"Niech wiatr zawsze wieje ci w plecy,
a Słońce oświetla twarz, a wiatr przeznaczenia
porwie cię w taniec z gwiazdami."
- George Jung, "Blow"
"Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością,
umysł traci swoją zdolność kontroli,
a ciałem zaczyna kierować serce."
- Paulo Coelho
Hermiona zadrżała pod tym dotykiem. Ręce, które delikatnie masowały ją po ramionach, były ciepłe i gładkie. Od dłuższego czasu stykała się palcami z tymi dłońmi, więc teraz wtuliła się w nie. Czuła ciepły oddech chłopaka na policzku. Ten odgarnął jej mokre włosy z czoła, a następnie z karku, który, niemal niezauważalnie, musnął ustami. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Po chwili poczuła pewien ciężar na barkach. Spojrzała pytającym wzrokiem w wielkie, zielone oczy. Drżącym głosem zapytała:
- Po co mi twoja kurtka? Przecież mam płaszcz...
- Tak, ale już prawie całkiem przemókł – odpowiedział Harry, siadając obok niej. Uśmiechnął się i przysunął bliżej.
Wpatrzyli się razem w gładką, kobaltową taflę jeziora. Daleko, nad horyzontem, słońce delikatnie prześwitywało przez zasłonę chmur, z których ciągle padał deszcz. Cisza była bardzo przyjemna, jednak w końcu Hermiona zdecydowała się ją przerwać. Opatuliła się szczelniej kurtką.
- O czym teraz myślisz?
- W jakim sensie? - spytał, odrobinę zdziwiony.
- Zmieniłeś się ostatnio. I to tak poważnie. – Przerwała. Po chwili, trochę niepewnie, dodała: - To przez śm-mierć Syr-riusza?
Harry milczał przez chwilę. Faktycznie, Hermiona zadała bardzo ważne pytanie i chyba nadszedł w końcu czas, aby się z nim zmierzyć. Odchrząknął i zaczął:
- Wiesz, wiele się ostatnio zdarzyło. Od urodzenia byłem sam, jedynie z wujostwem nienawidzącym mnie i traktującym jak najgorsze zło. I wtedy trafiłem do Hogwartu. Nareszcie miałem swój świat, mój własny, i miejsce, gdzie inni mnie rozumieli. Przynajmniej przyjaciele, których w końcu zdobyłem. Ale to nadal nie była rodzina. Aż w trzeciej klasie pojawił się Syriusz, mój ojciec chrzestny – Uśmiechnął się melancholijnie. - To było cudowne. Nareszcie ktoś, kto pamiętał moich rodziców i kochał mnie. Mimo tego, że ścigało go Ministerstwo Magii, to marzyłem, aby kiedyś z nim zamieszkać. Aby mieć prawdziwą rodzinę. I wtedy wszystko szlag trafił. – Uśmiech zszedł z jego twarzy, a zastąpił go grymas niepojętej nienawiści. Odwrócił się i spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. - Bellatrix. Zabiła go! ZABIŁA! I wiesz, co jest w tym najgorsze? Że to chyba przeze mnie... – Jego głos robił się coraz bardziej rozpaczliwy. - Gdybym ćwiczył Oklumencję, gdybym poszedł wtedy do Dumbledore'a, gdybym nie brał na poważnie tego snu, to może... Nie, na pewno on by żył!
- Nie, Harry! Nie możesz się o to obwiniać! Nie możesz, słyszysz? - Hermiona ujęła jego twarz w dłonie, aby go uspokoić. Po policzku spłynęła mu drobna łza, która po krótkiej chwili zmieszała się z padającym deszczem. - Zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne. Każdy by tak postąpił. Pamiętaj, że to my jesteśmy ci dobrzy. A V-voldemortowi o to właśnie chodzi. Abyś się obwiniał i nic nie robił. Żebyś był smutny i samotny, nie wierzył w słuszność walki. Ale to się nigdy nie stanie, jasne? Nigdy nie będziesz sam. Masz Rona, Ginny, Neville'a, Dumbledore'a... mnie. Będziemy z tobą, choćby nie wiem co!
- Dz-dziękuję, Hermiono. Dziękuję. – Uśmiechnął się i przytulił ją lekko. - Powiedz mi, co ja bym bez ciebie zrobił?
- Nie miał nigdy pracy domowej. – Zachichotali cicho.
- Nie miał nigdy dobrze zrobionej pracy domowej. – Tym razem roześmiali się całkowicie i odsunęli się od siebie.
- Właściwie to jak mnie znalazłeś? - zapytała zaciekawiona dziewczyna.
- Wiesz, tak właściwie to wybierałem się do Hagrida. Dawno się z nim tak naprawdę nie widzieliśmy, poza lekcją oczywiście, i chciałem trochę z nim pogadać. Gdy wychodziłem z zamku, natknąłem się na Carmen, wyraźnie na coś złą. Zapytałem, o co chodzi, ale tylko coś wymruczała pod nosem. W sumie to martwię się o nią. Widziałaś jej oczy? - Hermiona tylko wzruszyła ramionami w geście absolutnej bezradności. - Nieważne. Nie o niej teraz mowa. Wtedy spojrzałem skąd mniej więcej przyszła i zobaczyłem, że ktoś moknie, co gorsza samotnie, nad jeziorem. No i przyszedłem, żeby może cię jakoś pocieszyć czy porozmawiać. Dawno nie mieliśmy okazji.
- Tak, to fakt – rzekła brunetka. - I to bardzo miłe, że się o mnie martwisz – dodała niepewnie.
- Oczywiście, że się martwię. Znamy się już przecież tyle lat. – Uśmiechnął się lekko. - Mam pytanie. Odpowiesz mi na nie szczerze?
- Jasne. Przecież nigdy bym cię nie okłamała – odrzekła poważnie Gryfonka.
- Jakie jest twoje największe marzenie?
Hermiona zamilkła ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiego pytania. Chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć. W końcu się odezwała:
- Nie wiem, co ty znowu knujesz, ale dobrze. Zawsze chciałam zatańczyć w deszczu do mojej ulubionej piosenki. Najlepiej nie sama – dodała i zarumieniła się lekko. Nigdy wcześniej nikomu o tym nie mówiła.
Za to Harry uśmiechnął się zwycięsko. Wstał i powiedział: Ludere! W tym samym momencie wykonał skomplikowany ruch różdżką.
"Ktokolwiek powiedział, że słońce przynosi szczęście, ten nigdy nie tańczył w deszczu."
Gdy pierwsze tony utworu zaczęły dźwięczeć w powietrzu, wyciągnął dłoń w stronę Hermiony i zapytał:
- Można prosić?
Dziewczyna zaniemówiła, bo nie dość, że odgadł jej piosenkę idealnie, to na dodatek on poprosił ją do tańca! Przez chwilę się zastanawiała, a potem wstała i podała dłoń Harry'emu. On objął ją w pasie jedną ręką, a drugą chwycił za palce dziewczyny. Przysunął się trochę bliżej i pozwolił położyć jej głowę na swoim ramieniu. Trwali tak przez chwilę, czekając, aż piosenka na dobre się zacznie, aby mogli ruszyć w ten jedyny, niepowtarzalny taniec.
Hermiona czekała z zapartym tchem na pierwsze nuty, które, gdy rozbrzmiały na dobre, sprawiły, że zapomniała kompletnie o otaczającym ją świecie. Jeszcze dwie sekundy. Jedna. Już. Watch.
Ruszyli. Krok do przodu, potem w bok. Nawet nie zastanawiali się nad własnymi ruchami, po prostu pozwolili swoim ciałom prowadzić się wzajemnie. Świat zawirował, rozlał się wszystkimi kolorami tęczy w jej głowie i umyśle, aby potem wybuchnąć w jaskrawą skalę barw i zamienić się w zieleń. W czystą, piękną, niczym niezmąconą zieleń. W oczy, które wpatrywały się w nią z takim uczuciem, że niemal traciła oddech. Czarne okulary absolutnie nie przeszkadzały. Deszcz padał, ale oni wirowali w takt melodii. Kropelki wody skapywały z ich włosów, twarzy, ubrań, dłoni... Lecz to im nie przeszkadzało. Mało tego, to właśnie było piękne. Dawało niesamowite uczucie właściwości tej chwili i tworzyło cudowny nastrój i aurę, w pewnym sensie nawet, tajemniczości. I nagle usłyszała głos. Głos, który słyszała już setki razy, ale w tym akurat momencie wydawał się on głosem Harry'ego.
My life will never be the same
'Cause girl, you came and changed
The way I walk
The way I talk
I cannot explain the things I feel for you
But girl, you know it's true
Stay with me, fulfill my dreams
And I'll be all you'll need
Jakie piękne, jak bardzo chciała, aby to było prawdziwe. Aby to śpiewał Harry, do niej, o niej i o zmianach, które zaszły w nich obojgu. To uczucie było naprawdę dobre, naprawdę doskonałe i odnalezione dokładnie w tym momencie. W tym cudownym momencie. Teraz świat naprawdę się poruszył (a może po prostu oni wcześniej tylko stali?) i pokazywał im to, co w nim najpiękniejsze. Come on, girl. Miłość. You rock my world. To cudowne, piękne uczucie. Nieśmiertelne. Wieczne. Rządzące się swoimi prawami, czyli tak naprawdę żadnymi. To było cudowne. Someone like you to call mine. I te iskierki. Przyjemne ciepło, które rozlewało się w każdym miejscu dotkniętym przez Harry'ego. And everything I'm gonna give. Cudowne mrowienie i jego oddech przy policzku. Dotyk dłoni. I znowu ten głos.
In time I knew that love would bring
This happiness to me
I tried to keep my sanity
I waited patiently
Girl, you know it seems
My life is fully complete
Our love is true because of you
You're doin' what you do
Rozpływała się. Nie myślała logicznie, nie wiedziała, jak się nazywa, gdzie jest. Jedno było pewne – przeżywała właśnie jedną z najpiękniejszych chwil w swoim życiu ze swoją prawdziwą miłością. I może on o tym nie wiedzieć, ale ten moment dał jej więcej radości, niż przeczytanie wyników SUM-ów. Such a perfect love that's so right.
Obracała się w rytmie pięknej piosenki i wtedy tak naprawdę dopiero poczuła i zrozumiała, jak ważne jest cieszenie się chwilą. Przecież tam dalej, hen, daleko, trwa wojna. Voldemort planuje zabić Wybrańca i kręci z wampirami. Ale teraz to nie było ważne. Razem z Harrym została zamknięta w magicznym, specjalnym świecie, z którego wydostanie się, gdy utwór się skończy. Pragnęła, aby ten taniec nigdy nie został przerwany. Mogłaby to robić do końca świata i jeden dzień dłużej, bo właśnie to stanowiło urzeczywistnienie jej marzeń i najskrytszych pragnień. W tej chwili nie obchodziło jej nawet, czy ktoś ich obserwuje. Była z nim, czuła go przy sobie i to stanowiło całość. Niczego więcej aktualnie jej umysł nie pojmował. Tylko oni, taniec i deszcz. Nic innego się nie liczy. Uśmiechnęła się i obróciła, czekając na najpiękniejszą część piosenki. I wtedy, właśnie w tym cudownym i absolutnie nierzeczywistym momencie, Harry zaczął śpiewać. Naprawdę i pięknie, głosem czystym i równym:
Girl, I know that this is love,
I feel the magic all in the air...
And girl, I'll never get enough
That's why I always have to have you here, hoo!
Obrócił ją i objął w pasie, po czym wyszeptał cicho do ucha: You rock my world. Ona spojrzała mu głęboko w oczy i położyła ręce na ramionach, blisko szyi. Harry delikatnie odgarnął jej mokre włosy i przybliżył swoje usta. Złożył na jej czole łagodny pocałunek, ale też czuły. Potem szybko okręcił ją wokół własnej osi i zapytał z szelmowskim uśmiechem:
- Ścigamy się, kto będzie pierwszy pod Pokojem Wspólnym? - Hermiona uniosła pytająco brew.
- Dobra, ale ja wybieram nagrodę dla zwycięzcy. Nie masz szans!
I szybko wyrwała mu się z objęć, aby popędzić w stronę zamku. On tylko roześmiał się i wykrzyknął:
- Zobaczymy!
Po czym pobiegł za nią. Przez chwilę prześcigali się wzajemnie, a wokół nich nadal rozbrzmiewała piosenka, którą tylko oni słyszeli. Jednak wyminął ją na ruchomych schodach i szybko udał się do tajnego przejścia pod obrazem. Hermiona patrzyła na to wszystko z pobłażaniem, bo i tak wiedziała, że nie ma szansy na wygraną. Spokojnie doszła pod portret Grubej Damy, gdzie Harry już czekał, nonszalancko opierając się o ramę. Na jej widok znowu się uśmiechnął, nie, tym razem wyszczerzył, ale w swój czarujący sposób. Dziewczynie serce znowu zaczęło szybciej bić (chociaż za długiego odpoczynku nie miało). You rock my world.
- Wygrałem! Proszę o nagrodę! - powiedział i przysunął się do niej nieznacznie.
- Zasłużyłeś – rzekła i nieśmiało pocałowała go w policzek, po czym szybko zniknęła za portretem Grubej Damy.
Wybraniec stał tam jak wryty. Jego ręka odruchowo powędrowała w kierunku twarzy, w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą muskały jego skórę czerwone wargi Hermiony. Czuł się cudownie, jakby mógł wnieść się tysiąc metrów nad ziemię i jeszcze wyżej. Niczym mugolski samolot. Nawet nie pomyślał o rzuceniu na siebie zaklęcia suszącego, był w zbyt wielkim szoku na to. Zresztą nim samym też coś kierowało. Coś mu w końcu kazało iść na błonia podczas deszczu, prawda? Nareszcie był szczęśliwy, tak całkowicie. Wiedział, że pewnie niedługo Sami-Wiemy-Kto-Bez-Nosa się pojawi, a wtedy... wtedy co?
Dość tych ponurych myśli. Wtedy będzie mógł z nim stanąć twarzą w twarz i go pokonać – bo ma przyjaciół i bliskich. Ludzi, którzy się o niego troszczą i nigdy nie zostawią w potrzebie. I to była prawdziwa miłość.
- Wchodzisz czy nie? - dobiegł go zniecierpliwiony głos z obrazu. - Halo, kochasiu? Hasło?
- You rock my world.
***
Harry wkroczył do Pokoju Wspólnego. Gruba Dama wpuściła go bez hasła, bo po prostu nie był w stanie mówić. Dopiero Ron doprowadził go do porządku.
- Stary, gdzieś ty był? - rzucił retoryczne pytanie i machnął w jego kierunku różdżką. Akurat to zaklęcie mu wyszło, więc już po chwili ubrania chłopaka były suche jak pieprz.
- Dzięki – powiedział Gryfon i opadł ciężko na fotel przy kominku. Natomiast rudowłosy zaczął ciągnąć go za ramię. - Czego ty znowu chcesz?
- Kolacja, Harry! Wiesz, taka pora dnia wieczorem, podczas której ludzie jedzą – rzucił ironicznie Ron.
- Wiem co to. Coś ty się ostatnio tak rozgadał? Luna ci nie pozwala dojść do sł... - Nie dokończył, bo oberwał poduszką.
Akurat w tym momencie wyszły dziewczyny i razem mogli udać się do Wielkiej Sali. Potter bez zdziwienia stwierdził, że Hermiona widocznie od razu pomyślała o zaklęciu suszącym. No tak, tylko on jeden biedny zapomniał.
Usiedli na swoich miejscach i od razu zabrali do jedzenia. Dopiero po chwili zorientowali się, że reszta uczniów wpatruje się intensywnie w kierunku dyrektora. Ten w końcu przerwał posiłek (Złota Trójca też, oprócz Rona, który by nie przeżył, gdyby czegoś nie jadł), odchrząknął, wstał i zaczął mówić:
- Jak widzę, jesteście dzisiaj zainteresowani ogłoszeniami. W takim razie zacznę, gdyż jest kilka spraw do omówienia. W pierwszą sobotę listopada odbędzie się wyjście do Hogsmeade. – Przerwał na chwilę, bo wśród uczniów zawrzało z emocji. - Tak, po drugie, w związku z naszym Balem Bożonarodzeniowym, każdy z opiekunów domów będzie organizował lekcje tańca. Severusie, nie krzyw się tak! - Snape wymamrotał pod nosem coś o prawie niewinności i demencji starczej, co wyglądało dość komicznie, jednak nikt nie ośmielił się nawet uśmiechnąć, aby nie umrzeć w mękach piekielnych. - W każdym razie powinniście zacząć się już przygotowywać, więc próby zaczną się piętnastego listopada. To wszystko, smacznego!
Dumbledore już odwrócił się, aby usiąść, gdy wtem gdzieś z końca sali dobiegł go okrzyk:
- A kim jest ten facet z tyłu?
Dyrektor uśmiechnął się, spojrzał na mężczyznę i znowu rzekł:
- Dziękuję, panie Goldstein. Pięć punktów dla Krukonów za spostrzegawczość – mrugnął zachęcająco, a wśród uczniów Ravenclawu zapanowała wesoła atmosfera. Anthony prężył się dumnie, jednak wszyscy czekali na odpowiedź. - Otóż mam do załatwienia parę spraw poza Hogwartem. Po prostu muszę wyjechać. W tym czasie zastępować mnie będzie na stanowisku profesor McGonagall. Długo szukałem też nauczyciela obrony przed czarną magią, ale w końcu go znalazłem. Powitajcie gorąco pana Barnabasa Collinsa!
Wspomniany mężczyzna wstał i ukłonił się z dżentelmeńską gracją. Rozległy się oklaski i wiwaty, głównie wśród żeńskiej części społeczności. Dziewczyny wzdychały, niemal jak za Lockhartem, a może jeszcze bardziej. On tylko uśmiechał się tajemniczo i grzecznie potakiwał głową, gdy wtem pani Sprout zaciągnęła go do rozmowy. Nawet profesor Trelawney spoglądała na niego z ciekawością. Hermiona nie była wyjątkiem. Nie, nie zakochała się, nic z tych rzeczy! Po prostu pociągał ją jego mroczny wygląd i przystojne rysy twarzy. Zawsze miała słabość do wystających kości policzkowych. I te dłonie...
- Halo, tu Harry do Hermiony! Żyjesz? - usłyszała głos dobiegający gdzieś z oddali. Nie, zaraz z naprzeciwka! Czego on chce? Coś mówi...
- Żyję, spokojnie. Będziemy mieli fajnego nauczyciela, ciekawe co zrobi na pierwszej lekcji...
- No nie wiem. Jakoś on mi nie przypada do gustu..
- Oj, nie dramatyzuj! Dumbledore by go nie wpuścił do szkoły, gdyby mu nie ufał, prawda?
- Prawda, ale...
- O rany! Harry, ty... Hahahaha... Harry ty jesteś zazdrosny!!! - Gryfonka nie mogła powstrzymać śmiechu. - Harry jest zazdrosny, Harry jest zazdrosny, Harry...
- Przestań! - wybuchnął chłopak. - Nie jestem zazdrosny, po prostu... nie podoba mi się.
- Zaczęłabym się bać, gdyby ci się podobał. Wtedy to dopiero Prorok codzienny miałby co pisać... Wyobrażasz sobie?
- Wolę nie.
- Już sobie wyobrażam te nagłówki... - Hermionie nagle przybyło inwencji twórczej, ale wolała go już nie denerwować. Jeszcze tylko raz zerknęła w stronę stołu nauczycielskiego.
Te oczy... Brązowe, sarnie, głębokie... Zupełnie inne niż oczy Harry'ego... I on był niby zazdrosny? To dobrze, bo to może znaczyć, że on ją... Nie, to głupie. Chociaż może... Nie, cicho bądź. Ale jednak... Dobra, i na tym "jednak" pozostańmy. Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie, dobrze? Ostatecznie. Ale pamiętaj o piosence. You rock my world.
Gryfonka aż zadrżała na to wspomnienie. Szybko dokończyła posiłek i razem z przyjaciółmi udała się do Pokoju Wspólnego. Szła z Harrym na samym końcu. Uśmiechali się do siebie, a gdy doszli do obrazu, reszta już za nim zniknęła. Chłopak przysunął się do niej, oddechem muskając jej skórę na szyi. Hermiona poczuła przyjemne ciepło. Serce znowu przyspieszyło rytm. I w tym momencie usłyszała słowa. Przytuliła go po raz ostatni i udała się do dormitorium. A słowa dźwięczały jej w uszach aż do zaśnięcia i przez kilka następnych dni. You rock my world.
__________________________________
"Ludere" po łacinie znaczy "graj".