkowo spokojnie. Harry ponownie
przyzwyczajał się do rytmu nauki i Hermiona musiała przyznać, że
naprawdę zaczął się przykładać. Przestał odkładać większość
prac domowych na ostatnią chwilę, a nawet wypożyczył jakąś
książkę z biblioteki.
Jedyne,
co ją zdziwiło, to pierwsza lekcja obrony przed czarną magią po
powrocie Harry'ego. Profesor Collins wszedł wtedy do klasy, a w jego
oczach mogła wyraźnie dostrzec ból. Aż dziwiła się, że nikt
inny nie zwrócił na to uwagi.
Jak
zwykle stanął przed biurkiem i przywitał się. Tyle, że dodał do
tego jeszcze:
- Pan
Potter. W końcu pana widzę na zajęciach. - Wyczuła w jego głosie
coś w rodzaju pretensji i nie podobało jej się to. Zdecydowanie.
- Tak,
hmmm... W końcu doszedłem do siebie. - Harry chciał na początku
odpowiedzieć coś mniej stosownego, ale gdy poczuł jak Hermiona
lekko ściska pod stołem jego rękę, uspokoił się. I tak nic by
mu to nie dało.
- Rozumiem,
że nadrobił pan materiał? - Wampir uniósł odrobinę głowę,
jakby chciał jeszcze bardziej uwypuklić to, że jest wyższy.
- Oczywiście
– powiedział spokojnie Harry.
- To
dobrze – odparł szybko Barnabas i zwrócił się do całej klasy.
- Wzór ucznia, naprawdę! - Po czym dodał ciszej: - Bierzcie z
niego przykład... - Ale nie popełniajcie tego błędu i nie
wybudzajcie się, pomyślał. Tego dnia miał naprawdę parszywy
humor. - Dzisiaj zajmiemy się wyjątkowo silnym zaklęciem
ochronnym, więc lepiej przygotujcie...
Dalsza
część lekcji upłynęła już w milszym nastroju. Collins po
prostu ignorował Harry'ego, starał się też nie zwracać uwagi na
Hermionę, ale... niezbyt mu to wychodziło. Co chwilę przyłapywała
go na krótkim spojrzeniu czy nawet lekkim półuśmiechu w jej
stronę. Co tu ukrywać, trochę ją to peszyło, ale nie mogła za
bardzo nic na to poradzić. W końcu Barnabas zawsze był dla niej
miły, a ostatnio musiał mieć złe dni, to wszystko.
Gdy w
piątek ostatnia lekcja dobiegła końca, wszyscy uczniowie ogromnie
się ucieszyli. Zresztą chyba było tak zawsze – weekend to dzień
najbardziej wyczekiwany, tym razem nawet przez Hermionę. Dlatego gdy
wracała z Harrym do Pokoju Wspólnego, aby trochę odpocząć i
odłożyć torby, szczerze się uśmiechała. Plotki na temat powrotu
Harry'ego znacznie przycichły, za to zastąpiły je spekulacje na
temat Balu Bożonarodzeniowego. Uczniowie kompletnie nie wiedzieli,
czego się spodziewać, podejrzewali jedynie, że będzie podobnie
jak dwa lata wcześniej.
Harry
doskonale pamiętał tamto wydarzenie i niezbyt mu się uśmiechało
kolejne. Mimo to postanowił o tym nie myśleć, w końcu został
jeszcze prawie miesiąc.
***
Hermiona
odłożyła książki na odpowiednie miejsce i przeciągnęła się.
Widziała Carmen, która zachowywała się dziwnie, nawet jak na nią.
Obserwowała lekkie podenerwowanie na jej twarzy, gdy spoglądała na
siebie w lustrze i przygładzała ubranie. Nie był to mundurek
szkolny, co nie powinno nikogo dziwić w piątek po południu, ale i
tak wywarła wrażenie na Hermionie. Wyglądała po prostu ładnie,
jakby dzisiaj szczególnie o to zadbała.
Przypomniała
sobie słowa Harry'ego, gdy jeszcze leżał w Skrzydle Szpitalnym.
Dzięki temu właśnie dotarło do niej, że Brown szykuje się na
spotkanie z kimś. Na pewno. I to z człowiekiem, człowiekiem! W
tej chwili wydało jej się dziwne, że ktoś w ogóle zdecydował
się z nią związać. Carmen nie była łatwą osobą, zdecydowanie.
Chociaż po tym, co wcześniej ją spotkało... Powinna być
szczęśliwa.
Hermiona
już otwierała usta, aby w końcu zapytać dziewczynę wprost,
dlaczego nie mówi jej o pewnych rzeczach, lecz w tym samym momencie
dobiegł ją głos wołający ją po imieniu. Spojrzała na zegarek.
Faktycznie, powinna już iść, a biedny Harry nie może przyjść po
nią do dormitorium. W duchu przeklęła staroświeckie zasady
dotyczące chłopców w żeńskich dormitoriach. Kiedyś to wydawało
jej się właściwe, ale teraz... wiele rzeczy utrudniało.
Szybko
chwyciła płaszczyk i szalik, po czym weszła do Pokoju Wspólnego,
gdzie czekał na nią Harry.
- Co
tak długo? - zapytał przekornie, całując ją lekko w policzek.
- Zaczytałam
się – odparła dziewczyna, lekko się rumieniąc.
- Tak
myślałem. Idziemy?
- Idziemy
– przytaknęła.
Złapali
się za ręce i wyszli z zamku, kierując się na rozległe błonia.
Na zewnątrz Hermiona szczelniej zapięła płaszczyk i poprawiła
szalik. W powietrzu czuć było wyraźnie, że nadszedł grudzień.
Bijąca Wierzba zrzuciła z siebie wszystkie listki, a Zakazany Las
już nie zielenił się na tle nieba, które robiło się coraz
bardziej pomarańczowe. Tafla jeziora zrobiła się czarna, nie mącił
jej żaden podmuch wiatru.
Szli
ścieżką prowadzącą do małej chatki Hagrida. Niewiele
rozmawiali, w końcu mogli rozkoszować się swoim towarzystwem w
ciszy, której w szkole zbyt wiele nie było. Na dodatek byli pewni,
że niedługo i tak dudniący głos Hagrida wypełni im uszy. Nie,
żeby tego nie lubili. Ten półolbrzym zawsze był dla nich miły i
z radością ponownie się z nim spotykali. Minusem były jedynie
twarde jak tłuczki ciasteczka i dziwnie smakująca herbata. Harry
nie chciał wiedzieć, co jest w jej składzie, tak na wszelki
wypadek.
Gdy byli
już prawie na miejscu, Hermiona zatrzymała się. Chłopak popatrzył
na nią zdziwiony, a ona uśmiechnęła się, pokazując palcem w
górę. Faktycznie, coś tam było. Białe, puchate coś.
- Harry,
widzisz to, co ja? - zapytała z wyraźną radością w głosie.
- Chyba
tak. Idzie zima – stwierdził.
- Pierwszy
śnieg w tym roku! - wykrzyknęła, strącając z ramienia
pojedynczy płatek.
- Przecież
widzę – odparł rozbawiony Gryfon, widząc prefekt swojego domu
zachwycającą się zamarzniętą wodą.
- Oj,
przecież lubisz śnieg! Ulepimy niedługo bałwana?
- Możemy.
Ale bez nosa, dobra? - zażartował.
- I
jak go nazwiemy? Beznosy? - uniosła brew.
- Może.
– Uśmiechnął się i znowu chwycił ją za dłoń. - Lepiej
chodźmy, bo się spóźnimy. Później pobawisz się w śniegu.
- Nie
śmiej się ze mnie – powiedziała karcąco i szturchnęła go w
ramię. - Co roku razem z tatą lepiliśmy bałwana, jeszcze zanim
dowiedziałam się o magii.
- Tutaj
to jest niepotrzebne. Wystarczy, że mamy Malfoya w zamku i... - W
tym momencie przerwał, bo oberwał śnieżką w ramię. Już miał
odparować atak, gdy drzwi chatki przed nimi się otworzyły i
stanął w nich ucieszony Hagrid.
- Cholibka,
w końcu przyszliście – zagrzmiał, a oni wymienili
porozumiewawcze spojrzenia. - Wchodźcie już, herbatka stygnie.
Zdjęli
z siebie okrycia i usiedli na swoich zwyczajowych miejscach.
Półolbrzym podał im ogromne kubki z dziwnie bulgocącym płynem, a
na stole postawił talerz z ciastkami wielkości dłoni dorosłego
człowieka. W końcu usiadł na wielkim, ciosanym z drewna krześle i
przyjrzał im się bacznie.
- Dawno
żem was nie widział. Wszystko wporząsiu?
- No
jasne, Hagridzie. Przepraszamy, że tak długo nas u ciebie nie
było, ale Harry miał ten wypadek, a wcześniej tyle się działo...
- Hermiona zaczęła wyrzucać z siebie słowa jak z karabinu,
opowiadając parę ciekawych rzeczy z życia w szkole. Gajowy pytał
też o chorobę Harry'ego, przeklinając jednocześnie
Śmierciożerców i ich wymyślne zaklęcia.
- Zaraz,
gdzie Ron się zapodział? - Para popatrzyła na siebie, po czym
oboje się lekko zaczerwienili.
- Wiesz,
tak właściwie to pewnie jest z Luną... - zaczął chłopak
niepewnie.
Hagrid
najpierw zmrużył dziwnie oczy, a potem spojrzał na nich z
niedowierzaniem. Odetchnęli z ulgą, gdy na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech, znikający częściowo w gęstej brodzie.
- Cholibka,
żem dopiero teraz zobaczył, że wy smalicie do siebie cholewki! -
przerwał ciszę po jakimś czasie. Na te słowa Harry i Hermiona
wybuchli śmiechem. - No, ale co jam takiego powiedział?
- Hagridzie,
nikt... Nikt już tak nie mówi – wyjaśniła, wciąż rozbawiona,
Gryfonka.
- Dokładnie!
- potwierdził Potter, po czym dodał poważniej: - Ale masz rację
– powiedział i lekko ścisnął dziewczynę za dłoń,
uśmiechając się do niej, co ona odwzajemniła.
- Ja
żem zawsze wiedział, cholibka, że wy do siebie pasujecie –
stwierdził z wyraźną dumą gajowy.
- A
jak tam Madame Maxime? - zapytał, trochę uszczypliwie, Harry.
- No,
wiecie... - Trochę posmutniał. - Dawno się nie odezwała, ale
myślę, że będzie wporząsiu... Jeszcze herbatki?
Rozmowa
ciągnęła się dość długo. Niebo na zewnątrz kompletnie
pociemniało, śnieg sypał coraz mocniej, zbierając się grubą
warstwą na parapecie okna, a Hermiona zaczęła się zastanawiać,
czy nie powinni już wracać, aby żaden nauczyciel ich nie złapał.
W końcu Harry zgodził się z nią i pożegnali się z Hagridem.
- Przyjdźcie
jeszcze niedługo, Rona też przyprowadźcie. Bidulek, na pewno też
się stęsknił...
- Przekażemy
mu, że się o niego martwiłeś – zapewnił Harry, podał ramię
Hermionie i razem ruszyli w stronę zamku.
- Naprawdę
było przyjemnie – oznajmiła, gdy już trochę oddalili się od
chatki.
- Od
początku tak mówiłem. I nie mogę zapomnieć jego miny, gdy w
końcu dotarła do niego brutalna prawda o nas...
- Dlaczego
brutalna? - zaperzyła się Hermiona.
- Dlatego.
- Chwilę później Harry posłał w jej stronę naprędce ulepioną
śnieżkę.
- Pfff...
Nie trafiłeś. Nawet nie wiesz, z kim zadzierasz.
- Ależ
wiem. - Tym razem zimna kula dosięgła celu. - Musimy skończyć
to, co zaczęłaś zanim weszliśmy do Hagrida. - Ponownie trafił.
- Tego
za wiele. Szykuj się! - powiedziała wyzywająco i posłała
śnieżkę prosto w chłopaka, trafiając w jego czarną czuprynę.
- Ej,
ja ci nie celowałem w twarz!
- Nie
ustalaliśmy żadnych reguł.
- Nie?
Sama tego chciałaś! - Odbiegł kawałek dalej, chowając się na
chwilę za zasypanym krzakiem i formując szybko w dłoniach kulki.
Gdy było ich już około dziesięciu, wychylił się i spojrzał w
stronę Hermiony.
- Wyjdź
i walcz jak na Wybrańca przystało! - powiedziała, a on
zaniemówił. Zobaczył ścianę śniegu, która ją zasłaniała, a
obok całą artylerię lodowych pocisków.
- Co...
co ty zrobiłaś?!
- Kilka
prostych zaklęć – odparła ze słodkim uśmiechem i wymierzyła
w niego, niezwykle celnie. - Poddajesz się?
- W
życiu! - odkrzyknął i znowu się schował. Chwycił jedną z
kulek i rzucił w jej kierunku, a kiedy odskakiwała, wybiegł z
kryjówki i pobiegł szybko w jej stronę. Nie minął moment, a już
leżała w śniegu, powalona przez Harry'ego.
- Wygrałem
– mruknął, patrząc jej w oczy.
- Chciałbyś
– dodała ze złowieszczym uśmiechem, po czym szybko zrzuciła go
z siebie, zamieniając się teraz miejscami. - Teraz się poddajesz?
- Może...
- powiedział, unosząc kąciki ust coraz wyżej.
Mimo
tego, że było ciemno, wyraźnie widział jej twarz. We włosach
miała trochę śniegu, który pod wpływem ciepła jej ciała zaczął
topnieć, co dało niesamowity efekt. Policzki jej się
zarumieniły, oddech miała przyspieszony i wyglądała po prostu
pięknie. Odruchowo odgarnął jej włosy z czoła. Wtuliła policzek
w jego zimną dłoń i naprawdę poczuł się wtedy wspaniale.
Zbliżył
swoją twarz do niej, widział na jej rzęsach kropelki wody. Tak
wiele dla niego znaczyła. Poczuł się, jakby była w jego życiu od
zawsze. Była jego częścią. Wierzył w to.
Gdy ich
usta się zetknęły, poczuł wszechogarniające go ciepło. To
wyjątkowo miłe uczucie. Z Cho tak nie było. Hermiona sprawiała,
że jego świat wirował, w ogóle istniał. To był delikatny i
krótki pocałunek, ale zawarli w nim wszystko. Znaczył naprawdę
wiele.
Lekko
odsunęli się od siebie, a Harry pogładził ją lekko po policzku.
- Wygrałem.
– Uniosła brew. - You rock my world – powiedział i
uśmiechnął się. Usiedli na mokrym śniegu, ale Hermiona rzuciła
na nich zaklęcie suszące i ogrzewające, więc nie marzli.
- Harry...
To naprawdę nie jest sen, zwyczajna iluzja? - zapytała nieśmiało.
- Przecież
siedzimy tutaj, razem – odparł zdziwiony. - Doskonale wiesz, że
jesteś dla mnie ważna. Nie zamieniłbym cię na nic w świecie.
Bez ciebie... - Spojrzał na nią. - Bez ciebie czuję się
niekompletny.
- To
prawda? Mówisz to, bo musisz czy...
- Hermiono.
Popatrz na mnie.
Uniosła
lekko wzrok, odnajdując zielone źrenice.
- Jesteś
dla mnie wszystkim. - Chwycił lekko jej twarz w dłonie, wpatrując
się w oczy koloru starego złota. - Kocham cię.
- Co...
Co proszę? - zapytała, nie wiedząc, co się właściwie dzieje.
- Nie
mówiłem ci tego, ale... Hermiono Granger, kocham cię.
- To...
Ja nie... - zaczęła się coraz bardziej jąkać, w jej oczach pojawiły się łzy. - Nie spodziewałam się tego...
- Dlaczego?
Myślałem, że to oczywiste. Jesteś niezwykła i pamiętaj o tym.
- Po
prostu... Harry, piszą o tobie w gazetach. W podręcznikach do
historii. To jest niewiarygodne. Zawsze mi się podobałeś,
marzyłam o tej chwili... To jest zbyt piękne. Byliśmy razem, ale
nigdy mi nie mówiłeś takich rzeczy. Czy na pewno wiesz co...
- Jestem
tego całkowicie pewny. Kocham cię. Chciałbym wiedzieć: czy ty
mnie też? - zawiesił lekko głos, patrząc na nią w taki sposób,
że Hermionie zabrakło tchu.
W
odpowiedzi pocałowała go, długo i mocno. Była ogromnie
szczęśliwa. Tego wieczoru spełniło się jedno z jej największych
marzeń. Nie mieściło jej się to w głowie, ale stwierdziła, że
Wszechświat nie funkcjonuje racjonalnie. Coraz bardziej podobał jej
się ten brak logiki w działaniu.
Objęła
go mocno za szyję i przyciągnęła do siebie. Śnieg znowu sypnął
mocniej i czuli spadające na nich i topniejące szybko płatki.
- Kocham
cię, Harry Potterze. I już zawsze będę – wyszeptała pomiędzy
pocałunkami.
Na te
słowa oderwał się od jej ust i mocno ją przytulił. Czuła jego
ciepłe dłonie na swoich plecach, mimo dość grubego płaszczyka. W
tej chwili wszystko wydało jej się możliwe.
Po
jakimś czasie wrócili w końcu do zamku, ponownie zachowując się
jak dwójka wariatów, jednak bez przeszkód trafili do Pokoju
Wspólnego. To, że na ich drodze nie stanął Snape, wydało im się
wręcz cudem.
Pożegnali
się czule i rozeszli do swoich dormitoriów.
Harry
zastał tam Rona przyczepiającego na ścianę obok łóżka kolejny
plakat Armat z Chudley. Nawet się nie odezwał, tylko rozmarzony
rzucił się na łóżko, w końcu zapominając o złu czekającym w
wielkim świecie.
Hermiona
natomiast zastała Parvati, ale siedziała ona przy oknie i widocznie
znowu rozpamiętywała śmierć Lavender. Po tym wydarzeniu
kompletnie ucichła.
Nie
zamierzała sobie psuć nastroju ponurymi rozmyślaniami, więc
chwyciła jedną z książek, lecz zupełnie nie mogła się skupić.
W końcu zrezygnowała z tego pomysłu i poszła do łazienki wziąć
relaksującą kąpiel.
Jednego
mimo wszystko była ciekawa: gdzie podziewa się Carmen?
Jest!!!Wreszcie!Nie pomyliłaś się przy numerowaniu?Napisałaś 42, a nie było 41, chyba, że ja o czymś nie wiem... Eee... Ja tego oczywiście nie przeczytam- jestem fochnięta!
OdpowiedzUsuńOdpowiadam na własny komentarz...To jest dziwne.Wycofuje to o złym numerze-albo Jacksa poprawiła, albo muszę wymienić telefon :)
OdpowiedzUsuńJacksa poprawiła i bardzo dziękuje za zwrócenie uwagi :D
UsuńGenialny XD. Zwłaszcza scena z Hagridem <3. Lovki dla tego człowieka, a raczej półolbrzyma...whatever
OdpowiedzUsuńi to wyznanie Harryego.
Przeurocze. Aż wybaczę, że w taki dzień XD.
Czekam na następne i pozdrawiam,
Honeyed Girl.
PS. Zapraszam również na mojego nowego bloga, na razie pojawił się tam tylko prolog, ale postaram się wstawić 1 rozdział w najbliższym tygodniu.
http://rivendell-high-school.blogspot.com/
Super rozdział :) Wyznanie Harrego i reakcja Hermiony wspaniała!!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział i zastanawiam się kogo znajdziesz dla Barnabasy :)
Tak suodko *.* Aż się łezka zakręciła przy wyznaniu.
OdpowiedzUsuń- Ulepimy niedługo bałwana?
- Możemy. Ale bez nosa, dobra? - Tak wspaniałe, że lepiej być nie mogło :D
Barnabas z kimś sparowany?! Będę zazdrosna >.<
Rozdzialik cudowny, moim zdaniem cudownie poprowadzona rozmowa z Hagridem. Taka prawdziwa :) Miłą tonacja i ładny opis krajobrazu, gdy wychodzili z zamku. Czyli jak zwykle same cudowności :3
Brakuje mi scen z Barnabasem i Hermioną :c
OdpowiedzUsuńCzekam na sparowanie Barnabasa mrr XD
OdpowiedzUsuńTo wyznanie było boskie, piękne, cudowne <3
Słodko. Czekam na następny rozdział :)
pozdrawiam,
Avis
http://harrymione-forever.blogspot.com/
No i wporząsiu i nadrobiłam.
OdpowiedzUsuńI rozdział też wporząsiu. A bałwan jaki fajny! :D Hagrid, kocham Cię, mój ty olbrzymie ;______; (czuję się niekochana, muszę wzbudzić zazdrość u Severusa, ciiiii)
Ej no, poważnie! Myślałam, że wszystko przeczytałam a tu...2 notki w plecy jestem. Eeeepic faaail :D
Tak sobie na początku pomyślałam, że fajnie by było jakby Hermionka, miłośniczka śniegu, miała skok w bok z Barnabasem, ale później ten Harry wyjechał z tym "Kocham Cię" i tak się jakoś słodziutko zrobiło...no i jeszcze masz zamiar z kimś go sparować :D Z KIM ;_;
No...to ja się tutaj jeszcze wrócę, na moją randkę :D
CZEKAM.
P.S. Walentynki? Co to? O Alantynkach słyszałam, i bardzo hucznie je obchodzę, ale Walentynki? To jakaś nowa, egzotyczna potrawa czy jak?
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńZ okazji mojego lenistwa (nie chce mi się wstać po książkę) postanowiłam tu zajrzeć i odbić należne mi pierwsze miejsce w statystyce komentarzy. A tak poważnie:
Po takiej ilości słabych fanficków, jakich się ostatnio naczytałam nawet nie mam wrażenia przesłodzenia. To źle. No, może poza (w mojej opinii dość kiczowatym) fragmentem "You rock my world", ale z tego cię chyba nie wyleczę.
Ciężko mi się czyta, ale narazie lenistwo wygrywa. A "Sherlock" czeka...
Joker po ewolucji