„Ucałuję
cię i obejmę, mała,
Obietnice
spełnię
W
północ przysięgane.”
-
Wilson Pickett
Zmęczony
Snape wszedł do wypełnionego ciszą zamku. Całą noc użerał się
z tym idiotą Singerem, był wykończony. Energicznym krokiem
skierował się do swoich komnat, aby wykorzystać ostatnie chwile
spokoju zanim wrócą uczniowie z ferii. Gdy tylko otworzył drzwi,
od razu wyczuł zagrożenie. Ktoś tu był.
Zanim
jednak jego bystre oczy dostrzegły bałagan i dwie postacie, poczuł
znajome dłonie oplatające jego szyję. Tak się ucieszył, że
Carmen jest bezpieczna, że od razu odwzajemnił pocałunek. Jednak
coś mu tu nie grało... Często czekała na niego w pracowni, jednak
teraz kątem oka dojrzał, że nie wszystko jest na swoim miejscu.
Powoli odsunął ją od siebie, spojrzał jej w oczy, a ona nic nie
rozumiała z jego dziwnego zachowania. Dopiero po chwili do niej
dotarło.
- Granger,
co ty robisz na mojej podłodze? - Snape próbował groźnie
warknąć, jednak sytuacja wydała mu się tak komiczna, że nic z
tego nie wyszło.
Hermiona
podniosła się na łokciach i czekała, aż komnata przestanie
wirować.
- Czy
ona jest trzeźwa? - zapytał Mistrz Eliksirów, podchodząc do
dziewczyny.
- Tak.
To bardziej skomplikowana historia, ale już wszystko w porządku –
odparła Carmen, dopiero teraz zdając sobie sprawę z bałaganu,
jakiego narobiły.
W
kociołku bulgotały resztki eliksiru, który teraz zaczął
wydzielać bardzo nieprzyjemny dla nosa zapach. Wokół walały się
puste lub do połowy opróżnione fiolki, na desce zostało kilka w
połowie pociętych składników. Podłoga upstrzona była w ciemne
wzory utworzone przez wymiociny. Gorzej było chyba tylko wtedy, gdy
Ron o mały włos nie wysadził sali.
- Evanesco!
- wymruczała Carmen, przez co zapanował względny porządek.
- To
ja już pójdę... - Hermiona ledwo mogła mówić. Gdy spróbowała
stanąć, nogi jej się trzęsły.
- Uważaj!
- warknął Snape i pomógł jej złapać równowagę. - Mamy sporo
do pogadania – powiedział i rzucił wściekłe spojrzenie Carmen.
- Na
mnie nie patrz, ja nic złego nie zrobiłam – broniła się,
patrząc jak Hermiona powoli człapie w stronę drzwi. W końcu jej
misja zakończyła się sukcesem i opuściła salę.
- Chodź.
Mistrz
Eliksirów złapał dziewczynę za rękę i poprowadził do swoich
komnat. Usiedli naprzeciw siebie w fotelach.
- Opowiesz
mi teraz łaskawie, co tu się działo?
- Profesor
od obrony przed czarną magią. To się stało.
- Collins?
- Severus przez chwilę trawił tę informację. - Przecież miał
być...
- ...z
Hermioną, tak. Tylko chyba za bardzo go poniosło. Nie rób takich
oczu, wiem, że jest Śmierciożercą.
- W
takim razie będzie mi łatwiej to wytłumaczyć.
- Słucham.
- Dostał
misję od Czarnego Pana. Dowodzi całym zastępem wampirów. Więcej
nie mogę powiedzieć, to cholerstwo mi nie pozwala. - Wskazał
swoje lewe przedramię.
- Stoi
wyżej od ciebie? - Skinął głową. - Niedobrze. Zmienił Hermionę
w wampira.
- Co
zrobił?! - wrzasnął Snape. Jednocześnie prawie spadł z fotela.
- To,
co słyszałeś.
- Ale
jak... Widziałem ją i wyglądała całkiem normalnie... - Wydawał
się bardzo zmieszany.
- Odmieniłam
ją.
- To
niemożliwe – powiedział pewnie.
- Mów,
co chcesz. Widziałeś efekt.
- W
takim razie... jak?
Gdy
Carmen opowiadała mu całą historię, jego szczęka opadała coraz
bardziej w kierunku podłogi. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego
jest możliwe... Ten eliksir mógłby odmienić oblicze współczesnej
magii! Może ona jednak nadaje się na Mistrzynię...?
- Dobra
robota. Ale nie popadaj w samouwielbienie, to mógł być tylko
pojedynczy przypadek. Gdyby tylko udało się tak zmienić
recepturę, żeby eliksir działał również na wampiry, które
piły ludzką krew... To byłby przełom. Wygralibyśmy z Czarnym
Panem, bo bez armii Collinsa jest nikim.
- Nie
wiem czy to możliwe... Od lat ten przepis jest w naszej rodzinie,
wielu próbowało, ale nic z tego nie wyszło...
- Wątpisz
we mnie? - Snape uniósł brew.
- Jasne,
że nie! - Uśmiechnęła się i usiadła mu na kolanach. - Jeśli
ty tego nie dokonasz, to nikt inny również nie da rady.
Mruknął
z aprobatą i delikatnie ją pocałował. Wplotła dłonie w jego
włosy.
***
Na
dworze szalał wiatr, ciemne chmury przesłoniły niebo, a śnieg
zamienił się w szarą papkę. Wracający z ferii uczniowie nie byli
w rewelacyjnych nastrojach, bo już następnego dnia miała zacząć
się szkoła. Rozmawiali ze sobą o prezentach, jakie dostali i o
czasie spędzonym z rodziną, jednak aura smutku w Nowy Rok wisiała
nad całą Europą.
Z
torby trzeciorocznej Puchonki wypadł egzemplarz Proroka Codziennego.
Nikt nie zauważył, że śnieg zamoczył kartki specjalnego wydania.
Na każdej stronie opisano atak w innym mieście. Było ich
czterdzieści pięć.
Zniszczono
Wieżę Eiffle'a, zburzono Koloseum, hektolitry krwi spłynęły
ulicami Barcelony... Tylko w Londynie było spokojnie, co
zainteresowało nawet mugolskie media. Oczy całego świata zwróciły
się ku temu angielskiemu miastu i zadawano sobie jedno pytanie –
co tak bardzo wyróżnia to miejsce, że nie doszło w nim do żadnego
aktu terroryzmu?
Podobne
rozmyślania prowadziła także Ginny Weasley. Gdy szła korytarzem w
stronę Pokoju Wspólnego, aby w spokoju wrócić do swojego
dormitorium, nie mogła przestać rozważać, czy Draco wiedział o
tych atakach i co miał z nimi wspólnego. Według szacunków zginął
prawie milion ludzi. Niby niewiele, gdy spojrzy się na ogólną
populację, ale jednak... To dwa miliony par oczu, milion bijących
serc.
Nawet
nie zauważyła, że czyjaś silna ręka złapała ją za rękaw
kurtki i pociągnęła za sobą w mrok korytarza. Usłyszała dziwne
szuranie, ale w końcu zdała sobie sprawę, że to młody Malfoy
ciągnie ją za sobą. Po przejściu dwudziestu metrów puścił ją
i mocno przytulił.
- Na
pewno możemy tu rozmawiać? - zapytała z obawą Ginny.
- Sprawdziłem
to miejsce. Spokojnie.
Znajdowali
się w małej sali, nie była to nawet klasa. Dziewczyna kojarzyła
to miejsce, ale nie miała pojęcia skąd. Nie było tu żadnych
mebli.
- Nawet
nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłem. Każda chwila
bez ciebie to tortura. - Draco wciąż trzymał ją w objęciach i
patrzył głęboko w oczy.
- Wiem
doskonale, bo mam tak samo. - W głosie Ginny oprócz smutku, dało
się teraz wyczuć iskierkę radości i zdziwienia. Chłopak
pogładził ją lekko po policzku.
- Muszę
ci o czymś powiedzieć. Czarny Pan się niecierpliwi.
- To
znaczy? - zapytała.
- To
znaczy, że albo mu powiem w końcu kim jesteś i stoisz po naszej
stronie, albo... mnie zabije.
Dziewczynę
ogarnęło przerażające zimno. Poczuła, że cała drży, a jej
oczy robią się szklane. Naprawdę? Aż tak bardzo miękka się
zrobiła, że na wspomnienie o zagrożeniu, traci panowanie nad sobą?
To nie była prawdziwa Ginny. Prawdziwa Ginny walczy o swoje, jest
pewna, zdecydowana i umie podejmować decyzje.
W
tej jednej chwili, która nie mogła trwać dłużej niż dwie
sekundy, na młodą Weasley w końcu spłynęło zrozumienie. To jest
ten moment, w którym musi podjąć decyzję, od której nie będzie
już odwrotu. Życie jej rodziny, przyjaciół, chłopaka i niej
samej zależało od tych kilku słów. Poczuła chłodny spokój
ogarniający jej umysł i serce. Puls wrócił do normalnego biegu.
Przed oczami miała teraz te wszystkie chwile, w których coś jej
nie wyszło, kiedy była po prostu słaba. Ostatnimi czasy nazbierało
się ich znacznie więcej, a ona nie zamierzała tego kontynuować.
Nie w taki sposób. Frustracja i jej wewnętrzne cierpienie w końcu
wzięły górę.
- Powiedz
mu, że... - urwała, aby dobrać odpowiednie słowa. - Że nazywam
się Ginny Weasley i przekonał mnie, że trzeba coś zrobić z tym
światem. Jestem po twojej stronie, Draco.
- Po
naszej – powiedział i mocno ją przytulił. Po jakimś czasie
dotknął jej czoła swoim. - Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa i
mogę na ciebie liczysz. Na tobie, jedynej na świecie, nigdy się
nie zawiodę. I zawsze będę cię kochał.
- Spróbowałbyś
nie! - rzuciła żartobliwie i oboje się uśmiechnęli.
Zrobiła
coś, za czym od dawna tęskniła. Pocałowała go mocno, a on nie
pozostał dłużny. Lekko pchnęła go w kierunku ściany, a on znowu
się uśmiechnął, tym razem szelmowsko i przez chwilę się z nią
drażnił, odsuwając lekko usta, gdy akurat ona chciała je wziąć
w posiadanie. To tylko bardziej ją zachęciło.
Palce
ich dłoni były splecione, a oni od dawna tak dobrze się nie czuli.
***
Harry
miał mętlik w głowie. Przez resztę nocy nie mógł zasnąć i
czuł się winny, że zepsuł Weasleyom zabawę. A mimo to, jak można
się domyślić, najbardziej niepokoiła go tajemnicza wizja. Czy
Voldemort wiedział, że Harry go zobaczył? Gdy spoglądał na
specjalne wydanie Proroka, nabierał coraz większego przekonania, że
Riddle'a to już nie obchodzi. Zajął się teraz zniszczeniem.
Trzeba
przyznać, że udało mu się zasiać panikę. Gdy Harry przemierzał
drogę do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, wszędzie dookoła słyszał
ukradkowe szepty. Ludzie bali się głośno opowiadać o zdarzenia
poprzedniej nocy i nawet obecność Dumbledore'a w zamku nie
uspokajała wszystkich. Przynajmniej, z tego, co na razie wiadomo,
żaden z uczniów nie ucierpiał.
Dalej
nie był pewny tego, co powinien zrobić i co właściwie czuje.
Nadal kochał Hermionę, ale doszedł do wniosku, że zachowywała
się ostatnio co najmniej dziwnie. Hermiona, którą pokochał,
wysłuchałaby go spokojnie i na pewno nie rzucała się od razu na
Collinsa. Coś mocno ścisnęło go w żołądku na samą myśl o tym
aroganckim wampirze. Może przez ferie coś się zmieniło? Tęsknił
za nią, za jej dotykiem i zwykłą rozmową. Oczy w kolorze starego
złota stale go fascynowały i nie potrafił sobie poradzić z
brakiem ich widoku. A deszcz za oknem przypominał mu o każdym
wspólnym tańcu.
Wśród
tłumu ludzi dostrzegł Lunę siedzącą na zimnym parapecie
korytarza. Wyglądała jakoś inaczej... I nie chodziło tu o
ubranie, bo jak zwykle wyróżniała się z tłumu. Podszedł do
niej, aby się przywitać i zapytać, jak jej minął czas wolny.
- Och,
Harry, nadzwyczajnie. Tatuś pokazywał mi swoje najnowsze
znaleziska i razem pisaliśmy artykuły do „Żonglera”.
- To
świetnie.
- A
ty jak sobie radziłeś, Harry? - Luna spojrzała na niego trochę
bardziej skupionym wzrokiem niż normalnie.
- Jak
zwykle, wiesz... Nora, Ron... Można powiedzieć, że tradycyjnie.
- Jesteś
smutny, Harry.
- Słucham?
- Gdy
nikt nie patrzy. Ale ja widzę, że jesteś smutny od czasu tego
balu.
- Cóż...
o tym to już chyba wszyscy słyszeli, więc jeśli pozwolisz to...
Nie
żeby nie lubił Luny, ale czuł się niezręcznie, gdy mówiła o
nim i Hermionie. Jakby prześwietlała go na wylot i wiedziała coś,
czego nawet on sam nie wie.
- Zrobisz
jak chcesz, ale powinieneś wiedzieć, że teraz już wszystko
będzie dobrze. Naprawdę.
Nagle
Harry wpadł na pomysł jak przerwać tę dziwną rozmowę.
- A
co z tobą i Ronem? Strasznie smutny był po tym balu. Pogodziliście
się?
- Nie
do końca... - Policzki Luny zrobiły się czerwone. - Nie
rozmawiałam z nim od tamtego czasu. Myślę, że to nie ma sensu.
- Co?
Przecież miał cię przeprosić, rozmawiałem z nim!
- I
to zrobił, ale po prostu... Nie mogłam mu znowu wybaczyć. To by
się powtarzało. Ron jest swobodnym duchem, nie lubi się
przywiązywać. Wiem, że mnie kocha, ja jego też, ale... Doskonale
wiesz, Harry, że nie mamy ze sobą wiele wspólnego. Na dłuższą
metę to nie wystarczy. Za to ty i Hermiona to co innego, idealnie
się uzupełniacie. Naprawdę uważam, że...
- Przepraszam
cię, Luna, ale muszę już iść. Umówiłem się i... - Pomachał
jej ręką, a ona uśmiechnęła się, jakby zrobił coś głupiego.
- Doskonale
wiem, że to nieprawda, ale do zobaczenia!
Miał
lekkie poczucie winy, że się tak wykręca, ale nie miał obecnie
ochoty słuchać o... o jego byłej dziewczynie. Nie teraz. Musi się
wziąć w garść, ruszyć naprzód. Zrozumieć, że pewnych rzeczy
nie da się przeskoczyć i to zaakceptować. W końcu świat nie jest
instytucją do spełniania życzeń.
Z
tą myślą wszedł do Pokoju Wspólnego. Tu również widać było
przerażenie na twarzach niektórych uczniów, zwłaszcza z młodszych
roczników, ale przywitały go też ciepłe słowa znajomych i Ron,
który z cierpiętniczą miną zabierał się do odrobienia stosu
zaległej pracy domowej, ale w końcu stwierdził, że właściwie to
mogą razem zagrać w partyjkę szachów.
Ledwo
figury ustawiły się na szachownicy, a wejście pod obrazem się
otworzyło i weszła przez nie skołowana Hermiona. Harry przełknął
nerwowo ślinę. Co ten wampir jej zrobił? Wyglądała jak siedem
nieszczęść, jeśli nie dziesięć!
Ubrana
była jeszcze w mugolskie ubrania: poszarpaną bluzkę, zakurzone
dżinsy i coś, co mogło być kiedyś sweterkiem, ale czasy
świetności miało już dawno za sobą. Burza włosów wyglądała
na bardziej poplątaną niż zwykle, a oczy miała wyraźnie
podkrążone, jakby całą noc nie spała. Słaniała się na nogach.
Widząc,
że nikt nie chce jej pomóc, Harry automatycznie podbiegł do niej i
pomógł w przejściu przez dziurę pod portretem. Wymamrotała
podziękowania i spojrzała na niego z wdzięcznością, gdy nagle...
Uświadomiła sobie, kto jej pomógł i wzdrygnęła się jak
oparzona.
- O!
- wyrwało się z jej ust.
- Nie
chciałem cię przestraszyć... - powiedział cicho Harry. - To ja
już pójdę.
Odwrócił
się i chciał ruszyć w stronę Rona, gdy poczuł, że smukłe palce
Hermiony owijają się wokół jego łokcia. Przystanął,
zaskoczony. Spojrzał jej w oczy i zobaczył w nich ikrę dawnej
Hermiony. Serce mu mocniej zabiło.
- Musimy
porozmawiać.
- Też
tak myślę – odparł ostrożnie.
- Ale
nie tutaj. Chodź do Pokoju Życzeń.
Harry
rzucił Ronowi przepraszające spojrzenie. Ten wzruszył ramionami i
zabrał się do pisania eseju z Transmutacji. Potter pomógł
dziewczynie wydostać się na korytarz i razem ruszyli w ciszy w
stronę miejsca dawnych spotkań GD. Obydwoje byli ciekawi co z tego
wyniknie.
świetny rozdział nie mogę się już doczekac kolejnego :)
OdpowiedzUsuńKocham <3 Uwielbiam Ciebie i twoje rozdziały :) Rozumiem że Ty również masz wakacje,ale mam jedno pytanie mniej więcej kiedy można się spodziewać nowego rozdziału ? :)
OdpowiedzUsuńP.S rozdział jest świetny i zachęcający do czytania kolejnych :D
Rozdział w sobotę, co do godziny to jeszcze się zastanawiam :)
UsuńRozdział jak zwykle wyśmienity. Z niecierpliwością czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńSzalenie podoba mi się twój rozdział tylko mam jedno zastrzeżenie: Czy mogłabyś zrobic coś z kolorem zakładek- przez kolor zlewają się z tłem i trudno się przełącza.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawię się co wyniknie z rozmowy Hermiony i Harry'ego. Do następnego :)
Niestety, taki szablon już dostałam, a nie znam się specjalnie na kodach, żeby coś z tym zrobić.
UsuńNiedawno poznalam tego bloga i wczytywalam się w niego z zapartym tchem. Teraz mogę być na bierzaco :D. Jak zwykle cudowny rozdział i juz nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę świetny. Mam nadzieję, że nie stracisz weny ani o nas nie zapomnisz. Dwa dni temu zaczęłam czytać to ff i od razu mi się spodobało. Dzisiaj rano skończyłam czytać i jak przeczytałam ten rozdział to się ucieszyłam, że Hermiona i Harry poszli pogadać. Oby wszystko się wyjaśniło, bo nie wytrzymam. Pozdrawiam, Aria x
OdpowiedzUsuńHej kochana! Nie przepraszaj nas! Masz swoje życie swoje sprawy i... wakacje! Ciesz się z nich jak najdłużej i jak najlepiej potrafisz. Rozdział jak zwykle świetny (i po co ja się powtarzam?) Ciekawe co tam wyniknie z rozmowy Hermiony i Harry'ego. Pozwolę się jeszcze zapytać czy w roku szkolnym rozdziały będą tak jak zawsze? Bo oczywiście nie liczę na to że w wakacje będą regularnie xddd. Życzę weny!!!! Paśku
OdpowiedzUsuń-Cat-
Myślę, że od tej soboty już znowu będą regularnie. Jak pisałam, z poprzednim rozdziałem nie mogłam sobie poradzić, ale kolejne pisze mi się całkiem przyjemnie. We wrześniu jeszcze mam wakacje, więc rozdziały na pewno będą często. W październiku zaczynam rok akademicki, więc nie wiem jak to będzie, ale zrobię, co w mojej mocy.
UsuńSuper! "Powroty" nie tylko w rozdziale, ale przede wszystkim mój powrót do Twojego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńKW.
Świetny rozdział. Miło sie czyta :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Harry i Hermiona będą znów razem? Czekam na nekst. Ma być szybko.
OdpowiedzUsuńŚmierc Alana jakoś tak mnie skłoniła by poodwiedzać blogi, które kiedyś czytałam. Miałam do nadrobienia 4 notki. Jak dla mnie to Hermionka mogłaby sobie zostać dłużej tym wampirem. Tak. Wciąż przepadam za Barnabasem. Cóż zrobić. Severus... ciężko mi się o nim czyta mając przed oczami Alana jako Snape'a.
OdpowiedzUsuńDo następnego
Rickmanicka
PS. Różdżki w górę czarodzieje...
Co za strata...