"I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza,
mającą dziesięć rogów i siedem głów,
a na rogach jej dziesięć diademów,
a na jej głowach imiona bluźniercze.
Bestia, którą widziałem, podobna była do pantery,
łapy jej - jakby niedźwiedzia,
paszcza jej - jakby paszcza lwa.
A Smok dał jej swą moc, swój tron i wielką władzę."
- Apokalipsa Św. Jana 13, 1-2
"Na pustyni
Ujrzałem stwora, bestię nagą.
Przykucnął,
Żarł serce
Trzymane na dłoni
Spytałem - Dobre, przyjacielu?
- Gorzkie ono - gorzkie - odpowiedział -
Ale mi smakuje,
Bo jest gorzkie
I to serce moje."
- Steven Crane
Dracon Malfoy szedł korytarzem. Obok niego kroczył Zabini, a z tyłu szli Crabbe z Goylem. Chłopak miał mętlik w głowie. I nie chodziło tu tylko o niewyobrażalnego kaca, który był efektem świętowania dzień wcześniej urodzin Blaise'a. Było coś jeszcze. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Z jednej strony, miał uczucie całkowitego spełnienia, odkrycia i zaspokojenia najskrytszych pragnień, a z drugiej... Pustkę. Ogromną, przerażającą pustkę, która, o zgrozo, wypełniała go całego, niczym świeże powietrze płuca.
Pustkę miał też w głowie. Kompletnie nie pamiętał wczorajszego wieczora, a tym bardziej nocy. Obudził się, co prawda, w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, lecz znajomi mówili mu, że gdzieś wychodził. Tylko, na Salazara, gdzie?!
Miał tylko jedno, niewyraźne wspomnienie. Bardziej wrażenie niż wspomnienie. Dotyk gładkiej skóry, miękkich warg, zapach wanilii i orzechów... I jeszcze przyjemna faktura długich włosów. Ciemnych, tego był pewien. I to wszystko.
Draco mógł w tej sytuacji wysnuć tylko jeden wniosek: dziewczyna. Spotkał jakąś i (chyba) pocałował. Tylko kto to, na Komnatę Tajemnic, mógł być?!
Wiedział już, że jest załatwiony. Totalnie i kompletnie zakochał się w tej dziewczynie, chociaż nawet nie znał jej domu. I musiał zrobić wszystko, aby ją odnaleźć. Wszystko, co...
- Smoku, dobrze się czujesz? - Dobiegł go gdzieś z oddali głos Zabiniego.
- T-tak. Jasne – odpowiedział, wyrywając się z zamyślenia.
Wkroczyli na śniadanie. Cała Wielka Sala była już wypełniona uczniami. Jego wzrok przemknął po wszystkich stołach, aż w końcu zatrzymał się na tym Gryfonów. Merlinie, jak on ich nienawidził! Szlamy i zdrajcy krwi! Pupilki dyrektora, który wcale nie był od nich lepszy. I Weasleyowie. Ruda zaraza, mnożyli się jak gnomy i wszędzie było ich pełno. Składała się z nich prawie cała drużyna quidditcha! Przecież to nienormalne.
Blondyn usiadł przy stole i odgarnął grzywkę. Od razu przysunęła się do niego Pansy, a on wzdrygnął się mimowolnie. Patrzyła na niego z uwielbieniem tymi mopsicowymi oczami razem z twarzą i Dracon nagle stracił apetyt. Odłożył tosta i odwrócił głowę w jedynym możliwym kierunku pozbawionym widoku Parkinson. Znowu rudy klan. Właściwie to nie wiedział, co gorsze. Uśmiechnął się szyderczo pod nosem, lecz nagle przestał, gdy zobaczył umykający szybko wzrok dziewczyny Weasleyów. Postawiłby pięć galeonów na to, że właśnie się na niego gapiła. Na dodatek, rumieniła się!
Przymknij się, Draco! A bo to ona jedna? Nie? No właśnie! Powinieneś już dawno pogodzić się z tym, że podobasz się dziewczynom! I zacznij lepiej szukać tej swojej. Jednego możesz być pewien: to na pewno nie będzie Gryfonka!
***
Czarny Pan był wściekły. Szło już tak dobrze, tak gładko i oczywiście ten frajer musiał wszystko zepsuć! Ten idiota, kompletny imbecyl, ten...
- Tom, spokojnie. Stało się coś? - Dobiegł go kobiecy głos z tyłu. Odwrócił się i spojrzał w te błyszczące uwielbieniem oczy.
- Tak, na kły Nagini! Stało się! - Bella położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu. On lekko się wzdrygnął, ale nie odsunął się. Przeciwnie, podszedł bliżej i objął ją swymi bladymi jak kreda dłońmi.
- Opowiesz mi? - Riddle usłyszał jej głos tuż przy uchu.
- Później, Bello. Później... - Powiedział i szybko ją pocałował. - Mam sprawę do załatwienia, ale kiedy wrócę...
Nie musiał więcej mówić. Czarnowłosej to wystarczyło. Jeszcze tylko raz przyciągnęła go do siebie i pozwoliła odejść. Tak wiele się ostatnio zmieniło. Pamiętała bardzo wyraźnie, jak pierwszy raz podszedł do niej tak blisko... Tak bardzo blisko... Westchnęła głośno i z powrotem się położyła.
Tymczasem Voldemort nadal był wściekły. Wyszedł z pomieszczenia i udał się do głównej sali w budynku, gdzie czekali już na niego Śmierciożercy i nie tylko.
Podszedł do podwyższenia i usiadł na tronie, po czym rozpoczął:
- Witajcie, moi słudzy. Zastanawiacie się zapewne, dlaczego was tu zebrałem. Otóż odpowiedź jest prosta. Zdrada. I niepowodzenie. Jeden z was, jeden z waszych braci nie dość, że mnie zdradził, to na dodatek zepsuł całą część mojego rozległego planu. Jest on wam doskonale znany, mało tego! Przewodził wami, był moją prawą ręką i jednym z najbardziej zaufanych sług. Ale dziś to zakończę. Otrzymałem wiadomość – nie pytajcie skąd – że nasz przyjaciel zamierza kompletnie nas pogrążyć. Nie dziś. Mówię wam: nie dziś!
Śmierciożercy wzdrygnęli się na te słowa. Za chwilę jednego z nich spotka coś strasznego. Severus Snape, który starał się zachowywać normalnie, w środku drżał ze strachu. To o nim. To na pewno o nim! Zaraz Wężowa Morda go wywoła i zabije albo coś jeszcze gorszego... Ale jak ten idiota się dowiedział? Zacisnął pięści z bezsilności i czekał, ukryty pod maską i ciemną peleryną. Czekał na swój koniec.
Tymczasem Voldemort rozkoszował się ciszą, atmosferą strachu, jaką zasiał. Tak, to była przestroga dla wszystkich, którzy choć pomyśleli, aby mu się sprzeciwić. W końcu się odezwał, głosem, który w każdym budził grozę i odbijał się od zimnych ścian pomieszczenia:
- Wiecie już, kto to? Od dzisiaj to największy tchórz świata i spotka go sroga kara. Moi słudzy, powitajcie proszę bardzo gorąco naszego drogiego... - zawiesił głos na chwilę, aby dodać napięcia - ...Victora! Tak, szybko, nie dajcie mu uciec! Proszę, proszę, nasz wampirek ma charakterek! Crucio!
Śmierciożercy się rozstąpili, ukazując sylwetkę wysokiego mężczyzny. Stawiał zaciekły opór, ale nawet nosferatu nie ma szans z Zaklęciem Niewybaczalnym. Wił się przez dobre kilka minut na posadzce, twarz miał wykrzywioną z bólu, a jego ciało przebiegały silne konwulsje. Gdy Riddle zdjął urok, wampir opadł bez sił na podłogę i tylko patrzył na okrutną twarz bez nosa swoimi bystrymi, teraz przekrwionymi, oczami. Z tyłu jego głowy pojawiała się wielka, czerwona plama. Lord wrzasnął z wściekłości:
- Ty zdrajco! Ty zapchlony pomiocie! Jak mogłeś, jak śmiałeś?! Myślałeś, że ja, Lord Voldemort, najpotężniejszy czarodziej świata dam się komukolwiek wykiwać jak niedorozwinięty szczeniak?
Kopnął w szale leżącego, który wychrypiał:
- Nie jesteś najpotężniejszy. To Dumbledore cię pokona, zobaczysz. A zresztą, niekoniecznie on. Pamiętasz, kto to zrobił ostatnio? Dzieciak! Dzieciak, który nie potrafił nawet porządnie machnąć różdżką! - Kolejne kopnięcie. - Słyszysz?! HARRY POTTER cię pokona, jaszczurze!
- Dosyć! - wrzasnął Tom. - Zabrać mi go. Yaxley, Malfoy! Do roboty!
- P-panie, a-ale co my m-mamy z nim zr-robić? - zapytał wystraszony Lucjusz. - Przecież go nie zabijemy...
- Zabić? - Czarodziej ryknął śmiechem. - O nie! To zdrajca, a najniższy krąg piekła jest właśnie dla nich! Zabierzcie go do lochów i przykujcie łańcuchami. Tymi ze srebra - dodał z zawistnym uśmiechem.
Śmierciożercy zabrali Victora, który z przerażeniem wysłuchiwał, jaką dostanie karę. Będzie się czuł jak Prometeusz na skale, którego męka się nie kończyła! Albo jak Tantal lub Syzyf...
Victor ostatkiem sił, z całą swoją pozostałą mocą, wysłał wiadomość. Był do patronus w kształcie łabędzia, bardzo nietypowy, jednak spełniał swoje zadanie. Przekazał trzy słowa. Albusie, odkryli mnie.
W tym samym czasie, Voldemort kontynuował zebranie. Skoro Victor, do tej pory jego najbardziej zaufany wampir, "wypadł z gry", powinien go kimś zastąpić. Ktoś w końcu musi kierować i naprawić cały plan, prawda? Już wybrał. Wiedział, że ta osoba go nie zdradzi. Prędzej da sobie wbić osikowy kołek prosto w małe, już niebijące serce.
- Od dzisiaj wy, wampiry, macie nowego przywódcę. Jest nim mój obecnie najbardziej zaufany członek waszej społeczności. Od tej pory on odpowiada za cały plan uczynienia mnie nieśmiertelnym i zdobycia całego świata. Pewnie już domyślacie się, kim on jest. Barnabas Collins. Proszę, pokaż się nam.
Rozległy się wiwaty, a z tłumu wyszedł bardzo wysoki i blady mężczyzna, wyglądający na około 30 lat (chociaż wszyscy wiemy, że miał przynajmniej kilkaset). Posiadał brązowe włosy i sarnie oczy. Z długich palców wyrastały czarne paznokcie, a ubrany był w stylu wiktoriańskim. Promieniował wręcz przystojnym wyglądem i aurą ekscytującej tajemniczości. Skłonił się nisko.
- Barnabasie, mam dla ciebie specjalną misję. Chodź, omówimy szczegóły. Spotkanie zakończone! - powiedział Voldemort i odszedł wraz z brunetem.
Rozległy się trzaski aportacji. Jeden towarzyszył Severusowi, który chwilę później pojawił się przed bramą Hogwartu. Dopiero tu mógł sobie pozwolić na westchnienie ulgi. Mało brakowało, ale nie odkryli go. To trzeba uczcić! Wysłał patronusa do dyrektora z wiadomością, że przeżył i opowie mu wszystko jutro, a sam udał się do swoich komnat. W salonie zdjął płaszcz, po czym poszedł do łazienki wziąć szybki prysznic. Musiał ukoić myśli. Szybko owinął się ręcznikiem i udał się do barku. Wyciągnął najlepszą Ognistą Whiskey jaką tylko posiadał, otworzył i nawet nie zadał sobie trudu wyciągnięcia szklanki. Dzisiaj nie myślał już o niczym innym, jak tylko się upić do nieprzytomności.
***
Sobota. Po całym tygodniu wrażeń, wieczorze Freda i George'a z opowieściami i użeraniem się z Carmen Hermiona wybrała się na spacer na błonia. Ginny i Ron chcieli się z nią zabrać, jednak odmówiła. Musiała pobyć trochę sama, pomyśleć. Potrzebowała chwili spokoju, czasu do zastanowienia i namysłu, jak zresztą chyba każdy.
Otuliła się szczelniej płaszczem, gdyż mroźny wiatr dmuchał dość mocno. Odgarnęła włosy i spojrzała na błękitne niebo. Słońce świeciło jasnym blaskiem, a jego promienie załamywały się na chmurach, które nadciągały z zachodu. Możliwe, że zbiera się na deszcz.
Hermiona postawiła kołnierz, ręce włożyła do kieszeni i ruszyła krętą ścieżką. Za nią kroczył Krzywołap, który ostatnio ciągle gdzieś wychodził i znikał bez śladu. Październikowe powietrze muskało twarz dziewczyny i sprawiało niesamowitą przyjemność, dawało poczucie rześkości. Liście na drzewach lekko już się brązowiły, ptaki odlatywały.
Gryfonka szła prosto przed siebie, zamyślona, nie mając określonego celu tej wędrówki. Ku jej zaskoczeniu, nogi poniosły ją nad jezioro. Gdy dotarła do brzegu, odkryła, że nie jest sama. Nieopodal pod drzewem siedziała skulona postać, jednak nie mogła dostrzec twarzy. Pozostając wierna swojej intuicji, podeszła do niej. Była to Carmen i Hermionie wydawało się, że śpi. Już chciała ją szturchnąć, gdy ta nagle złapała ją za rękę. Przestraszona dziewczyna chciała odskoczyć, ale uścisk był zbyt silny i strasznie dziwny. Zaskoczona, spojrzała w oczy panny Brown i dostrzegła w nich... nic. Naprawdę nie wyrażały one niczego! Były strasznie zamglone. Potrząsnęła delikatnie przyjaciółką i spróbowała wyrwać dłoń. Po kilku próbach w końcu jej się udało. Zaczęła rozmasowywać nadgarstek i zapytała:
- Car, co ci jest?
Milczenie. Cisza. Dziewczyna nawet nie dała znaku, że ją słyszy lub widzi.
- Carmen, obudź się! Co się stało?! - Gryfonka była coraz bardziej zdenerwowana i przerażona jej... nieobecnością. To prawda, często zamykała się w sobie, ale to było normalne (oczywiście jak na nią). Jednak to zdecydowanie odbiegało od utartej już "normy". Spróbowała jeszcze raz: - Odezwij się! Dobra, zmuszasz mnie do zastosowania bardziej drastycznych środków. Żeby nie było – ostrzegałam! - Hermiona wzięła duży zamach i z całej siły spoliczkowała towarzyszkę. PLASK!
Carmen podskoczyła i zaczerpnęła wielki haust powietrza. Wyglądała, jakby ocknęła się z jakiegoś amoku. Szybko jednak odzyskała równowagę i swoją nieocenioną sprawność umysłu. Ze zdziwieniem stwierdziła obecność swojej współlokatorki, ale uznała, że widocznie miała jakiś powód, aby tu przyjść.
- Co tu robisz? - zapytała opanowanym głosem.
- Co ja tu robię?! Co? Ja? - Hermiona nie mogła wyjść z szoku. - Raczej co TY tutaj robisz?! Coś ty ze sobą zrobiła? To jakiś czar czy eliksir? I po co?
- Dobra, możesz dać mi dojść do słowa? Byłabym niewymownie wdzięczna! - parsknęła obrażona dziewczyna. - Dzięki. Może zacznę od początku. Wiesz doskonale, co dzieje się z moim umysłem. Natłok myśli i te sprawy. A teraz zastanów się, jak muszę się czuć, gdy nie mam żadnej rozrywki. Nic do pogłówkowania, zrobienia, nauczenia się, pomyślenia nad czymś? No właśnie! Mój mózg próchnieje. Marnuje się. I muszę coś z tym robić, inaczej zwariuję. Przez te wszystkie lata życia, nauczyłam się sobie radzić. Nie zdziwiło cię, że nigdy nie noszę koszulek z krótkim rękawem, nie podwijam ich? Jeśli już, to mało. Plastry nikotynowe. Te mugolskie. Uspokajają mój umysł, gdy już jest z nim kiepsko. Nie zawsze to wystarczy. - Wyjęła z kieszeni jakąś fiolkę i pomachała nią przed twarzą Hermiony. - Wiesz, co to jest?
Dziewczyna wzięła buteleczkę do ręki, otworzyła i powąchała zawartość. Od razu się cofnęła.
- Ohyda! Przypomina Veritaserum, ale...
- Ale? Właśnie o to twoje "ale" chodzi. – Brunetka przyglądała się koleżance z zaciekawieniem.
- Ale ma bardzo drażliwy zapach, jakby... rozpuszczalnika? Coś w tym rodzaju – powiedziała niepewnie.
- Dokładnie. To urozmaicone Veritaserum. Ma tylko zmieniony jeden składnik. Zamiast proszku z żuków afrykańskich dodaję ekstrakt z jadu amazońskiej żmii. To je wzmacnia pod względem działania na umysł, pomaga jakby oderwać się od ziemskich problemów. Natomiast sprawia, że znikają właściwości nakazujące użytkownikowi mówienie tylko i wyłącznie prawdy.
- T-to... niesamowite! - Miona nie mogła nadziwić się nad geniuszem rozmówczyni. Nagle spoważniała. - Ale to działa jak narkotyk! Odurzasz się tym! To niebezpieczne!
- Nonsens. Sama to wymyśliłam. Pamiętaj, mój umysł nie znosi stagnacji. Chcę problemów. Chcę pracy. Dajcie mi najprostszy kryptogram lub skomplikowaną analizę i jestem w swoim żywiole. Ale nie zniosę nudnej rutyny. Tęsknię za mentalnym uniesieniem. Zresztą bardziej niebezpieczne jest palenie papierosów. A właśnie, dawno tego nie robiłam.
Hermiona w totalnym szoku patrzyła na Carmen, która z kieszeni spodni wyjęła paczkę i wyciągnęła z niej wspomnianą używkę. Zapaliła ją różdżką i zaciągnęła się mocno, wydając przy okazji westchnienie przyjemności, że w końcu organizm domagający się nikotyny, ją otrzymał. Pani prefekt oburzona chciała zabrać dziewczynie papierosa, jednak tamta była szybsza.
- Nie możesz palić na terenie szkoły! Zresztą jesteś niepełnoletnia! I niszczysz swój organizm! Zaraz pewnie wyciągniesz skądś butelkę Ognistej, co?
- Naprawdę tak nisko mnie oceniasz? - mruknęła Car. - Nie uważasz, że picie jest, delikatnie mówiąc, trochę poniżej mojej godności? Nie chcę sobie zepsuć wątroby...
- Ale płuca już możesz, tak?
- Nie rozśmieszaj mnie. Od września to mój pierwszy papieros. Przysłał mi paczkę dzisiaj rano Jean.
- Jean? Mówiłaś, że nie potrzebujesz bycia w związku...
- Bo to prawda. Ale on nie musi o tym wiedzieć, nie? - Brown mrugnęła trochę zawadiacko. - A teraz wybacz, ale zbiera się na deszcz, a ja muszę...
- Musisz mi coś wyjaśnić! I to od dłuższego czasu!
- Ja nic nie muszę. Odsuń się, chcę przejść.
- Nie. Jako wolna czarownica mam prawo stać tam, gdzie mi się podoba! - syknęła przez zęby Hermiona. - Nie pozwolę ci się truć! Prędzej dostanę Okropny z jakiegoś przedmiotu niż...
- W takim razie już zaczynaj rozpaczać! - warknęła Car, ominęła dziewczynę i ruszyła w stronę zamku. Po drodze wyrzuciła peta i unicestwiła zaklęciem.
Hermiona usiadła zrezygnowana pod drzewem. Objęła kolana dłońmi i położyła na nich głowę. Obserwowała szarzejące niebo i zbierające się chmury.
- Mówiłam, że będzie padać... - mruknęła pod nosem.
Ale nie wybierała się nigdzie. Lubiła deszcz. Kochała patrzeć na powoli spadające krople, próbować je łapać i nawet moknąć. Czuła się wtedy bezpiecznie i świeżo.
Tak, jak się spodziewała, chwilę potem zaczęło mżyć. Skuliła się mocniej, chociaż już i tak mokła. Obserwowała, jak gładka tafla jeziora jest marszczona przez coraz to nowe kropelki deszczu. Już miała wstać i wracać do zamku, gdy poczuła czyjeś dłonie na swoich ramionach.
A mi też się notka podoba ^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam tekst "Na kły Nagini!" Hahahah :D
Grunt że niczego nie jadłam czytając notkę :D
Czekam na więcej!
Buziole! :D
OO! Była bym zapomniała.
UsuńVoldziu i Bella <3 To było takie słodkie :D
Łał.
OdpowiedzUsuńPo prostu... niesamowite!
Ten rozdział jest nieziemski! Cytaty nadają tajemniczy klimat, jest coraz mroczniej i coraz bardziej tajemniczo! Podoba mi się to, że tworzysz to opowiadanie po swojemu. Car odrobinę się nam zapuściła, czemuż to, czemuż :C Szczerze mówiąc, gdy tylko przeczytałam o jej martwych oczach pomyślałam, że sama jest wampirem, wilkołakiem, albo nie wiadomo czym jeszcze. Serio, byłam o tym przekonana! Jaką rolę odegra Barnabas? Mamusiu, nie mam zielonego pojęcia! Może pomoże Harry'emu zrozumieć istotę wampirów? Albo zdradzi także Dumbledore'a? Jeju, Jackso! Nie mam pojęcia! I jestem tak ogromnie ciekawa, no!
W dodatku urwałaś w TAKIM momencie! Te ręce to muszą być ręce Harry'ego! :D Po prostu muszą! Och, błagam! Tak dawno nie było porządnej sceny z nimi :C
Tęsknię za Harrymione :c
Huhuhu, widzę, że Voldemort nie jest takim dzikusem XD Powiem szczerze, że jego związek z Bellą zawsze mnie fascynował. To chyba najciekawszy parring, który daje ogromne pole do popisu.
No i Car jest chyba jakimś geniuszem, ya? Eliksiry to jeden z moich ulubionych przedmiotów! Mam nadzieję, że stworzysz ich jak najwięcej! Uwielbiam, gdy autorzy wymyślają swoje własne składniki, nazwy i zaklęcia. To wspaniałe <3
Hermiona też jak zwykle najfajniejsza :D Lubię ją bardzo, chyba dlatego, że mnie trochę przypomina XD Oł, jeaaah, solidarność kujonów XD No, ale deszcz fajna sprawa, nie ma to jak moknąc :D
No, więc już wiesz, co myślę o tym rozdziale :D Wydaje mi się, że każdy następny jest coraz lepszy XD Jak ty to robisz, dziewczyno? *.*
Cieszę się razem z tobą tym 1200 odsłon <3
To wspaniale, że twój blog jest coraz bardziej popularny! Zasłużyłaś :3
Haha, no LA jest teraz wszędzie XD
CZEŚĆ! Zapraszam na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńhttp://sevmionelove.blogspot.com/2013/02/rozdzia-35.html
Hej, świetny rozdział zresztą tak jak poprzednie. Mam nadzieję że szybko napiszesz nowy. A ta akcja z Car i jej głową mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńżyczę dużo, dużo wenki :)
pozdrawiam
Jula
Świetny rozdział! Voldemort i Bella <3 Nie chce mi się dzisiaj pisać komentarzy, więc się nie obraź. Po prostu czekam na ciąg dalszy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę!
Voldzio i Bella... On zimny, on zimny, ona gorąca, on nie chce, on nie chce, ona go trąca! Muahahaa! Rozwalasz mnie po prostu^^
OdpowiedzUsuńUoooo Dracuś zakochany! Szybko złapała rybka haczyk ;3 ,To nie będzie gryfonka' tak? Ty głupolu! Ciekawe co będzie jak się dowie, co robił po pijaku ^^ Ja nie mogę, będzie normalnie rzeźnia!
Uf! Ale Sevek miał stracha! Ja to bym pewnie zaczęła płakać i wypierać się, za nim ktoś postawiłby mi zarzuty ;) Dobrze, że on umie zachować pokerową twarz -.- Barnabas? Hmmm... No nie wiem, nie wiem... Może uwiedzie Hermionę, porwie ją i razem odlecą do Voldzia, a Harry za nimi(no, za Mionką) i wtedy Zboczony Jasczur go ucapi? Tylko to mi do głowy przychodzi ;)
Kurdę, no nie żeby coś, ale coraz bardziej nie lubię tej Carmen -.- Zachowuje się jakby była nie wiadomo kim, a to Hermiona jest nie wiadomo kim! No heloł! Co ona sobie myśli, że będzie się tak ciągl na pierwszy plan wybijać?! To jest Harrymione a nie Carmen show! Niech sobie medytuje z dala od Hermionki, bo ją jeszcze wciągnie do swojego mrocznego umysłu i zrobi z niej podporządkowane sobie zombie, glodne wiedzy(mózgów!)
Ale końcówka bardzo smaczna ^^ Kto połozył jej rence(!) na ramionach?! Czyżby Barnabas i jego pomagierzy kiszone ogórki? Oby nie! To ma byc Harry! Plisss! Dawaj Harry odwagi! Jesteś gryfonem czy nie?! To tak jak w kłidiczu ;) Lecisz, unik, rzyspieszasz i łapiesz piłkę! I wygrywasz mecz! Czekam na dalszą akcję, twoja wierna fanka, Wredna Zołza ^^
Jest nowy rozdział ^^ Zapraszam! :*
OdpowiedzUsuńhttp://sevmionelove.blogspot.com/2013/02/rozdzia-36.html
Super piszesz! Bardzo wciągnęły mnie te twoje opowiadania. ;)
OdpowiedzUsuńbloggerrka.blogspot.com
Powiem tylko tyle, że fragment z poprzedniego rozdziału, w którym Draco pocałował Ginny, po prostu wielbię! Więcej, więcej, więcej takich! On był boski do sześcianu! Kocham go! A co do tego rozdziału to ogromie się cieszę, że mnie o nim poinformowałaś, bo bym zapomniała! (głupia ja!) Tak jak Hermionie Granger nie chce mi się pisać komentarzu, więc czekam na następny! I pamiętaj, że takich scen jak ta z Drinny pragnę więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki za uświadomienie błędu. Czasem jest tak że czytasz coś wspaniałego i zostaje Ci to w pamięci na długi czas. Lecz notkę edytowałam tak dla zasady :))
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, niecierpliwie czekam na rozwinięcie! Osobiście uwielbiam ten paring, jest najbardziej magiczny ze wszystkich, chcę więcej ;3
OdpowiedzUsuńKiedy napiszesz nową notkę? proszę szyyybko bo czekam już tydzień od poprzedniego i mnie ciekawość zżera! (niedługo zje mnie całą :P )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Julla
Nominuję Cię do Liebster Awards ;>
OdpowiedzUsuńŻyjesz, Jacksaa? :C
OdpowiedzUsuńBellamort zawsze spoko. I tu także - nic dodać, nic ująć ale chcę dać Ci znać że jestem (tak jakbyś tęskniła...)
OdpowiedzUsuń