Harry Potter - Book And Scroll

18.4.13

18. Magia w Hogsmeade



Dla Moore. Gdyby nie ty, skończyłabym, zanim na dobre bym zaczęła.


"It's not always rainbows and butterflies 
It's compromise that moves us along 
My heart is full and my door's always open 
You come anytime you want"
- Maroon 5, "She will be loved"

    Tego dnia wszystko szło nie tak, jak powinno. Zaczęło się od samej pobudki – Hermiona zaspała. Zamiast o 7, obudziła się o 8, więc została jej niecała godzina śniadania. Całe szczęście, że przynajmniej była sobota.
    Gryfonka zerwała się z łóżka i... BAM! Przewróciła się. A właściwie potknęła o coś pomarańczowego i futrzastego. Krzywołap. Znalazł się w końcu. Nie, żeby go jakoś strasznie szukała, ale zawsze. Dziewczyna wykręciła się z pomiętej pościeli, która owinęła się jej wokół kostek, i ruszyła do łazienki. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała w lustro. Po chwili z jej ust wydobył się zduszony krzyk. Na czole, dokładnie na samym środku, widniał wielki, czerwony i nabrzmiały pryszcz. Niedobrze.
    Cholera! Dlaczego dzisiaj?!
    Dobrze wiedziała, dlaczego. W świecie mugoli nazywa się to Prawem Murphy'ego, ale dla niej to była zwykła, denerwująca ironia losu. Spróbowała tradycyjnej metody, dłońmi. Po chwili machnęła różdżką, mrucząc pod nosem Chłoszczyść! i znowu zerknęła w lustro. Mogło być gorzej. Użyła jeszcze trochę mugolskiego podkładu i oceniła swoją pracę na Zadowalający.
    W końcu wyszła z łazienki i chciała wyjść z dormitorium, ale nagle dotarło do niej, że strasznie boli ją głowa. Każdy, nawet najmniejszy odgłos powodował małe tornado w jej mózgu. No tak, piwo kremowe. Wypiła wczoraj trochę więcej niż powinna i chyba także ktoś ją poczęstował Ognistą. Nie pamiętała dokładnie.
    Z naglącej konieczności zamiast udać się na śniadanie, skręciła w kierunku Skrzydła Szpitalnego. Już w drzwiach zauważyła panią Pomfrey, która spojrzała na nią z nieukrywanym zdziwieniem.
- Merlinie, świat się wali. Ty również, panno Granger? - zapytała jakby nieswoim głosem.
- Dzień dobry. O co pani... - Miona już miała zadać pytanie, lecz gdy zajrzała do wnętrza sali, zrozumiała. - Oj, nie, nie... Mnie po prostu... Eee... Boli ząb. Musiałam wczoraj chyba coś zjeść i...
- Dobrze już, dobrze. Nie martw się, nikomu nie powiem. Chodź za mną – powiedziała pielęgniarka.
    Dziewczyna posłusznie poszła we wskazanym kierunku. Po drodze mijała rzędy łóżek, na których siedzieli sponiewierani uczniowie, przykładający sobie lód do głów. Dwóch czy trzech Ślizgonów pochrapywało w kącie. Wychodzi na to, że w każdym domu odbyła się w nocy niezła impreza. Chociaż tyle dobrego, że Gryffindor nie był wyjątkiem.
- Wypij to.
    Hermiona posłusznie chwyciła w dłoń buteleczkę i wzięła potężny łyk, po czym oddała ją pani Pomfrey. Ta tylko mruknęła coś pod nosem, co brunetka uznała za przyzwolenie do odejścia. Cicho wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i udała się do Wielkiej Sali, po drodze zabierając (a raczej przywołując) płaszcz z dormitorium.
    Na miejscu szybko otworzyła masywne drzwi i usiadła przy stole Gryfonów. Zostało jej 15 minut śniadania, a od kolacji nic nie jadła, więc teraz rzuciła się na jedzenie prawie jak Ron.
    Hermiona odruchowo spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego i od razu napotkała uważne spojrzenie Barnabasa. To znaczy profesora Collinsa! Uhhh... Zauważył ją i uśmiechnął się, po czym uniósł puchar, przechylił go i odstawił. Wyglądało to jak toast za nią. Zarumieniła się i chciała odwrócić wzrok, jednak w tym samym momencie ujrzała czerwony ślad przy jego ustach, który właśnie zaczął z niesmakiem wycierać haftowaną chusteczką. Przypominał jej krew. Ale przecież to może być czerwone wino. Albo ten eliksir dla wampirów od Snape'a. Tak, to na pewno to...
    Przestała o tym myśleć, bo nagle obraz przed jej oczami się rozmazał, straciła oddech i poczuła dziwny ucisk w gardle. Instynktownie uniosła ręce do góry i pochyliła się. Po chwili poczuła mocne uderzenia w plecy, między łopatkami. Mogła oddychać. Spojrzała w zielone oczy Harry'ego z wdzięcznością. Znowu coś szło tego dnia nie tak – tym razem musiała się zakrztusić. Akurat dzisiaj.
- Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie chłopak.
- T-tak... Dzięki – odpowiedziała zakłopotana.
    Szybko dokończyła śniadanie, ale uważała, aby się nie zadławić po raz kolejny. Nagle jej wzrok spoczął na Ginny – była smutna i miała zaczerwienione oczy. Widocznie płakała. Miona powiedziała Harry'emu, że zaraz do niego wróci i podeszła do niej. Rudowłosa na jej widok próbowała przywołać sztuczny uśmiech na twarzy, jednak średnio jej to wyszło. A prawdę mówiąc (pisząc) to wcale.
- Gin, co się stało?
- N-nic... Naprawdę, nie martw się o mnie... Idź do Harry'ego i...
- Ginewro Molly Weasley – przerwała jej brunetka ostrym tonem, przypominającym głos matki dziewczyny. - Masz mi powiedzieć całą prawdę i tylko prawdę. Już mi mów, co się stało. Coś z tym dupkiem... Przepraszam, Malfoyem?
- T-tak... Miałam mu dać wczoraj ten eliksir. Poszłam do kuchni i Zgredek obiecał dolać to do pucharu Dracona. No i się nawet nie pomylił. Problem w tym, że podczas kolacji ta cała Parkinson znowu uwiesiła się na nim, a on się odsunął, no i przez przypadek to ta mopsica wypiła eliksir, a nie on. Och, Hermiono, co ja teraz zrobię?! Jak ja mu przywrócę pamięć? Co ja teraz zrobię...? Co... - W tym momencie szlochała już tak silnie, że nie mogła mówić. Miona przytuliła ją mocno.
- Nie martw się... Coś wymyślimy. W końcu mieszkam w dormitorium z geniuszem, więc czemu się martwisz – powiedziała pogodnym tonem Gryfonka. - Damy radę, tylko spokojnie.
- Naprawdę tak myślisz? - rozpromieniła się Ginny.
- Naprawdę. A teraz chodź z nami do Hogsmeade.
- Pójdę – zapewniła. - Ale nie z wami, nie będę się narzucać...
- Ale wcale nie...
- Nie, nie – przerwała przyjaciółce dziewczyna. - Hermiono, widzę, co się dzieje. Uwierz mi, mam do takich spraw oko. I przestań udawać, bo naprawdę z Harrym bardzo fajnie razem wyglądacie. To prawda, kiedyś mi się podobał, ale miałam wtedy jedenaście lat! Bądźcie szczęśliwi. I nie martw się o mnie, dam radę. Z tobą zawsze.
- Dzięki, Gin. Jesteś naprawdę świetna.
- Nie ma za co. No, a teraz do niego biegnij, przecież widzę jak ci stopy chodzą – powiedziała Ginewra i wybuchnęła śmiechem.
    Hermiona szybko uściskała przyjaciółkę wróciła do Harry'ego. Zaoferował jej ramię i razem wyszli z zamku. Profesor McGonagall przepuściła ich i razem ruszyli krętą ścieżką w stronę wioski. Po dłuższej chwili milczenia, dziewczyna zapytała:
- A gdzie jest Ron?
- Poszedł już wcześniej z Luną.
- To dobrze. Niech jest szczęśliwy. Pamiętam, jak kiedyś się do mnie przystawiał, ale to było okropne. To tak, jakby chodzić z bratem – powiedziała. Harry nic nie odpowiedział. - A tak właściwie, to gdzie idziemy?
- Do Hogsmeade. – Brunetka przewróciła oczami. - Najpierw standardowo, do Zonka i Miodowego Królestwa, a później to tajemnica.
- Oj, Harry, nie bądź taki! Powiedz, gdzie idziemy? - Gryfonka właściwie uwiesiła się mu na ramieniu, skacząc i prosząc o chociaż małą podpowiedź.
- Nie. To ma być niespodzianka – rzekł chłopak i tylko uśmiechnął się tak, jak wtedy, gdy czekał na nią pod portretem Grubej Damy.
- A miła chociaż?
- Oczywiście. Przecież ja zawsze jestem miły.
- Oj, polemizowałabym... - przedrzeźniała go Miona.
- A ja bym się chętnie zastanowił, co do przestrzegania zasad przez naszą drogą panią Prefekt. A kto niby ukradł w drugiej klasie składniki Snape'owi? - zaczepnie spytał Potter.
- To była zupełnie inna sytuacja... Konieczność i...
    Ale nie dokończyła, bo właśnie weszli do Miodowego Królestwa. Było tam mnóstwo uczniów, a gdzie by nie spojrzeć, zawsze widziało się różne słodkości. Kupili trochę Kociołkowych Piegusków, Fasolek Bertiego Botta i Dyniowych Pasztecików. Hermiona właśnie wychodziła ze sklepu, gdy poczuła znajomy dotyk na ramionach. Odwróciła się i zobaczyła Harry'ego z wielkim, czerwonym lizakiem.
- Zapomniałaś czegoś – uśmiechnął się. Tego dnia prawie cały czas się uśmiechali (z wyjątkiem Miony rano).
- Ale... To dla mnie? - zapytała zdziwiona.
- Nie. Kupiłem to dla Snape'a, aby wyznać mu moją dozgonną miłość i poprosić o wspólne życie aż po grób. Oczywiście, że dla ciebie.
    Hermiona nie mogła pohamować śmiechu. Widok Wybrańca w ramionach Mistrza Eliksirów tak ją rozśmieszył, że prawie się przewróciła. W końcu się uspokoiła i poszli do Zonka. Tam napotkali bliźniaków oglądających dziwny przedmiot, wyglądem przypominający ogromny balon z czułkami. Oboje woleli nie wnikać co to.
    Po dziesięciu minutach wyszli. Dziewczyna odruchowo skierowała się do Trzech Mioteł, jednak dłoń Harry'ego delikatnie wsunęła się w jej i poprowadziła w przeciwnym kierunku. No tak, niespodzianka.
    Gdy tylko poczuła ciepło skóry chłopaka, jej serce zaczęło szybciej bić. Szła z nim kompletnie nie wiedząc, dokąd idą. W końcu weszli w gęstwinę drzew, która po zaledwie kilku krokach przerzedziła się, ukazując małą, ale uroczą polankę, na której wciąż zieleniła się trawa. Pośrodku stała ładna, drewniana ławka, z dwiema czerwonymi poduszkami. Gdzieś dalej śpiewały ptaki.
- Co to za miejsce? - zapytała zdziwiona.
- To zaczarowana polana. Syriusz mi kiedyś o niej opowiadał. Podobno przychodził tu często z moim ojcem, a potem rodzice tu się spotykali. Później nazywali to Zakątkiem Huncwotów. Jak ci się podoba?
- Jest... piękne. Naprawdę.
    Usiedli na ławce i przez chwilę rozkoszowali się urokiem tej chwili. Dźwięki dookoła nich wydawały się cichą muzyką, skomponowaną specjalnie dla nich. Zupełnie jakby ptaki nuciły You rock my world.

***

    W tym samym czasie w głowie Carmen kłębiło się coraz więcej niepotrzebnych (według niej) myśli i wspomnień. Znowu tych wspomnień. Pojawiały się coraz częściej i było ich więcej. Nie mogła tak żyć, musiała coś zrobić.
    Wstała z kanapy i poszła do swojego dormitorium. Nie miała po co iść do Hogsmeade, za to tu czekała ją praca. Podeszła do małej szafki zamykanej na kluczyk przy swoim łóżku i otworzyła ją. W środku stała kamienna misa. Dziewczyna wzięła ją delikatnie w dłonie i postawiła na biurku. Uśmiechnęła się na wspomnienie Dumbledore'a, gdy ją jej pożyczał. Dla pani robię wyjątek. Ze względu na rozmaite okoliczności. Ale proszę korzystać z niej rozsądnie. Po chwili wyjęła też różdżkę, którą przytknęła do skroni i zaczęła stopniowe wyrzucanie niechcianych wspomnień.
Obrazy wirowały jej przed oczami, gdy wyjmowała myśli i umieszczała je w naczyniu. Hej, Carmen. Przyjdziesz dzisiaj do mnie? Oczywiście, że poszła wtedy do Jacka. Kupiłem ci coś, chcesz obejrzeć? Wiadomo, że chciała i to zrobiła. To co, spotkamy się znowu? Będę tęsknić.
    Jesteś cudowna. Poruszyłaś mój świat, zmieniłaś mnie. Chcę być z tobą, Car. Nigdy wcześniej nikogo takiego nie spotkałem i pewnie już to nie nastąpi. Zostań ze mną. Obiecuję, że już zawsze będziemy razem.
    Kocham cię, Car.
    Koniec. A nie, jeszcze ostatnie. To najgorsze.
    Po co się na mnie gapisz, debilko? Haha, widzieliście jej minę? Najlepsze było, jak wtedy nad morzem...
    Teraz koniec. Definitywnie.
    Carmen odeszła od myślodsiewni i rzuciła się na łóżko. Po chwili wstała, zabrała z łóżka Hermiony poduszkę i wróciła do siebie. Przytuliła się do miękkiego materiału i zasnęła, po raz pierwszy od wielu dni nie śniąc.
    Myśli mogą pozostawiać większe ślady, niż cokolwiek innego.

***

    Hermiona zastanawiała się nad tym wszystkim. Po co ją tu przyprowadził? Sama nie wiedziała. Właściwie, to już niczego nie wiedziała. Wcześniej spotykała się tylko z Krumem, no i kiedyś w wakacje z jednym chłopakiem z jej osiedla. Właśnie w tym momencie jej racjonalny umysł postanowił zrobić sobie przerwę, wskutek czego palnęła:
- Jak ci idzie to wypracowanie dla Snape'a? - po czym od razu mentalnie walnęła się w czoło. Pięknie zaczyna rozmowę.
- Kiepsko. Ja się po prostu na tym nie znam! Skąd mam znać wszystkie siedemnaście zastosowań ogona ropuchy?
- Może byś zajrzał do biblioteki?
- Próbowałem, ale ja nie znam tam każdej półki, w przeciwieństwie do ciebie. – Uśmiechnął się złośliwie.
- I pewnie mam ci w tym pomóc?
- A mogłabyś? - Harry spojrzał na nią najbardziej błagalnym wzrokiem, na jaki było go stać.
    Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale nie mogła dłużej wytrzymać pod spojrzeniem tych cudownych, zielonych oczu.
- Dobrze, pomogę. - Twarz chłopaka natychmiast się rozjaśniła. - Ale to już ostatni raz!
- Dobrze już, dobrze. Zmieńmy temat.
    Przez chwilę znowu panowała cisza. Krępująca, należy dodać. W końcu Harry wziął głęboki oddech, poprawił włosy i zwrócił się do niej:
- Wiesz, Hermiono... Wtedy w pociągu, gdy jechaliśmy do szkoły i zanim poznaliśmy naszą jakże przeuroczą Carmen... Chciałem ci coś powiedzieć, coś ważnego... Bo chodzi o to, że... No, jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo dobrymi zresztą. Ale ja nie jestem pewien, co teraz czuję. To znaczy, lubię cię, naprawdę, ale coś się zmieniło i...
    Dziewczyna się zarumieniła i nie wiedziała, co odpowiedzieć. On za to kontynuował.
- I chodzi o to, że nie wiem, czy ty też, bo... No bo jest ta przepowiednia. I ta Afrodyta... A jak się to połączy i doda to, co się teraz ze mną... z nami dzieje to...
    Pochylał głowę w jej stronę, aż w końcu ich usta dzieliło od siebie zaledwie kilka milimetrów. Już miały się zetknąć, gdy nagle Harry się odsunął i krzyknął z bólu.
- Blizna strasznie mnie zabolała – rzekł, masując sobie czoło. - Tak jakby Voldemort nie chciał, abym coś zrobił. Jakby się... bał?
- Jeszcze cię boli?
- Nie, spokojnie, już przestało. – Znowu się do niej przysunął. Zaczął się do niej zbliżać, coraz bardziej i bardziej, a Hermiona nie mogła wyjść z szoku. Delikatnie dotknął dłonią jej twarzy i pogładził po policzku. - Wiesz, gdy umarł Syriusz, dotarło do mnie coś bardzo ważnego.
- T-tak? - Nie mogła powstrzymać drżenia głosu.
- Bo chodzi o to, że... Życie jest takie kruche...
- Tak... Nie można marnować ani chwili – rzekła, a on zaczął obrysowywać jej podbródek, nos, wargi... Siedziała oniemiała, niezdolna do najmniejszego ruchu, jednak instynktownie wtuliła się w jego dłoń.
- Bo nigdy nie wiadomo, czy to nie jest... na przykład... taka jakby... ostatnia chwila...
    Zapadła cisza, podczas której Hermiona zastanawiała się, czy to nie sen, aż do momentu, w którym jej ust dotknęły te Harry'ego. Po co marnować czas na te bezsensowne rozmyślania? Poczuła fajerwerki. Tak po prostu. To było takie cudowne, ale też takie... inne. I czuła, że w pewien sposób jest to właściwe. Że tak miało być, zostało to zapisane gdzieś w zaświatach, na kartach życia.
To było tylko zwykłe muśnięcie swoich warg. A może właśnie to było niezwykłe? Po chwili Harry delikatnie odsunął się, oparł swoje czoło o jej i spojrzał jej w oczy. A potem się roześmiał.
- Tak proste. To było takie proste... Naprawdę? - Wybraniec uśmiechnął się do brunetki. Nie odpowiedziała, tylko mruknęła potwierdzająco.
    Po chwili znowu poczuła jak ją całuje. Tym razem bardziej pewnie, nie tak nieśmiało. Odwzajemniła pocałunek, a on przyciągnął ją bliżej do siebie. Nie mogła myśleć logicznie, przyjemność odebrała jej całkowicie jasność umysłu i podejmowania rozsądnych decyzji. Objął ją w pasie jedną ręką, a drugą zacząć gładzić jej włosy. Nie spieszyli się. W końcu mieli całą wieczność dla siebie, a świat wokół ogarnięty wojną nie istniał, prawda?
    Tych słów z pewnością nie potwierdziłby mały, czarny nietoperz siedzący na gałęzi pobliskiej sosny.

___________________________
Naprawdę dziękuję Moore. Gdyby nie ona, to skończyłabym pewnie na 5 rozdziale czy coś koło tego. Dała mi wiarę, że mogę pisać i ktoś to w ogóle czyta.

13 komentarzy:

  1. Na wstepie za bledy wybacz ale pisze z telefonu.
    Weź ode mnie te Carmen bo... -_- ugh...Nie lubie jej.. Oddychaj Rickmanicka oddychaj... dobrze, juz sie ogarnelam ;D Harry i Hermiona... Cudny buziak i ...ten piekny tekst Harry'ego o moim Mężu Nietoperzu z lochow...<3 No bajka po prostu <3 a teraz ide sb ogarnac Twojego twitera wiec strzez sie! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój telefon skasował mi piękne wypracowanie na temat tego rozdziału ;_;

    Pozdrawiam Cię za łatwość pisania dialogów. Ja mam z tym wielki problem.
    Ważna jest przede wszystkim lekkość i sytuacja. W sytuację wliczają się: czas, miejsce rozmowy, wzajemny stosunek rozmówców do siebie, okoliczności itp. I u Ciebie to jest. Dialogi nie są wymuszone, ale naturalne.

    Ja tam na początku nie lubiłam Carmen za wbicie na bezczela do przedziału. Ale w trakcie pokazałaś, że ona też ma duszę i uczucia. Obecnie nic do niej nie mam.

    Wniosek z rozdziału: (mam głupi telefon i ) jesteś lubiana przez znajomych. Jestem potomkiem Holmesa xD

    SherlOK

    and now keep calm and wait...

    (niepotrzebny podpis)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście miało być "PODZIWIAM CIĘ...", a nie pozdrawiam.

      I skoro już to piszę to dodam:
      jeszcze będziesz przeklinać dzień, w którym dałaś mi linka do swojego facebooka <3

      Usuń
  3. 1. Zacznę tradycyjnie, jak to Oliwka - od dupy strony. PRZEPRASZAM KTO NIE LUBI CARMEN? Możecie się już ustawiać w kolejce do eliminacji! XD
    2. Klaudia, nie przejmuj się tym ,że ludzie nie lubią Carmen. Żeby ją lubić trzeba ją rozumieć a do tego trzeba mieć drabinę i być kilka szczebli nad ziemią, jeśli wiesz o co chodzi :D
    3. Agrrr, denerwuje to nie jest to słowo, irytuje też nie, wkurwia, tak, ten cały Barnabas mnie wkurwia! No nie ważne,że z reguły dobry Nosferatu nie jest zły, po prostu ten jest zły w każdym znaczeniu tego słowa.
    4. Bardzo ładnie opisana scena pocałunku HAAAŁ SŁIT ♥
    5. Hermiona rano. Prawo Murphy'ego mówisz? Merlinie mam tak codziennie :D Ale podoba mi się to,że nie wszystko twoim postaciom idzie gładko,
    są i komplikacje. W niektórych ff jest za słodko, i nie życiowo.
    6. [...],,Tak było z oliwkową''[...] Merlinie, to o mnie :DDD , no ale mi humor na noc poprawiłaś ;]

    To by było tyle ode mnie.

    Pozdrawiam, Oliwkowaa.

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham Twoje opowiadanie <3
    wcześniej nie komentowałam, ale czytałam, a teraz mam mature za jakieś 20 dni a siedze przed komputerem i co godzine sprawdzam czy jest kolejny rozdział, aż w końcu się doczekałam :D
    świetnie piszesz, można pozazdrościć
    dzięki Tobie polubiłam tę parę i nie mogę się doczekać aż przeczytam co wydarzy się dalej
    co do komentarza to Carmen jest świetna, choć miała nieco irytujące wejście
    za to Barnabas jest irytujący i to bardzo, ale może jestem w mniejszości, która tak uważa ;)
    pisz dalej i kontynuuj to opowiadanie :)
    z.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest cudowne <3

    PS A ja wiem, jaka Klaudia :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały! Ten ich pocałunek <3. Rozpływam się ^^. Nadal bardziej wolę Harrego, ale żal mi Barnabasa na końcu (bo to był on prawda?). Czekam na następne i przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale niedługo mam egzaminy i mam strasznie mało czasu na czytanie. Niestety. Ale też skusiłam się wczoraj i wstawiłam nowy rozdział na fremionelicious. Zapraszam i życzę weny. Mam nadzieję, że Barnabas niczego nie zepsuje, Harry i Hermiona są tacy słodcy.
    Pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
  7. Barnabas to niesamowity akcent wyróżniający to opowiadanie na tle innych. Carmen, cóż, specyficzna, Sherlock w spódnicy. Jest ok. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja mam dla Ciebie coś! Taki prezencik :
    http://wiek-jest-tylko-liczba.blogspot.com/2013/04/rozdzia-8.html

    OdpowiedzUsuń
  9. oh, uwielbiam Twoje opowiadanie ! Zazwyczaj nie lubię tego parringu, lecz ten przypadł mi do gustu. Czekam na kolejne rozdziały i życzę połamania pióra ! :3

    Aha, i zapraszam do mnie : antiquus-hostis-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Więcej, więcej Barnabasa :D Jest kapitalnie, nie tylko ok :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem!
    Z opóźnieniem ogromnym, ale jestem C:
    Gdy czytałam ten rozdział, to cały czas się uśmiechałam, wiesz? :3 Dziękuję za dedykację, to najmilsza rzecz, jaką ktoś dla mnie zrobił w blogosferze :*
    No a poza tym, jak mogłam się nie cieszyc, skoro Harry i Hermiona... Ach! Dziękuję jeszcze raz! <3
    Za to, że napisałas taki piękny rozdział! Co prawda, kilka momentów wyglądało trochę dziwnie, ale może przez to, że wszystko działo się tak szybko...
    Nieważne, ja jestem zachwycona! *.*
    Jednak ostatnim zdaniem mnie przeraziłas. Klaudia, nie żartuj! Nie możesz zepsuc Harrymione, skoro już było tak pięknie!
    Nie wybaczę ci tego :D
    I jak to nikt nie lubi Carmen? A ja? Ja ją uwielbiam! :D
    Ta postac jest niebanalna, tajemnicza i na każdym kroku mnie zadziwia. Jak tu jej nie lubic?
    Poza tym, podziwiam cię za to, że rzucasz bohaterom kłody pod nogi, dzięki czemu to opowiadanie nabiera realizmu. To jedno z nielicznych takich opowiadań.
    Ach, ja nie wiem, co ja zrobiłam? Po prostu znalazłam twoje opowiadanie, pokochałam je i tyle!
    Nie ma za co, kochana :3
    I mam zamiar z tobą dotrwac do końca tego opowiadania, bo jest chyba najbardziej oryginalną historią jaką czytałam! Podziwiam twoją wyobraźnię i kłaniam się w pas <333
    Jestes wielka, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne :D kiedy nowy ;) w końcu się po słowami :D

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter - Book And Scroll