"I see this life
Like a swinging vine
Swing my heart across the line
In my face is flashing signs
Seek it out and ya shall find
Old but I'm not that old
Young but I'm not that bold
And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told
I feel something so right
Doing the wrong thing
I feel something so wrong
Doing the right thing
I couldn't lie, couldn't lie, couldn't lie
Everything that kills me makes me feel alive"
- OneRepublic, "Counting Stars"
Gdy
każdy kolejny dzień dzielący ją od rozłąki z Draco przemijał,
Ginny czuła, jakby ostry sztylet wbijał jej się mocno w serce. Tak
bardzo nie chciała go stracić, ale z drugiej strony wiedziała, że
musi mu pozwolić robić to, co do niego należy. Co należy do całej
jego rodziny.
Nie
dawała tego po sobie poznać, ukrywała żal za maską radości –
dopiero w swoim dormitorium ją zrzucała. Naprawdę swobodnie czuła
się jedynie przy nim. Niestety, już niedługo.
Gdy
został zaledwie tydzień, Ginny wyszła z piątkowej lekcji zaklęć
i ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Rozmyślając o czekających
ją jeszcze trudniejszych chwilach, pozwoliła swoim stopom się
prowadzić. Niestety kończyny mogą "zapamiętać"
drogę, za to w żadnym wypadku nie uwzględniają aktualnych
wydarzeń. Prą do przodu i już.
Właśnie
takie niedopatrzenie spowodowało, że dziewczyna potknęła się o
coś. Z trudem utrzymała równowagę, a gdy się odwróciła,
dostrzegła grupkę Ślizgonów. Jasne, jeszcze tego brakowało.
- Co
się tak gapisz, Weasley? - wrzasnął przeciągle Crabbe,
jednocześnie powodując wręcz histeryczny śmiech Goyle'a.
- Próbuję
ogarnąć twoją głupotę, ale nie mieści się w tym zamku –
odparła z godnością Ginny, zadzierając wysoko głowę. Już
miała odejść, gdy nagle przed szereg wyszedł znajomy blondyn. Przełknęła nerwowo ślinę.
- No
proszę, Weasley, uczymy się, jak bystro odpowiadać? Niestety, na
poziomie przedszkolaka już jest Goyle, ale dla ciebie znalazłoby
się miejsce tuż pod nim. - Odsłonił białe zęby, patrząc jej
prosto w oczy. Tego nie przewidziała – owszem, wiedziała, że
będą musieli grać przed innymi, aby nie wypaść podejrzanie,
lecz teraz wszystkie emocje zaczęły się w niej kumulować.
- Świetnie,
prześcignę cię o kilkanaście miejsc – wycedziła zimno. Kątem
oka dostrzegła, że otacza ich już dość spory tłumek uczniów i
stale się powiększa. Po chwili dodała ze złośliwym uśmiechem:
- Cokolwiek byś nie robił, zawsze będziesz pode mną, farbowana
fretko.
Otaczający
ich nastolatkowie zachichotali, doprowadzając Ślizgonów do białej
gorączki. A w każdym razie do gorączki koloru włosów Draco. Ten
jedynie wpatrywał się w nią dziwnie. Przez chwilę mierzyli się
spojrzeniami, gdy w końcu chłopak powiedział:
- Załatwimy
to kiedy indziej, może z twoją szlamowatą przyjaciółką...?
Dom Węża
zawył z uciechy. Zrobiło się głośniej, gdy blondyn przeszedł
obok Ginny, strącając jej torbę z ramienia. Nawet nie obejrzał
się za siebie.
W oczach
rudowłosej pojawiły się łzy. Była zła, ale nie chciała płakać.
Całe szczęście tłumek już się rozchodził, a ona
zniecierpliwiona zbierała książki. Chciała, aby to wszystko się
już skończyło. Chciała mieć spokój. Najlepiej żadnych
problemów, tylko ona i chłopak, którego kochała i chciała dla
niego jak najlepiej.
Zdenerwowana
podniosła ostatni skrawek pergaminu z posadzki. Jej oczy
zdecydowanie się powiększyły, a ona sama ożywiła. Gdy
rozprostowała kartkę, przeczytała zaledwie kilka słów.
Pokój Życzeń, za 10
minut.
Proszę, przyjdź.
DM
To jej
wystarczyło. Gorączkowo przycisnęła papier do piersi i pobiegła
w kierunku ruchomych schodów. Serce biło jej jak oszalałe, niemal
wyskakiwało na zewnątrz. W gardle zaschło, tętnice podwoiły
swoją pracę. Zupełnie jakby miała zemdleć, ale jednocześnie
iskierka nadziei zatliła się w jej wnętrzu. Szybko oddychając,
weszła do obszernego pomieszczenia.
Tym
razem Pokój sprawił, że znalazła się w czymś w rodzaju
kawiarni, jednak nikogo innego tam nie było. Szybko nalała sobie do
filiżanki gorącego napoju z samowaru i upiła łyk. Z każdym
kolejnym smakowało lepiej, do tego pozwalało jej się uspokoić.
Wyciszyła się na tyle, że głośny trzask drzwi zza niej
przestraszył ją. Podskoczyła nerwowo, a porcelana rozbiła się o
podłogę. Czarny płyn i białe kawałki ceramiki znaczyły pechowe
miejsce.
Odwróciła
się i nieśmiało spojrzała na niego. Pewna jej część
spodziewała się, że odezwie się do niej tak arogancko, jak chwilę
wcześniej, lecz on jedynie się uśmiechał. Ciepło i z radością
w oczach, dokładnie tak, jak zwykle, gdy byli sami.
Bez słów
porozumieli się i usiedli przy jasnym stoliku z wymyślnie
zdobionymi oparciami krzeseł. Draco powoli pochylił się i lekko
pocałował ją w usta.
- Przepraszam
– powiedział.
- Nie
masz za co – stwierdziła łagodnie, ponownie zbliżając się do
jego twarzy.
- Mam
za co. Za wszystko. - Odsunął się lekko i chwycił ją za dłoń.
- Przepraszam za to, że cię zostawiam. Za to, że nie mogę całemu
światu wykrzyczeć, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Za to, że
tak bardzo się poświęcasz i cierpisz dla mnie. Przepraszam za
wszystko, bo nie da się wielu rzeczy opisać słowami. Po prostu... sprawiasz, że czuję, że żyję.
- Będę
za tobą bardzo tęsknić. - Poderwała się z krzesła i mocno go
przytuliła, wtulając policzek w jego ramię. Ogarnął ją ten
cudowny zapach, który tak bardzo kochała.
- Może
nie tak bardzo? - Uśmiechnął się w typowo ślizgoński sposób i
sięgnął do kieszeni.
- Coś
knujesz – stwierdziła, całując go w policzek.
- Moja
droga, jestem ze Slytherinu. - W tym momencie pokazał jej swoją
dłoń, na której dostrzegła dwa galeony.
- Dajesz
mi odprawę? - Uniosła brew, a on się zaśmiał.
- Po
twojej minie widzę, że to raczej nie byłby dobry pomysł.
Spokojnie, jeden jest dla mnie. Tak będziemy mogli się
komunikować.
- Mieliśmy
coś takiego rok temu w Gwardii Dumbledore'a... - zauważyła
zaciekawiona Ginny.
- Stąd
wziąłem pomysł – przyznał trochę niechętnie. - Po tym, jak
was tu znaleźliśmy, przeszukaliśmy wszystkich i każdy miał
galeona, co na przykład u Weasleya wydaje się dziwne... No dobrze,
przejdę do sedna. Pozbierałem je, nic nie mówiąc Umbridge i
przez wakacje zastanawiałem się, co robią. W końcu odkryłem te
wiadomości, a teraz je trochę... ulepszyłem.
- Jak?
- Rudowłosa była coraz bardziej zaciekawiona.
- Chwyć
go i pomyśl o mnie – polecił blondyn.
Dziewczyna
wzięła do ręki monetę i zacisnęła na niej palce. Skupiła wzrok
na chłopaku i chwilę później moneta zawibrowała. Gdy rozchyliła
dłoń, galeon zaczął się powiększać, aż w końcu był
wielkości jej pięści. Z jego powierzchni zniknął wyryty obraz –
teraz była to lustrzana tafla, na której wyraźnie widziała twarz
Draco.
Spojrzała
na prawdziwego Malfoya – sam teraz też trzymał identycznie
wyglądający kawałek metalu. W jego oczach dostrzegła
zaciekawienie.
- Trochę
zmodyfikowałem zaklęcie – wyjaśnił.
- Merlinie,
to niesamowite! - wykrzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
- Jestem
Draco, tak dla uzupełnienia – powiedział i złośliwie ułożył
wargi. - Będziemy mogli w ten sposób rozmawiać, a jeśli
zechcesz, aby galeon znowu był normalny, musisz powiedzieć Ja
mistrz wyciągam dłonie.
- Ja
mistrz wyciągam dłonie. - Pieniążek znowu mieścił się w
kieszeni, gdzie Ginny starannie go włożyła, po czym pocałowała
Draco tak mocno, że się prawie przewrócił.
- A
jak będzie z balem? - zapytała smutno, patrząc mu w oczy.
Westchnął.
- Dobrze
wiesz, że na razie jeszcze nie możemy pokazać się razem. Do tego
nie wiem, czy Czarny Pan nie zwoła wtedy zebrania.
- Czyli
w Nowym Roku cię już nie zobaczę... - Z żalem wodziła palcami
po fałdach jego szaty. Jej ręka zacisnęła się lekko na
przedramieniu z Mrocznym Znakiem. - I tak będę tęsknić.
Ponownie
odpowiedział jej pocałunkiem.
***
Tajemnica
z definicji jest czymś, o czym wie jedna lub zaledwie kilka osób.
To zdecydowanie utrudnia sprawę, gdy się o niej mówi wśród
niewtajemniczonych. A co dopiero, gdy niewtajemniczona jest właściwie
cała szkoła...
Właśnie
to przytrafiło się Carmen Brown. Dokładnie na tydzień przed
zapowiedzianym od września balem nagle wszyscy osobnicy płci
męskiej zdali sobie sprawę, że wypadałoby się tam pojawić z
kimś trochę ładniejszym niż kolega. Ostatnie prace domowe i testy
nie przeszkadzały im w tym – wręcz jakby motywowały ich
bardziej!
Dziewczyny
od piątej klasy wzwyż ciągle chichotały na korytarzach i, jak to
Harry określił w czwartej klasie, chodziły stadami. W końcu
zawsze mógł je napaść jakiś troll w łazience lub Irytek
zaatakować na korytarzu... Nigdy nic nie wiadomo!
Carmen
oczywiście była wyjątkiem od reguły, lecz to nie przeszkadzało
innym gapić się na nią jak na Nimbusa 2003 Wersja Ulepszona
Deluxe. W takich sytuacjach Hermiona pękała ze śmiechu, a Harry
rzucał chłopakom, którzy tylko próbowali zbliżyć się do jego
dziewczyny, spojrzenie godne miana Wzrokowej Avady Kedavry. W jeden z
tych długich, zimowych wieczorów sytuacja ponownie się powtórzyła.
Nasza
ulubiona para siedziała przy kominku, próbując przy okazji
zająć się jakoś Krzywołapem, który ostatnio nie mógł
usiedzieć w miejscu. Ron zamyślił się tuż obok i wgapiał z
jakiegoś powodu w sufit, Ginny ulokowała się na dywanie z
książkami do transmutacji, a Car na fotelu czytała kolejny numer
swojego pisma dla Mistrzów Eliksirów. Sprawiała wrażenie
wyłączonej, w każdym razie dla reszty świata. Rudowłosa leniwie
przewróciła stary pergamin.
- Czołem
wszystkim! - dobiegł ich wesoły głos zza pleców. Jak na komendę
odwrócili się i zobaczyli dwójkę znajomych postaci – od razu
wrócili do swoich zajęć.
- Troszkę
tu sztywno...
- ...więc
pomyśleliśmy sobie...
- ...że
wpadniemy! - dokończył Fred, uśmiechając się radośnie i
mierzwiąc sobie włosy.
- Wcale nie jest sztywno – zaprotestowała Hermiona. - Po prostu
zachowujemy ciszę i spokój, a do tego...
- Właśnie
podałaś idealną definicję nudy! - George przybrał poważną
minę i dodał, naśladując McGonagall: - Panno Granger,
dwadzieścia punktów dla Gryffindoru!
- I
minus pięćdziesiąt za oddychanie, Potter. - Drugi bliźniak
spróbował sparodiować Snape'a.
Większość
się roześmiała, a w każdym razie cisza się ulotniła gdzieś
daleko. Brown dalej czytała.
- Zapomniałeś
o tym skrzywieniu twarzy – zauważył Ron.
- Ono
jest niepowtarzalne, braciszku – oznajmiła Ginny. - A teraz
wybaczcie, ale naprawdę muszę się tego nauczyć na jutro, bo
prawdziwa McGonagall mnie zabije. - Szybko zebrała książki i
poszła w stronę dormitorium, łapiąc się zapobiegawczo za
kieszeń.
- Co
jej się stało? - zapytali równocześnie wszyscy trzej
Weasleyowie, a Hermiona jęknęła z dezaprobatą.
- Ma
w tym roku SUM-y. Widać jest w waszej rodzinie ktoś, komu zależy.
- Zależy
nam na bardzo wielu sprawach, prawda, Fred?
- No
jasne! Na przykład Krówkowe Łamaczki... Robią furorę, ale
przydałoby się je troszeczkę ulepszyć. Co o tym myślisz,
Georgie?
- Myślę,
że myślimy tak samo! - wykrzyknął z entuzjazmem. - Ale
pamiętasz? Nie po to tu przyszliśmy...
- Racja!
- Już
myślałem, że wy tak bezinteresownie – powiedział Harry.
- Czas
to galeony! - rzucili razem i skupili wzrok na... dziewczynie na
fotelu, która wciąż nie podnosiła na nikogo wzroku.
- Carmen!
- zawołali obaj. - Pójdziesz z nami na bal?
Wszyscy
zwrócili się w jej stronę i oczekiwali w milczeniu. Brown to
kompletnie nie zdziwiło – siedziała dalej sztywno, a jej źrenice
poruszały się jednostajnie, podążając za tekstem. Po chwili
westchnęła, zaznaczyła stronę, założyła nogę na nogę i
spojrzała na nich z politowaniem.
- Wy
tak na poważnie? - W jej głosie słychać było lekkie
rozbawienie.
- Całkowicie!
- potwierdzili obaj, po czym Fred dodał: - Wiemy, że wszystkim
innym odmówiłaś, ale w końcu musisz z kimś iść.
- Czyli
kogo wybierasz?
Car
westchnęła.
- A
już się bałam, że oboje chcecie iść ze mną. Nieważne – nie
ma rozmowy. Niczym się nie różnicie od reszty, a ja nie mam
zamiaru męczyć się z jakimiś półgłówkami – oznajmiła takim
tonem, jakby właśnie tłumaczyła im, że na miotłach lata się
trzonkiem do przodu. - To znaczy nie.
- Nie
przesadzaj... Przecież jesteśmy zabawni i przystojni. No właściwie
to głównie ja, ale...
- George,
jesteśmy identyczni!
- Owszem,
ale ja i tak mam lepszą fryzurę. - Chłopak przygładził włosy i
uśmiechnął się w stronę... pustego fotela. Harry, Hermiona i
Ron głośno się śmiali.
- Gdzie
ją poniosło?! - zapytali znowu jednocześnie.
- Podczas,
gdy wy się sobą zachwycaliście, ona po prostu poszła do
dormitorium. A, jeszcze przewróciła oczami. Miała tę swoją minę
– poinformował ich brat. Przynajmniej nie tylko on jeden "dostał
kosza" od Carmen i w duchu bardzo się cieszył. Zresztą, co
tu dużo mówić – nie wytrwaliby z nią nawet dziesięciu minut.
- Nie
wasza działka – pocieszyła ich Hermiona.
- Ani
nikogo innego – dodał Harry, zrzucając Krzywołapa na podłogę
i obejmując dziewczynę ramieniem.
- Nie
wie sama, co traci. - Chłopcy wzruszyli ramionami, gdy nagle
dostrzegli ciemnoskórą dziewczynę przy wyjściu z Pokoju
Wspólnego.
- Parvati!
- Fred wydawał się całkowicie pocieszony, a George poszedł za
nim w nadziei na zaproszenie Padmy na bal.
- A
jak z tobą, Ron? - zapytał Harry, aby uniknąć ciszy.
- Idę
z Luną – odparł, a w jego oczach widać było radość. - Teraz
naprawdę wszystko się układa, to straszne, jakim byłem wcześniej
idiotą. Luna jest świetna, wiecie, że wiele jej teorii znalazło
potwierdzenie w rzeczywistości? Na przykład chrobotek i specjalna
odmiana gumochłona, który...
W ten
oto sposób mijał kolejny wieczór u Gryfonów.
A co u
Jacka? Czarny Pan planuje swoje kolejne wejście, w którym Singer
weźmie udział. Niestety, Voldemort o jednej rzeczy nie wie.
Głęboko
skrywanej w ciemnym sercu Jacka.