Zaczęło się dość niefortunnie.
Czarny Pan wezwał przed swoje oblicze
najbardziej zaufanych Śmierciożerców. Snape drżał, ale bardziej
ze złości niż z lęku. Ten idiotyczny bal się właśnie zaczynał,
Brown na pewno go teraz szuka, a tego idiotę wzięło teraz na
zebrania! Do tego ten wampir stoi obok niego, jakby nigdy nic! Czy on
przypadkiem nie ma jakiegoś zadania...? A właśnie...
- Cisza! - Jak zwykle, gdy
przemawiał Riddle, w sali wszyscy umilkli. A nie było ich dużo. -
Doskonale. Jesteście moimi najwierniejszymi sługami. Jednak to nie
wy, a Barnabas stoi teraz obok mnie. - Wskazał go palcem, a ten się
ukłonił, odsłaniając zęby w półuśmiechu. Dzisiaj nikt nie
miał maski. - Dlaczego? "Rzeź Kuby Rozpruwacza"! Nawet
ja nie spodziewałem się takich tytułów i poruszenia w świecie
czarodziejów i – tu się skrzywił – mugoli. Ci głupcy myślą,
że to jakaś choroba! Ale nie po to was zwołałem. Wiecie bardzo
dobrze, że zbieram siły do ataku na Hogwart. Nie może się to
odbyć jeszcze teraz, ale wczorajszy incydent był ważnym testem.
Pan Collins spisał się powyżej moich oczekiwań. A Czarny Pan
wynagradza zasłużonym. Tak, tak, potrafię być bardzo hojny.
Prawda, Draco? - Blondyn spojrzał na swojego mistrza z szacunkiem i
skinął głową. Gdy zauważył to stojący obok Singer, cicho się
zaśmiał. - Dokładnie. Co do ataku – każdy z was zgromadzonych
będzie dowodził swoim własnym oddziałem. Wampiry poprowadzi
najpotężniejszy z nich – Collins. To właśnie on jest naszą
główną siłą. Nie, nie ilość – jakość. Zrozumiałem
wreszcie swoje błędy z przeszłości i już ich nie powtórzę.
Nie liczcie na to. - Uniósł lekko do góry kąciki ust. -
Oficjalnie mianuję Barnabasa Collinsa również waszym przywódcą.
Od dzisiaj to on wami zarządza, oczywiście wcześniej konsultując
wszystko ze mną. Mimo to, gdy przyłapie kogoś na akcie
nieposłuszeństwa, może go ukarać. Każdego.
Wzrok Collinsa padł na Snape'a, który
poczuł do niego jeszcze większe obrzydzenie niż zwykle. Do tego
Czarny Pan kazał mu jeszcze chwilę zostać, a wampir mógł sobie
lecieć na przyjęcie. Salazarze, cudownie po prostu!
She says she's no good
with words but I'm worse
Barely stuttered out
"A joke of a
romantic" or stuck to my tongue
Weighed down with words
too over-dramatic
Tonight it's "it
can't get much worse"
Vs. "no one should
ever feel like..."
- Stary, myślisz, że jej się
spodoba?
- Niby czemu nie? Zwykle to ja się
spóźniam, za to ty dzisiaj się ruszasz z temperamentem
gumochłona.
Harry po raz sto pierwszy tego wieczoru
stanął przed lustrem i poprawił muszkę.
- Sam nie wiem... To bardzo ważny
wieczór dla Hermiony... dla nas. Po prostu nie chcę niczego
zepsuć.
- Gorzej niż w czwartej klasie nie
będzie. - Ron poklepał go po ramieniu i otworzył drzwi, wskazując
je przyjacielowi. Harry westchnął, poprawił włosy, które tego
wieczoru trochę podniósł do góry za pomocą magii, ostatni raz
wygładził czarną szatę wyjściową i z wyraźnym wahaniem
wyszedł z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym nie było prawie
nikogo, w końcu zdecydowana większość wyjechała na Święta i
mieli przybyć kominkami od razu do Wielkiej Sali. Zobaczyli
Neville'a siedzącego na twardym krześle i nerwowo tupiącego nogą.
- Co się dzieje, Neville? - Mimo
wszystko Ron nie mógł powstrzymać uśmiechu na jego widok. - Nie
masz się czego bać, nie idziemy na lekcję eliksirów.
- Bardzo śmieszne. Po prostu...
Nie, to głupie.
- Zacząłeś, to dokończ –
powiedział Harry. Przynajmniej na chwilę mógł pomyśleć o kimś
innym.
- Wiecie... - Longbottom nabrał
powietrza. - Dostałem niedawno kolejną Przypominajkę i dzisiaj
zabarwiła się na czerwono.
- I? - zapytali jednocześnie.
- I boję się, że zapomniałem jak
się tańczy.
Przyjaciele wybuchnęli śmiechem, na
co Neville spuścił głowę i zrobił się purpurowy na twarzy. Gdy
Harry to dostrzegł, powiedział:
- Spokojnie, już przestajemy. - Ron
wciąż chichotał jak dziewczynka, więc szturchnął go łokciem w
żebra. Zadziałało. - Słuchaj, takich rzeczy się nie zapomina.
Pamiętam jak w czwartej klasie zabrakło ci nocy do tańczenia. Na
pewno znowu tak będzie, jeśli nie lepiej.
- Ale ja...
Neville nie dokończył, bo z
dormitorium dziewczyn właśnie wyszły trzy osoby. Właśnie w
takich chwilach mówi się, że jest jak w filmie, ale... Tak nie
było. Dla Harry'ego było znacznie lepiej.
I'm two quarters and a
heart down
And I don't want to
forget how your voice sounds
These words are all I
have so I'll write them
So you need them just
to get by
Hermiona miała włosy związane w
luźnym koku w taki sposób, że ich część opadała jej na szyję,
ale tylko do ramion. Ubrała suknię za kolano, koloru wchodzącego
słońca. Harry'emu od razu skojarzyło się to z momentem w pociągu,
gdy chciał jej coś powiedzieć, ale Carmen im przeszkodziła. Nawet
jej teraz nie zauważył, tylko wciąż wgapiał się w swoją
dziewczynę i nie mógł uwierzyć, że jest jego. Tylko jego.
Przetarł oczy, a z jego ust wyrwało się krótkie:
- Ja pierdolę.
Chyba nikt inny tego nie słyszał, za
to Hermiona zachichotała i pocałowała go krótko w usta na
przywitanie. Gdy się odsunęła, zmierzył ją wzrokiem.
- Wyglądasz na wygłodniałą.
- Chciałeś powiedzieć "wytworną"?
- Dziewczyna uniosła brew.
- Właśnie. - Skinął głową i
zrobił się czerwony na twarzy.
- Ty wyglądasz na wygłodniałego –
powiedziała z przekąsem, mrugając do niego.
- Bo jestem – potwierdził i podał
jej ramię, którego się chwyciła.
Tymczasem Ron ledwo poznał Ginny,
która była blada i miała delikatny makijaż, ale nadal
prezentowała się świetnie w zielonej sukni do ziemi, która mocno
opinała ją w talii. Jej rude włosy lekko falowały, gdy szła.
Neville szybko podszedł do niej i zaoferował jej ramię, a ona się
lekko uśmiechnęła i poszła za Harrym i Hermioną. Może
przynajmniej nie będzie sama tego wieczoru. Draco chciałby, aby się
dobrze bawiła.
Jako ostatnia wyszła Carmen. Wszystkim
zebranym opadły szczęki, dziewczynom również. Jej współlokatorka
uśmiechnęła się chytrze. Brown odgarnęła swoje krótkie włosy
z czoła i uśmiechnęła się pewnie. W głębi duszy (tak,
posiadała takową) wiedziała, że na Snapie to i tak nie zrobi
wrażenia, zresztą nie będą mogli nawet ze sobą zatańczyć. W
takim razie po co się w ogóle przebrała? Sama nie miała pojęcia.
Oczy podkreśliła ciemną kredką,
teraz ich brązowy kolor jeszcze bardziej się wyróżniał. Założyła
czerwoną sukienkę, która może i wyglądała wyzywająco, ale
przecież to była jedyna taka noc. Sięgała przed kolana, opinała
ją na biodrach, lecz czuła się w niej dobrze. Zresztą dzisiaj
wszystko mogło już być tylko lepsze.
Z niesmakiem spojrzała na chłopaków,
którzy mimo posiadania partnerki, gapili się na nią. Prychnęła i
wtedy zauważyła, że Ron podaje jej rękę. Ostentacyjnie złapała
go za nią, ale również cicho dodała:
- Na nic więcej nie licz, bo cię
przeklnę bardziej niż sklątkę tylnowybuchową na lekcji u
Hagrida.
Rudowłosy przełknął ślinę i
trochę się odsunął. I tak szedł do Luny, która miała na niego
czekać przed wejściem.
Po drodze te trzy pary mijały innych,
którzy już przybyli i wcześniej postanowili jeszcze odwiedzić
przyjaciół z zamku. Niektórzy już poczuli... zew imprezy, bo
całowali się w kątach korytarzy.
Przed wejściem do Wielkiej Sali Ron
podziękował Carmen i poszedł szukać Luny, Neville zaczął
rozmawiać z Deanem, Ginny oparła się o filar zamyślona, a tłum
coraz bardziej się powiększał. Tylko Harry i Hermiona trzymali się
za ręce i uśmiechali. Ten wieczór będzie należał do nich.
Dance, Dance
We're falling apart to
half time
Dance, Dance
And these are the lives
you'd love to lead
Dance, this is the way
they'd love
If they knew how misery
loved me
Wrota Wielkiej Sali otworzyły się z
charakterystycznym dźwiękiem. Wszyscy zgromadzeni zamilkli w
osłupieniu, a przecież jeszcze nie weszli do środka. Nagle
uczniowie otrząsnęli się z pierwszego szoku i zaczęli zajmować
miejsca. Powstało małe zamieszanie, ale nikt się tym nie
przejmował. Hermiona zerknęła w górę i zauważyła tam dziwne
obłoki, gdy się rozejrzała, dostrzegła kolumny w greckim stylu i
już wiedziała, jaku nauczyciele urządzili ten bal.
Wszystko – od okrągłych stolików z muszelkami na białych
obrusach po scenę z ciemnego kamienia i marmuru – było wzorowane
na Olimpie. Przyjrzenie się bliżej szczegółom przekonało ją o
tym. Delikatne greckie ornamenty na ścianach, podłoga wyłożona
mozaiką, ale w taki sposób, aby można było swobodnie tańczyć,
winogrona i wino w złotych kielichach. Ci jednak, którzy już
wypili swoją porcję, ze zdziwieniem stwierdzali, że więcej nalać
się nie da. Harry uśmiechnął się na ten widok i usiadł obok
Hermiony. Przy ich stoliku siedziała jeszcze Carmen oraz Parvati i
jakiś Krukon. Objął swoją dziewczynę ramieniem i dalej
obserwował salę.
Kiedy wszystkie miejsca były już
zajęte, a gwar wypełniający pomieszczenie trochę przycichł, do
Wielkiej Sali wkroczył Dumbledore w całym swoim majestacie. Jego
bladoniebieska szata falowała, gdy szedł, oczy czujnie sprawdzały
każdy najdrobniejszy szczegół wystroju. Jednak, gdy stanął na
podwyższeniu, na jego usta wypłynął radosny uśmiech. Już
otwierał usta, ale nie zdążył nic powiedzieć. Fala oklasków
całkowicie zbiła go z tropu, nie spodziewał się czegoś tak
miłego. Oczy lekko mu się zaszkliły, ale w końcu uciszył
wszystkim gestem dłoni i rozpoczął mowę:
- Na początku bardzo dziękuję wam
za to nieoczekiwane powitanie. Dla takiego starca jak ja – tu
mrugnął - to naprawdę coś wspaniałego i wartego wspomnienia w
takim przemówieniu. Ale nie smućmy się, gdyż dzisiaj nadeszła
noc radości! - Uniósł ręce w górę, jakby chciał objąć całą
salę. - Bawcie się dobrze, muzyką umili nam czas zespół
Spadliśmy Z Miotły wraz ze specjalnym wykonawcą, ale o tym
później się przekonacie. Na razie chciałbym wznieść toast za
wspaniałe pierwsze półrocze i za was, drodzy uczniowie.
Po chwili w jego dłoni pojawił się
puchar, inni również ujęli swoje naczynia, nawet te puste, na znak
szacunku. Po toaście dyrektor jeszcze na chwilę zabrał głos:
- Informuję was też, że od tej
pory już nie opuszczę terenu szkoły, więc w każdej ważnej
sprawie możecie się zgłaszać do mnie. Do tego jesteście tu
bezpieczniejsi niż gdziekolwiek indziej, więc niech wasi rodzice
się nie niepokoją. Wesołych Świąt i udanej zabawy!
Klasnął w dłonie i zniknął. Za to
na scenie pojawiła się magiczna perkusja, gitary, mikrofon i
keyboard. Przez chwilę na sali zrobiło się ciemno, zadudniła
głośna muzyka przypominająca burzę, aż nastała światłość, a
z kłębów dymu wyłonili się muzycy. Było ich pięciu, mężczyźni
i jedna kobieta z pałeczkami. Od razu zajęli swoje miejsca, a
wysoki blondyn z postawionymi włosami podszedł do mikrofonu.
Wściekle pomarańczową gitarę miał przewieszoną przez ramię.
- Dobrze się bawicie? - zapytał
ludzi, którzy wciąż siedzieli. - Oczywiście, że nie, bo jeszcze
nie zaczęliśmy grać! Prawda, Johnny? - Minutowa solówka na
gitarze była świetną odpowiedzią mężczyzny w dziurawym
kapeluszu, a uczniom już spodobał się zespół. - Jestem Patrick.
Przez chwilę pogramy spokojniej, a wy się najedzcie. Potem Prefekt
Naczelna otworzy bal swoim pierwszym tańcem.
Z głośników poleciała dość
łagodna muzyka, na stołach pojawiło się mnóstwo jedzenia i
ponczu, a Hermiona czuła, jak coś nieprzyjemnie ją uciska w
żołądku. Była jak sparaliżowana.
- Oddychaj, słyszysz? To nic
wielkiego – próbował ją pocieszyć Harry.
- NIC WIELKIEGO?! - powtórzyła
oburzona z wyraźną złością. - Harry, zbłaźnię się przed
wszystkimi!
- Wiesz... Z kimś musisz zatańczyć,
więc chętnie zbłaźnię się z tobą – powiedział spokojnie.
Jego lekki uśmiech i zielone oczy dodały jej otuchy. - Zresztą...
Już to kiedyś robiłem. Gorzej nie będzie.
Hermiona powoli się uspokajała i
nawet zjadła trochę pyszności. Za to Carmen siedziała sztywno i
wpatrywała się w stół, gdzie siedzieli nauczyciele. Dumbledore,
McGonagall, Sprout, Collins, Trelawney. Sinistra, Hagrid, Flitwick,
Hooch, Burbage. Snape'a nie było. Dlaczego? Postanowił to wszystko
zostawić, ot tak? Prezent, a raczej jego brak by mu wybaczyła, ale
jak mógł w ogóle się nie pojawić? A może to jej prezent dla
niego go wystraszył? O Merlinie, dlaczego nie zdecydowała się na
coś bardziej tradycyjnego, normalnego? Wszystko się zepsuło.
Było już tak dobrze, a teraz... Teraz sama stwierdziła, że jest w
nim beznadziejnie zakochana. A on w niej nie. Czy mogło być większe
cierpienie? A jednak nie żałowała ani jednej chwili spędzonej z
nim. Kłopot w tym, że chciała więcej. Tego wieczoru nie tknęła
nawet kęsa.
Tymczasem coraz większa ilość ludzi
skończyła już jeść i mimo oparcia w Harrym, Hermionie wciąż
drżały nogi. Jej stres osiągnął apogeum, gdy jej chłopak nagle
wstał i bez słowa podszedł do muzyków na scenie. Przez chwilę
rozmawiał z wokalistą i coś mu tłumaczył. Ten na koniec
uśmiechnął się, z dłoni zrobił pistolet i wymierzył w niego.
Uśmiechnął się, dając znać, że wszystko będzie w porządku.
Harry wrócił do stolika jakby nigdy nic, a Hermiona patrzyła na
niego z niedowierzaniem.
- Co ty znowu knujesz? - zapytała.
- Ja? Nic. Skąd ci to przyszło do
głowy? - odparł spokojnie i wypił trochę ponczu.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale
nic więcej nie powiedziała.
W końcu muzyka ucichła i wzrok
wszystkich spoczął na scenie.
- Tak, panie i panowie, nadszedł
czas na Prefekt Naczelną. Dodam, że kompletnie się tego nie
spodziewała i teraz się rumieni. Skarbie, wszystko będzie w
porządku – rzucił i mrugnął w jej stronę. - W każdym razie
Hermiona Granger jest dla kogoś z was tu zgromadzonych bardzo
ważna, bo zadedykował jej piosenkę. Na co czekacie? Ruchy, na
parkiet! Świetnie. Zaczynamy? Okej, lecimy!
Harry wstał, podał dłoń Hermionie,
która była cała czerwona na twarzy i drżała, ale gdy tylko go
dotknęła, uspokoiła się. Z ukrytych głośników popłynęła
muzyka, najpierw spokojna, a potem coraz żywsza. W pewnym momencie
potknęła się z wrażenia, bo zrozumiała, co to za piosenka.
- Nie zrobiłeś tego! - zawołała
do chłopaka, próbując przekrzyczeć muzykę.
- Niby czego i czemu? - zapytał z
wielkim uśmiechem na ustach.
Dotarli już na środek parkietu,
zatrzymali się, Harry objął Hermionę w talii, a ona położyła
dłoń na jego ramieniu. Zaczęli tańczyć, gdy Patrick zaczął
śpiewać zaskakująco podobnie:
My life will never be the same
'Cause girl, you came and changed
The way I walk
The way I talk
I cannot explain the things I feel for you
But girl, you know it's true
Stay with me, fulfill my dreams
And I'll be all you'll need
Ludzie zaczęli klaskać, a Hermionie
zaszkliły się oczy. Zrobili obrót, potem kolejny. Z każdym
krokiem taniec wydawał się łatwiejszy, wychodził im zupełnie
naturalnie, jakby właśnie po to zostali stworzeni – aby właśnie
teraz trwać w tej jednej chwili.
Przy kolejnej zwrotce ludzie zaczęli
wstawać i do nich dołączać. Dumbledore ponownie tańczył z
profesor Sprout, a Trelawney udało się zaciągnąć na parkiet
Barnabasa. Mimo to grzecznie się uśmiechał, lecz gdy wróżka
ciągnęła go za rękę, rzucił błagalne spojrzenie w stronę
Hermiony. Lekko się uśmiechnęła, ale nie zbił jej z tropu. To
już była przeszłość i liczył się tylko Harry. Tylko Harry.
W trakcie jej ulubionego momentu ją
pocałował. Nie musnął krótko ustami – pocałował tak
naprawdę, z pasją. Myślała, że zmieni się w sowę i odleci. Bo
niemożliwością było, aby jeden człowiek mógł czuć się tak
szczęśliwy.
Girl, I know that this is love,
I feel the magic all in the air...
And girl, I'll never get enough
That's why I always have to have you
here, hoo!
Niektórzy się na nich gapili, ale to
nie było ważne. Liczyli się oni, tu teraz. Reszta mogła zniknąć.
Sam Voldemort nie byłby teraz w stanie ich rozdzielić. Mieli
siebie.
You always fold just
before you're found out
Drink up its last call
Last resort
But only the first
mistake and I...
I'm two quarters and a
heart down
And I don't want to
forget how your voice sounds
These words are all I
have so I'll write them
So you need them just
to get by
Carmen jako jedna z nielicznych osób
siedziała przy stoliku. Poncz lał się strumieniami, ludzie
tłoczyli się na parkiecie, zespół grał świetnie nawet jak na
jej gust. A mimo to ona się nie bawiła.
Średnio co pięć minut znalazł się
jakiś chłopak, który prosił ją do tańca, lecz uciekał tuż po
tym, jak posyłała mu swoje mordercze spojrzenie. Świetnie, gorzej
być nie mogło!
Dlaczego akurat teraz, gdy zorientowała
się, że coś do niego czuje? Gdy się przywiązała? On robi takie
coś? Tak, to było bardzo w stylu Snape'a, ale myślała też, że
przecież ma swój honor!
Albo stało się coś niedobrego i leży
teraz z odciętą głową i w przyciasnym zielonym golfie w rowie
przy jakiejś mugolskiej drodze, albo jej nie chce. Zważywszy na
talent do pojedynkowania się Severusa, obstawiała numer dwa.
Westchnęła i nalała sobie wina.
Udało jej się przełamać zaklęcie i teraz jej kielich się ciągle
napełniał. Przełykała czerwony płyn, gdy nagle zamarła. Cała
sala zamarła. Ci wszyscy stłoczeni na parkiecie idioci przystanęli
i zbierali szczęki z podłogi. Zaraz, co oni tam mówią na
scenie...?
- ...zaprosić do nas jednego z
najlepszych muzyków swojego pokolenia. W każdym razie jedynego
jeszcze żyjącego. Panie i panowie... - Blondyn zawiesił głos,
ale skupił wzrok na stole nauczycielskim. - Przed wami Barnabas
Collins!
Car opluła się winem, całe szczęście
na sukience w tym samym kolorze nie było nic widać. Zresztą nie
miała dla kogo ładnie wyglądać. Wszystko na nic.
Mimo to z zaciekawieniem patrzyła jak
blady jak ściana wampir wskakuje prężnym krokiem na scenę.
Dzisiaj jego włosy były w artystycznym nieładzie, założył jak
zwykle białą koszulę, ale nie miał kamizelki. Rozpiął ją
jedynie pod szyją, na jej gust trochę za mocno. Do tego miał
czarną, dopasowaną marynarkę, w której podwinął rękawy, ale
mankiety koszuli i tak wystawały i zasłaniały nadgarstki, i
dziwnie wyglądające spodnie. Gdy dziewczyna wytężyła bardziej
wzrok, zauważyła, to były to zwykłe dżinsy z wielkimi dziurami
na kolanach. Cóż, jak widać profesorek bardziej elegancko ubiera
się na co dzień, niż na specjalne okazje. Ironia losu. Zaraz... co
on miał na nogach?! Te buty wyglądały jak prawdziwy koszmar
szewca! Ubłocone, wyraźnie znoszone, kiedyś czarne...
Carmen przewróciła oczami, ale dalej
obserwowała
Tymczasem wampir podbiegł do
mikrofonu, uśmiechnął się czarująco, obrzucił wzrokiem
zachwycone dziewczęta na parkiecie i zszokowanych chłopców, po
czym odezwał się:
- Dzięki, Pat, za powitanie.
Zaszczytem dla mnie jest granie z wami. Mam nadzieję, że jeszcze
pamiętam jak to się robi... Piosenka nazywa się "Dance,
Dance", czyli w sam raz na dzisiejszą noc.
Dobiegły go oklaski, a on przewiesił
sobie niebieską gitarę Fendera przez ramię i zagrał pierwszy
akord. Potem poszło już szybko – Patrick mu ustąpił i teraz to
on śpiewał, pobudzając całą salę do tańca. Nie mogło być
lepiej.
Why don't you show me
the little bit of spine
You've been saving for
his mattress, love
Dance, Dance
We're falling apart to
half time
Dance, Dance
And these are the lives
you'd love to lead
Dance, this is the way
they'd love
If they knew how misery
loved me
Widziała Harry'ego i Hermionę
skaczących w rytm muzyki, Ginny, Neville'a i wiele innych znanych
sobie twarzy. Bliźniacy Weasley postanowili wspiąć się na scenę
i skoczyć z niej. Nie wiadomo jakim cudem, ale im się udało –
tłum poniósł ich na rękach, a oni użyli swojego nowego wynalazku
– Pomniejszonych Fikających Fajerwerków. Były w stu procentach
bezpieczne, a efekt niesamowity. Promienie uformowały się na koniec
w godła czterech domów, a potem połączyły w jedno – herb
Hogwartu, po czy, rozprysły się na malutkie iskierki.
Barnabas chciał już schodzić ze
sceny, ale publiczność ubłagała go o bis. A potem jeszcze pięć
kolejnych. Carmen spokojnie piła wino.
Prawie je ponownie wypluła, gdy
zobaczyła ubraną na ciemno postać, którą tak dobrze znała.
Snape zakradł się do stołu nauczycielskiego i tłumaczył coś
Dumbledore'owi. Stary czarodziej jedynie się uśmiechnął i...
mrugnął do niej?
Coś czuła, że ta sukienka jednak nie
będzie sucha.
Why don't you show me
the little bit of spine
You've been saving for
his mattress (mattress, mattress)
I only want sympathy in
the form of you crawling into bed with me
Dance, Dance
We're falling apart to
half time
Dance, Dance
And these are the lives
you'd love to lead
______________________________________________
Obecnie zakochałam się w zespole Fall
Out Boy, więc jest tu parę nawiązań, w tym piosenki.
Wytłuszczony druk – "Dance, Dance". Zachęcam do
tłumaczenia w razie czego. Warto też słuchać w czasie czytania.
"- Wyglądasz na wygłodniałą.
OdpowiedzUsuń- Miałeś na myśli "wytworną?"
- Właśnie.
- Ty wyglądasz na wygłodniałego"
Aaaaaa kocham ten cytat, i "Turystę", Johnny był tam taki zabawnie uroczy :**
Co do rozdziału - świetny, jak miło, że jednak Snape się pojawił, bo strasznie było mi szkoda Carmen, tak się wystroiła dla niego. "W głębi duszy (tak, posiadała takową) ..." no wiesz co? jesteś okrutna dla niej, jak można w ogóle wątpić :P
I w sumie nie dziwię jej się, że się opluła, gdybym piła coś wtedy miałabym mokrego laptopa. Po Barnabasie bym się tego jednak nie spodziewała :P
No i ten taniec Hermiony z Harrym... słodko ;)
Ale fajnie by było, gdyby później zadziałoby się coś bardziej szalonego lub niebezpiecznego na tym balu ^^
Pozdrawiam, życzę duuużo weny
~Julla
Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na drugą część!
Pozdrawiam i weny życzę :D
Super!
OdpowiedzUsuńDopiero trafiłam na twojego bloga i jestem zachwycona.Zapraszam na swój blog:
harry-love-hermiona.blog.pl
Kocham to opowiadanie! Rozdział był genialny, zresztą jak wszystkie poprzednie. A Harrymione to po prostu "cud, miód, orzeszki" :D Czekam na dalszy ciąg, już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Ps. Chyba będę odliczała dni do kolejnej części! :P
Piękne :D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej z niecierpliwością :D
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
"Coś czuła, że ta sukienka jednak nie będzie sucha"
OdpowiedzUsuńHahahah :D świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na pozostałe części :>
Booooski! Błagamq weź pogódz Car i Jacka. Sbape nie zasluguje na nia. A moze zadziwisz nas i stworzysz nowa postac idealna dla Car? ~ Hucwotka Vicky :3
OdpowiedzUsuńKocham twoj blog prosze cie pisz dluzzse notki
OdpowiedzUsuń