"Just the other night
I thought I heard you cry
Asking me to come
And hold you in my arms
I can hear your prayers
Your burdens I will bear
But first I need your hand
Then forever can begin
Everyday I sit and ask myself
How did love slip away
Something whispers in my ear and says
That you are not alone
I am here with you
Though you're far away
I am here to stay
You are not alone
I am here with you"
- Michael Jackson, "You are not alone"
Hermiona poczuła coś w rodzaju lekkiego szarpnięcia. Nagle całe zmęczenie i senność odeszły gdzieś daleko. Liczyło się tylko to, co teraz widziała. A widziała bardzo dużo.
Nigdy nie była w myślodsiewni, ale czytała o niej i słyszała od Harry'ego jak jest "w środku". Można się tam normalnie poruszać i wszystko obserwować. Ale tu było inaczej.
Owszem, stała na czymś w rodzaju podłogi, ale wspomnienia, które obserwowała, wręcz kłębiły się przed nią. Było ich dużo, potwornie dużo. I wszędzie widziała tę samą twarz, najpierw uśmiechniętą, a później... zapłakaną? Carmen płakała? Nie, to już było nienormalne.
Weszła do pierwszego wspomnienia. Zobaczyła brunetkę na ławce, a obok jakiegoś chłopaka. Miał czarne włosy i zielono-szare oczy. I był bardzo przystojny.
Usłyszała fragmenty rozmowy. Cześć, Carmen. Masz niesamowity umysł. Poćwiczysz na mnie? Jesteś Francuzem w moim wieku... dwie młodsze siostry... małego psa razy shih-tzu o imieniu Chester... dziewiątego czerwca... Jestem Jack. Błyskotliwej dedukcji... urok... Sierść, tatuaż, smycz wystająca z kieszeni...
Kolejne. Szli jakąś ścieżką nad rzekę. Widziała jak chłopak nieśmiało wsuwa swoją dłoń w jej. A Carmen się nie odsunęła. O co tu chodzi? O miłość, rzecz jasna. O nie, Carmen i miłość w jednym zdaniu? Coś tu nie gra, to nie...
Byli w parku, stali pod rozłożystym drzewem. Promienie zachodzącego słońca delikatnie oświetlały ich twarze. Ich szczęśliwe twarze.
Obiecuję, że już cię nigdy nie opuszczę. Mówi jak Harry. Już na zawsze będę z tobą. Dlaczego, Jack? Bo cię kocham, rozumiesz? Już zawsze będę. Czy aby na pewno? Dlaczego? Bo jesteś niesamowita! Marzę i myślę o tobie cały czas, bez przerwy. Nawet pojawiasz się w moich snach, w moich planach na przyszłość! Chcę z tobą być, bo jesteś dla mnie najważniejsza i nic tego nigdy nie zmieni, jasne, Car? Car? Kocham cię, Jackie...
I wtedy Hermiona zobaczyła coś, czego myślała, że nigdy w życiu nie ujrzy. Chłopak objął dziewczynę, a ona go pocałowała. Wyglądało to naprawdę na coś poważnego, może faktycznie brunetka miała jakieś uczucia? Godryku, wszyscy jakieś mają! Granger odwróciła się do nich plecami, bo czuła się, jakby ich podglądała. Ale ona przecież właśnie to robiła! Nieuprawniona weszła do myślodsiewni, więc podglądała! Ale teraz roztrząsała już coś zupełnie innego.
Nigdy nie myślała, że Carmen mogła coś takiego zrobić. Zawsze była niedotykalska, bez emocji i wyrazu, a tutaj... Ale czy na pewno zawsze? Znały się przecież dopiero od września. O Merlinie, więc coś się musiało wydarzyć, coś, co zmieniło Brown na dobre. Ale co? Zaraz, po co się wyrzuca tyle wspomnień naraz do myślodsiewni? Żeby je ogarnąć? Nie, za dużo. Żeby jeszcze raz przemyśleć? Nie, to nadal nie to. A może... Żeby zapomnieć?
Hermiona wiedziała, że takich wydarzeń nie da się zapomnieć, zawsze będzie się o nich pamiętać, jakaś cząstka nich pozostanie. Choćby informacja o imieniu tej osoby. Ale mimo wszystko tych myśli nie ma. Co się takiego stało...?
W końcu wspomnienie się zmieniło. Nie, nie zmieniło – te wszystkie myśli przelatywały jej przed oczami z wielką prędkością. Mogła na nich jedynie dojrzeć zarysy dwóch postaci razem. Zawsze byli razem. Naprawdę musieli ze sobą spędzać prawie każdą wolną chwilę, tyle tego było. Po jakimś czasie pojawiła się następna scena, dłuższa.
Carmen siedziała sama na ławce. Widocznie czekała na kogoś. Hermionie od razu przyszło do głowy, że na Jacka. W końcu go zauważyła – szedł jakieś dwadzieścia metrów dalej z jakimś chłopakiem i blondynką. Śmiali się.
Brown uniosła głowę i gdy tylko go dojrzała, jej twarz rozświetlił piękny uśmiech. W oczach pojawiły się wesołe iskierki, których Hermiona nigdy wcześniej nie widziała. Merlinie, ona naprawdę go kochała.
Car zerwała się z ławki i szybko podbiegła do chłopaka, a Gryfonka za nią. I tu już nie było tak przyjemnie. Na entuzjastyczne Cześć, Jackie nie otrzymała odpowiedzi. Powtórzyła, dla pewności, że ją usłyszy. Dobiegł ją tylko szyderczy śmiech. Miona w oczach koleżanki dostrzegła łzy, które dziewczyna starała się powstrzymać, aby nie wypłynęły. Jeszcze przez chwilę jej się udawało. Jack, słyszysz mnie? Odwrócił się, a towarzysząca mu blondynka rzuciła prosto w twarz Carmen: Spadaj stąd, debilko. Co ty sobie myślałaś? Znowu szyderczy śmiech. Lepiej tu nie wracaj, dziwadle.
I tu już Brown zalała się łzami. Kolejne obrazy ukazywały Hermionie, ile nocy nie spała, tylko płakała w poduszkę. To był niezwykły widok, niepowtarzalny. Ale Granger zrobiło się żal Car. Zaczynała powoli ją rozumieć. I dowiedziała się, że to nie jej wina, że jest taka, jaka jest. To inni ją zniszczyli, zepsuli, poniżyli.
Dalej ukazała się szkoła Carmen. Był to pomalowany na jasno budynek, całkiem przytulny zresztą. Miał duże okna i masywne drzwi. Oczywiście, była to szkoła magii, ale chyba bez internatu. Dziewczyna siedziała na dziedzińcu samotnie, bawiąc się różdżką. Wyglądała okropnie, miała potargane włosy i cienie pod karmelowymi, zaczerwienionymi oczami. Ubranie było pomięte, a krawat poplamiony. Coś nienormalnego.
Obok dziewczyny przechodziła grupka uczniów. Wśród nich Hermiona rozpoznała Jacka. Obejmował jakąś lafiryndę i uśmiechał do niej. Po chwili zauważyli siedzącą Brown. Czego tu szukasz, dziwadle? Próbuję się uczyć, od tego jest szkoła. Z tłumu wyszedł jakiś wysoki chłopak, złapał brunetkę za szatę i uniósł jak piórko do góry. Coś ty powiedziała? Śmiesz się tak do nas zwracać? Mam takie prawo. Jesteś wredną, durną, głupią i puszczalską suką i nie masz żadnych praw. Wielkolud splunął jej w twarz i rzucił nią o ziemię. Nikt jej nie pomógł. Wszyscy się śmiali, kilkoro uczniów nawet biło brawo. Grupka przeszła dalej, po drodze kopiąc Carmen w brzuch i twarz.
Hermiona podbiegła szybko do niej, chciała jej pomóc. Nic jednak nie mogła zrobić, to było tylko wspomnienie. I nagle sobie uświadomiła, że dziewczyna musiała to naprawdę kiedyś przeżyć. Ludzie traktowali ją jak worek treningowy, obrzucali obelgami, bili i poniżali na oczach całej szkoły, a ona... No cóż, była biedna. Widocznie nic nie mogła zrobić, a to...
Nagle Hermiona poczuła, jak czyjaś zimna dłoń ciągnie ją za kołnierz szaty. Próbowała się wyrwać, jednak nic to nie dało. Po chwili znowu była w swoim dormitorium. Tylko z tą różnicą, że teraz wpatrywała się prosto w zimne, znów pozbawione wyrazu, oczy.
- Carmen, ja...
- CO?! Co się takiego stało, że, do cholery jasnej, zaglądasz w moje myśli?! Czy ja ci pozwoliłam? A może skoro nie zabroniłam, to ty uznałaś to za zgodę? No jasne, to przecież takie naturalne, zaglądać ludziom we wspomnienia... Udaną miałaś zabawę? - Dziewczyna śmiała się obłąkańczo, co sprawiało, że Hermiona nie wiedziała, jak ma się zachować.
- Nie, to... To nie była zabawa. Owszem, weszłam tam bez pytania i przepraszam. Naprawdę, nie myślałam, że zobaczę tam takie straszne rzeczy. Nie wiedziałam wcześniej, ile przeszłaś. Myślałam, że... - Pannie-Wiem-To-Wszystko-Granger zabrakło słów.
- Że co?! Że urodziłam się jako obrażony na wszystkich, egoistyczny dupek, który ma wszystkich gdzieś i uważa się za lepszego? Że robię to wszystko specjalnie, tylko po to, żeby tobie i Potterkowi zrobić na złość? Otóż zaskoczę cię: nie. Nie zawsze taka byłam. - Po chwili milczenia dodała: - Ile widziałaś?
- Cóż, ja... - Hermiona nadal była zmieszana. - Chyba większość... Do tego momentu, jak ten wielki chłopak cię wyzwał i... opluł i oni potem... cię kopali... - Głos jej drżał, nadal to do niej do końca nie dotarło. Carmen, widząc to, odrobinę złagodniała.
- Czyli najgorszego nie widziałaś, dobre i to.
- Tam były jeszcze gorsze rzeczy?! - zapytała przerażona Gryfonka.
- Tak. Ale nie wiem, czy ci to wszystko mówić, bo zaraz mi tu zemdlejesz. Niezbyt miłe przeżycia – rzuciła kąśliwym tonem.
- Jasne, właściwie to czemu miałabyś mi to wszystko mówić? - odpowiedziała Granger, kierując się do wyjścia.
- Hermiono... Hermiono! Odnośnie tego, co wcześniej powiedziałam, mówiłam poważnie. - Gryfonka przyspieszyła kroku. - Ja nie mam przyjaciół. - Miona prychnęła. - Mam tylko jednego. Jedną, konkretnie. Przyjaciółkę... Tak to się chyba odmienia, prawda?
Pani prefekt zatrzymała się w pół kroku i teraz patrzyła przenikliwym wzrokiem na towarzyszkę. Przypominając sobie cały dzień i słowa, które Car mamrotała w śnie (już wiedziała, kim jest Jack i prawdopodobnie, dlaczego mówiła jej imię) powiedziała tylko:
- Dobra.
- Jesteś niesamowita! Jesteś fantastyczna!
- No dobra, nie musisz przesadzać...
- Nie jesteś może taka jak inni, ale na pewno jako przewodnik światła jesteś bezkonkurencyjna.
- Super. Co?
- Niektórzy, choć nie są geniuszami, potrafią stymulować innych.
- Przed chwilą przepraszałaś. Nie zepsuj tego. A co zrobiłam tak cholernie stymulującego?
- Ooo, pani prefekt używa takich słów? - spytała Car, uśmiechając się. Uśmiechając! - A na poważnie, właśnie wpadł mi do głowy pomysł na nowy eliksir.
- Nie dziękuj.
- Niestety, już to zrobiłam.
Rozmawiały tak kilka minut i naprawdę świetnie się bawiły. Hermiona nie chciała zepsuć tego nastroju pytaniem, które miała zadać, jednak nie było wyboru. W końcu musiało ono kiedyś paść.
- Car, co oni ci zrobili? I dlaczego? Dlaczego Jack się do ciebie nie odzywał?
- Właśnie tego do dzisiaj nie wiem. Może coś usłyszał, może ktoś inny coś mu powiedział, nie wiem. I prawdopodobnie już nigdy się nie dowiem. To jest najgorsze. Do końca nie mam pojęcia, czy to przypadkiem nie była moja wina...
- Nie! Nie myśl tak! To musi być skończony idiota, skoro aż tak postąpił. Powinien z tobą porozmawiać, wyjaśnić wszystko, a nie doprowadzić do takiego stanu! - oburzyła się Hermiona.
- A najgorszego nie wiesz, nie widziałaś... - Car nagle strasznie posmutniała, zrobiła się wręcz blada.
- Mów, zniosę wszystko – odparła pewnie brunetka, chociaż tak naprawdę w duchu bardzo bała się tego, co usłyszy.
- Nie musisz tego słuchać, naprawdę...
- Ale chcę. Tak robią przyjaciele, wiesz? - Hermiona wstała z fotela, na którym do tej pory siedziała, podeszła do Carmen i delikatnie złapała ją za rękę. Dziewczyna wzdrygnęła się, ale jej nie cofnęła, za to spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością.
- To jest dla mnie... trudne. Oprócz moich rodziców właściwie nikt o tym nie wiedział. W ogóle cała sytuacja w szkole była ciężka. Nauczyciele mi nie pomagali, patrzyli na wszystko przez palce. Dyrekcja tak samo. Nie mogłam tego nigdzie zgłosić, bo pewnie by mnie zatłukli na śmierć. Właśnie, śmierć. To byłoby wybawienie, nie męczyłabym się tak. Zresztą, wszystko było lepsze od tego. Dlatego pewnego dnia nie poszłam do szkoły, za to naprzeciwko niej jest taki wysoki budynek. Mieszczą się tam różne biura i firmy. Weszłam na sam dach i stanęłam na krawędzi. Wiatr smagał mi twarz i to było naprawdę przyjemne. Pierwszy raz czułam się naprawdę wolna, tylko ja miałam władzę nad swoim życiem. Patrzyłam pięć pięter w dół i śmiałam się. Śmiałam się z tych głupków, z tych ludzi, którzy zniszczyli mnie i moje życie. Zrobiłam krok do przodu i... skoczyłam. Po prostu. I na początku to było świetne. Na początku, bo skok dłuży się niemiłosiernie. Setne sekundy zamieniają się w minuty, a same sekundy w godziny. I właśnie wtedy, jakoś w połowie drogi stwierdziłam, że nie chcę umierać. Że jeszcze mam dla kogo żyć i mogę to wszystko zmienić. I na koniec: z takim mózgiem jak mój, niewielu się rodzi. Uczepiłam się tej myśli i wiesz, że zaczęłam się modlić? Dziwne, prawda? Chciałam po prostu przeżyć. - Przerwała na chwilę, jakby coś rozważała. Po chwili ciągnęła dalej. - I kiedy już myślałam, że to nic nie da, że zginę marnie rozpłaszczona na chodniku, jakaś siła mi pomogła. Dojrzałam biały blask, który spowolnił mój upadek. Dumbledore. Ocalił mi życie. Nie pytaj mnie, jak się tam znalazł, bo nie mam pojęcia. Był potrzebny i przybył, to najważniejsze. Owszem, miałam dużo siniaków i parę złamań oraz skaleczeń, wylądowałam na tydzień w Świętym Mungu, ale przeżyłam. Do dzisiaj mam bliznę na prawym ramieniu. Przeżyłam i nauczyłam się cieszyć z każdej cennej chwili życia. Carpe diem.
- Wow. To tak się tu znalazłaś? Dumbledore cię przeniósł?
- Tak, pomógł mi we wszystkim. Udostępnił mi nawet myślodsiewnię, w razie gdyby było mi naprawdę ciężko. I ostatnio było.
- Ja... Jeju, jeszcze raz cię przepraszam, Carmen. – Hermiona nachyliła się, by przytulić przyjaciółkę, jednak ta delikatnie się odsunęła.
- Nie masz za co przepraszać. Już nie. To ja nic nie mówiłam... No i już wiesz, czemu nie lubię, jak mnie ktoś dotyka. To wciąż boli. Bardzo. I im bardziej się do kogoś przywiązuję, tym bardziej się boję, że go stracę. Dlatego jestem samotna. Samotność mnie chroni.
- Nie bój się, ja taka nie jestem – zapewniła Hermiona.
- Wiem. To widać. Ale ostatnio liczą się dla mnie czyny, a nie słowa. A teraz mi powiedz, co wymyśliłaś, bo nie możesz już usiedzieć.
Gryfonka aż podskoczyła z zaskoczenia, ale zaraz się opamiętała. W końcu to było ważne.
- Carmen, potrzebuję twojej myślodsiewni. Widziałaś, że Ginny podoba się Malfoy, prawda?
- Jasne, to oczywiste.
- No właśnie. Z tym, że nie dla tego Ślizgona. Chodzi o to, że oni już byli razem. To znaczy, całowali się i w ogóle. Tylko, że on był wtedy pijany i nic nie pamięta. Chciałyśmy podać mu Eliksir Golgiego, ale nie wyszło i...
- Zaraz, zaraz... To ty mi zwinęłaś moją gazetkę? - zapytała Car, unosząc pytająco brew.
- Tak, ale była niezbędna! - Hermiona oblała się czerwonym rumieńcem.
- Dobra robota. Byłaś podejrzaną numer 1, ale nie miałam dowodów, więc brawo. Kontynuuj.
- Z eliksirem nie wyszło, więc biedna Ginny nie wiedziała, co zrobić. Ja też nie. Ale skoro masz myślodsiewnię, to wystarczy wrzucić tam wspomnienie z tamtej nocy i pokazać Draco. To jak, pożyczysz ją? - Brunetka rzuciła Car błagalne spojrzenie. Po chwili dostała odpowiedź.
- Nie...
- Ale...
- Nie przerywaj mi. Nie lubię tego. Nie tylko wam ją pożyczę, ale również pomogę. Mam pomysł, jak mu to pokazać. A teraz mów, co tam z Potterem.
Obie dziewczyny zaczęły się śmiać, co nie wróżyło dobrze Draconowi Malfoyowi.
***
Później Harry poszedł z Hermioną i przyjaciółmi na kolację. Nie odstępował jej na krok, cały czas ją tulił. Był szczęśliwy.
Po posiłku poszli do Pokoju Wspólnego i wyszło na to, że znowu uczestniczyli w "Wieczorze z Bliźniakami" jak to nazwali Fred i George. Znowu było śmiesznie i wesoło, aż rozbolały ich brzuchy od ciągłych chichotów. W końcu około jedenastej wszyscy udali się do swoich dormitoriów. Harry i Ron szybko się przebrali i położyli do łóżek. Byli bardzo zmęczeni, sami nie wiedzieli konkretnie, dlaczego. Może po prostu chodziło o to, że dla każdego dzień był pełen wrażeń. No i jeszcze wczorajsza impreza.
Harry prawie natychmiast zasnął.
Grał w qudditcha i właśnie leciał na miotle po znicza, gdy nagle pojawiła się przed nim wielka McGonagall, mówiąca, że znicze się skończyły i powinien poszukać gdzieś indziej. Natychmiast spadł z miotły i szybko przeniósł się do chatki Hagrida. Otworzył drzwi i natychmiast je zamknął, bo zastał w środku Snape'a myjącego włosy. Szamponem Hermiony, należy dodać. Odwrócił się i znalazł się nad jeziorem. Szybko wyłoniła się z niego Wielka Kałamarnica ubrana w jedwabną kamizelkę i przemówiła głosem Freda Weasleya:
- Musisz zabrać Krówkowe Łamaczki od nas i dać je Sam-Wiesz-Komu. Tylko one go mogą powstrzymać. Nie ma nosa, więc spowodują one konflikt w organizmie, który zmieni go w puchowego króliczka.
Kałamarnica zmieniła się w smoka, który nagle zaczął zmieniać się w węża. Nie, nie w węża. To było coś wężopodobnego, ale zdecydowanie nie wąż... To coś patrzyło na Harry'ego czerwonymi, przekrwionymi oczami i syczało. Tak, zdecydowanie syczało. Voldemort.
- Harry Potterze... Ssss... Jeśśśśśli nie zosssstawisssz tej sssssssszlamy w ssspokoju, to ssspotka ją niemiła niessspodzianka... Wierz mi, mogę to zrobić... Mogę ciebie, ją, znissszczyć... Zassstanów sssię nad tym...
Harry obudził się zlany potem. Blizna piekła go niemiłosiernie. Czuł, że zaraz pęknie mu mózg, a potem roztopi się i wyleje przez uszy. W oczach czuł słone łzy bólu. Chciał krzyczeć, wrzeszczeć, ile sił w płucach. Ale nie mógł. Jeśli to zrobi, obudzi praktycznie cały Gryffindor i znowu zostanie uznany za mięczaka. A poza tym Voldemort może coś zrobić Hermionie. Nie pozwoli na to. On, Harry Potter, Wybraniec, ze wszystkich ludzi, nie może się poddać. Musi ją chronić.
___________________________
Oto Carmen. Przelałam tu cały swój ból z trzeciej klasy gimnazjum. Naprawdę, mobbing to nic fajnego. Oczywiście, ja nie zamierzałam się zabić, ale tu chciałam Wam pokazać dramatyzm takiej sytuacji. Poważnie, brońcie takich osób, bo one same są za słabe, a "pedagodzy" kompletnie nie pomagają. Jest tylko gorzej.
Więc tak :
OdpowiedzUsuńObrażam się nadal :D Ale to nie zmienia faktu że zachowam się profesjonalnie i skomentuję XD
Myśli Carmen - ja ciesz pierdziele O.O Masakra O.O Ale żeby się nad nią tak znęcać? O.O
Carmen i Hermiona będę przyjaciółkami ja to wiem XD Ej, u mnie w mieście jest taki most na którym zakochani no i też zdarza się że przyjaciele wieszają kłódki :D Niech one też sobie powieszą, co im szkodzi XD
I syk Voldemorta mistrzowski :D
Dobrze, tyle ode mnie. Idę się fochać z przytupem ( czy coś w tym rodzaju ) i takie tam :D
Żegnam XD
Nie wiem czemu, ale dla mnie ten rozdział jest bardzo "Jokerowy". No dobra, wiem. Pewnie dlatego, że ja wciąż wierzę, że jego też zniszczyli ludzie (dalszego wykładu na temat tej postaci Ci oszczędzę).
OdpowiedzUsuń"No i już wiesz, czemu nie lubię, jak mnie ktoś dotyka. To wciąż boli. Bardzo. I im bardziej się do kogoś przywiązuję, tym bardziej się boję, że go stracę. Dlatego jestem samotna. Samotność mnie chroni." Masakra, mam to samo. Nienawidzę jak ktoś mnie dotyka i nie lubię przywiązywać się do ludzi. To tylko potwierdza, że w poprzednim życiu byłam Carmen.
We śnie Harry'ego jakoś w głowie zapaliła mi się lampka z podpisem "ZA DUŻO 'NAGLE'". Ale ogólnie oddałaś nieposkromioną wyobraźnię ludzką we śnie.
Z Hermioną i Car ciut słodko. A w tej bajce są smoki? Nie lubię słodkich historii. Ale to już chyba gdzieś mówiłam.
Nie martw się, że gadasz do siebie. I tak masz lepiej niż ja, bo ja rozmawiam ze sobą szeptem przy ludziach. No i kłócę się ze sobą w myślach...
W tym rozdziale też było swojsko, ale ja już tak mam, że widzę niewidzialne (W POPRZEDNIM ŻYCIU BYŁAM CARMEN, wspominałam już?).
Co do nominacji: kocham ludzi, którzy piszą "niech czują się nominowani (i tu wpisują jakiś warunek, który mnie obejmuje)". Nienawidzę pisać o sobie (wbrew pozorom...) i to jest świetny sposób, żeby się wymigać.
Amen. Rozpisałam się i dobrze. Teraz możesz się pojarać moim komentarzem i powiesić go na ścianie koło plakatu Johnny'ego (tak mnie jakoś wzięło na ironię...).
Ło Jezu! Rozdział jest taki... realny. Dziwnie się czułam go czytając, bo miałam (i mam) podobne przeżycie co Carmen, tylko zabić się bym nie potrafiła. Jestem tchórzem ze straaaaasznie niską samooceną, co próbuję ukryć moim sarkazmem i wredotą. Ale mnie (na szczęście) nikt jeszcze nie bił. Jeszcze...
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podobał sen Harry'ego. Taki pokręcony i przezabawny. No normalnie nadal się do monitora szczerzę.
To ja cię pozdrawiam i weny życzę!
Cudowny rodział *.*.
OdpowiedzUsuńBiedna Carmen, ten jej życiorys, każdemu kto przez to przechodził współczuję. Cóż teraz wiemy, dlaczego była taka ostra. Cieszę się, że zaczęły się przyjaźnić, Hermiona na pewno bd dla niej dobrą przyjaciółką. I co mają zrobić z Draco??? Nie mogę się już doczekać ;). I och Harry. Te jego wizje. I jego decyzja, że ją ochroni <3. Hahahah i bliźniaki wcześniej...To chyba moi ulubieni bohaterowie z HP. Dobra nie bd się tak rozpisywać, pisz szybciutko rozdzialik, już się nie mogę doczekać.
Życzę weny ;*** i Pozdrawiam,
Honeyed Girl.
Takie tam inspirowane Hounds of the Baskerville <3 dobra robota, my dear. Carmen jest Sherlockiem, jego kocham, więc ją tez. Rozdział ma jedną wadę- za krótki :) Lubię twoją Hermionę, ma ciekawy, osobliwy charakter.
OdpowiedzUsuńDziewczyna z Aska :D (ta wiesz, mam nadzieję)
Lubię tę listę utworów, która jest tam ^^ na górze, to z Sherlocka potrafię zagrać na pianinie, sentyment niesamowity. Przeraza mnie to jak wiele rzeczy lubisz tak samo jak ja :))
OdpowiedzUsuńŁadnie to ktoś wyżej ujął że taki realny jest ten rozdział. Przeżycia Carmen, jej przeszłość i te wszystkie zdarzenia.. A po tym wszystkim sen Harry'ego wydaje się taki śmieszny i wręcz nie na miejscu, ale oddaje możliwości ludzkiej wyobraźni.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz i nie przestawaj :)
Czekam na więcej.. <3
z.
Rozdział idealny! CARMEN CARMEN CARMEN, doskonale wiem co ona czuje... Biedna Herma ten Barnabas to jej w życiu namiesza jeszcze coś czuję :( A no i co do Dracona i Ginny, no to już współczuje Draconowi tego co zamierzają zrealizować w swoim planie Car i Herma XD Coś czuje ,że to będzie coś genialnego. Mówiłam ci już ,że masz genialną playlistę ? Nie ? To ci mówię! Co do rozdziału tak jak napisałam dla mnie jest on perfekcyjny, czekam na next :)
OdpowiedzUsuńOliwkowaa.
Krótko mówiąc kobieto jesteś swietna i genialna i w ogóle :D daj następny rozdział :P
OdpowiedzUsuńsuper!! no nawet nie wiem co napisać!
OdpowiedzUsuńjak ci się nudzi, to weź zajrzyj co?
http://dziewczyna-zmienia-hogwart.blogspot.com
Genialny, fajnie, że wyjaśniło się (no jasne samo ^^) dlaczego Car jest taka.
OdpowiedzUsuńczekam na nexta :)
pozdrawiam
julla
Super zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://hermionagrangerdracomalfoy.blogspot.com/
Hey. Tworze nowy blog. Będzie to rejestracja blogów potterowskich :)
OdpowiedzUsuńMogę Cię zapisać? Jeśli tak to proszę zrób małą notatkę, a o to blog: http://rejestrblogowpotterowskich.blogspot.com/
Każdy blog potterowski może się zapisać:)
hej, 13 jest w poniedziałek ;) popraw czy jest 13 czy 11 :)
OdpowiedzUsuńale dlaaaczeeegoooo??!
OdpowiedzUsuńczemu nie dzisiaj tylko jutro? ;C
jeszcze 9 min tylko ;d
OdpowiedzUsuńekhem czekamy :P
OdpowiedzUsuńŁaaa hahahahahahahaha Snape MYJĄCY WŁOSY hahahaha SZAMPONEM HERMIONY O LOLLL
OdpowiedzUsuńKasiuunia