Biegła
korytarzem, a jej obcasy odbijały się od szkolnej posadzki.
Potrącała ludzi, którzy stali jej na drodze, przedzierała się
przez nich, chciała jak najszybciej stąd uciec. Gdzieś, gdzie nikt
jej nie znajdzie. W uszach dźwięczała jej muzyka, lecz jej mózg
nie rozróżniał słów. Czuła się wyłączona i desperacko
starała się nie płakać.
Nananananananananana
Nananananananananana
W końcu
wylądowała na jakimś opuszczonym korytarzu na szóstym piętrze.
Oparła łokcie na parapecie i wyjrzała przez otwarte okno. Zimne
grudniowe powietrze drażniło jej twarz, mokrą mimo usilnych
starań. Wzięła głęboki oddech i spojrzała w dół. Tak wysoko.
Nie ma szans, żeby wyszła z tego cało. Wystarczy wejść na
parapet...
NIE.
Przypomniały jej się słowa Carmen. Nie warto nawet próbować.
Przecież w momencie skoku żałowała, że to w ogóle zrobiła. A
jeśli coś nie wyjdzie i skończy jako warzywo?
Nerwowo
przełknęła ślinę. Nie, to nie jest dobry pomysł. Odsunęła się
od okna jak najdalej mogła i przylgnęła plecami do lodowatej
ściany. Przebiegły ją dreszcze, ale to ją na chwilę uspokoiło.
Na chwilę, bo usłyszała kroki na korytarzu.
I’m here to collect
your hearts
It’s the only reason
that I sing
I don’t believe a
word you say but I can’t stop listening
Dwie
osoby, zdecydowanie. Szli dość szybko, słyszała też stłumiony
śmiech. Szczęściarze. Są razem i...
- Panna
Granger? - Głos był przyjemny i bardzo znajomy. Uniosła głowę i
napotkała jego piękne oczy. - Co pani tu robi?
- Cóż...
Powiedzmy, że wypadek przy zabawie, Barna... profesorze Collins.
- Rozumiem...
- Uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na towarzyszącą mu
uczennicę jak na coś wyjątkowo obrzydliwego. - Właśnie
odprowadzałem pannę Earnshaw do dormitorium, ten bal ją zmęczył.
Da pani radę dojść sama? - zapytał takim tonem, że dziewczyna
nie ośmieliła się odpowiedzieć nie i ruszyła dalej korytarzem.
Zostali
sami. Gdy spojrzała na niego, jej serce zaczęło bić szybciej.
Podszedł do niej, położył jej dłoń na ramieniu i powiedział:
- A
teraz, Hermiono, powiedz mi, co się stało.
- J-ja...
To znaczy... Harry... - Nie mogła pohamować łez, które cisnęły
jej się do oczu, mimo usilnych prób nieskompromitowania się przed
nauczycielem. Zwłaszcza przed tym konkretnym nauczycielem.
Zaniosła się takim szlochem, że zaczęło brakować jej
powietrza.
Dopiero
silny uścisk i dotyk wyjątkowo ciepłych jak na niego dłoni
spowodował, że trochę się uspokoiła. Uniósł jej twarz w swoją
stronę i kciukiem starł łzy z policzków. Uśmiechnął się
naprawdę szczerze i spytał:
- Może
masz ochotę na herbatę? To cię powinno uspokoić.
Milczała,
ale skinęła głową. Odsunęła się i spróbowała zrobić krok do
przodu, ale mało brakowało, a by upadła. Wampir nie zwlekał
chwili dłużej – delikatnie wziął ją na ręce, a ona wtuliła
się w jego klatkę piersiową. Miała wrażenie, że zaraz zaśnie,
tak było jej przyjemnie. Jednak potrzebowała teraz wsparcia, a on
jej go udzielał. Czuła do niego sympatię i wdzięczność, że
zamiast spędzać miły wieczór, zajmuje się nią, próbuje
pocieszyć. No i tak strasznie ją pociągał, zwłaszcza teraz... Wciągnęła jego zapach i jeszcze bardziej zakręciło jej się w
głowie. Łzy już nie płynęły, ale serce ją bolało. To był
okropny, piekący i rozdzierający ból.
- Już
jesteśmy. - Słowa wampira przywróciły ją do rzeczywistości.
Postawił ją ostrożnie na ziemi i razem przeszli przez drzwi,
które tak dobrze pamiętała ze swojej ostatniej wycieczki do jego
komnat. Miała tylko nadzieję, że tym razem nie zemdleje.
Podał
jej ramię i wolno podprowadził ją do fotela, a sam usiadł na
kanapie naprzeciwko i machnął różdżką, na stoliku pojawił
się dzbanek z herbatą i dwie filiżanki. Podał jej jedną, a sam
wziął do ręki drugą. Obserwowała jego dłonie i wyjątkowo
czerwone usta, które spijały napój z porcelany. Hipnotyzowało ją
to.
- Powiesz
mi, co się stało? A może nie masz ochoty i chcesz porozmawiać o
czymś zupełnie innym?
To ją
zaskoczyło. Mężczyzna, który rozumiał, że kobieta o pewnych
sprawach po prostu nie chce mówić? Cud.
This is the story of
how they met
Her picture was on the
back of a pack of cigarettes
When she touched him he
turned ruby red
A story that they’ll
never forget
Never forget
- Nie,
ja... Ja muszę to z siebie zrzucić. Dziękuję – powiedziała,
odstawiając niedopitą herbatę na stolik. - Cóż... Najogólniej
to chodzi o to, że Harry mnie zdradził. Z moją przyjaciółką.
- Z
panną Weasley? - upewnił się Barnabas, a gdy Hermioną skinęła
głową, zagwizdał cicho. - Niebywałe. Spodziewałbym się tego po
każdym młodzieńcu w tym zamku, oprócz niego. Przecież widać,
że za tobą szaleje.
- Tak
pan... tak myślisz? - ożywiła się.
- To
oczywiste. Zresztą nie dziwię mu się – rzekł i mrugnął do
niej. - Cóż... takie rzeczy się zdarzają. Powinniście
porozmawiać ze sobą, szczerze. Przecież przede wszystkim
jesteście przyjaciółmi, tak? Nie możecie pozwolić, aby coś
takiego to zniszczyło. W końcu to Wybraniec i...
- I
ma specjalne uprawnienia, tak? - zapytała kwaśno Hermiona. Collins
zamrugał z wrażenia, po czym wybuchnął gromkim śmiechem.
- Oczywiście,
że nie! Chodziło mi bardziej o to, że wasza przyjaźń jest
bardzo cenna i powinniście stawiać ją na pierwszym miejscu.
Oczywiście jest ta przepowiednia i...
- Zaraz.
Pan wie o przepowiedni? - zdziwiła się Hermiona. - Myślałam, że
wie tylko garstka ludzi, Dumbledore i Zakon...
- Powiedział
mi o tym w zaufaniu mimo tego, że nie jestem członkiem Zakonu –
gładko wybrnął wampir, a dziewczynie zrobiło się gorąco, gdy
znowu na niego spojrzała.
Miał
włosy w tym nieładzie, co na scenie, koszulę zdecydowanie zbyt
mocno rozpiętą i... Właśnie zdejmował marynarkę. Jedynie dziwne
wydało jej się, że nie podwinął rękawów koszuli.
- Hermiono,
wszystko dobrze?
- Rewealcyjnie!
- zapewniła, zdając sobie sprawę, że bezczelnie się na niego
gapiła. Po chwili również się poprawiła: - Rewelacyjnie.
- To
świetnie. – Uśmiechnął się, dopijając herbatę. - Mam
nadzieję, że wszystko będzie dobrze, Hermiono. -
Uwielbiała, gdy wymawiał jej imię. - Naprawdę zasługujesz na
szczęście. - Ledwo się powstrzymała, aby nie oblizać ust. -
Merlinie, już piąta rano! To cudowne jak szybko czas leci przy
dobrej zabawie, nieprawdaż?
- T-tak...
- Spuściła wzrok i lekko się zarumieniła. - To może... ja już
pójdę.
- Cóż,
jeśli chcesz, to nie będę cię zatrzymywał.
Wstał
i odsunął odrobinę stolik, aby ją przepuścić. W sekundę
znalazła się przy nim.
- Chodzi
o to, że... nie bardzo chcę. Dobrze mi tu, ale nie powinnam... cię
niepokoić.
- Ależ
to nie jest problem, Hermiono! W najmniejszym stopniu.
Stali
naprzeciw siebie, wpatrując się sobie w oczy. Nie, musi wracać.
Naprawdę powinna.
- Mimo
to, pójdę...
Barnabas
przez chwilę badał wzrokiem jej twarz, po czym podszedł i objął
ją ramionami. Odwzajemniła uścisk. Dziwnie się czuła, ale też...
nie chciała, aby się to kończyło. Za nic w świecie.
Mimo to
po chwili znowu stali naprzeciwko siebie, a ciszę dookoła nich
przerywały jedynie ich własne oddechy.
- Naprawdę
powinnaś być szczęśliwa – wyszeptał. - Bo nie żyję ani w
przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj
i nie obchodzi mnie nic więcej.
- Jeśli
kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się
szczęśliwym człowiekiem – dokończyła.
- Chyba teraz jestem szczęśliwy...
- W tej teraźniejszości...? - zapytała cicho, głosem ciężkim od
napięcia.
Sekundę później jego usta dotknęły jej ust. Były ciepłe,
bardzo ciepłe. Czuła na sobie tylko te wargi, przyjemne i jakby
stworzone dla niej. Po chwili poczuła jego język jak próbuje
dotknąć jej własnego. Był taki gorący... Z radością go
przywitała i ten pocałunek jeszcze bardziej jej się spodobał.
Tego teraz potrzebowała. Ale zaraz... chyba miała iść, tak? A
jeśli on jej tu nie chce i...
Odsunęli się od siebie. Hermiona nie mogła złapać oddechu, ale
wpatrywała się z głodem w jego oczy, które teraz pięknie się
świeciły. W tym samym momencie powiedzieli:
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Zawsze chciałam to zrobić.
Nie zaśmiali się, nic z tych rzeczy. Byli absolutnie poważni, ale
w sposób... przyjemny.
- Cóż... Możesz zostać, jeśli chce...
And
all the boys are smoking menthols
Girls
are getting back rubs
I
will drift to you if you make yourself shake fast enough
My
old ex become new again
My
old friends become exes again
Nie dokończył, bo pocałowała go z taką pasją, że prawie się
przewrócił. Po chwili jednak odzyskał rezon i zaczął oddawać
pieszczoty z ogromną zawziętością. Zupełnie jakby chciał, aby
zapomniała smaku, dotyku, zapachu Pottera, a skupiła się tylko i
wyłącznie na nim.
Hermiona nawet nie myślała o Harrym. Nie czuła wyrzutów sumienia,
cieszyła się chwilą i wręcz odpływała. Godryku, jak ten facet
całował! To powinno być nielegalne, tak bardzo było przyjemne. Jej ręce oplatały jego szyję, a on przyciągnął ją za biodra do
siebie i wylądowali na kanapie. Nie wydało jej się dziwne nawet
to, że praktycznie leżała na nim, a on zaczął całować jej
szyję. Ramiączko sukienki zsunęło jej się prawie całkowicie,
ale jego to tylko zachęcało. A ona cicho pojękiwała, bo Harry
jakoś nigdy na to nie wpadł, że można trochę inaczej całować
dziewczynę. Te pocałunki w szyję były... czasami prawie
ugryzieniami, czasami delikatnymi dotknięciami językiem. Krew w
niej buzowała i w końcu ponownie zetknęła ich usta, a on wydał z
siebie dziwny dźwięk. Jeszcze bardziej podekscytowana, sięgnęła
do jego koszuli, po omacku rozpinając resztę guzików.
Był wyjątkowo umięśniony. Strasznie jej się podobał, zwłaszcza
ta jego śmiertelna bladość. Dlatego, gdy wplótł rękę w jej
włosy, zaczęła rozpinać mu mankiety koszuli. Od razu wyczuła, że
się spiął. Wydało jej się to dziwne, ale nie przerwała "pracy".
Jej błąd. A może nie?
Nagle brutalnie wyleciała w powietrze razem z nim i oparła się o
ścianę. Stali, a on złapał ją za nadgarstki i spojrzał w oczy.
Nie bała się. Zaintrygował ją i zachęcił maksymalnie do
poznawania go. Dłońmi przesuwał po jej sukience, palcami poznawał
materiał... A ona chciała, aby poznawał ją, a nie tkaninę!
Chwyciła go za kark i przyciągnęła do siebie, całując mocno w
usta i przygryzając jego wargę, a potem policzkiem wędrując do
ucha. Zadrżała, gdy dotknęła zimnej skóry, ale z jego gardła
wydarł się pomruk, który wynagrodził wszystko. Do tego chyba
zrozumiał aluzję, bo jedną ręką gładził jej udo pod sukienką,
a drugą pozbywał się kolejnego ramiączka. Jednocześnie
rytmicznie ocierał się swoimi biodrami o jej, aż w końcu z ust
Hermiony wyrwał się okrzyk:
- Barn... Barn... abas!
- Hermiona... - wymruczał. - Moja Hermiona...
Zdjął
z niej sukienkę i mocniej przycisnął do ściany. Niemal pożerał
ją wzrokiem, w końcu została w samej bieliźnie. Co jego język z
nią wyczyniał... A delikatny nacisk jego kłów na usta był po
prostu przytłaczający. Gdy kolejny jęk wyrwał się z jej ust,
oplotła jego biodra nogami, a on zaniósł ją na łóżko, którego
od dawna nie używał. Jej brązowe loki rozsypały się po poduszce.
Oh,
where did the party go?
We’re
ending it on the phone
I’m
not gonna go home alone
Oh,
where did the party go?
Wampir zaczął całować jej policzki, szyję, usta, brzuch... Po
chwili sięgnął do paska od spodni, a Hermionę zalała nagle
panika.
Chwyciła jego dłoń i cała czerwona powiedziała:
- Nie, jeszcze nie teraz.
Spojrzał na nią tymi głębokimi oczami.
- Rozumiem.
- Po prostu... nie odchodź, dobrze?
- Hermiono... ja cię nigdy nie zostawię. - Pocałował ją w czoło.
- Wesołych Świąt.
Tej nocy Barnabas Collins wyjątkowo nie spał w trumnie i, co
dziwne, było mu wygodnie. A Hermiona nie płakała i nie miała
koszmarów, o co tak bardzo się bała.
Nananananananananana
Nananananananananana
Carmen wpadła na ścianę i chyba przewróciła jakiś stojak z
eliksirami, ale nie dbała teraz o to. Bardziej skupiła się na
pozbawieniu Severusa Snape'a tego ślicznego garniturku. Było to
dość trudne, zważywszy na to, że całkowicie pochłaniały jej
uwagę jego usta pożerające jej usta i jego dłonie ściskające
jej pośladki.
Zaskoczył ją. Nie spodziewała się po nim, że nie dość, że
ubierze się jak człowiek, to do tego przeprosi ją i urządzi jej
tak... miły wieczór. Może jednak ma szansę? Może powinna
się odkryć ze swoimi uczuciami? Ale tak bardzo bała się, że ją
zrani, odrzuci... W końcu był typem odludka, może nie chciał się
bardziej angażować. Gdzieś przeczytała, że tak naprawdę nikt
jeszcze nie cierpiał, gdy spełniał swoje marzenia. A świadomość,
że on odwzajemnia jej uczucia była chyba najpiękniejszym, co
mogłoby ją spotkać. To byłby najlepszy prezent od życia.
Zaraz... prezent. Chyba mówił, że coś ma dla niej.
Z trudem przerwała jego pocałunki i wyplątała jego dłonie ze
swojej sukienki, która teraz zdecydowanie wymagała prasowania. Jej
włosy za to przypominały te, którymi szczyciła się Hermiona na
co dzień. Prawie jęknął z żalu i zdobył się jedynie na
nierozumiejące niczego spojrzenie.
- Podobno masz coś dla mnie – powiedziała Carmen z demonicznym
uśmieszkiem. Założyła ręce na piersiach i, pomimo absurdu całej
tej sytuacji, wpatrywała się w niego. Niby ze stoickim spokojem,
ale w środku aż drżała z emocji.
- T-tak... Czekaj – wymruczał i poszedł do sypialni. Udała się
za nim i usiadła na skraju łóżka.
I
know I expect too much
And
not enough all at once
You
know I only wanted fun then you got me all fucked up on love
Wpatrywała się w niego, jak nerwowo przeszukuje szafę i szuflady.
W końcu wyciągnął jakieś zawiniątko owinięte w czerwony papier
i podał jej je bez słowa. Uniosła brew, ale nic nie powiedziała.
Szybko rozwinęła pakunek i...
- Możesz zamknąć usta, Brown. Chyba, że dzisiaj robisz za
popielniczkę albo kominek.
Odzyskał już panowanie nad sobą, bo teraz wpatrywał się w nią
zjadliwie. Nie mogła w to uwierzyć – trzymała właśnie na
kolanach czarne pudełko z najrzadszymi składnikami eliksirów
świata. Były tam włosy z ogona jednorożca, ale też łuski moreny
czy patlinek niepospolity. Po chwili delikatnie odłożyła pudełko
na szafkę nocną, aby nic się mu nie stało i dosłownie rzuciła
się na Snape'a. Ściskała go tak mocno, że prawie się udusił.
Nie obyło się bez kilku zgryźliwych uwag, ale i tak była
wdzięczna.
- Dziękuję – wyszeptała w jego ramię.
- Proszę.
- Podobał ci się prezent ode mnie? - zapytała nagle, uniosła głowę
i uśmiechnęła się szelmowsko.
- Taaaaak... Fartuch z napisem "Ten Mistrz Eliksirów wymiata"
wpasował się idealnie w moje gusta.
- Widzisz? Specjalnie wybrałam czarny.
- To były inne kolory? - Z wrażenia aż usiadł.
- Zdziwiłbyś się, co można znaleźć w mugolskim seks szop... w
mogolskich sklepach.
- Ach tak? - zapytał z nonszalancją w głosie. - Cóż, będziesz mi
musiała kiedyś pokazać...
- Marzę o tym – rzuciła z sarkazmem i usiadła na jego kolanach. -
Wiesz, o czym jeszcze marzę?
W końcu udało jej się zdjąć z niego marynarkę i rozpiąć
koszulę. Tak bardzo go uwielbiała. Był jej, tylko jej i... czy aby
na pewno?
W każdym razie całował ją tak, jak nikt dotąd w jej życiu. Ich
języki co trochę splatały się, ciała tworzyły jedno, dłonie
błądziły po ciele...
- Severus?
- Hm? - mruknął, zbyt nią zajęty.
- Kocham cię – powiedziała między pocałunkami.
Wyczuła jak spiął się przez chwilę, po czym dalej ją całował.
- Jesteś jak dotąd najważniejszą katastrofą w moim życiu, Brown.
Zaśmiała się i zaczęła podgryzać jego dolną wargę, gdy nagle
coś do niej dotarło. Brown. Nazwał ją po nazwisku. Odsunęła
się.
Oh,
I looked for your name on the Ouija Board
And
your naked magic, oh dear lord
You
and me are the difference between real love and the love on TV
- Brown?
- Jakoś nigdy ci nie przeszkadzało...
- BROWN?! - Była naprawdę wkurzona.
- To jak mam mówić?
- Po imieniu. Carmen. Car. Jakkolwiek, byle nie po nazwisku!
- Obawiam się, że to awykonalne, Brown...
Wściekła się.
- Jak możesz? Po tym wszystkim... Jestem dla ciebie tylko, Brown,
tak? Przyznaj się, nic dla ciebie nie znaczę. Lubisz się bawić
mną, przyznaj. To musi być bardzo zabawne: naiwna uczennica sama
pcha ci się do łóżka, więc niby czemu tego nie wykorzyst...
- Przestań! - W jego głosie brzmiał gniew. Wstał i teraz górował
nad nią. Wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić. Po
chwili odezwał się normalnym głosem, tyle że pozbawionym
złośliwości: - Doskonale wiesz, że tak nie jest. - Po przerwie
dodał: - Carmen.
Spojrzała na niego. W jego oczach widziała... Nie, to niemożliwe.
Desperacja? O co tu, na fioletowe gacie Merlina w jednorożce,
chodzi?
And
all the boys are smoking menthols
Girls
are getting back rubs
I
will drift to you if you make yourself shake fast enough
My
old ex become new again
My
old friends become exes again, yeah
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Gładził jej
krótkie włosy przetykane jasnymi pasmami. Wdychał zapach jej
szamponu, jej całej i pomyślał, że jest dla niego najważniejsza
na świecie. Nie może pozwolił jej odejść, nie po takim czasie.
Zbyt mocno go poznała i, wstyd się przyznać, nie mógłby bez niej
normalnie funkcjonować.
- Severus? - zapytała niepewnie. - Wszystko dobrze?
Milczał, więc delikatnie pocałowała go w usta, a potem mocniej
oddała uścisk.
- Wszystko będzie dobrze. Po prostu... Nie traktuj mnie jak dziecko,
co? Nie, poczekaj. Nie przerywaj. Zdaję sobie sprawę z różnicy
wieku, ale w świecie czarodziejów... To nic. Mgnienie, chwila. A
że ludzie będą gadać... To mnie nie obchodzi. Nie przeżyją za
mnie mojego życia i nie umrą za mnie. Już
zdecydowałam.
- Robisz się coraz bardziej podobna do mnie. Mam się bać, Brow...
Szybko się odsunęła i udała w kierunku drzwi. Otworzyła je i
krzyknęła przez ramię.
- To koniec. Odchodzę. Między nami koniec!
Oh,
where did the party go?
We’re
ending it on the phone
I’m
not gonna go home alone
Oh,
where did the party go?
Zdesperowany Snape rozłożył ręce i krzyknął za nią:
- Carmen! Wracaj!
Od razu przekręciła się na pięcie.
- Nigdy więcej tego nie rób, słyszysz? - upewniła się i rzuciła
się na niego.
To była długa i bardzo przyjemna noc... To znaczy jej reszta.
Nananananananananana
Nananananananananana
Harry wpatrywał się w ścianę. Na nic innego nie było go stać.
Nie rozumiał tego. Zupełnie. Przecież poszedł po napoje i spotkał
Hermionę, widać chciała mu potowarzyszyć. Usiedli na ławce. Była
taka piękna, tylko jego. Pocałował ją, bo była jego dziewczyną
– to normalne, prawda? Uczucie było inne, ale... To była
Hermiona. W każdym razie tak mu się wydawało. Chwilę potem
zobaczył drugą Hermionę, która miała łzy w oczach. Nie zdążył
nic powiedzieć, nie mógł zebrać nawet myśli, po poczuł
pieczenie na policzku. A potem już jej nie było.
We
were the kids who screamed
“We
weren’t the same”
In
sweaty rooms
Now
we’re doomed to organizing walk-in closets like tombs
Silent
film stars stuck in talking cinema life
So
let’s fade away together one dream at a time
Złapał się za włosy. To nie miało być tak! Skąd miał
wiedzieć, że to Ginny? Zresztą, jakim cudem były dwie Hermiony...
On je widział, ale czy ona widziała... sobowtóra czy kim tam się
nagle stała młoda Weasley? To wszystko było zbyt skomplikowane.
Harry, pomyśl. Jeszcze raz wylicz fakty. Prawda numer jeden:
całowałeś się z najlepszą przyjaciółką swojej dziewczyny na
jej oczach. Prawda numer dwa: nie miałeś o tym zielonego pojęcia.
Wniosek: magia.
Nagle się poczuł, jakby wszystkie trybiki wskoczyły na swoje
miejsce. Ginny, musi ją znaleźć. To jej sprawka – wszystko
zepsuła, więc niech teraz to naprawi.
Nie może stracić Hermiony. W żadnym razie.
Nananananananananana
Nananananananananana
- Tak, Draco. Zrobiłam jak mówiłeś.
Pospolitemu obserwatorowi mógł dziwnym wydać się fakt, że Ginny
Weasley właśnie przemawiała do powiększonego galeona w Łazience
Prefektów. Miała do tego miejsca hasło jeszcze od Hermiony – na
myśl o tym, co jej zrobiła, łzy zaszkliły się w jej oczach. To
było złe. I bardzo dobrze o tym wiedziała, ale to miało pomóc
Malfoyowi... A ona tak bardzo go kochała. Oni się na pewno pogodzą,
a Draco zyska w oczach Czarnego Pana. Może kiedyś nawet ją
ułaskawi...
- Ginny? Chyba się zamyśliłaś. Wszystko dobrze?
- Nie. - Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. - Nie, Draco,
nie jest dobrze. Zrobiłam właśnie coś okropnego, coś, co
zraniło moich najlepszych przyjaciół i najlepszych ludzi, jakich
znam.
Oh,
where did the party go?
We’re
ending it on the phone
I’m
not gonna go home alone
Oh,
where did the party go?
- Kochanie... Wiem, że to na pewno było dla ciebie trudne. Spójrz
na mnie. - Rudowłosa przeniosła wzrok z podłogi na coś w rodzaju
lustra. - Bardzo ci dziękuję. To naprawdę pomogło. Niedługo się
zobaczymy, dobrze? Jeszcze przed rozpoczęciem semestru. Dzięki
temu, co zrobiłaś, będziemy mogli się widywać.
- Na-naprawdę...? - Łza spłynęła jej po policzku.
- Oczywiście. Kocham cię najbardziej na świecie.
Ginny uporczywie starała się zwalczyć obraz, jaki miała przed
oczami zawsze, gdy zamykała powieki.
Płacząca Hermiona, nierozumiejący wzrok Harry'ego.
Najgorszy był ból w okolicach klatki piersiowej.
Nananananananananana
Nananananananananana
Nananananananananana
Nananananananananana
Nananananananananana
Nananananananananana
Nananananananananana
______________________________________________
Fall
Out Boy – Where Did The Party Go?