"Jak to dobrze, że skończył się już
Ten podły dzień, co mi Cię zabrał
Ciężko było tak po prostu przyjść
I usłyszeć, że dla Ciebie umarłem."
Cisza panująca między nimi była
niezręczna. Właściwie to ten rodzaj ciszy, kiedy wiadomo, kto
powinien się odezwać, ale nie robi tego, bo jest zbyt niepewny. A
druga osoba czeka.
W Harrym aż się gotowało ze złości.
Pierwszy raz w życiu miał ochotę strzelić w kogoś klątwą i nie
był to Voldemort ani Snape. Właściwie to można stwierdzić, że
Mistrz Eliksirów uratował mu życie, kiedy był w szpitalu, więc w
obecnej chwili liczył się tylko Riddle. I Ginny.
- H-harry... - odezwała się cicho.
- Ja naprawdę...
- Nie obchodzą mnie teraz twoje
przeprosiny – przerwał jej, po czym zacisnął zęby. - Odpowiedz
dlaczego to zrobiłaś albo naprawdę zrobię się nieprzyjemny.
- D-dobrze... Tylko nie bądź
zły... To znaczy bardziej zły... To znaczy... Ja...
Mimo wszystko zrobiło mu się jej
odrobinę żal. Złapał ją za ramię i lekko potrząsnął.
- Ginny, oddychaj. Powoli i
spokojnie.
Musi wziąć się w garść. Nie może
się wygadać. Trzeba chronić Draco.
Wciągnęła dużo powietrza i trochę
jej się polepszyło. Usta zacisnęła w wąską linię, a w oczach
pojawiła się dawna determinacja. Myśl, Ginny. Uda się.
- Harry, chodzi o to, że... Że ja
wciąż coś do ciebie czuję – wyrzuciła z siebie. Z obawą
spojrzała na chłopaka, który zastygł w wyrazie szoku.
- Ja... Nie wiedziałem. - Nic
innego nie przyszło mu do głowy. Miał kompletny mętlik i nie
miał pojęcia co powinien zrobić, jak się zachować. Przełknął
nerwowo ślinę. - Rozmawialiśmy o tym już kiedyś i sądziłem,
że...
- Tego nie da się ot tak wykasować.
- Spojrzała na niego nieśmiało. - Mnie wciąż boli, ciągle
przypominam sobie o tobie. Nic na to nie poradzę. Przepraszam.
Harry zamrugał kilka razy, po czym
przypomniał sobie, od czego tak naprawdę zaczęła się ta rozmowa
i znów chłód wypłynął na jego twarz. W oczach błyszczały
stalowe iskry.
- A jednak to nie jest powód, dla
którego niszczy się czyjś związek! I to w taki sposób! Co to
było za zaklęcie? - Ginny przełknęła ślinę.
- Znalazłam je w bibliotece, już
nie pamiętam formuły. - Przecież nie powie mu, że to czarna
magia, której kazał jej użyć Draco. - Chciałam je najpierw
tylko wypróbować, ale chyba się trochę zapędziłam i...
- Trochę zapędziłam. To
nie jest usprawiedliwienie, to nie jest trochę, to nie jest
powód! Ginny, to zazdrość, a w prawdziwej miłości nie ma na coś
takiego miejsca. Uparłaś się, żeby mnie "kochać".
Takich rzeczy się nie robi, gdy jest się zakochanym, tak naprawdę.
Wtedy... wtedy trzeba cieszyć się szczęściem tej drugiej osoby,
ponieważ tak naprawdę to ona sprawia, że masz ochotę wstać rano
z łóżka, spojrzeć w niebo, bo przecież ona patrzy w to samo
niebo...
Ukrył twarz w dłoniach, aby nie
zobaczyła jego łez. Harry, weź się w garść! Jesteś Wybrańcem,
nie możesz sobie na coś takiego pozwolić!
- Nie chciałam cię doprowadzić do
takiego stanu – oznajmiła Weasley, wgapiając się w podłogę. -
To naprawdę miało wyglądać zupełnie inaczej...
- JAK?! - wrzasnął Potter, aż
podskoczyła z nerwów. - JAK inaczej ma się zakończyć taki
podstęp? Powiedz mi, bo ja nie mam pojęcia!
Wstał z fotela i teraz górował nad
nią. Miała wrażenie, że jedyne, co chce zrobić, to udusić ją
gołymi rękoma, tu i teraz. Zagryzła wargi i też wstała. Chciała
mu pokazać, że się go nie boi. On jednak złapał ją za szatę i
przyciągnął do siebie. Widziała jego zielone oczy promieniujące
złością. Do tego wrażenie potęgowały okrągłe okulary, które
teraz przekrzywiły mu się na nosie. W końcu wycedził przez
zaciśnięte zęby:
- Pójdziesz teraz do Hermiony. I
wszystko jej wytłumaczysz. Wszystko.
Ginny nie zdążyła skinąć głową,
bo usłyszała chrząknięcie. Odwróciła głowę i zaskoczona
ujrzała Carmen. Wyglądała bardziej... złośliwie niż
zwykle.
- Przepraszam, że przerywam tę
jakże miłą pogawędkę, ale mam coś dla was – powiedziała ze
złowieszczym uśmiechem. Harry i Ginny odsunęli się od siebie i
patrzyli na nią z lękiem. Jej wizyta nie mogła po prostu oznaczać
niczego dobrego. Absolutnie niczego.
- Ars amando aimer –
rzuciła, machając różdżką, po czym odwróciła się i udała
się w stronę schodów. Śmiejąc się, dołączyła do Hermiony
stojącej w cieniu.
- Co ona zrobiła? - zapytała
zdziwiona Ginny. - Czujesz jakąś zmianę?
- Nie – pokręcił głową Harry.
- Po tobie też niczego nie widać.
Ledwie wypowiedział te słowa, a
ogarnęło go nieopisane gorąco. Czuł jak każda komórka jego
ciała pali ogniem. Pomyślał, że pewnie tak czuje się człowiek
po Cruciatusie... A jednak w pewnym sensie było to przyjemne.
Przyjemne i perwersyjne.
Ona też poczuła pragnienie.
Nieopisane, nie wiedziała nawet konkretnie kogo i czego pożąda,
ale było to wzrastające w niej napięcie. Rozejrzała się po
Pokoju Wspólnym, lecz jej wzrok się zamglił. Zdołała jedynie
odnaleźć wejście do dormitorium.
"A teraz zamknij oczy swe
Dotknij tak jak tylko mnie
Nie bój się, to tylko sen
W sen nie trzeba wierzyć
Zobacz - teraz jestem tu
Cały z Tobą, cały Twój
Dobrze, pójdę już, lecz gdzie - nie wiem
Choć noc, choć mrok - dla nas wszystko już jasne
Więc jak mam spać, kiedy wiem, że nie zaśniesz..."
***
- Car, co tak właściwie im
zrobiłaś?
Śnieg, który spadł w nocy, chrzęścił
im pod stopami, a chłodny wiatr smagał twarze. Jezioro już dawno
pokryła warstwa grubego lodu, Wielka Kałamarnica zapadła w sen
zimowy, Bijąca Wierzba otuliła się resztkami gałęzi. Wystarczyło
wziąć głęboki oddech, aby zaciągnąć się prawdziwym zimowym
zapachem. Przez zachmurzone niebo miejscami prześwitywało słońce,
nadając światu odpowiednią ilość cieni. Wokół panowała cisza,
którą przerywała jedynie rozmowa dwóch Gryfonek.
- Powiedz, nie słyszałam nigdy
wcześniej o tym zaklęciu – nalegała Hermiona.
Car przewróciła oczami, ale
jednocześnie można było dostrzec u niej ironiczny uśmiech.
- Cóż, skoro tak im było dobrze
ze sobą w nocy... Rzuciłam na nich zaklęcie pożądania.
- Nie rozumiem.
- To proste. Właściwie to trochę
inny rodzaj klątwy. Sprawia, że oboje tracą kontrolę nad własnym
ciałem i pragnieniami, ale jednocześnie... odpycha ich od siebie.
Stary francuski czar, jeszcze z czasów Karola Wielkiego, podnoszący
libido. Kiedyś tak ludzi torturowano.
Hermiona się zaczerwieniła.
- Nie wiem czy to... Dobra kara.
- Och, oczywiście, że nie! -
powiedziała Carmen. - Dla takiego dupka żadna kara nie jest
odpowiednia, ale zawsze możemy próbować jakąś wymierzyć,
prawda? - Mrugnęła.
- Może... W zasadzie to... Ja chyba
nie chcę się mścić.
Brown w jednej chwili przystanęła i
obróciła się w stronę rozmówczyni, a jej szalik w
czerwono-czarną kratę zatrzepotał na wietrze.
- Czego ty nie chcesz?
Oszalałaś? Wiesz, co on ci zrobił? Nie minęła nawet doba, a
ty... ty...
- To nie tak, Carmen. - Hermiona
uśmiechnęła się lekko. - Owszem, jest mi przykro, ale nie czuję
tego gniewu, co w nocy. Jest inaczej. Nie potrafię tego wyjaśnić,
nie kipię żądzą zemsty.
- A gdyby tak... - Brown złapała
brunetkę za ramię i konspiracyjnie przyciągnęła do siebie. - A
gdyby tak teraz zaczął z nią być. Chodziłby z nią za rękę.
Przytulał. Całował. Nadal by ci to nie przeszkadzało? Granger,
obudź się!
- Co... co? - wyrwała się z
zamyślenia. - Ach, tak. Nie wiem. To nie boli tak, jak się
obawiałam. Wiem, że zrobiłam różne rzeczy... dziwne rzeczy,
których pewnie w innej sytuacji bym nie zrobiła. - Zarumieniła
się. - Ale wiem, że jest moim przyjacielem i prędzej czy później
wszystko się ułoży. Na razie mam Barnabasa i jest po prostu...
- Na razie? - powtórzyła z
niesmakiem Carmen. - Będziesz teraz zmieniać facetów jak
rękawiczki? Hermiono, co się z tobą dzieje? - Dziewczyna
spojrzała jej głęboko w oczy, ale nie dostrzegła nic
niezwykłego.
- To nie tak! - zaprotestowała. -
Jakoś tak dziwnie to zabrzmiało, ale ja... Muszę się zastanowić
nad swoimi uczuciami.
- I to poważnie.
- Masz rację. Nic na to nie
poradzę, że trochę się zagubiłam, ale mam przy sobie ludzi,
którzy mnie wspierają. Ciebie. Może we Francji jakoś to sobie
wszystko poukładam, kto wie? A właśnie, co mi pokażesz?
- Cóż, zasadniczo... Mieszkamy
niedaleko Paryża, więc pewnie sam Paryż.
- To cudownie! - Hermiona tak
uwiesiła się na koleżance, że ta ledwo mogła złapać oddech.
Gdy ją w końcu odsunęła, ruszyły dalej. - Byłam już we
Francji z rodzicami parę lat temu, ale na nartach w górach, więc
nie miałam okazji do zwiedzania. A tutaj stolica!
- Nie tylko. Mam jeszcze dla ciebie
niespodziankę, ale to już powiem ci na miejscu.
- Powiedz teraz!
- Nie.
- Proszę!
- Doskonale wiesz, że nie powiem.
Wszystko na miejscu.
- Jesteś okropna.
- Staram się.
Idealnie okrągła śnieżka trafiła
prosto w twarz Carmen.
- Ej, jak mogłaś?!
- To nie ja.
- Nie wierzę. Kłamiesz.
- Staram się.
W ciągu kolejnych dwudziestu minut
Hermiona próbowała unikać śnieżek Carmen, które zbyt
perfekcyjnie trafiały prosto do celu. Niestety, skończyła cała
przemoczona i biała. W końcu padła zmęczona na ziemię i zatopiła
twarz w miękkim puchu, który chłodził jej rozgrzaną twarz. Przypomniał jej się ten wieczór, gdy wracała z Harrym od Hagrida.
Powiedział jej, że ją kocha, że nigdy jej nie zostawi. A teraz
co? Nie było go tu. Zniknął. Co prawda nie bolało to tak bardzo,
jak się spodziewała, czuła jedynie smutek, że nie okazała się
wyjątkowa. Obiecał. Właściwie to ona też, a zaraz... Już
robiło się ciemno, a miała przecież jeszcze kogoś odwiedzić. I
miała to być bardzo miła wizyta. Wstała, otrzepała ubranie i
zawołała do Carmen:
- Idę do zamku! Umówiłam się!
- To powodzenia! Tylko nie szalej!
Gdy tylko Granger zniknęła za progiem
zamku, Car odwróciła się, aby ujrzeć stojącą za nią wysoką,
ciemną sylwetkę. Uśmiechnęła się lekko.
- Wiedziałam, że to ty rzucałeś.
- Ale nie od razu.
- Zaraz potem, też się liczy.
Odpowiedział jej swoją typową
obojętną miną, ale dojrzała błysk w jego oku. Przez to pozwoliła
sobie na owinięcie rąk wokół jego szyi i pocałowanie go w płatek
ucha. Oddech mu przyspieszył.
Chwycił ją za podbródek i zetknął
ich wargi. Tym razem się nie spieszyli. Byli idealni, pasowali do
siebie. Jego usta do jej ust, dłonie do dłoni, twarz do twarzy.
Wszystko w jak najlepszym porządku, zgodnie z przeznaczeniem, z
magią, z istotą bratnich dusz. Na tym wielkim świecie odnaleźli
akurat siebie i mieli ogromne szczęście, bo jedno nie potrafiło
bez drugiego żyć.
W końcu Carmen przerwała pocałunek,
patrząc mu w oczy.
- Nie masz przypadkiem spotkania
dzisiaj?
- Za dwie godziny – odparł Snape.
- Za dwie długie godziny.
Uśmiechnęła się i wtuliła w jego
płaszcz. Westchnął cicho i powoli ruszyli w stronę zamku. Rzucił
na nich zaklęcie, aby nikt niepowołany ich nie dostrzegł. Mistrz
Eliksirów długo się wahał, aż w końcu lekko dotknął długimi
palcami wierzchu dłoni Carmen. Ta prawie przystanęła z wrażenia,
ale skończyło się na niedowierzającym spojrzeniu w jego stronę.
On jedynie rzucił jej swój typowy sarkastyczny uśmiech. Nic już
nie mówiąc, splotła swoje palce z jego i szli tak aż do jego
komnat. W salonie paliło się w kominku, a mimo to było dosyć
chłodno. Zadrżała, gdy poczuła jego chłodne palce pod koszulą.
Chwyciła jego twarz w dłonie... Po czym sobie o czymś
przypomniała.
- Severus...
- Hmmm?
- Możesz na chwilę przestać?
- Mogę przestać na dłużej niż
chwilę skoro tak bardzo...
- Nie o to chodzi. Chodzi o
Hermionę.
Oparł swoje czoło o jej i westchnął.
- Spodziewałem się, że prędzej
czy później o to zapytasz. Herbata czy czekolada?
- Też pytanie.
- Czyli to drugie.
Po chwili trzymała w dłoniach gorący
kubek i siedziała wygodnie w fotelu, a on naprzeciwko. Widziała
niepokój w jego oczach. Sama też nie była spokojna. Skoro on wie o
zachowaniu Hermiony, to musi to być związane z Voldemortem. Ale
jak?
- Co chcesz wiedzieć? - zaczął w
końcu.
- Cóż... Najlepiej wszystko,
chociaż pewnie i tak mi tego nie zdradzisz.
- Masz rację. I to jest główny
powód – powiedział, po czym wskazał jej swoje lewe przedramię.
- Rozumiem. Mroczny Znak nie pozwala
ci mówić o pewnych sprawach, to jasne. Volde... Czarny Pan
przecież nie jest na tyle głupi.
- Fakt. Dlatego sama musisz do tego
wszystkiego dojść.
- Ale jak?
- To już, moja droga, pozostawiam
tylko tobie. Czyż to nie ty nazywasz właściwie wszystkich dookoła
"idiotami"? Udowodnij, że nie jesteś jedną z nich.
- Wyzwanie przyjęte. Powiedz mi
tylko jedno. Dobrze myślę, że cały wczorajszy bal był
zaplanowany? I że Hermiona jest teraz prawdopodobnie pod działaniem
jakiegoś zaklęcia?
Cisza musiała jej wystarczyć za
odpowiedź.
***
"Wiem, że trudno jest uwierzyć
Jak łatwo się stać tylko wspomnieniem
Ty nie przyszłaś też, zbyt ciężko jest
Usłyszeć, że dla mnie Cię nie ma..."
- IRA, "Bezsenni"
W dormitorium Hermiona spędziła
resztę wolnego czasu. Była pewna skuteczności działania zaklęcia
Carmen, ale... Nie chciała ryzykować. Zresztą zdawała sobie
sprawę, że przecież byli świadkowie tego wydarzenia. Ludzie
rozmawiali na ich temat zdecydowanie za często już gdy byli parą,
a co dopiero może się dziać, gdy chodzi o zdradę!
Poprawiła włosy i przemknęła przez Pokój Wspólny, idąc dalej korytarzem. Właśnie, zdrada. Jeszcze
do tego z Ginny! Nie rozumiała tego. Mówił jej przecież, że to
zamknięty rozdział, a poza tym... Ona kochała Draco. Tego Hermiona
była pewna, przecież sama pomogła im zacząć się spotykać. Do
tego zauważyła, że Malfoy nie był na balu i nikt nic o nim nie
słyszał. Jakby zapadł się pod ziemię. Ginny wyglądała coraz
gorzej, wręcz tragicznie... A może to jakiś podstęp? Może
niesłusznie zinterpretowała sytuację? Coraz bardziej się w tym
gubiła.
Może Barnabas jej pomoże? Tak, to
dobry pomysł. Przez tyle lat na pewno zetknął się z czymś
podobnym.
Na samą myśl o przystojnym
nauczycielu Hermionie serce zaczęło szybciej bić. Czuła się
szczęśliwa, wreszcie spełniona i nie osamotniona. Była pełna
nadziei. On był dla niej dobry i pomocny, wcale nie zawistny, do tego inteligentny. Ideał po prostu.
Gdy znalazła się przed ciężkimi
drzwiami, wzięła głęboki oddech, a uśmiech rozświetlał jej
twarz. Będzie wszystko dobrze, wszystko się rozwiąże.
Zapukała.
Odpowiedziała jej cisza.
Moim zdaniem Harry próbował się dowiedzieć prawdy, zaś Ginny go znów okłamała. I ona ma czelność mówić, że się bała?! To dlaczego z tego wszystkiego to właśnie On oberwał najbardziej. Przez tą intrygę Hermiona nie spojrzy już na niego tak samo. Uważam, że rozwój niewiedzy u Hermiony coraz bardziej zaczyna mnie zastanawiać, ale i irytować. Jest po prostu dla mnie naiwną i pokrzywdzoną dzieweczką. Przecież to było od początku wiadome co będzie. Po za tym proponuję, by następnym razem niech Hermi naciska Ginny, a nie obarczała winą o zdradę chłopaka. A co do tych sobót to nawet i lepiej. Przynajmniej można wszystko odpowiednio dobrze zaplanować.
OdpowiedzUsuńHermionka, Hermionka.
OdpowiedzUsuńA tak fajnie się zapowiadało z tym Barnabasem, ale nie, musiałaś wszystko zepsuć, no musiałaś </3 Ja wiem, że bardziej powinien mnie interesować parring główny, czyli Harry/Hermiona, ale to Twoja wina, że bardziej mnie interesuje Hermiona/Barnabas, w końcu sama stworzyłaś Barnabasa, który jest na tyle wielowarstwową i tajemniczą mimo wszystko postacią, że z rozdziału na rozdział intryguje mnie coraz bardziej. Aż mam ochotę obejrzeć w końcu "Mroczne Cienie".
Chyba jeszcze nie jestem w stanie czytać o Snape'ie. Wiesz, czytając o nim i o Carmen, zamiast Snape'a stanął mi przed oczami Alan...
Na jakiejś durnej, Bydgoskiej scenie...
Z cholerną nagrodą....
Otoczony bandą półgłówków niegodnych jego uwagi...
I aż mnie zżera, że mnie tam zabraknie. Mnie. Tej, która wielbi go najbardziej (hmmm, to zabrzmiało jak jakaś ksywa kuzynki Voldemorta :D)
Dobra, nie marudzę więcej, czekam na następny
Rickmanicka
Ginny jest walnieta. Kurde kumam ze kocha Draco, ale żeby być aż tak beszczelna.. nienawidze jej xd. Czuje byłego chłopaka Car który pewnie pojawi się we Francji ^.^ every-story-has-a-beginning.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMówisz zaklęcie? Hmm to wszystko robi się co raz bardziej intrygujące, przez co bardziej wciąga, ajk ty to robisz róż to już 54 rozdziały za nami!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, póki co koncepcji nie mam,ale jestem na silnym tropie niczym Holmes <3
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Witam ponownie, po przeczytaniu tego rozdziału powiem szczerze że troszkę mi ulżyło, chyba z powodu tego że Hermiona w końcu zauważyła że to raczej nie jest tak jak "to wyglądało", lecz boje się tego że ona tak jakby chce.. hmm.. zastąpić Harrego tym wampirzyskiem.. nie wiem dlaczego.. ale go nienawidzę.. ale dziś sie nie rozpisuje bo rano do pracy.. czasu nie ma.. pozdrawiam i czekam niecierpliwie ;)
OdpowiedzUsuńKamil.
Ja sobie to wyobrażam tak:
OdpowiedzUsuńHarry wszystko wyjaśni Hermionie, ale się ponownie nie zejdą, bo coś tam coś tam. Hermiona zrozumie, że kocha Harrego dopiero podczas wojny jak Harry "umrze" lub w trakcie trwania wojny. Czy użyjesz mojego pomysłu czynie użyjesz, ja uwielbiam twoje posty i twoją twórczość ;) Weny życzę :D
Cieszę się, że napisałaś kolejny rozdział! :) Bardzo intrygujące.Tylko wydaje mi się, że trochę krótki ten post.
OdpowiedzUsuńJeej, kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńKurcze, nie myśłałam, że Ginny tak wybrnie z tej sytuacji... ale w sumie nie wiem, czy ja bym chciała na jej miejscu poświęcać przyjaciół dla nawet tej jakiejś największej miłości.. Ale to moje zdanie ;)
Wracając do rozdziału, ciekawa jestem co jest z Hermioną, bo faktycznie zachowuje się jakoś dziwnie, ale nie mam nic przeciwko krótkiemu romansowi z Barnabasem :P buahahah jestem taka zuaa, ale serio tak myslę.
Nie przedłużając pozdrawiam i życzę weeeny!
~Julla
Jeju *-* Drugi raz czytam tego bloga + doszły 2 nowe rozdziały :3 *czytałam gdzieś we wakacje xD * Nie wiem czemu ale zawsze jak Harry rani Hermionę to ja płacze i tym razem też tak było :/ Niech oni wrócą do siebie. Nienawidzę Barnbasa, psichujek jeden xD ;-; Szkoda mi Mionki, nie krzywdź jej tak (wiem wiem strasznie wszystko Przeżywam ale tak już mam :/) Czekam na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuń