Zakładki

13.1.13

11. Nieudane zaklęcie

"Uważaj na wróżby. Kiedy coś jest zapisane, trudno tego uniknąć."

"- Dlaczego mam zatem słuchać serca?
- Bo nie uciszysz go nigdy. I choćbyś nawet udawał, że nie słyszysz,
o czym mówi, wciąż będzie biło w twojej piersi i nie przestanie
mówić o tym, co myśli o życiu i o świecie."
- Paulo Coelho, "Alchemik"

    Snape przez chwilę gapił się na pomiętą kartkę. Musiał zebrać myśli. O co, na Merlina, w tym chodzi? To przepowiednia, niewątpliwe, ale czego stary Drops od niego chce? Takie rzeczy rzadko się sprawdzają...
- Severusie, co o tym myślisz? - powtórzył dyrektor.
- Myślę, że niepotrzebnie mnie tu ściągnąłeś. – Mistrz Eliksirów podniósł się z krzesła z zamiarem udania się ponownie do swoich kwater. - To tylko głupi kawałek pergaminu, zapisany jakimiś bazgrołami zdesperowanej wieszczki czy kto to tam napisał, aby zwrócić na siebie uwagę... - Dumbledore parsknął śmiechem.
- Severusie, to naprawdę poważna sprawa! - W tym momencie staruszek przestał chichotać. - Chodzi prawdopodobnie o Harry'ego i możliwe, że zaszyfrowano tu sposób pokonania Voldemorta.
- Czarnego Pana!
- Dobrze, Czarnego Pana. Tę przepowiednię zapisała Luna Lovegood i wydaje mi się, że w niej coś jest. W końcu chyba pamiętasz od czego zaczęła się wojna?
- To było zupełnie co innego! Trelawney naprawdę wtedy miała wizję...
- A co, jeśli panna Lovegood też? - Dyrektor zmierzył Snape'a oceniającym spojrzeniem.
- W takim wypadku... Cóż... Trzeba będzie wyłuskać z tej marnej wierszowiny jakieś informacje.
- Zgadzam się. Chociaż nie mam wątpliwości, że chodzi o Harry'ego Pottera – tu Severus prychnął pogardliwie. - Oj, przestań się tak krzywić, chłopcze. W każdym razie, nasz Wybraniec prawdopodobnie popełni w czymś błąd, coś mu przeszkodzi. A pomóc mu może tylko miłość! - Dumbledore znowu uśmiechnął się entuzjastycznie. - Jego wybranka serca mu pomoże i pokonają zło! Musimy mu w tym pomóc. A tymczasem postaraj się o tym trochę pomyśleć.
- Jasne, już lecę – syknął "chłopiec" i odgarnął włosy z czoła. - Coś jeszcze?
- Niestety tak. Jako szpieg będziesz musiał powiedzieć o tym coś niecoś Voldemortowi. Postaraj się jak najmniej, a jeśli już, to udawaj, że kompletnie nic nie wiemy.
- Czyli standardowo. – Severus wszedł do kominka powiewając połami szaty.
- Afrodyta... Tak, będzie ciekawie... - Wymruczał pod nosem Albus z tym swoim figlarnym błyskiem w oku i sięgnął do miski z cukierkami.

***

    Snape wyłonił się z kominka w swoim salonie. Nerwowym krokiem poszedł po płaszcz Śmierciożercy i maskę. Ubrawszy się, dotknął różdżką Mrocznego Znaku.
    Pojawił się ponownie przed jakimś walącym się budynkiem. Minął straże, wszedł do środka i ruszył ciemnym korytarzem. Dotarł do masywnych drzwi, które otworzył szybkim gestem. Znalazł się w obszernym pokoju. Na środku oczywiście znajdowało się wielkie podwyższenie, a na nim tron. Siedziała tam wysoka, chuda i przeraźliwie blada postać. Mistrz Eliksirów dostał przyzwolenie i podszedł bliżej. Kleknął i z mocno ukrywanym obrzydzeniem ucałował skraj szaty Voldemorta. Wstał i pochylił głowę. Czekał.
    W końcu przytłaczającą ciszę rozdarł syczący głos:
- Cóż cię do mnie sprowadza, Severusie? Nie wzywałem ani ciebie, ani reszty Wewnętrznego Kręgu.
- Tak, mój panie. Mam jednak pewne istotne informacje.
- Kontynuuj.
- Otóż ten stary głupiec pokazał mi przepowiednię, jaką wygłosiła pewna uczennica. Dotyczy ona bezpośrednio ciebie, panie.
- Wybornie! Mów dalej. - Dało się usłyszeć nutkę podekscytowania w głosie Riddle'a.
- Jest to zaszyfrowany sposób na pokonanie ciebie, panie. Oczywiście ci idioci nie wpadli na to, więc jedynie ja wiem, o co w tym chodzi. Zamierzam podsunąć im fałszywy trop. Będę cię informować, panie, o wszelkich postępach.
- Cudownie, mój wierny sługo. Czeka cię niedługo nagroda. A teraz idź, mam ważne sprawy do załatwienia.
    Mistrz Eliksirów wyszedł z pomieszczenia. Tom myślał jeszcze chwilkę, po czym przywołał gestem postać, która dotąd stała w cieniu. Bellatrix podeszła do niego z obłędem widocznym w oczach.
- Bello, co myślisz?
- To podejrzane, panie. Stary głupiec nie jest wcale taki głupi. Może...
- Doceniam twą troskę, lecz akurat Snape'owi mogę w tym względzie zaufać. Oczywiście na tyle, na ile można ufać szpiegowi... - Voldemort wygiął usta w złowieszczym uśmieszku.
    Zapadła cisza. Lord błądził wzrokiem po pomieszczeniu. Nie był to luksus, jednak zawsze jakaś kwatera. Mimo wszystko obszarpane zasłony na zakurzonych oknach i bure ściany niezbyt przypadały mu do gustu.
    Nagle zdał sobie sprawę, że w budynku poza nimi i strażnikami (notabene na zewnątrz) nie ma nikogo innego. Śmierciożercy udzielali się społecznie.
    W tym momencie zorientował się, że wodzi wzrokiem po Bellatrix, która patrzyła tylko na niego jak zahipnotyzowana, nie wiedząc kompletnie, co zrobić. Czarny Pan podjął decyzję. Wszystko się tak dobrze układa, dlaczego by nie pozwolić sobie na trochę rozrywki? W końcu też jest człowiekiem. No, w pewnym sensie na pewno...
    Wstał i powoli do niej podszedł...

***

    Dni mijały zwyczajnie. Złota Trójca (czy też raczej już Czwórka) próbowała nadążyć za pracami domowymi, Dumbledore zastanawiał się nad przepowiednią, a o Voldemorcie na razie przycichło. Uczyli się i uczyli, aż nadeszła połowa października. Był środowy poranek i Hermiona siedziała na parapecie, rozmyślając. Ten czas tak szybko mijał! Ani się obejrzy, a będzie Gwiazdka, Nowy Rok, a potem już bardzo blisko do końca roku. Chociaż musiała przyznać, że czas ostatnio wyjątkowo przyjemnie jej płynął. Owszem, uczyła się bardzo dużo, jak zwykle zresztą, ale było też coś więcej. Czuła, że zbliża się do Harry'ego, że w końcu coś zaczyna się dziać. Ile to już razy w przejściu, niby mimochodem, zetknęli się dłońmi? Czterdzieści trzy. Ile już razy ich oczy spotkały się w najmniej spodziewanym momencie tak, że potknęli się na równej jak tafla wody posadzce? Dwadzieścia osiem. Ile to już razy...
    STOP.
    Koniec marzeń, czas wracać do rzeczywistości. Za dwadzieścia minut muszą zejść na śniadanie.
Podeszła do jednego z łóżek i podjęła się jednego z najniebezpieczniejszych zadań na świecie: obudzenia Carmen Brown, która to spała snem sprawiedliwych i nienawidziła wstawania wcześnie.
Hermiona spojrzała na postać zawiniętą ciasno w kołdrę i wzięła głęboki wdech. Szturchnęła dziewczynę, ale ta nie reagowała. Zrobiła to jeszcze raz – ten sam efekt (a właściwie jego brak). Nie mogła jej oblać wodą, bo prawdopodobnie by tego nie przeżyła. Spróbowała inaczej. Stanęła w nogach łóżka i powoli zaczęła zsuwać kołdrę. Carmen zaborczym ruchem ściskała ją jak pudełko Fasolek Wszystkich Smaków. Zirytowana już kompletnie Gryfonka, nie bacząc na konsekwecje, stanowczym ruchem ściągnęła pościel i potrząsnęła koleżanką.
- Obudź się! BROWN, wstawaj!
- Idź sobie... Chcę spać...
- Nie trzeba było siedzieć do drugiej w nocy!
- To nie było siedzenie! Tylko twórcza kontemplacja! Nie moja wina, że pracuję akurat nad nowym eliksirem!
- A właśnie, że twoja. Wstawaj, bo zamienię tę czaszkę w różowiutkiego króliczka – powiedziała poważnym tonem panna Granger.
- Nie ośmielisz się! Bon-Bon jest mój! - Powiedziała Carmen, siadając na łóżku z oburzenia.
- Mówię śmiertelnie poważnie. – Brunetka uniosła różdżkę. - Raz, dwa...
- Dobra, dobra! Już wstaję! - Dziewczyna niechętnie się podniosła, mrucząc pod nosem mnóstwo inwektyw, z czego "wredna ignorantka" i "niedająca się wyspać wiedźma" były najłagodniejsze.
- Też cię kocham, Car! - Zdążyła krzyknąć jeszcze Miona, zanim drzwi łazienki się zamknęły.
    Zeszły na śniadanie, gdzie spotkały chłopaków. Młoda Gryfonka zabrała się za tosty z dżemem dyniowym, ukradkiem obserwując Harry'ego, który rozmawiał z Ronem oczywiście o quidditchu. Uśmiechnęła się do niego łagodnie, a on, ku jej ogromnej radości, odwzajemnił się.
    W nastroju ogólnej euforii udała się z przyjaciółmi na lekcję zaklęć. Flitwick uczył ich zaklęcia zszywającego, a pani Pince dostarczyła książki z biblioteki, które trzeba było właśnie pozszywać.
    Hermiona naprawiła swoje tomiszcza i teraz z zaciekawieniem czytała jedno z nich zatytułowane "Śladami przeszłości, czyli wojny o niepodległość wróżek". To było naprawdę bardzo ciekawe, zwłaszcza system gospodarczy i ekonomiczny tych niepozornych stworzonek.
    Właśnie kończyła rozdział trzeci, gdy drzwi do sali się otworzyły. Wyłoniła się z nich profesor McGonagall, która od razu oświadczyła:
- Filiusie, mam problem. Jeden z twoich Krukonów na mojej lekcji przetransmutował swoją dłoń w popielniczkę, która na dodatek gryzie i musisz się tym zająć.
- Oczywiście, Minerwo, już idę. - Ponownie zwrócił się do klasy. - A wy ćwiczcie dalej. Jeśli skończycie z książkami, możecie iść – powiedział i odszedł wraz z nauczycielką transmutacji.
    Hermiona chciała wrócić do lektury, jednak zauważyła Harry'ego, który wpatrywał się gdzieś ponad jej ramieniem.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Seamus coś znowu kombinuje. Chyba próbuje zmienić zaklęcie.
- No nie! Przecież mu zawsze wszystko wybucha! Jako prefekt muszę go powstrzymać.
    Szybkim krokiem podeszła do jego biurka, przy którym zgromadziła się już praktycznie cała klasa. Za nią niepewnie ruszył Harry, również ciekawy eksperymentu.
- Co robisz, Seamus?
- Nic. Zaklęcia sobie ćwiczymy, prawda, Dean? - Chłopak mrugnął do kolegi.
- Oczywiście – zapewnił gorąco.
- Patrz, wystarczy, że tylko raz machnę różdżką, a pozszywam wszystkie te książki i będziemy sobie mogli pójść.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł... - Hermiona próbowała interweniować, ale było już za późno. Seamus rzucił zaklęcie.
    W tym momencie nastąpił (jak można się było spodziewać) wybuch. Wszyscy padli na ziemię, na szczęście nikomu nic się nie stało. Nikomu poza...
- Harry, puść moją rękę! - Rozległ się głos panny Granger. Wybraniec próbował wyszarpnąć dłoń z uścisku, ale nic z tego.
- Nie mogę!
    Wokół zebrał się już całkiem spory tłumek, przez który nieszczęśliwie mały profesor Flitwick musiał przebrnąć.
- Spokój! Rozsunąć się! - Krzyczał swoim piskliwym głosikiem. - Co tu się stało?
- Nieudane zaklęcie, proszę pana – odpowiedziała Hermiona. - Nie możemy z Harrym rozdzielić dłoni. Skleiły się, i to na dodatek moja prawa z jego lewą!
- Cóż... To dziwne. Zaklęcie musiało się przetransmutować. Klasa wolna! - Wszyscy zaczęli się pakować. - A wy dwoje chodźcie do mojego gabinetu.
    Chcąc, nie chcąc, Harry i Hermiona udali się za niskim człowieczkiem do pokoju oddzielonego od pracowni. W środku było sterylnie czysto. Wszystko ładnie poukładane i w jak najlepszym porządku. Zauważyli, że nauczyciel szuka czegoś w przepastnej szafie. Po chwili wyjął z niej średniej wielkości buteleczkę z żółtawym płynem w środku i jakiś metalowy przedmiot, podobny do mugolskiego stojaka na probówki, jednak z dziwnym mechanizmem w środku. Postawił go na stoliku, przyłożył złączone dłonie Gryfonów do zębatki i machnął różdżką. Urządzenie zapiszczało trzy razy, zaskrzypiało i wypluło kawałek pergaminu. Nauczyciel uważnie go przestudiował, kiwając przy tym potakująco głową. Zatarł ręce, chwycił buteleczkę i podał ją uczniom, mówiąc:
- Posmarujcie tym wasze ręce. Jeśli dobrze pójdzie, to za jakieś czternaście godzin się rozłączą.
- Ale profesorze! Jak my mamy w tym czasie odrobić choćby lekcje, nie wspominając już o pójściu do łazienki?! - Hermiona jak zwykle praktycznie podeszła do sprawy.
- Samopiszące pióra rozwiążą pierwszą kwestię, a druga, jak się sami przekonacie, nie stanowi problemu. – Uśmiechnął się szczerze. - Zaklęcie działa w taki sposób, że w razie potrzeby rozłączycie się na dziesięć minut, lecz nie próbujcie go oszukiwać, bo inaczej źle to się dla was skończy. Jakieś pytania? Skoro nie, to lećcie na lekcje!
    Posłuchali nauczyciela i zrezygnowani udali się do chatki Hagrida na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Na szczęście w środy nie mieli zajęć, podczas których potrzebne by im były obie ręce.
    I tak w szkole szeptano o nowej parze w Gryffindorze. Mimo zaprzeczeń, a nawet wyczarowania przez Hermionę z tyłu ich szat napisu NIE JESTEŚMY PARĄ, TO TYLKO ZAKLĘCIE, strasznie o nich plotkowano. W końcu się przyzwyczaili, więc gdy zeszli na kolację, zwyczajnie zignorowali irytujące spojrzenia. Usiedli przy stole i tu pojawił się problem.
- Harry, jak ja mam jeść? - Miona wyglądała na zmieszaną. - Przecież jestem praworęczna... Nie dam sama rady...
- Mam pomysł – Harry nadział na widelec ziemniaczka i powoli podsunął pod jej usta. - Jedz. Nakarmię cię.
- Wiesz, że to trochę dziwne? - Mruknęła zawstydzona Hermiona.
- A co dzisiaj nie jest dziwne? - Odpowiedział Wybraniec pytaniem na pytanie. - Nie mogę przecież pozwolić, żebyś mi tu zemdlała z głodu. W końcu kto mi pomoże w lekcjach? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Brunetka chciała coś powiedzieć, jednak Potter podsunął jej kolejny przysmak pod nos. Dziewczyna była tak głodna, że już nic nie powiedziała.
    W końcu Harry również się najadł, wstali więc, aby udać się do Pokoju Wspólnego. Szli właśnie korytarzem, gdy usłyszeli za sobą drwiący głos.
- Ej, Potter, jednak chodzisz z tą szlamą? Myślałem, że wybierzesz kogoś lepszego...
- Nic ci do tego, Malfoy. A poza tym, to zaklęcie. – Harry wyglądał, jakby zaraz miał się rzucić na Dracona i odgryźć mu nos, a potem całą resztę twarzy.
- Faktycznie. Powinienem się domyślić, że sam nie dotknąłbyś tej mugolaczki... AUUUU!!!
    Blondyn zwinął się z bólu na podłodze. Właśnie dostał dwa ciosy: jeden mocny w szczękę (od Pottera) i drugi, trochę słabszy, w podbrzusze (od arcygrzeczniej pani prefekt). Gryfoni tylko spojrzeli po sobie – i pobiegli do Pokoju Wspólnego.
    Już za portretem odetchnęli z ulgą, po czym natychmiast oboje ryknęli śmiechem.
- Niezły cios, Hermiono. O to bym cię nie podejrzewał.
- Ja siebie chyba też nie – przyznała. - Chociaż w trzeciej klasie już raz ode mnie oberwał.
- Racja. Powinien się nauczyć szacunku, nędzna fretka.
    Złapali oddech i usiedli przed kominkiem. Po chwili dołączyli do nich bliźniacy, testujący swój najnowszy wynalazek – Krówkowe Łamaczki.
- Jak to działa? - Zainteresował się Ron.
- Bardzo prosto – rzekł Fred.
- Zjadasz na lekcji brązową końcówkę – powiedział George.
- I mówisz nauczycielowi, że złamał ci się chyba nos...
- A gdy wychodzisz...
- Zjadasz czerwoną końcówkę...
- I masz wolne! - Wykrzyknęli razem.
- Wam się nudzi, chłopcy, prawda? - Spytała rezolutnie Hermiona.
- Oczywiście. Chciałabyś trochę? - Zawołali razem.
- Dziś sobie podaruję – delikatnie odmówiła.
    Przez chwilę panowała cisza. W końcu odezwał się Harry:
- Co robimy z pracą domową? - Granger westchnęła głośno.
- Dobra, upiekło ci się. Ja dyktuję, ty piszesz.
- Co?! A samopiszące pióro? - Oburzył się Wybraniec.
- A wiesz, co mu podyktować?
- Dobra, wygrałaś. Gdzie się podział ten kałamarz?

13 komentarzy:

  1. Przepraszam, co to jest Liebster Awards?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytuję: Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

      Po prostu się jakby reklamujemy :)

      Usuń
    2. A zatem dziękuję ;) bardzo mi miło i sympatycznie, że ktoś uważa moje wypociny za "dobrze wykonaną robotę" ;>

      Usuń
  2. No ja tez nie kojarze, więc podłączam sie do pytania blond-wredoty, ale i tak dziękuję bardzo ;D
    Jeny, ale Ten Snape i Dumbledore mnie zawsze dobijają XD A potem jeszcze ta jaszczurka, brrr, czy on sobie samopalacza kupić nie może? Ej, a skoro on nie miał nosa to ciekawe co by się z nim stało po zjedzeniu Krówkowej łamaczki XD
    A czy on i Bellatrix na końcu tenteges? Nie wiedziałam, że ten gad ma popęd seksualny. No no, dobrze chociaż, że skierował go przedciwko Belli, a nie np. biednemu Sev'kowi
    Chyba powinnam podziękować Seamusowi, prawda? Jak go spotkasz to przekaż wyrazy wdzięczności! Ipp!! To było takie słodziuchne że Harry postanowił ją nakarmić, nieco dziwaczne, owszew, ale wciąż urocze.
    A Carmen ciągle irytujaco fajna. Bon- Bon? Hmmm.. Orginalnie nie ma co! A czego to była właściwie czaszka, bo już mi z głowy wyleciało? Ludzka, czy jakiegoś zwierzaka? Pozdrawiam, i czekam na jak najszybsze pojawienie się rozdziału 12!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie rozbawiłaś tym komentarzem nie ma co ;D

      Usuń
  3. świetne, świetne! Ten czar, aż to sobie wyobraziłam hehhe. Tak samo jak wstawanie Carmen :D
    Dziękuję za nominację i zapraszam na rozdział 21

    www.hermionadraco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za nominację!
    A co do rozdziału to ciekawy, tylko nie pisz więcej "ziemniaczki" - dziwnie to brzmi! A co do tej czaszki... To faktycznie dziwna nazwa, bo bonbon to po francusku cukierek :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. No heeeeej :D
    Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale miałam małe problemy z blogiem :<
    Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za nominację <3
    Rozdział bardzo mi się podobał *___*
    Nie poznaję Twojego stylu! Jeżeli by go porównać z tym, jak pisałaś kiedyś to... po prostu FANTASTYCZNIE!
    Jeeeeeeej, to było takie urocze jak Harry karmił Hemrionę ♥,♥ Może była to lekka przesada, ale i tak - urocze ^^
    Uwielbiam ten rozdział, bo pełno w nim wszystkiego, co najlepsze! Harrymione, zabawne budzenie Car, infantylni bliźniacy, tajemnice <333
    No po prostu najlepszy rozdział! *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj :)

    Dziękuję za nominację, naprawdę się jej nie spodziewałam!
    Co do rozdziału, bardzo mi się podoba, dobrze napisany, nie wyłapałam dużo błędów a i stylistycznie wszystko gra :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Liley

    OdpowiedzUsuń
  7. http://sevmione-love.blogspot.com/
    nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. http://sevmione-love.blogspot.com/
    nowy ;>

    OdpowiedzUsuń
  9. HGSS bez cukru. Podobieństwa są jasne. Mam nadzieję, że dalej będzie coś wymyślonego przez Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobieństwa? ciekawe czy mroczna wie jak się profanuje jej autorskie pomysły. "Bez cukru" to klasyk wśród ff, a twoja bezczelność(oczywiście mam na myśli autorkę tego bloga) jest porażająca, jeśli brak ci własnej wyobraźni odpuść pisanie.....

      Usuń