"W świecie pełnym nienawiści ciągle musimy mieć nadzieję.
W świecie pełnym zła, wciąż musimy być pełni otuchy.
W świecie pełnym rozpaczy, nadal musimy mieć odwagę,
by marzyć. W świecie zanurzonym w nieufności,
my ciągle musimy mieć siłę, by wierzyć."
- Michael Jackson
Severus Snape był w złym humorze. Mało tego – gotowało się w nim ze złości. Oczywiście nie dawał tego po sobie poznać – przybierał swoją zwykłą maskę obojętności. Jego męska duma kazała mu ukrywać złość z powodu nowego roku szkolnego. Znowu będzie musiał się męczyć z tymi idiotami! Sprawdzać debilne eseje, pilnować, żeby jakiś gamoń nie spowodował wybuchu kociołka, dyżurować na korytarzu w nocy i odsyłać zbyt mocno zaznajamiających się uczniów do dormitoriów... Przynajmniej mógł odbierać punkty.
Z zamyślenia wyrwał go szum oklasków. To Dumbledore skończył swoją coroczną przemowę. Nagle na stole pojawiło się mnóstwo najróżniejszych potraw. Mistrz Eliksirów nałożył sobie dużą porcję pieczonego kurczaka z ziemniakami i zabrał się do jedzenia.
Uporawszy się z udkiem, zaczął wodzić wzrokiem po stołach uczniowskich. Jego wzrok spoczął dłużej na tym Gryffindoru. Kolejny rok męczenia się z Potterem i Weasleyem... Chociaż nie! Nie zdali SUM-ów na Wybitny, więc nie będzie musiał na nich patrzeć co lekcję! Z radości aż miał ochotę zatańczyć taniec zwycięstwa na stole, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Przecież jakby to wyglądało! Owszem, był dobrym tancerzem, lecz nie uśmiechał mu się widok tych wszystkich zdziwionych i rozdziawionych ust osób wpatrujących się w niego. Nie, to zdecydowanie nie był dobry pomysł.
Tak rozmyślając, wziął się za skrzydełko i jego wzrok powędrował dalej. Zauważył nową i, mimo wszystko, dość ładną dziewczynę siedzącą przy Granger. Tak, na pewno była nowa. Wkładała przecież Tiarę Przydziału. Pewnie kolejna wielce "odważna i bohaterska" dziewucha chcąca uratować świat przed Czarnym Panem. Zapewne teraz Święta Trójca zmieni się na Świętą Czwórkę. Albo Czworo Wspaniałych. Albo Drużynę Czterech... Zaraz, STOP! Za dużo się naoglądał mugolskich filmów!
Nagle dziewczyna się odwróciła i spojrzała w jego stronę. Poczuł się dziwnie, jego umysł zaczął krzyczeć jeszcze bardziej niż zwykle, myśli zapętliły się w węzeł gordyjski, a puls przyspieszył. Nie wiedział, co się dzieje, ale ani się spostrzegł, a już jego usta cichutko szeptały jedno słowo. Legilimens! Wszystkie wspomnienia zawirowały, w głowie mu zaszumiało i... nic! NIC! Ta szesnastolatka odepchnęła go swoim umysłem! JEGO! Wielkiego Mistrza Eliksirów, Severusa Snape'a, potrójnego szpiega, człowieka, który codziennie oszukiwał myślami samego Czarnego Pana!!!
Nie miał pojęcia, dlaczego chciał wejść do jej głowy, ale nagle zrozumiał, że oto patrzy na kogoś, kto dorównuje mu umysłem! A może ona też nie może powstrzymać tego ciągłego, nieprzerwanego strumienia myśli, który targał nim przez całe życie i nie pozwalał umysłowi odpocząć? Może też ma to ogromne poczucie beznadziejności egzystencji i idiotyzmu większości ludzi stąpających po świecie? Może...
Rozważania Severusa przerwał nagły ból. Ból w lewym przedramieniu. Mroczny Znak.
Szyko dokończył jeść i wstał od stołu, po drodze porozumiewawczo zerkając na dyrektora. Później się zastanowi nad tą niewątpliwie ciekawą kwestią.
Wyszedł na pusty korytarz i dotknął różdżką symbolu swojej wcześniejszej słabości, nienawiści do wszystkiego i wszystkich, a zwłaszcza do Jamesa Pottera, Syriusza Blacka, Remusa Lupina i Petera Pettigrew. To oni go dręczyli i poniżali przez całe siedem lat. To właśnie przez nich zainteresował się czarną magią i zgodził przystąpić do Voldemorta. Zrobili mu z życia piekło, jakby mało mu było w domu. Ojciec alkoholik, a matka... szkoda słów.
Stał przed mrocznym budynkiem. Szybko wszedł do środka, minął innych Śmierciożerców i przybrał maskę pokory oraz wiecznego oddania. Wnętrze było bardzo ciemne i obskurne. Poszarpane zasłony ledwo przysłaniały ogromne okna, a mimo to wewnątrz panował mrok. Albo po prostu w powietrzu kłębiły się złe plany knute przez Wężą Mordę? Ukląkł przed Tomem Riddlem i głosem pełnym największego uwielbienia, rzekł:
- Panie...
- Wstań, Severusie – dobiegł go złowieszczy syk z góry.
Bez wahania wykonał polecenie. Wiedział, czym w tym przypadku grozi choć chwila zwłoki czy nieposłuszeństwa.
- Powiedz mi... Co się stało w Expresie Hogwart-Londyn?
- Nie mam pojęcia, panie... Victor miał się tylko rozejrzeć, a nie zatrzymywać pociąg i wąchać szyję Pottera...
- Nie wymawiaj tego nazwiska!!!
- Oczywiście, panie... Jak już mówiłem, nie było w planach, aby go ktoś zauważył!
- Ale zauważył! I co ja teraz poradzę? Przecież potrzebna jest mi ta gromada krwiopijców!
- Można wiedzieć, do czego, panie?
- Wszystko w swoim czasie, Severusie... Wszystko w swoim czasie... A tymczasem masz misję do wykonania! Masz spróbować rozbić Święte Przymierze z Wybrańcem na czele. Skłóć ich. Zrób coś, żeby nie byli wiecznie razem.
- To zaszczyt, mój panie.
- Wiem. Możesz odejść. Niech wszyscy się rozejdą. Ty nie, Bello. Zostań na chwilę.
Snape szybko się deportował, podobnie jak reszta Śmierciożerców. Została tylko Bellatrix. Stała tam, wpatrując się w Voldemorta z uwielbieniem, z żądzą, z pożądaniem... Jej oczy lśniły z podniecenia niezdrowym blaskiem.
Riddle podszedł do niej powolnym krokiem, a ona aż zadrżała, gdy zaczął bawić się kosmykiem jej czarnych włosów. Przyłożył swoje usta do jej ucha i cicho wyszeptał:
- Możesz już iść. Pamiętaj o swojej misji...
- Tak, mój panie... - Jej głos wręcz ociekał rozkoszą, jaką powodował dotyk Toma...
Gdy tylko odsunął się od niej, rzuciła mu ostatnie, tęskne spojrzenie i odeszła.
Lord Voldemort z lubością rozsiadł się na swoim tronie na podwyższeniu. Spojrzał w kierunku wyjścia. Tak... Bellatrix była bardzo piękna, w dodatku na każde jego zawołanie i czasem się zastanawiał, czy aby sobie nie pozwolić na...
STOP. Lord Voldemort nie ma uczuć. On nie pożąda, nie kocha. Nie powinien...
***
Hermiona szła pustym dziedzińcem w stronę sali od transmutacji, gdy nagle ujrzała Harry'ego. Myślała, że chce ją o coś zapytać, o czymś porozmawiać. Ale nie. Podszedł do niej zdecydowanym krokiem. Był blisko. Bardzo blisko. Za blisko? Jak dla niej to mógłby być jeszcze bliżej...
Położył dłonie na jej biodrach i przysunął do siebie. Nie opierała się. Pragnęła tego, marzyła o tej chwili od dawna... Już ich głowy pochylały się ku sobie, usta były coraz bliżej, wargi wręcz się stykały...
Nagle rozległ się okropny krzyk. Rozbłysło zielone światło, które ją oślepiło. Usłyszała wrzask bólu Harry'ego. Gdy otworzyła oczy, od razu je zamknęła. Leżał tam, przed nią. Cały we krwi, z pustymi, niewidzącymi oczyma... W dłoni ściskał różdżkę. Uniosła powoli wzrok i zobaczyła to, czego obawiała się jeszcze bardziej. Niepewnie spojrzała w te wąskie, czerwone źrenice i wężowatą twarz. Poczuła, jak Nagini owija się wokół jej nóg. Słabła. Ostatkiem sił wydusiła z siebie:
- Nie dam ci wygrać... Nie zwyciężysz... Nie masz miłości, nie rozumiesz, czym ona jest... Dobro zawsze zwycięży, słyszysz?! Zawsze! Avada...
Ale nie zdążyła dokończyć, bo padła martwa na ziemię. Lord Voldemort tylko uśmiechnął się szyderczo i dokończył za nią:
- ...Kedavra! Żryj gruz, nędzna szlamo!!!
I zaśmiał się złowieszczo.
Wygrał.
***
Hermiona obudziła się cała zlana potem. Dyszała ciężko i mimo powtarzania, że to tylko zły sen, nie mogła się opanować. W końcu złapała oddech i usiadła na łóżku. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech...
Spojrzała w stronę okna. Słońce właśnie wschodziło. Rozszczepiało kolory nieba na różowy, pomarańczowy, żółty... Przypomniała jej się tamta chwila w pociągu. Nagle ogarnęła ją niepohamowana złość. Gdyby nie ta głupia dziewczyna (oczywiście nie w kwestii inteligencji, tylko jej... jej... Och, no wiecie, o co chodzi!), to może Harry powiedziałby jej coś ważnego, coś, co zmieniłoby wiele w ich relacji. A ona tak sobie wchodzi bez pardonu i rujnuje atmosferę! Na dodatek ją upokarza i sprawia, że Potter zapomina o całym świecie!
SPOKÓJ!
Opanuj się, może ona taka wcale nie jest! A co, jak jest? To będziesz miała cały rok, żeby się na nią wkurzać.
No, dobra... Może jej przecież dać szansę, prawda?
Dopiero teraz zauważyła, że Carmen siedzi przy oknie i wpatruje się w horyzont. Nogi miała podciągnięte pod samą szyję, a kolana oplotła dłońmi.
- Cześć, jak się spało? - Spróbowała zagadnąć dziewczynę.
- Szczerze mówiąc, to średnio. - Hermiona nie wiedziała, co odpowiedzieć. - Spójrz na to niebo.
- Patrzę. Jest piękne.
- Owszem, jest piękne, ale się zmienia. Na dodatek nigdy nie przemija. Jest inne niż człowiek. Słońce zachodzi, żeby później z powrotem wzejść, ale tak naprawdę, to świeci zawsze. W innym miejscu na świecie, lecz zawsze. Ma to jakiś większy cel. My natomiast rodzimy się pewnego dnia, wiedziemy życie ograniczające się do bezproduktywnej i szarej codziennej egzystencji, by pewnego dnia po prostu zejść z tego świata i już nigdy nie wrócić. Nigdy. Chociaż zapewne ma to jakiś głębszy sens, musi mieć. Po cóż w takim razie warto byłoby żyć? Po coś trzeba żyć, trzeba coś robić, bo inaczej człowiek zwariuje! - Nawet nie zauważyła, że dziewczyna trzymała ją za ramiona i lekko potrząsała, patrząc przy tym niewidzącym wzrokiem w ścianę za burzą brązowych loków. - Ty to wiesz i ja to wiem, ale czy oni wiedzą?
- Nie wiem, nie sądzę...
- Aha! - Carmen poderwała się szybko. - O nie, znowu to samo. Musisz się przyzwyczaić. Czasami mówię bardzo dużo, aż robią się z tego filozoficzne wywody, a czasem bywa tak, że całymi dniami siedzę zamyślona i się nie odzywam. Nie jestem wtedy obrażona, po prostu tak mam.
- Nie szkodzi. Każdy ma swoje dziwactwa, prawda?
Brown tylko wzruszyła ramionami. Hermiona umyła się i ubrała, a potem zaczęła budzić Parvati i Lavender.
- Jeszcze tylko chwileczkę...
- Sekundkę chociaż, małą chwilkę...
- Nie ma mowy! - Zagrzmiała brunetka i zaklęciem ściągnęła im kołdry. - Dzisiaj pierwszy dzień szkoły, musicie wcześniej wstać. Och, ruszajcie się, no! Dobra, same tego chciałyście... Aguamenti!
Nastolatki poderwały się jak oparzone. A właściwie to jak pomoczone. Woda skutecznie przepędziła im resztki snu i teraz tylko patrzyły naburmuszone na Mionę i Carmen, które nie mogły powstrzymać śmiechu.
- To nie jest zabawne – fuknęła, udając obrażoną, Patil.
- Ależ jest – powiedziała, w pauzie pomiędzy kolejnymi wybuchami chichotu, Granger. - To jest... haha... bardzo... haha... zabawne... HAHAHA!!!
Teraz już wszystkie zwijały się na podłodze. Po pięciu minutach, gdy już rozbolały je brzuchy, postanowiły się pozbierać.
Hermiona zeszła z Carmen do Pokoju Wspólnego. Tam już czekali na nich Harry, Ron, Fred, George i Ginny. Przywitały się i już mieli wychodzić, kiedy nagle zapanowało głębokie poruszenie. Na tablicy ogłoszeń widniała bowiem kartka:
Informuję, że w tym roku kapitanem drużyny
Quidditcha został pan Harry Potter.
Natomiast przesłuchania do szkolnej reprezentacji
Gryfonów odbędą się w ten piątek
o godzinie siedemnastej na szkolnym boisku.
Własna miotła nie jest wymagana, jednak mile widziana.
Profesor Minerwa McGonagall
- Gratulacje, Harry! - Wszyscy rzucili się na niego i życzyli jak najlepiej.
- Ale przyjmiesz nas do drużyny, co? - Bliźniacy wyszczerzyli zęby w uśmiechu.
- Dajcie mu spokój, przecież musicie najpierw być najlepsi – skarciła ich Hermiona.
- A kto powiedział, że nie jesteśmy? - Fred i George wydawali się być zdziwieni, że nie wie, jakimi są cudownymi pałkarzami. Brunetka natomiast tylko wywróciła oczami i zaciągnęła ich do przejścia pod portretem.
Korytarze były pełne uczniów, zarówno tych starszych, jak i zdezorientowanych i trochę przerażonych pierwszorocznych.
- My naprawdę byliśmy kiedyś tacy mali? - Zapytał ze zdumieniem Ron.
- Trudno uwierzyć, prawda? - Harry uśmiechnął się do niego smutno. - Jak ten czas szybko zleciał.
- To prawda, ale pamiętaj, że trzeba iść cały czas do przodu i nie oglądać się na przeszłość – podsumowała Ginny. - A teraz chodźcie już w końcu na śniadanie! Padam z głodu.
Przytaknęli i wkroczyli do Wielkiej Sali. Usiedli przy stole na swoich stałych miejscach i zaczęli jeść. W trakcie śniadania profesor McGonagall rozdawała im plany lekcji. Hermiona spojrzała na swój i cicho zaklęła. Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami! Nie zapowiadało się dobrze. Potem co prawda miała być obrona przed czarną magią i zielarstwo, ale i tak była wkurzona. Natomiast Harry i Ron patrzyli ze zdziwieniem i rozdziawionymi ustami na swoje rozkłady zajęć. Dziewczyna natychmiast ich zapytała:
- Co się tak gapicie? Coś nie tak?
- No raczej! Mamy eliksiry! - Wybuchnął skonsternowany Weasley.
- Jak to?! Przecież nie dostaliście Wybitnych na SUM-ach...
- Nie dostali, panno Granger, to prawda – potwierdziła opiekunka Gryfonów. - Ale profesor Dumbledore stwierdził, że dla pana Pottera i jego przyjaciół eliksiry to priorytet, jeśli mamy pokonać Voldemorta. No i dzięki temu możecie pomyśleć o zostaniu aurorami.
- Profesor Snape już wie? - Harry skrzywił się wymawiając to nazwisko. Nienawidzili się wzajemnie. Mimo wszystko chłopak cieszył się nową nadzieją na zdobycie wymarzonego zawodu.
- Zaraz go poinformuję. Coś mi się wydaje, że nie będzie zachwycony, ale musi uszanować i zaakceptować decyzję dyrektora. – Minerwa uśmiechnęła się na myśl szału, w jaki wpadnie Severus, i jego wyrazu twarzy, gdy dowie się o kolejnych lekcjach z Wybrańcem.
Przyjaciele w spokoju dokończyli śniadanie. Przez cały ten czas Carmen nie odezwała się ani słowem, chociaż starali się ją trochę zagadać. Nic. Tylko dłubała widelcem w swoim talerzu z jajecznicą.
Wstali od stołu i ruszyli w stronę lochów. Na miejscu było już trochę ludzi, w tym Malfoy ze swoją obstawą. Całe szczęście, że Ginny miała lekcje gdzie indziej, bo mogłaby dostać wytrzeszczu. Draco miał nieskazitelnie białe zęby, głębokie oczy i starannie ułożone blond włosy. Ubrany był w gustowną czarną koszulę i szmaragdowy krawat oraz nową, również czarną, szatę. Odgarnął dłonią grzywkę i zwrócił się do Hermiony najbardziej pogardliwym tonem, na jaki było go stać. A stać go było na bardzo wiele.
- Ej, Granger, co się tak na mnie gapisz? Chcesz zobaczyć, jak wygląda prawdziwy czarodziej?
- Nie, Malfoy. W przeciwieństwie do ciebie, JA wiem, że czarodziej powinien umieć się wyrażać. A i jeszcze nie mieć rodziców Śmierciożerców.
- Oni przynajmniej nie są nędznymi mugolami, wredna szlamo!
- Racja. Mają lepiej. W końcu są podnóżkami Voldemorta, to chyba o wiele lepsze zajęcie...
Ale nie dokończyła, bo właśnie wyczuła, że ktoś za nią stoi. Cholera! Snape zgromił ją wzrokiem i odjął Gryffindorowi piętnaście punktów. Nie pomogły tłumaczenia – przyzwyczaiła się już.
Mistrz Eliksirów był zdecydowanie nie w humorze. Ruchem ręki wpuścił ich do środka i warknął coś o siadaniu. Wszyscy go posłuchali. Wiedzieli, czym w takim wypadku kończy się choć chwila nieposłuszeństwa. Szybko się rozpakowali i obserwowali, jak ich nauczyciel się o coś wścieka i przechodzi przez ciężkie, czarne drzwi do gabinetu. Tak, to będą zdecydowanie ciekawe dwie godziny...
jak na razie moim zdanie to jest najlepszy rozdział ze wszystkich <3
OdpowiedzUsuńPopieram całkowicie blond-wredotę. Zdecydowanie zawyżasz sobie poziom, już od poprzedniego rozdziału. Pokazujesz w końcu na co cię stać. Rozdział był dosc długi, przyjemnie się go czytało, działo się kilka rzeczy, które tylko rozbudziły moją ciekawosc. Muszę cię ogromnie pochwalic za kreacje bohaterów!!!
OdpowiedzUsuńKażdy z nich ma swoje uczucia, wspomnienia, przekonania. Są żywi! Nawet nie wiem, czy nie lepsi niż pani Rowling! Ona skupiała się przeważnie na bohaterach dobrych i ich emocje opisywała. Zrobiła to wspaniale, przyznam, że pod względem charakteru była od ciebie lepsza. Ale ty, w przeciwieństwie do pani Rowling pokazałas mi życie Voldemorta. To było cos wspaniałego - jakbym odkrywała cały ten swiat na nowo.
W dodatku umiesciłas w tym rozdziale kilka mądrych mysli, co też bardzo cenię, bo nie każdy potrafi wplesc cos takiego do opowiadania. Ukłony w twoją stronę!
Masz wielki talent, piszesz coraz lepiej, tylko chwalic! *.*
Pozdrawiam! <3
Zgadzam się z blond-wredotą. Zdecydowanie najlepszy rozdział. Podoba mi się twój Voldemort :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na 13 rozdział www.hermionadraco.blogspot.com
to opowiadanie jest niebezpiecznie wciągające, czekam na jeszzcze...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - potterowe autografy i jeszcze więcej magii ;)
Miałam dziwne wrażenie że czytałaś bloga mrocznej88. Trochę podobieństw. Ale coraz lepiej!
OdpowiedzUsuńHAHAHA ZRYJ GRUZ SZLAMO HAHA PADLAM
OdpowiedzUsuńVoldemort zlecil misje Severusowi- skłócenie przyjaciół. Zobaczymy jak rozwiniesz ten wątek. :) świetne zakończenie, zachęca mnie do przeczytania kolejnego rozdzialu. Wampiry slużą Czarnemu Panu. Interesująco. Doma95
OdpowiedzUsuńBoskie boskie boskie boskie boskie boskie boskie boskie boskie boskie
OdpowiedzUsuńPaniCollins
szkoda tylko ze tak wiele tu nalotów z mrocznej.....
OdpowiedzUsuńO tak. "Twoj" Draco jest swietny. Oby nie zamienil sie z dnia na dzien w ciepłą kluchę przy Rudej.
OdpowiedzUsuń