"Co to jest miłość
Nie wiem
Ale to miłe
Że chcę go mieć
Dla siebie
Na nie wiem
Ile
Gdzie mieszka miłość
Nie wiem
Może w uśmiechu
Czasem ją słychać
W śpiewie
A czasem
W echu
Co to jest miłość
Powiedz
Albo nic nie mów
Ja chcę cię mieć
Przy sobie
I nie wiem
Czemu"
- Jonasz Kofta, "Co to jest miłość"
Hermiona
obudziła się z dziwnym uczuciem. Jedynie otworzyła oczy i
uśmiechnęła się na wspomnienie poprzedniego dnia. Leżała w
bezruchu, kompletnie nie chciało jej się wstać. Uniosła się
lekko, opierając się na łokciach, gdy usłyszała szelest
dobiegający gdzieś spoza jej łóżka.
- Nareszcie.
Już myślałam, że nigdy nie wstaniesz – dobiegł ją
sarkastyczny głos.
- Niby
dlaczego? Jest sobota i na pewno nie spałam tak długo...
- Na
pewno. - Brązowe oczy Carmen zlustrowały ją bacznie. - Jest po
drugiej. Po południu, tak gdybyś się zastanawiała.
Hermiona
przez chwilę milczała, nie mogąc otrząsnąć się z lekkiego
szoku. Naprawdę było już tak późno? Ale w sumie... Nic się
przecież nie stało.
- Chyba
nic nie przegapiłam, co? - zapytała dla pewności.
- Biorąc
pod uwagę twoją hierarchię ważności to raczej nie.
- Nie
bądź uszczypliwa.
- Bo...?
- Bo
tak.
- Ach,
ta kreatywność...
- Wiem,
jest ogromna. - Hermiona przewróciła oczami, siadając na łóżku.
- Zaraz... co ty jesz? - Jej uwagę przykuło niewielkie, czerwone
pudełko, które Car trzymała w dłoniach i co chwilę do niego
sięgała.
- Czekoladę.
Nawet dobra, chociaż do szwajcarskiej jej brakuje i...
- Skąd
to masz? - Była coraz bardziej poirytowana.
- Potter
ci przysłał – oznajmiła Car poważnie i wręcz wyszczerzyła
zęby w dumnym uśmiechu. - Kto pierwszy ten lepszy, więc...
- Czy
ja dotykam twoich rzeczy? Czy ja je zjadam?
- Hmmm...
Nie. Ale to raczej ze względu na to, iż nic jadalnego nie
przechowuję w kufrze i szufladach. A czemu pytasz? - Dziewczyna
znowu włożyła sobie kawałek czekolady do ust.
- Bo
tak się nie robi!
- Doprawdy?
- Brown uniosła brew.
- Ugh!
- Hermiona rzuciła się na łóżko zrezygnowana. Po chwili namysłu
znowu poderwała się i dodała ze złośliwym uśmiechem, tak do
niej zwykle niepasującym: - Jak tam randka?
Carmen
zmierzyła ją spokojnym wzrokiem i wróciła do jedzenia.
- Dedukcja
poprawna. Aczkolwiek mogłaby być lepsza.
- CO?
- zapytała oburzona Hermiona. - Odkryłam, że masz kogoś, a ty
nie dość, że kompletnie się tym nie przejmujesz, mimo że to
ukrywałaś, to jeszcze mnie krytykujesz?!
- Hmmm...
Tak. Mogłaś się bardziej postarać. Gdybyś skupiła się
bardziej, wiedziałabyś nawet, kto to – rzuciła obojętnie, ale
w jej oczach tliła się ciekawość.
- Aha,
czyli znam go! - triumfalnie wykrzyknęła Granger.
- Jest
gorzej, niż myślałam. To raczej oczywiste, że go znasz. Inaczej
bym ci powiedziała. - Carmen spojrzała na nią jakby przytomniej.
- A jak tam z Potterem?
- Merlinie,
nie uwierzysz, ale było tak uroczo, tak inaczej, tak...
- Proszę,
bez szczegółów – przerwała jej Brown.
- ...i
to było najpiękniejsze, co mógł kiedykolwiek zrobić! -
dokończyła rozentuzjazmowana brunetka i rozmarzyła się.
- Nudne, banalne, przewidywalne. Pięknie, naprawdę. Rozpłacz się z radości, dopełnij obrazu
opętanej hormonami nastolatki. To mnie wcale nie irytuje.
- Uroczo
się gniewasz.
- Wszystko
robię uroczo.
- Jasne...
- Wątpisz
w to?
- Zawsze.
- Oooo...
To już nie wariujesz z miłości?
- Krótka
przerwa – odparła z uśmiechem Hermiona i wyszła z dormitorium
do łazienki.
Carmen
powiodła za nią wzrokiem. Gdyby tylko wiedziała...
Na
Merlina, poprzedni wieczór był... Bardzo zaskakujący. Kompletnie
się tego nie spodziewała. Nawet takie coś nie przyszło jej do
głowy. A jednak.
Odstawiła
puste pudełko na szafkę, zamknęła oczy i jeszcze raz przywołała
w myślach tamte obrazy...
***
Ponownie
poprawiła niepewnie włosy i odetchnęła głęboko. To miało się
stać. Nie, to nie było zwykłe spotkanie. Między wierszami nazwał
to randką i ona doskonale o tym wiedziała. On o tym wiedział. To
zupełnie przeczyło z Severusem, jakiego do tej pory znała.
Jakby... nie pasowało.
Mimo
wątpliwości pchnęła ciężkie drzwi i weszła do komnat Mistrza
Eliksirów. Było tak, jak zwykle – nie dostrzegła świec, róż
ani niczego innego w takim stylu. I dobrze.
Tak
właściwie to Snape chyba nawet zbytnio tym się nie przejmował.
Zastała go w fotelu, czytał książkę. Miał na sobie tę samą
szatę, co zwykle podczas lekcji. Nic się nie zmieniło, po prostu
relaksował się po kolejnym dniu użerania się z uczniami.
Niepewnie
podeszła bliżej i odchrząknęła. Zaznaczył miejsce w książce i
powoli obrócił się w jej stronę.
- Jesteś.
Na czas.
- Nic
nowego – mruknęła.
- Hmmm...
Chyba nie jesteś zbyt zachwycona – stwierdził ze złośliwym
uśmiechem.
- Jesteś
w błędzie. Wprost tryskam entuzjazmem. I mdleję na twój widok –
odparła Carmen, przewracając oczami.
- Mogłem
to przewidzieć. Niecierpliwa nastolatka. Spodziewałem się po
tobie czegoś więcej i...
- Ma
cierpliwość nie zna granic – powiedziała i po krótkim namyśle
skierowała się w stronę najbliższego fotela.
- Co
ty robisz? - zapytał z rozbawieniem Snape.
- Zamierzałam
usiąść i poczekać, aż mi wszystko wyjaśnisz. - Teraz Carmen
była już kompletnie zdezorientowana. O co mu chodzi?
- Chodź
tu i złap mnie za ramię – powiedział, wpatrując się w nią
dziwnie.
- Myślałam,
że w Hogwarcie nie można się teleporto... - zaczęła dziewczyna,
łapiąc Mistrza Eliksirów za rękaw czarnej szaty.
- Jako
szpieg mam pewien przywilej – odpowiedział sucho, trochę tracąc
humor. - Na Salazara, złap się mocniej! Nigdy wcześniej nie
miałaś takich problemów – zauważył, na co ona się cicho
zaśmiała i zbliżyła do niego, chwytając mocniej jego ramię.
Szarpnęło
nimi dość mocno, więc musieli się przenosić gdzieś poza granice
Anglii. Przez chwilę czuła się jak w transie, a potem to wrażenie
ustąpiło. Zastąpiło je coś innego. Słońce. Świeciło jej
prosto w oczy. Odwróciła się i... zaniemówiła. Nie, to
zdecydowanie nie było nudne. Ani zwyczajne.
Jej
oczom ukazał się piękny motocykl – czerwony lakier lśnił, a
chromowane części wysmuklały jego sylwetkę. Jedno spojrzenie
wystarczyło. Wiedziała, że stoi przed nią Honda Shadow, jeden z
najbardziej znanych mugolskich jednośladów. Gwizdnęła z podziwu,
jednocześnie obracając trochę głowę, dzięki czemu dostrzegła
Snape'a, który utkwił wzrok w jakimś odległym punkcie. Spojrzała
tam, po czym znowu gwizdnęła. Przed nimi rozciągała się ogromna
plama ciemnego błękitu, która falowała równomiernie. To morze
potrafiło zahipnotyzować człowieka. Dalej dostrzegła sporych
rozmiarów wyspę.
- Gdzie...
gdzie my jesteśmy?
- To,
co tam widzisz, to Kefalonia – odparł Severus, nie kryjąc
zachwytu nad krajobrazem.
- Zaraz,
to znaczy, że... - Carmen szybko przywołała w pamięci wszystko,
co wiedziała o tej wyspie. - Że jesteśmy tuż obok, czyli na...
na Zakynthos – stwierdziła pełnym emocji głosem. Była w
Grecji. Zabrał ją do Grecji.
Nie
mogąc się już dłużej pohamować, szybko podbiegła do niego i
mocno go objęła. Wydawał się zaskoczony, ale nic nie powiedział,
tylko odwzajemnił uścisk. Niemrawo, ale jednak. W końcu odsunęła
się od niego i dopiero wtedy zobaczyła, że jego wygląd się
zmienił. Miał na sobie jakieś ciemne spodnie, typowo motocyklowe
buty i czarną skórzaną kurtkę. I to nie byle jaką, ramoneskę.
- Znowu
mnie podziwiasz? - W jego głosie ponownie mogła usłyszeć lekką
drwinę, ale teraz już niczym się nie przejmowała. Już na samym
początku była zachwycona randką.
- Dzisiaj
zdecydowanie mam co – odparła zaczepnie. - Do tego ta
niespodzianka: Przerażający Nietoperz z Lochów gustuje w
mugolskich rozrywkach.
- W
jednej konkretnie. I tak właściwie dopiero jazda na motocyklu to
prawdziwa magia.
- Jak
się zrobiło poetycko... A czemu nie masz Harleya?
- Wszystko
po kolei. Wcześniej to była Yamaha Virago, stopniuję przyjemność
płynącą z posiadania choppera.
- Tak
właściwie to nie jest ci za gorąco? - zapytała zdziwiona.
- Nie.
Zaklęcie chłodzące, do tego mamy grudzień, a Grecja to przecież
Europa. Jest chłodniej niż latem. Zresztą sobie możesz zadać to
samo pytanie.
Spojrzała
na siebie i faktycznie – była bardzo podobnie ubrana. Pod szyją
dostrzegła niebieską bandanę.
- Czyli...
jedziemy gdzieś konkretnie?
- Masz
strasznie dużo pytań.
- Cóż...
znalazłam się w obcym kraju i nieswoim ubraniu z moim profesorem
eliksirów. To naturalne chyba, że mam pytania.
- Wystarczy.
Wydedukuj sobie – dodał z uśmiechem i ruszył w stronę Hondy. Z
kierownicy zdjął czarny kask z białą czaszką z tyłu i podał
jej taki sam.
- Klawe
– stwierdziła Carmen, na co Snape uniósł brew. - No co? Lubię
kreskówki.
Severus
zbył to milczeniem. Nie zamierzał wdawać się z nią w
bezsensowną dyskusję. Wsiadł na motocykl i odpalił go. Silnik
zaryczał i zaczął miarowo pomrukiwać, co oboje przyjęli z
zadowoleniem.
- Na
co czekasz? Wsiadaj – powiedział, wskazując miejsce za nim.
Carmen
przełknęła ślinę i usadowiła się na siedzeniu, które całe
szczęście miało oparcie, więc mogła się go złapać. Mężczyzna
przewrócił oczami.
- Złap
mnie w pasie, bo spadniesz.
- Tak
mi dobrze.
- Zobaczymy.
Jak na
złość przekręcił szybko rączkę gazu, a pojazd wyrwał mocno do
przodu. Wtedy Carmen stwierdziła, że jednak lepiej będzie się go
złapać, po czym objęła go mocno w pasie. Ruszyli szeroką drogą
wzdłuż brzegu morza, gdzie widzieli poszarpane skały i fale, które
się o nie rozbijały. Błękitne niebo nie było zachmurzone, twarze
owiewał im orzeźwiający wiatr.
Dziewczynę
ogarnęło bardzo przyjemne uczucie. Nie spodziewała się czegoś
takiego, nigdy nawet sobie nie wyobrażała. Trafił w dziesiątkę, do
tego zaskoczył ją. Nikt nigdy nie zrobił dla niej czegoś tak
pięknego.
Zobaczyła
znak przy drodze, który wskazywał najważniejsze atrakcje
turystyczne na wyspie, gdzie o tej porze roku nie było prawie
nikogo, oprócz miejscowych. Minęli parę stacji benzynowych i duży
supermarket, po czym wjechali w tunel z palm. Rosły one przy drodze
i tworzyły naturalny baldachim i osłonę przez słońcem. Kawałek
dalej minęli jakiegoś Greka idącego z osiołkiem i nastolatka na
skuterze.
Teraz
trasa zmieniła się, stała się bardziej kręta. Wjeżdżali coraz
wyżej, jednak Severus nie miał z tym problemu – zręcznie
operował maszyną tak, że każdy zakręt pokonywali gładko. W jego
ruchach dało się zauważyć pasję, z jaką prowadził. Naprawdę
dawało mu to ukojenie.
Przejeżdżali
obok wielu dróg niewyłożonych asfaltem, na pewno prowadzących do
domów zwykłych ludzi. Teren robił się coraz bardziej górzysty, a
oni widocznie i tak tu mieszkali. Klawo.
Znaleźli
się w jakimś wąwozie. Carmen, która podczas jazdy przyłożyła
policzek do pleców Snape'a, uniosła się diametralnie. Poczuła, że
mimowolnie on też się spiął. Mijali mnóstwo spalonych drzew
porastających zbocze. W dole płynął strumyk, który znikał
gdzieś w oddali. Wszystko tu wyglądało inaczej. Prawdopodobnie był
to skutek jakiegoś pożaru. Musiał zniszczyć znaczną część
krajobrazu, bo dziewczyna widziała jedynie kilka krzewów, wszystko
inne pokrywała czarna sadza.
Wyglądało
to jak pobojowisko po wojnie. Przypomniało jej się, co mówił
Severus. Dojdzie do starcia. Będzie wiele ofiar. Czy Hogwart będzie
wtedy tak wyglądał? A może jej rodzinna Francja? Wzdrygnęła się
na tę myśl, a on czując to, przyspieszył. Po kilku minutach
wyjechali z wąwozu i wjeżdżali jeszcze wyżej, zaczęło się
robić naprawdę stromo. To otrząsnęło ją z ponurych rozmyślań,
które na pewno były godne zapamiętania i uwagi.
Zakręty
były coraz węższe, drzewa wokół coraz gęstsze. Czasami widziała
w dole morze, ale niemożliwym było oszacowanie, jak wysoko się
znajdują.
W końcu
dotarli do jakiegoś miasteczka, a właściwie przejechali przez nie,
mijając białe domki i bardzo wąskie uliczki, nawet dla motocykla.
Zjechali trochę niżej i skręcili w zjazd. Po chwili Carmen
poczuła, jak Snape się zatrzymuje. Zeszła z pojazdu, zdejmując
kask i potrząsając włosami, aby się ułożyły. Po chwili
spojrzała na Severusa, który dość kiepsko zamaskował swoją
reakcję na ten widok.
- Mam
tak zrobić jeszcze raz? - zapytała rozbawiona.
- Nie...
nie trzeba. - Odchrząknął. - Idziemy tam. - Wskazał wąską
ścieżkę z czerwoną ziemią, z której wystawało dużo kamieni
pokaźnych rozmiarów.
- Nie
spadniemy?
- Nie,
Brown, jeśli się nie będziesz specjalnie wychylać – zauważył
złośliwie. Pociągnął ją za rękę w tamtą stronę.
Schodzenie
było dość trudne, ale zdecydowanie się opłacało. Carmen
zobaczyła kępę zielonych krzewów, a gdy za nią wyjrzała,
ujrzała bardzo stromy klif. To było niesamowite, morze w dole
wydawało się tak blisko, a jednak... było jakieś sześćset
metrów niżej.
- Jesteśmy
na klifach Keri – oznajmił dumny z siebie Snape.
- Naprawdę
mi się podoba. Naprawdę. - Uśmiechnęła się i pocałowała go
lekko w usta.
Stali
tak chwilę, wpatrując się w głębię w dole, w bezmiar wody i
ogarniającą ich przestrzeń. Nagle Snape wyczuł zmianę w jej
nastroju.
- Co
się stało?
- Nic
– odparła niepewnie. - Głupota, serio.
- Jedna
głupota więcej czy mniej, co za różnica? - zapytał
zniecierpliwiony.
- Jakaś
jednak. Chodzi o to... To głupie. Naprawdę. Chodzi o ten głupi
bal w grudniu. Po prostu... Skręca mnie w środku jak pomyślę,
że Granger i reszta będą sobie skakać po parkiecie, a ja nie
będę mogła nawet do ciebie podejść.
Mistrz
Eliksirów przez chwilę wpatrywał się w nią zdziwiony, a potem
zaśmiał się krótko.
- Oj,
Brown, jest tak, jak przewidziałem. Przebywanie z Granger stanowczo
ci szkodzi.
- Wiedziałam,
że tak zareagujesz. Nie było tematu.
Znowu
zamilkli, jednak mimo to Snape'a zaciekawił jej "problem".
Czy naprawdę tak się z nim zżyła, że taniec na zwykłym
balu był dla niej czymś ważnym? Przecież nie mógł nic zrobić w
tej kwestii, na Merlina! Po co ona mu to mówiła? Żeby wzbudzić w
nim poczucie winy? Ha, tylko sęk w tym, że on nic tu nie mógł pomóc...
- To...
Pokażesz mi coś jeszcze? - przerwała jego rozmyślania.
Nic nie
odpowiedział, tylko wrócił na ścieżkę i zaczął się wspinać
z powrotem, a ona poszła za nim. Wrócili do punktu wyjścia, jednak
tym razem Severus skierował się na prawo, w stronę wielkiego
kamienia z dziwnymi znakami. Minął go i podszedł do drucianej
siatki. Była przerwana w tym miejscu, więc po prostu przeszedł nad
nią, gestem zachęcając Carmen, aby zrobiła to samo.
- Jesteś
pewien?
- Tak.
- Ale
tam jest przepaść i...
- Czyżby
Gryfonka się bała? - zakpił.
Prychnęła,
gdyż nie czuła się prawdziwą Gryfonką, ale nie chciała mu dać
satysfakcji. Przeszła nad ogrodzeniem i podeszła do niego.
- Co
teraz? Tu jest tylko więcej krzewów i przepaść.
- Wychyl
się i popatrz tam. - Mistrz Eliksirów wskazał na lewo.
- Oszalałeś?
Mam wychylić się nad przepaść?!
- Przecież
będę cię trzymał, to bezpieczne.
- Jasne.
- Gryfoni...
- Coś
mówiłeś? - zapytała, łapiąc go za dłoń i wyglądając zza
skały.
Usłyszała
jego tłumiony chichot, gdy otworzyła usta ze zdumienia. Jej oczom
ukazał się jeden z najbardziej znanych widoków Grecji,
wszechobecny na pocztówkach, jednak z tego rodzaju, że nikt nigdy
nie wiedział, skąd on jest. A zapierał dech w piersiach. Były to
dwie skały, jedna mniejsza, a druga większa, przypominały żagle.
Przy okazji zauważyła chmury zbierające się nad horyzontem. Wiatr
wzmógł się i...
- Dlaczego
mnie wciągnąłeś? - zapytała z oburzeniem Carmen.
- Brown,
musimy jechać. Widzę jakiegoś dozorcę i...
- Jesteś
czarodziejem, na Merlina! Rzuć jakieś zaklęcie.
- Lepiej
nie. Po prostu jedźmy, Brown.
- Ale...
- Jedziemy.
Zresztą zaraz zacznie padać – powiedział, wskazując zbliżające
się chmury.
Posłusznie
poszła za nim w stronę motocykla. Przejechali ponownie przez
miasteczko i powoli zjeżdżali coraz niżej, aż w końcu trafili na
jakąś boczną drogę. Carmen dostrzegła szyld z dużym napisem
"Apelati". Budynek przed nimi wyglądał na jakiś zajazd.
Wjechali
na podjazd i Snape zgasił silnik. Podeszła do nich jakaś młoda
kobieta, z którą chwilę rozmawiał, po czym ta wskazała im
wejście. W środku drzwi zamknęły się za nimi akurat, gdy zaczęło
padać.
Wnętrze
wyglądało jak wyjęte z jakiegoś filmu. Typowo greckie ornamenty
zdobiły ściany, nie przeszkadzało to jednak paru nowocześniejszym
akcentom. Snape pociągnął ją w stronę drewnianych schodów, a
ona odruchowo zacisnęła palce na jego dłoni. Trzymając dziewczynę
za rękę, poprowadził ich do korytarza, gdzie znajdowało się
kilkoro drzwi. Kluczem otworzył jedne z nich i razem weszli do
środka.
Był to
przestronny pokój, w podobnym stylu co reszta budynku. Zdjęli
kurtki, ogromnie wyczerpani, mimo tego, jak było przyjemnie. Przez
chwilę odpoczywali w spokoju, po czym Carmen stwierdziła, że
będzie jej jednak wygodniej na kolanach Severusa.
- Dziękuję
– wyszeptała mu do ucha.
Odpowiedział
jej jedynie cichym pomrukiem i swoimi dłońmi obejmującymi ją w
talii. Jego usta znalazły się na jej szyi i...
***
- Carmen,
idziesz może na obiad?
- C-co...?
- zapytała skonsternowana.
- Nie
jadłam śniadania, więc naturalnym jest, iż jestem głodna. Drugi
raz nie powtórzę – oznajmiła Hermiona.
- Wiesz...
tak właściwie to chętnie – odparła Carmen, wychodząc z
dormitorium. Nie przeszkodziło to jej ponownie analizować w
myślach każdego szczegółu poprzedniego wieczoru.
___________________________________________
Zakynthos
to moja ulubiona grecka wyspa, miejsca są autentyczne, a te zdjęcia,
które widzicie, sama robiłam
Super rozdział! Severus się postarał :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :D
HAHAHAHAHAHAA, SEVERUS HARLEY XDDD KOCHAM CIĘ XDDD <3
OdpowiedzUsuńNo i zgadza się teoria: na pozór nauczyciel, jednak budzi się w nim METAL! :D
No, nie powiem, widok Severusa-Motocyklisty jest jeszcze bardziej pociągający :D
Rozmowy Hermiona&Carmen są niezastąpione :D
"- Nudne, banalne, przewidywalne. Pięknie, naprawdę. Rozpłacz się z radości, dopełnij obrazu opętanej hormonami nastolatki. To mnie wcale nie irytuje. " <--- kocham Cię, Carmen :))))))
OJA *_* Uwielbiam Cię normalnie!
OdpowiedzUsuńSeverus na motocyklu, mhmm, widzę to :D
jaram się bardzo i czekam na więcej <3
Genialny rozdział, Snape na motocyklu :D. Brakowało mi trochę Harry'ego i Hermiony, ale i tak cudo :). Czekam na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńSnape motocyklista, z takiej strony go jeszcze nie znałam! Xd
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! *.*
Weny! :*
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńCarmen i Snape <3 Jak ja ich kocham :D
Słodki Sev ahh <3
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział :D
Weny życzę :)
http://harrymione-forever.blogspot.com
Ja czytam cały czas, ale jakoś nigdy nie potrafię skomentować, bo jest we mnie zbyt wiele emocji po takim rozdziale.
OdpowiedzUsuńJest! Wreszcie. Rozdział ciekawy, Snape na motorze... Nie spodziewałam się tego. Zdjęcia z Grecji piękne, ucz mnie fotografi :) Dziwne jest, że kiedy wrzucasz co miesiąc to zaglądam co miesiąc, a teraz zaglądam codziennie. Uzależniam się. Świetny rozdział, ale i tak czekam na Barnabasa :-)
OdpowiedzUsuńO to mi chodziło, żeby nikt się motorku nie spodziewał :P
UsuńUczyć fotografii... nie mam jak. Grecja jest taka piękna, że sama się fotografuje, ja jedynie naciskam guzik migawki. Naprawdę, sama nie potrafię robić ładnych zdjęć, nie ma tu czego mi zazdrościć ;)
Uzależniasz się? Uuuu... Można? Mam nadzieję, że się nie zatnę i nie wyślę cię na odwyk, bo chyba nie chcesz :D
Barnabas obok pozdrawia!
Nietoperek motocyklista :3 Pasuje swoją urodą do krajobrazu, który dzisiaj przedstawiłaś. Suodko do bólu. Może jakiś bohater tragiczny w niedługim czasie? :> Pozdrowionka i niechaj wena będzie z Tobą!
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział.Snape na motocyklu boskie.
OdpowiedzUsuńŚwietne.Czytam
OdpowiedzUsuńSeverus sie postarał :D
OdpowiedzUsuńWidoki piekne:)
Bylas w Grecji?!
Ja też chce ;)
Aż ci zazdroszczę;)
Rozdział super.
A w następnym znów pojawi sie mój kochany wampirek ^^
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Zawsze będę czytać ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńSeverus taki romantyczny, na motocyklu, hahaha.
Czekam na Barnabasa, kochanego.
Czytam regularnie.
Genialny blog :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
No uwielbiam Carmen <3. Po prostu uwielbiam. Jej podjadanie czekolady, cięty język i wgl ją z Sevem.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, przepraszam, że dopiero teraz komentuję, nie miałam wcześniej czasu ;/
Cudowny rozdział, Jacksa - jak zwykle. Dawno mnie tutaj nie było, ale teraz będę czytać regularnie, więc dlatego postanowiłam odpowiedzieć na Twoją prośbę. Wiedz także, że: czytam XD
OdpowiedzUsuńKoocham, kocham, kocham ♥ Jesteś boska. Sorki, że komentuję dopiero ten rozdział, ale wcześniej jakoś nie miałam motywacji. Mam nadzieję, że wybaczysz. A co do rozdziału to wielbię to wydanie Severusa. I te rozmowy Carmen z Hermioną :D
OdpowiedzUsuńA jeśli mówimy o motocyklu z Twojego opowiadania to dziś takiego widziałam u mojego sąsiada, identyczny. Ja i ten rozdział to przeznaczenie.
Al
Jednak wstałam po książkę i herbatę. Teraz walczę.
OdpowiedzUsuń1. Czuję się fejmem, że cytujesz członka rodziny mojego nauczyciela od biologii. *Sława*
2. Od kiedy Snape przed kimkolwiek NIE kryje podziwu? Nope nope nope.
Nie chce mi się więcej pisać.