Harry Potter - Book And Scroll

7.11.15

66. Jeden dzień z życia Barnabasa C.

“Got a big plan, this mindset maybe its right
At the right place and right time, maybe tonight
And the whisper or handshake sending a sign
Wanna make out and kiss hard, wait nevermind

Late night, in passing, mention it flipped her
best friend, it's no thing, maybe it slipped
but the slip turns to terror and the crush to like
when she walked in he froze up, leave it to fright”



            Otworzył oczy i jak zwykle zobaczył tylko nieprzeniknioną czerń. Każdy inny na jego miejscu by się przeraził, lecz nie on. Dla niego to była codzienność.
            Na skinienie dłoni ciężkie wieko otwarło się, a ze starej trumny wyłonił się on – trochę rozczochrany i zaspany wampir. Ziewnął przeciągle, rozprostował kości i uśmiechnął się na myśl o czekającym go dniu. Dużo pracy, ale nie aż tak nieprzyjemnej.
            Wyszedł ze swojego legowiska i starannie domknął drzwiczki – w końcu ostatnim, czego chciał, to zakurzona poduszka. Po drodze do łazienki minął zwłoki swojej wczorajszej kolacji. Nawet nie spojrzał na tę drobną blondynkę, obecnie pozbawioną słodkiej krwi. Nie musiał się nią przejmować – pani Evers jak zwykle wszystkim się zajmie. Jednym z atutów mieszkania w jego starej rezydencji była służba, która umiała dobrze posprzątać i jednocześnie zachować dyskrecję.

Either way he wanted her and this was bad
He wanted to do things to her it was making him crazy
Now a little crush turned into a like
And now he wants to grab her by the hair and tell her

            Gdy już założył swoją ulubioną koszulę i kamizelkę, a pod szyją zawiązał jedwabną apaszkę, zajrzał do kuchni. Czuł, jak paliło go pragnienie – całe szczęście w lodówce uchowała się jeszcze jedna szklana butelka z ciemnoczerwonym płynem (i bynajmniej nie był to sos pomidorowy). Już po chwili Barnabas ocierał usta z resztek krwi. Od razu lepiej. Teraz czas działać.
            Jego pierwszym krokiem było teleportowanie się do Francji. Aby nie zwracać na siebie szczególnej uwagi, pojawił się dwa kilometry od miejsca przeznaczenia. Zamarł na moment, aby wciągnąć do płuc mroźne powietrze. Teraz musi się skupić.
            Za najbliższym rogiem przybrał postać nietoperza. Wzbił się dość wysoko i obserwował pod sobą Paryż, który tętnił życiem. Kochał to miasto i wielka szkoda, że nie mógł w nim zostać dłużej. Przypomniał mu się ostatni raz, kiedy tu był. Wraz z tym wspomnieniem, w jego umyśle wypłynął obraz Hermiony. Odrobinę żal mu było, że przemienił ją i zostawił, ale z drugiej strony to było jego zadanie. Liczyła się przede wszystkim służba Czarnemu Panu, reszta była drugorzędna. Szkoda, bo polubił tę dziewczynę, miała potencjał. Jeśli w ogóle przeżyła przemianę, to musi teraz strasznie cierpieć.
            Wylądował w wąskiej uliczce, blisko centrum. Z powrotem przyjął swoją dostojną postać i jak gdyby nigdy nic, dołączył do tłumu na głównej ulicy. W trzy minuty doszedł do pubu „Le Chien”. Otworzył drzwi, przeszedł przez salę i bezceremonialnie przeszedł na zaplecze. Zdziwiony właściciel zdołał tylko wykrztusić:
- Monsieur, tu nie wolno! Nie jest pan pracownikiem Mini…
            Nie zdążył dokończyć, ponieważ Avada Kedavra zamknęła mu usta.
            Tymczasem wampir, nie tracąc czasu, skręcił w lewo i natknął się na ogromny kocioł. Wszedł do środka i mimo swoich sporych rozmiarów, gdy przykucnął w ogóle z niego nie wystawał. Po chwili jakby z wnętrza ziemi dobiegł go cichy, kobiecy głos:
- Jazda do dołu. Francuski oddział Ministerstwa Magii życzy miłego dnia. Proszę się nie trzymać.
            Gdy tylko rozbrzmiało ostatnie słowo, Barnabas poczuł jak dno kociołka zanika, a on sam spada w dół. Był na to przygotowany, jednak i tak jazda nie była zbyt przyjemna. Gdy po pełnej minucie wyleciał z szybu w suficie i wylądował na stosie materacy, był nieźle poobijany.
            Mając się na baczności, wytężył wszystkie zmysły. Zerwał się na nogi, jednak nikogo innego w pomieszczeniu nie wyczuł. Pokój miał może szesnaście metrów kwadratowych. Wyjął różdżkę i przeszedł przez żółte drzwi w rogu.
            Trafił na sporych rozmiarów korytarz. Mijali go czarodzieje pędzący w różnych kierunkach i nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Cóż, widać tu mieli znacznie luźniejsze podejście do bezpieczeństwa niż w Anglii. Ach, ci Francuzi – ich strata. Przechodził przez labirynt schodów, przedsionków, pokoi i innych dziwnych rozmiarów pomieszczeń, aż w końcu natrafił na żelazne kraty i wartownika blokującego dalszą drogę.
- Nazwisko, monsieur? – zapytał czarodziej.
- Dracula. Może by też Collins, nie jestem wybredny – powiedział z szerokim uśmiechem. Patrzył jak twarz strażnika tężeje ze strachu. Mężczyzna wydawał się zupełnie sparaliżowany, gdy Barnabas ukazał mu swoje błyszczące kły. Chwilę później wgryzł się w jego szyję, a po siedmiu sekundach odrzucił od siebie pozbawione krwi zwłoki. Machnięcie różdżki wystarczyło, aby otworzyć wejście do podziemi.
            Jego kroki odbijały się echem od wyłożonej kamieniem klatki schodowej. Właściwie zdziwił się, że nie przypomina to katakumb, czyli jego ulubionego miejsca w Paryżu. Po drodze zabił jeszcze ośmiu strażników. Gdy dotarł do cel, więźniowie zaczęli wyciągać ręce w jego stronę i błagać o uwolnienie. Odsunął się od nich ze wstrętem i szukał dalej. W końcu jakoś w połowie korytarza, gdzie mieścili się najgorsi przestępcy, znalazł tę osobę, której szukał.
- Wybacz, przyjacielu, że tak długo, ale Francuzi mają naprawdę przepyszną krew – powiedział wampir i błysnął kłami.
            Tymczasem postać leżąca do tej pory bezmyślnie na wąskiej pryczy, zerwała się na nogi i przybliżyła do krat. W tych oczach dało się dostrzec cień obłędu.
- Barnie, jak miło! Myślałem już, że się nie doczekam.
            Innych więźniów dobiegł odgłos giętej stali i rzucanych zaklęć. Doszło do tego też wycie alarmu.
- Nie mamy dużo czasu, Jacku. Jak tylko stąd wyjdziemy, musimy się teleportować – mówił Collins. – Dasz radę to zrobić czy za bardzo cię osłabili?
- Nie wierzę, że rzeczywiście to mówisz. Kogo jak kogo, ale mnie nie da się tak szybko złamać. Masz dla mnie różdżkę? – zapytał Singer. Jego rozmówca pokręcił głową.
- Przykro mi, ale musisz zaczekać, aż dotrzemy do Kwatery Głównej. Rossier jakimś cudem ją zdobył i czeka na ciebie. A teraz już nie traćmy czasu.
            Barnabas złapał Jacka za ramię i wyciągnął z celi. Zauważył, że drogę powrotną miał odciętą, ale odmówił sobie przyjemności zabicia kolejnych ofiar. Nie w sytuacji, gdy jest za kogoś odpowiedzialny. Singer w tym czasie zdążył posłać kilku więźniom pogardliwe spojrzenie. Wampir zauważył, że chłopak dorobił się paru blizn na twarzy i dłoniach. Później zapyta, co się stało.
            Pognali w głąb korytarza, nawet nie oglądając się za siebie. Po kilku zakrętach napotkali schody prowadzące jeszcze bardziej w dół, tym razem niestrzeżone. Szybko pokonali kilkanaście stopni, z konieczności zabili aurorkę, która stała na samym dole i pchnęli ciężkie drzwi z klamką tylko z jednej strony. Znaleźli się w ciemnych tunelach, a ryczący dotąd w ich uszach alarm ucichł.
- Gdzie jesteśmy? Wiesz, jak stąd wyjść? – Jack rozglądał się na wszystkie strony, chociaż za wiele nie widział.
- Nie muszę. Ważne, że jesteśmy już poza terenem Ministerstwa, czyli możemy bez przeszkód się teleportować. Przygotuj się – nakazał Barnabas. Chwycił Jacka za ramię, w myślach jednak postanowił, że kiedyś zwiedzi dokładniej to miejsce.
            Jedno mocne szarpnięcie później byli już w Anglii.

***
“Then he walked up and told her,
Thinking maybe it'd passed
And they talked and looked away a lot, doing the dance
Her hand brushed up against his, she left it there
Told him how she felt and then they locked in a stare”

            Chmury wisiały ciężko na niebie, a powietrze przesycał aromat deszczu. Dwóch Śmierciożerców pozbawionych swoich wyjściowych szat pojawiło się znikąd przed ich stałym miejscem spotkań. Po wejściu do środka zostali od razu skierowani przed oblicze Toma Riddle’a. Ten pochwalił ich za udaną akcję i ponowne zasianie strachu w sercach ludzi. Jacka odesłał do swoich kwater, aby doprowadził się do porządku, natomiast z Barnabasem wolał porozmawiać na osobności.
- Coś nie tak, mój panie? – zapytał Collins, chociaż bardzo w to wątpił. Szkolenie całej armii szło perfekcyjnie, on też się spisał, więc nie miał najmniejszych powodów do obaw.
- Doskonale wiesz, że nie, Barnabasie – odparł chłodno Voldemort. – Nie wiem jednak, czy pamiętasz, o czym rozmawialiśmy pod koniec zeszłego roku. – Collins uniósł w zdziwieniu brwi. – Tak też myślałem. Masz sporo na głowie, więc mogłeś zapomnieć, jednakże… Coś mi obiecałeś i dzisiaj najwyższa pora, aby zaczął dotrzymywać danego słowa. Idź do laboratorium, doktor Hoffman się tobą doskonale zaopiekuje – rzucił zdawkowo Czarny Pan, gestem dłoni popędzając wampira.
            Powoli zaczynało do niego docierać. No tak, jak mógł zapomnieć… Trochę się zdenerwował, jednak obraz lekarki, który stanął mu przed oczami, łagodził jego nastawienie. Zmęczenie dawało już o sobie znać, lecz postanowił je zignorować dla dobra sprawy. Wszedł do pomieszczenia pachnącego środkami chemicznymi i zastygł w bezruchu.

"I want to hold you close
Skin pressed against me tight
Lie still, and close your eyes girl
So lovely, it feels so right”



            Wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętał. Rude włosy sięgające ramion i okulary w cieniutkiej oprawce zsunięte na sam czubek nosa. Właśnie robiła coś przy jednym ze stołów, więc go nie zauważyła. Przez chwilę wpatrywał się w nią, po czym lekko odchrząknął. Kobieta podskoczyła z nerwów i upuściła jedną ze szklanych fiolek. Trzęsły jej się ręce.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że tak się pani przestraszy, Julio – powiedział aksamitnym głosem i powoli do niej podszedł.
- N-nic nie szkodzi. I mówiłam już, że wystarczy mi mówić po imieniu – posłała mu lekki uśmiech, zażenowana. Po zapadnięciu dość krępującej ciszy, wampir zapytał:
- To dzisiaj robimy już tę transfuzję czy tylko mnie przygotujesz psychicznie, Julio? – Szczególnie zaakcentował jej imię, ona jednak nie dała zbić mu się drugi raz z tropu i podwinęła rękawy kwiecistej koszuli.
- Usiądź, proszę, tutaj. Musisz odsłonić przedramiona, więc najlepiej będzie jak zdejmiesz kamizelkę i te wszystkie ozdobniki. – Tu zrobiła nieokreślony ruch ręką w jego stronę. – Nic cię nie będzie bolało, w końcu i tak niewiele czujesz. Deficyt krwi wyrówna się w ciągu doby, chociaż myślę, że u ciebie nastąpi to wcześniej. – Gdy tylko to usłyszał, uśmiechnął się, ukazując swoje błyszczące kły. – Czeka nas sporo takich sesji, więc myślę, że porządnie się wynudzisz.
- Niby dlaczegóż to? – obruszył się.
- Ponieważ nie jestem zbyt interesująca – powiedziała spokojnie. – Poza tym z każdym rokiem jestem dwa razy brzydsza i bardziej pijana.
- Jeśli to prawda, to musiałaś być, pani, najpiękniejszą istotą, jaka kiedykolwiek żyła.
            Słyszał, jak jej serce zaczęło szybciej bić, a krew intensywniej krążyła jej w żyłach. Po chwili wahania odezwała się znowu:
- Barnabasie, czy znany jest ci termin „tajemnicy lekarskiej”? – Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie. Może mnie, pani, łaskawie oświecisz?
- W porządku – powiedziała, zdejmując okulary. Coraz uważniej ją obserwował, bo nie miał absolutnie pojęcia, jakie były jej zamiary. Ona tymczasem zaczęła schylać się coraz niżej i niżej. Wychylił się, aby sprawdzić, co robi. Majstrowała przy jego lewym bucie. – Miałeś rozwiązane sznurowadło – wyjaśniła. – Co do oświecenia… - Wstała, więc teraz dzieliło ich może pięć centymetrów. – Wszystko w swoim czasie.
            Odsunęła się i sięgnęła po przezroczyste rurki oraz igły. Zaczęła wkłuwać się w żyły, które były ciężkie do znalezienia. Ilekroć przy tym dotykała jego bladej skóry, unosił głowę i spoglądał w jej piękne, brązowe oczy. Coś niesamowitego było w tej kobiecie, coś, z czym już się kiedyś spotkał… I gdy tylko naszła go ta myśl, wszystko dookoła pociemniało, a z jego umysłu wyłoniło się jedno z licznych wspomnień.
            Stał pośrodku małego pomieszczenia na poddaszu. Miał zakrwawioną koszulę i kamizelkę, w dłoni trzymał brzytwę. Przez drzwi weszła kobieta w staromodnej sukni i spojrzała na niego z przerażeniem.
- Panie T.! Nie zrobił pan tego! – Cisza wystarczyła jej za odpowiedź. – Jesteś obłąkany! Zabijasz niewinnego człowieka?
- Rozpoznał mnie. Zaszantażował. Chciał połowy zysków – wyrwało się z jego ust.
- No cóż… To już inna sytuacja. Już myślałam, że straciłeś fason. – Podeszła do skrzyni w rogu pomieszczenia i otworzyła ją. W środku znajdowały się świeże zwłoki. – Dużo krwi. Biedak. A co tam… - Kobieta przeszukała kieszenie denata i znalazła sakiewkę z kilkoma monetami. – Lepsze to, niż nic. – Schowała pieniądze i zamknęła wieko. – Więc… co zrobimy z chłopcem?
            Oczy mężczyzny zapłonęły żądzą krwi.
- Dawaj go – wyrzucił z siebie, sugestywnie unosząc brzytwę.
- Nie musimy się nim przejmować…
- Dawaj go! – wrzasnął.
- Panie T., może na dziś już starczy? – zapytała z troską, kładąc dłoń na jego ramieniu. Trochę się uspokoił. – Myślałam, że mógłby przydać się w sklepie. Nogi już nie te same, co kiedyś.
- W porządku.
- Oczywiście najpierw musimy ukryć dżin. Chłopak pije jak marynarz.
            Odwrócił się w jej stronę i wyszeptał:
- Wszyscy zasługujemy na śmierć. Nawet ty, pani Lovett, nawet ja…
            Obraz się rozmył, a on odkrył, że cały czas siedzi w laboratorium, z tym, że przez przezroczyste rurki podłączone do jego ciała, sączy się teraz krew. Zadrżał na myśl, że znajdzie się ona kiedyś w Czarnym Panu. W pewnym sensie było to… niesmaczne.
- Wróciłeś już? Odpłynąłeś na jakieś dziesięć minut – oznajmiła doktor Hoffman. Dopiero teraz pojął, że jest prawie taka sama jak kobieta z wizji. – W zasadzie nie spotkałam się jeszcze z czymś takim u wampirów i…
- Czy my się już wcześniej nie spotkaliśmy? – Zadał to pytanie, uważnie się jej przypatrując. Niestety, na jej twarzy malowało się szczere zdumienie.
- Jestem pewna, że nie. Zapamiętałabym taką osobę, jak ty, nawet mimo mojego upodobania do whiskey – rzuciła pół żartem.
            Przez kolejne trzydzieści minut nikt się nie odzywał. W końcu kobieta pozwoliła wampirowi opuścić swój gabinet. Posłusznie wstał, lecz zamiast udać się do drzwi, podszedł do niej na taką odległość, jaka ich dzieliła przed rozpoczęciem transfuzji. Był pewny, że była na tyle blisko niego, aby policzyć jego rzęsy.
- Mogę cię teraz przerażać, ale wierz mi, nie jestem taki, jaki się wydaję… - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Julia chciała coś jeszcze dodać, lecz już nie zdążyła. Zabrakło jej słów.
            W głowie Barnabasa toczyła się teraz tak ogromna bitwa, że chcąc, nie chcąc porwał przypadkową dziewczynę z ulicy i zabrał ją do swojej rezydencji na kolację. A raczej to ona była kolacją. Krew nie była rewelacyjna, lecz jakoś musiał zaleczyć ranę, która zaczęła tworzyć się w jego zimnym, niebijącym sercu.
“I want to hold you close
Soft breath, beating heart
As I whisper in your ear
I want to fucking tear you apart”
- She Wants Revenge, “Tear You Apart”

21 komentarzy:

  1. Super! Szkoda ze nie było nic o Harrym i Hermionie, ale rozumiem ze na to przyjdzie jeszcze czas i nie moge sie doczekać ich dalszych losów :)
    KW.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ty mi to robisz na złość?! Najpierw moja lutownica nie przychodzi (przypominam że napisałam najlepszą karę xD). Nie ma Carmen i Snape'a ani Harry'ego i Hermiony. I jeszcze do tego wyjeżdżasz mi tu z jakimś Barnabasem... jestem zawiedziona (jak już mówiłam to tylko moje gderanie nie zwracaj uwagi). Rozdział jeśli chodzi o całokształt tego rozdziału nie biorąc pod uwagę tego że nie lubię tej postaci jest bardzo dobry i ciekawy. Życzę ci dużo weny pozdrawiam, czekam na odpowiedź, całuje
    -Cat-
    Ps. Wiem że jest tu za dużo hejtu ale na każdym blogu powinna być taka osoba XD. Zdaje sobie też sprawę że FANKI EVER FIREVER nie są aż tak krytyczne więc się poprawię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje sobie sprawę z tego że ten komentarz nie jest spójny są w nim błędy stylistyczne jak i literówki ale chyba wiesz o co mi chodziło xD
      -Cat-

      Usuń
  3. Jak zwykle rewelacyjny rozdział.
    Barnabas.. mam do niego mieszane uczucia.
    Nie lubię go ale dzięki niemu ten blog jest ciekawszy! Dodaje tajemniczości. Kocham tego bloga i mam nadzieję, że szybko go nie skończysz :D
    *teraz coś nie związanego z blogiem*
    Po twoim opisie widać, że jesteś Trybutem. Ja również! :D czy tak jak ja czekasz na premierę kosoglosa 2?? Ja już wręcz warjuje !;-;
    Ehh juz nie ważne. Czekam na kolejny rozdział!
    /D.O/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :). Szkoda że nie było Harry'ego ani Hermiony albo chociaż Carmen ale może być. Kiedy następny rozdział :)?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Supcio :)
    Fajna noka o Barnabasie ( czy jak on tam ma) .
    Tylko szkoda że niema Harrymione.
    Zapraszam na mojego bloga. Dopiero zaczynam a chciałbym żeby ktoś to czytał :/
    Harrymione-Together.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział. Fajnie, że poświęcasz rozdziały nie tylko głównym postaciom ale i tym drugoplanowym, dzięki temu całe opowiadanie jest bardzo spujne :))
    Cieszę się, że wpisy dodajesz regularnie, weny życzęęę

    OdpowiedzUsuń
  8. Rewelacyjny wpis! Czekam na kolejny rozdział!
    Zapraszam do siebie
    harry-ginny-potter.blogspot.com
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dżakso! <:
    Ostatni rozdział...mam do niego mieszane uczucia. Nie lubię Barnabasa, ale on dodaje uroku Twojemu opowiadaniu. Ale gdzie Hermiona i Carmen :cc. Chociaż opisy drugoplanowych postaci też są świetne. Wampirowi jest żal Miony? A ten incydent z doktor Hoffmann? No, ciekawie...zgaduję, że znudzi mu się wampirostwo albo przemieni Julię xD.
    Gdzie rozdział? Dzisiaj 21. Dodaj szybko, bo umieram z ciekawości :).
    ~Cooksa

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej. Jak zawsze świetny rozdział ;) ... Obiecałaś że wstawisz następny 21 a mamy już 23 i nie ma wpsiu :( :( chyba że coś mi się zepsuło i nie widzę...
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, masz rację - gdzie nowa notka? Chyba że u mnie też nowy rozdział ukrył się pod peleryną-niewidką...
      Pozdrawiam i czekam na notkę, dodaj ją szybko ;)

      Usuń
  11. Ej jak nie możesz dodawać.. Z rozumiemy ale nie obiecuj jak za każdym razem nie dotrzymujesz slowa.. o tyle proszę.. Po prostu nieobiecuj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czekałam tak strasznie na następny rozdial i mial byc cieszylam sie strasznie 21 przybyl a tu nie ma :( troche glupio mi by bylo obiecywac cos a nie dotrzymywać obietnicy i znowu nas olac (czytelnikow) i no wlasnie prosze wroc i bapisz cos a przynajmniej nie dawaj zgubnej nadziei...

      Usuń
  12. Trochę szkoda. Nie obiecuj jak nie możesz dotrzymać słowa. Każdy ma ważne sprawy ale chociaż poinformuj że nie będzie notki a nie znikasz bez słowa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Co się z tobą dzieje?! Znów wracasz po to żeby dodać dwa rozdziały i narobić nam nadziei. Piszesz naprawdę cuudowne opowiadanie ale nie obiecuj nowych rozdziałów skoro nie możesz dotrzymać słowa

    OdpowiedzUsuń
  14. I jak zwykle tak samo. Ok masz wazne sprawy ale powinnas tez pomyśleć o nas- czytelnikach. My czekamy, sprawdzamy, mamy nadzieje a tu kicha. Pomysl nad tym.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ok, ok, ok. Wystarczy. Wyjaśnij Nam, dlaczego nie wstawiasz postów?!?! Dlaczego obiecujesz i nic? My, jako TWOI czytelnicy czekany na rozdział, który miał być już ponad miesiąc temu. Ale nie, Panna Jacksa jak zwykle nie miała czasu dla Nas. Znów. To po co obiecujesz nam te rozdziały?!?! Pamiętaj, że ty Nam nie zrobisz łaski nie wstawiając postu, ponieważ to My jesteśmy dla Ciebie. To dla Nas piszesz, o ile coś piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  16. O co tyle bólu dupy? Rozumiem. Też jestem zawiedziona ze obiecuje ale niestety. To JEJ blog i my takimi komentarzami nie zachecimy jej do napisania nastepnego rozdzialu. Może nie ma weny? Może po prostu chce odpocząć? Też uważam że to nie jest spoko w stosunku do nas bo mogła chociaż dodać jakiegoś pod tą niekoniecznie rozdział, jednak staram się zrozumieć innych
    -Cat-

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter - Book And Scroll